Forum Rock Music Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Opo mags Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 14:24, 09 Sie 2007 Powrót do góry

zamieszczam tu to, co napisałam dotychczas i będzie to uzupełniane:
-Dzieci, proszę się ustawić, bo będę sprawdzała obecność!- zawołała pani Sherris, nasza wychowawczyni i nauczycielka biologii. Stałam z koleżankami przed szkołą. To właśnie dzisiaj nadszedł ten wyczekiwany przez nas dzień- dzień wyjazdu na wycieczkę. Jechaliśmy pod namioty na 2 dni. Wszyscy byli bardzo podekscytowani i zadowoleni. Wszyscy oprócz pani Sherris, której w sumie się nie dziwiłam. Nawet lekcja z naszą klasą to samobójstwo, ale nasza wychowawczyni przeżyła z nami już 2 klasy to i 3 przetrwa. Zza chmur wyszło październikowe słońce i od razu zrobiło się cieplej.
-..wiesz Mary?- powiedziała moja przyjaciółka Ruby.
-Co?-zapytałam.
-Znowu mnie nie słuchałaś!
-Nie, po prostu się zamyśliłam.- wytłumaczyłam. Często traciłam kontakt z rzeczywistością. Tym bardziej teraz, mając świadomość że jedziemy do lasu- kompletna głusza, dzikie zwierzęta, ognisko, cała klasa...
-Zaraz przyjedzie autokar, więc proszę wszystkich o podejście- powiedziała p. Sherris.
-Chodźmy- powiedziała Hannah, moja druga przyjaciółka.
-Proszę o podniesienie ręki gdy usłyszycie swoje imię- zarządziła pani.
-Jak dla pani to mogę podnieść nawet..-zaczął Mark, nasz klasowy żartowniś, ale przerwała mu szturchnięciem Dammie.
-Mark, uspokój się. Nie pamiętasz umowy?- ostrzegła Dammie, nasz "uspokajacz".
-No dobra wyluzuj- powiedział Mark.
-Coral, Frank, Emmie, Chris, Hanah, Terry, Liza, Mary, Ruby, Mark, Dommie, Dougie, Danny, Nina, Harry, Bloom, April, Tom, Mikey, Juliette, Holly, Gerry, Rose, Sade, Matt, Ville- przeczytała listę pani Sherris, a po chwili zza zakrętu wyjechał autokar i zaparkował na szkolnym parkingu.
-No to teraz proszę schować bagaże!- powiedział kierowca.
-Jak to? Nie pomoże nam pan?- oburzyła się Coral.
-Ja tu jestem od kierowania panienko- odpowiedział.
-Co za gbur- mruknęła Coral, ale wzięła się za wrzucanie śpiwora do bagażnika. Natomiast mi nie szło tak dobrze.
-Mary, sierotko- powiedział Frank. Był to jedne z moich najfajniejszych kumpli.
-Franiu, nie mam tyle siły co ty...-powiedziałam.
-Idź lepiej zajmij nam jakieś fajne miejsce, a ja schowam bagaże.- zaproponował Frank. Weszłam do autokaru, w poszukiwaniu wolnego miejsca.
-Mary, zajęłyśmy ci miejsce- zawołała z tyłu autokaru Ruby. Było tam o tyle wygodnie, że mieliśmy 5 foteli obok siebie. Przy oknie usiadła Hannah, koło niej Ruby, potem ja, Frank i jego kumpel Ville.
-A ty mnie znowu wypchałeś!- zaśmiał się Gerry do Franka.
-Idź lepiej do swojego brata- powiedział Frank, mając na myśli Mikeya. Gerry i Mikey usiedli w fotelach przed nami. I wtedy do autokaru wszedł Dougie. Wyglądał tak...no jak zwykle świetnie. Tylko szkoda, że mnie nie zauważał...
-Jedziemy- zarządziła pani Sherris. Ani się obejrzeliśmy, a już dotarliśmy na miejsce.
-Witaj przygodo...-powiedziałam wychodząc z autokaru.
-Weźcie swoje bagaże, będziemy rozstawiać namioty- powiedziała pani Sherris.
-No to się zaczęło najgorsze- powiedział Frank.
-Namiot należy rozstawiać tak- kierowała nami pani i pokazała każdemu z nas gdzie mamy rozłożyć namiot. I jak to określiła, żebyśmy nie wariowali to sama przydzielała kto ma z kim spać. I w ten sposób Hannah wylądowała w namiocie z Gerrym, Ruby dostał się Ville, a mnie Frank. Na dodatek nasze namioty miały stać koło siebie. Wzięłam się za rozkładanie. To nie było tak proste jak na filmach. A na dodatek Franka zawołała pani i musiałam poradzić sobie sama. Gdy kolejny raz wydawało mi się, że w końcu namiot będzie stał, ten jak na złość się zawalił.
-Może ci pomóc?-zapytał ktoś stojący za moimi plecami.
-Jasne- odpowiedziałam i odwróciłam się by zobaczyć kto to. Myślałam że zemdleję. To był sam Dougie...
-No i w cale nie było tak źle- stwierdził Dougie, patrząc się na namiot, który pomógł mi rozłożyć.
-Dzięki- odpowiedziałam.
-E tam, nie masz za co.
-Mam, bo inaczej musiałabym spać pod gołym niebem.
-Dougie!!- zawołał Mark z drugiego końca obozu.
-Co?- odkrzyknął Dougie.
-Chodź tu, musimy przygotować miejsce na ognisko.- wytłumaczył Mark.
-Sorry Mary, ale jak widzisz gdyby nie ja...-powiedział Dougie, po czym skierował swoje kroki w stronę centrum obozowiska. Odprowadziłam go wzrokiem, a potem poszłam przespacerować się po okolicy. Las był gęsty, liście zaścieliły poszycie, a chodzić trzeba było bardzo ostrożnie, bo te okolice znane były z wielu rowów. Zadziwiła mnie cisza. Nie śpiewał żaden ptak, nie szumiały drzewa... Czułam się jak w jakiejś strefie ciszy. Ale było to dobre miejsce do rozmyślania nad wszystkim i nad jednym.
-Bloody Mary, gdzie się szlajasz?- spytał ktoś idący za mną. Od razu wiedziałam kto to, ponieważ tylko Frank nazywał mnie "Bloody Mary".
-Chciałam się przejść. Nie wolno?
-Nie boisz się?
-Czego Frank? Ciebie?
-Mnie też ale miałem raczej na myśli to, że chodzisz po tej głuszy sama jak palec. Nigdy nie wiadomo co czai się w krzakach...-powiedział Franiu.
-Tu ziemia a nie "Blair Witch". Za dużo oglądasz horrorów.
-Może i tak, ale mam jakieś złe przeczucia co do tej wycieczki.
-Wiesz, wróćmy lepiej do obozu- zaproponowałam.
Nadszedł wieczór. Cała klasa zebrała się przy ognisku, żeby opowiadać straszne historie- nieodzowną część każdego obozu.
-...i wtedy z krzaków wyskoczyła jakaś postać- powiedział Gerry, a w tym momencie ktoś rzucił się od tyłu na Coral.
-Aaaaa!-wrzasnęła dziewczyna.
-Nabrałaś się!-powiedział Mark wstając z niej.
-To nie było śmieszne!- opieprzyła go Coral.
-Ale żałuj ,że nie widziałaś swojej miny!- powiedziała Sade.
-Dzieci spokój- powiedziała pani Sherris.
-Nigdzie mnie ma Ruby!- powiedziała Hannah.
-Jak to?-zapytałam roztrzęsioną przyjaciółkę.
-Ona powiedziała mi przed przyjściem tu, że musi jeszcze coś zabrać. Zaniepokoiłam się, zę jeszcze nie przyszła. Ale w namiocie jej nie było!- powiedziała Hannah i się rozpłakał.
-Dzieci, poszukamy jej.- powiedziała pani i porozdzielała nas na pary. Każdy miał póść szukać gdzie indziej. Ja, Gerry, Sade i Dougie mieliśmy zostać na wypadek gdyby Ruby wróciła.
-Gdzie ona mogła pójść?-zastanawiałam się na głos.
-Nie martw się, na pewno się znajdzie- zapewnił mnie Gerry i szepnął coś do Sade. Widać było, że ona i Gerry coś do siebie czują. Dougie popatrzył się na mnie, a ja na niego.
-To my pójdziemy poszukać Ruby- powiedział Dougie. Wstałam i poszliśmy między drzewa. Kątem oka zobaczyłam jeszcze jak Sade całuje się z Gerrym. Im to się zawsze układało, nie to co mi.
-Ruby Ruby Ruby Ruby!!-zawołałam.
-TO jak w tej piosence- zauważył Dougie.
-Faktycznie-przyznałam. Szliśmy już dobrych kilkanaście minut. Przypomniały mi się słowa Franka, że ma złe przeczucia co do tej wycieczki. Chciałam podzielić się tą informacją z Dougiem, ale gdy się odwróciłam nikogo nie było...
-Dougie, gdzie jesteś?- spytałam. Pomiędzy drzewami dostrzegłam sylwetkę zbliżającego się do mnie człowieka. Rozpoznałam w nim Dougiego.
-Mary, popatrz co znalazłem- powiedział podając mi wisiorek w kształcie chińskiego znaku.
-To należy do Ruby. Dałam jej to na 12 urodziny i od tej pory się z nim nie rozstawała- wytłumaczyłam. Dougie popatrzył na mnie z niepokojem.
-Na pewno ją znajdziemy- obiecał mi, obejmując mnie ramieniem.
-Wróćmy do obozu. Może Ruby już tam jest i czeka na nas?
-Dobrze- zgodził się Dougie i skierowaliśmy się w stronę pola namiotowego.
-Czy na pewno idziemy w dobrą stronę?- zapytałam. Zdziwiło mnie, że na osobności z Dougiem czułam się bardziej swobodniej niż kiedy jesteśmy w większej grupie osób.
-Mary zaufaj mi. A tak korzystając z okazji, że jesteśmy sami to...-zaczął.
-To co?- spytałam, wyobrażając sobie co pięknego może mi wyznać Dougie. Przez głowę przeleciało mi tysiące pięknych scenariuszy.
-Wiesz, nigdy nie było do tego okazji. Zawsze wydawałaś mi się interesująca i w ogóle. Taka mądra, zupełnie inna niż reszta. Po prostu wyjątkowa. Tylko że ja, przepraszam ale zawsze trzymałaś się boku, a ja byłem w centrum uwagi i nie wiedziałem jak do ciebie zagadać, żeby cię przypadkiem nie onieśmielić. Chciałbym, żebyśmy zostali..no cóż. Bliżsi sobie. Zależy mi na tym, bo wydaje mi się że masz ciekawą osobowość. Eee, rozumiesz?- zapytał. Tak szczerze to jego wypowiedź była bardzo zagmatwana.
-Tak, oczywiście- odpowiedziałam, pomimo tego, że pół jego monologu zupełnie nie zrozumiałam.
-Mhm, dzięki.
-Ale zimno- powiedziałam zgodnie z prawdą. Dougie przystanął, zdjął swoją kurtkę i nałożył ją na mnie.
-Cieplej?- spytał.
-Tak- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Popatrz, tam między drzewami widać namiot, a kawałek dalej ognisko. Jesteśmy przy obozie.- zauważył. I faktycznie miał rację, bo po chwili weszliśmy na teren obozowiska. Na ławeczce przy ognisku leżeli Gerry i Sade, całując się namiętnie.
-Chyba przyszliśmy nie w porę- spostrzegł Dougie. Poszłam do mojego namiotu po telefon.
-Usiądźmy pod drzewem- zaproponowałam i tak zrobiliśmy.
-Mary, ja wiem że moje pytanie zabrzmi trochę niezręcznie ale czy ciebie i Franka coś łączy?
-Wiesz, to jest dość osobiste pytanie- powiedziałam zaskoczona.
-Przepraszam. Nie powinienem.
-Ale, w sumie i tak nie mam nic do ukrycia. Ja i Frank to tylko przyjaciele. Właściwie to po co ci to?
-Tak tylko.- odpowiedział. Nastała cisza. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Po pół godzinie obudziła mnie moja komórka. Było jeszcze ciemno, a ja leżałam pod drzewem w kurtce Dougiego, oparta o jego ramię.
-Halo?- powiedziałam zaspana.
-Mary to ja- Ruby.
-Ruby? Gdzie ty jesteś? Wszyscy cię szukają.
-Zgubiłam się. Jestem na pobliskiej stacji benzynowej. Niech ktoś po mnie przyjedzie dobrze?
-Dobrze Ruby- powiedziałam.
-Co jest?- spytał Dougie. Wyjaśniłam mu wszystko dokładnie. Przerwaliśmy Gerry'emu i Sade pocałunki i poprosiliśmy aby pomogli nam obdzwonić wszystkich z klasy.
Po godzinie wszyscy byli już w obozie, a pani Sherris pojechała po Ruby. Kilkanaście minut później obydwie były już wśród nas. Wszyscy- choć zmęczeni byli szczęśliwi. Mieliśmy już pójść spać. Miałam iść do naszego namiotu, ale zatrzymał mnie Dougie. Podszedł do mnie.
-Mary, dobranoc- powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Dobranoc- odpowiedziałam i wróciłam do namiotu. Cały czas czułam ciepło jego ust na moim policzku.
-Co w takim dobrym humorze?- spytał Frank.
-Cieszę się, żę Ruby wróciła- powiedziałam. Było to po części prawdą. Ale tylko po części...
Wszyscy wstaliśmy bardzo późno, gdyż byliśmy niesamowicie zmęczeni.
-Ale mi się nie chce wstawać- powiedziałam do Franka ziewając.
-W cale nie musisz- odpowiedział wyczołgując się ze śpiwora.
-Nie było ci zimno?- spytałam, widząc że Frank spał w samych bokserkach.
-Nie- odpowiedział.
-Idę do Hannah- powiedziałam i wyszłam z namiotu. Na środku obozowiska widniały ślady po ognisku. Weszłam do namiotu Hannah.
-A gdzie zaginął Gee?- zapytałam gdyż Hannah była sama w namiocie.
-Wybrał się na noc do Sade. Widać na kilometr, ze ich coś łączy.
-Tak, ale bardzo do siebie pasują- przyznałam.
-O, a skąd taka pewność?
-Nie wiem, po prostu tak jakoś czuję.
-A tobie podoba się Dougie, prawda?
-Hannah, no przecież nie będę cię okłamywać, a poza tym dobrze wiesz, że on podobał mi się od kiedy go poznałam.
-Wiem. Słyszałam, że wczoraj w nocy szukałaś z nim Ruby.
-Tak...
-I co? Powiedziałaś mu coś?
-Zależy co masz na myśli.
-Nie drocz się ze mną Mary! O czym gadaliście?
-Ogólnie o wszystkim. Wypytywał się o mnie i Franka.
-Czyli mu się podobasz- wywnioskowała Hannah.
-Bankowo- powiedziałam bez przekonania i wróciłam do swojego namiotu. Po śniadaniu pani kazała nam się spakować i wsadzić bagaże do autokaru.
-Dzieciaki, proszę zająć swoje miejsca- poprosiła nas pani Sherris, ale dała radę zapanować nad nami dopiero po jakiejś godzinie. U nas zawsze panuje zasada "kto pierwszy ten lepszy" więc na 5 tylnych i jak uważaliśmy "honorowych" miejscach usiedli: Frank, ja, Dougie, Gee i Sade.
-A od dziś będziesz Mary Jane- powiedział w pewnym momencie Frank.
-Jak marycha?- spytała Sade.
-Dokładnie- potwierdził Frank, a całą resztę podróży spędziliśmy kłócąc się o moją nową ksywę. Oczywiście nie brali w tym udziału Gee i Sade, bardzo sobą zajęci.
-Przystopujcie trochę- powiedział Frank i dostał ode mnie łokciem w brzuch.
-Ej, daj im spokój- szepnęłam.
-Bo co?- spytał.
-Bo się do ciebie już nie odezwę.- powiedziałam i poskutkowało.
-No dobra. -powiedział i się odwalił.
-Mary, co byś powiedziała na lody? Jutro pasuje?- spytał Dougie gdy wysiedliśmy z autokaru.
-Ok- zgodziłam się i poszłam szybko w stronę domu.
-Mary Jane- zawołała za mną Frank.
-Co chcesz?
-Sorry za to w autokarze.
-Tylko tyle.
-No, do jutra.- powiedział, chwycił za brodę i złożył na moich ustach pocałunek, po czym odszedł. Frank mnie pocałował. Mój najlepszy przyjaciel i tylko przyjaciel...
Byłam bardzo zaskoczona zachowaniem Franka. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłby wyskoczyć nagle z takim numerem. Tym bardziej, że byliśmy WYŁĄCZNIE przyjaciółmi.
Niestety następnego dnia trzeba było pójść do szkoły, co oznaczało nieuchronne spotkanie zarówno z Dougiem jak i z Frankiem. Zamiast iść na nogach postanowiłam pojechać autobusem, byleby nie natknąć się na Franka zanim jeszcze dotrę do szkoły. Cały czas zastanawiałam się czy dam radę patrzeć w oczy Dougiemu, ukrywając przy tym to, co zrobił Frank. Szczerze w siebie wątpiłam i zastanawiałam czy nie odwołać „randki” z Dougiem.
Nie miałam jednak dużo czasu na rozmyślenia- autobus dojechał pod szkołę w 10 minut.
Przebrałam buty i poszłam pod salę. Na korytarzu pod ścianą leżał Frank i żuł ostentacyjnie gumę. Zauważyłam, że nie ma ani Hannah ani Ruby. Usiadłam więc obok Franka.
-Co tam …słychać…Bloody Mary?- zapytał robiąc pauzy między mlaśnięciami.
-Nic interesującego- odpowiedziałam zdziwiona. Frank zachowywał się, jakby zupełnie nic się nie stało!
-Acha…to fajnie, a zrobiłaś…może to….zadanie z…geografii?
-Mam.
-To daj… mi odpisać.
-Nie, od początku roku nie odrobiłeś ani jednego zadania. Może byś ruszył swoje cztery litery i w końcu zrobić coś samemu chociaż ten jeden jedyny raz!
-Ej no… Mary luz.
-Dobra dam ci to ale ostatni raz.
-Niech ci będzie Bloody…-zgodził się Frank, a ja wyjęłam z torby zeszyt- Wiesz, że ratujesz mi tyłek.
-Tak, Frank wiem.
-Kochana jesteś- powiedział po czym poczochrał mnie po głowie i poszedł do męskiej toalety odpisać ode mnie zadanie z geografii. Po chwili zadzwonił dzwonek i przyszedł pan Gejzer od geografii.
Gdy wchodziłam do klasy, w drzwiach zaczepił mnie Dougie.
-Mam nadzieję, że nasze spotkanie pozostaje aktualne?- spytał.
-Yhm, jasne-odpowiedziałam.
-Proszę szybciej- ponaglił nas Gejzer. Weszłam do klasy i usiadłam w trzeciej ławce pod oknem.
-Mogę się przysiąść?- spytała Sade.
-Jasne- odpowiedziałam.
-Na dzisiejszej lekcji dowiemy się co to jest erozja gleby, jakie są jej skutki i przyczyny.- zaczął swój nudny jak zawsze wykład Gejzer.
-Bloody- szepnął ktoś z końca sali. Korzystając z okazji, że nauczyciel akurat odwrócił się w poszukiwaniu jakiegoś wykresu, lub czegoś równie nudnego, spojrzałam co Frank (bo tylko on woła na mnie „Bloody”).
-Co chcesz?- spytałam.
-Łap- powiedział i rzucił do mnie liścik. Rozłożyłam kartkę i przeczytałam ( ledwo, ledwo) co na niej napisano.
„Czy ciebie i Douga coś łączy? Słyszałem, że się z nim gdzieś umówiłaś…czemu mi o tym nie powiedziałaś? Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim….” Niezwłocznie mu odpisałam. „Frank, to nie tak. Po prostu idę nim na lody. Miałam ci powiedzieć ale nie było czasu.”
-Mary, co to za liścik? Proszę go natychmiast wyrzucić do kosza.- powiedział Gejzer.
-A idź się schowaj pedale- szepnęłam wrzucając do kosza kartkę.
-Coś mówiłaś?- spytał Gejzer.
-Nie panie profesorze, nuciłam sobie piosenkę- powiedziałam, a wtedy zadzwonił dzwonek.
Następną lekcją było wychowanie fizyczne.
-Dzisiaj mamy łączone zajęcia na basenie- przypomniała nam Dommie.
-Świetna okazja żeby kogoś utopić- dodał Mark.
Chłopcy poszli do męskiej szatni, a my do damskiej. Lubiłam zajęcia na basenie i cieszyłam się, że nasz szkoła posiada taki obiekt.
-Och, nie! Zapomniałam, że dziś przypada nam basen i zapomniałam użyć wodoodpornych kosmetyków!- żaliła się sobie samej Coral, stojąc przed lustrem i gapiąc się w swoje odbicie.
-Coral, zamknij się- powiedziała Sade.
-Jak ja będę pływała? Cała się rozmażę!- lamentowała Coral.
-Mogę ci pożyczyć moje- zaproponowała Sade, bardziej dla świętego spokoju, niż z koleżeństwa. Coral niechętnie się zgodziła, ale skorzystała z oferty i w końcu przestała narzekać. Usłyszałyśmy pukanie do drzwi szatni.
-Dziewczynki proszę wychodzić- powiedziała pani Stab, nasza wuefistka. Poszłyśmy na basen.
-Dzień dobry. Zróbcie zbiórkę- powiedziała pani Stab. Wykonałyśmy jej polecenie, natomiast chłopaków zdecydowanie trudniej było opanować. Szczególnie Marka i Franka, którzy rozkręcili się teraz na całego.
-Proszę wejść do basenu i przepłynąć na rozgrzewkę cztery długości-zarządziła nauczycielka. Woda była świetna do pływania: ani nie za zimna ani nie za ciepła- dokładnie taka jak lubię.
Płynęłam już trzecią długość gdy ktoś- łatwo się domyślić kto- chwycił mnie za nogę.
-Frank ty idioto- wydarłam się jak najgłośniej umiałam.
-Bloody, bo ogłuchnę- zaśmiał się Frank i popłynął za mną do brzegu.
-Jesteś nienormalny.
-Wiem, przecież za to mnie lubisz.
-Niekoniecznie za to.
-Więc za co? Czyżbym był aż tak olśniewająco piękny?
-Chyba głupi.
-Oj, przestań. Nie dostrzegasz we mnie niczego pozytywnego?
-Teraz jakoś niespecjalnie.
-Chyba nie powiesz, że źle całuję?- rzucił i odpłynął. Znowu mnie zamurowało. Frank o niczym nie zapomniał. Raczej wprost przeciwnie: cały czas o tym myślał. Przyszła pani Stab.
-Podzielcie się na 4-osobowe składy-powiedziała.
-Mary, będziesz ze mną?- spytał Dougie.
-Tak.- odszepnęłam.
-Czemu jesteś taka ponura? Czy coś się stało?
-Nie…
-Na pewno?
-Tak.
-Chodź, będziemy z Sade i Gerrym, dobrze?- powiedział i objął mnie w pasie. To było trochę takie…krępujące. Ale potem, gdy popatrzyłam na jego umięśnioną, ciepłą rękę i uśmiechniętą twarz, przestało mi to przeszkadzać.
-Dobra.
-Chyba, że wolisz być z Frankiem.
-Nie- odparłam szybko.
-Pokłóciliście się, co?
-Można tak powiedzieć. Ale nie chce mi się o nim gadać.
-Mark znowu topi Coral- powiedział Dougie. Miał rację.
-Jak zawsze.
-Ciekawe jak długo jeszcze będą grali w te podchody, zanim zaczną ze sobą chodzić.
-Myślisz, że oni coś do siebie czują?
-Widać to doskonale.
-Ale Coral nie cierpi Marka!
-Powiedz, czy Coral często mówi prawdę?
-No nie za bardzo.
-Właśnie…
-Mark z Coral. Boże, w życiu by mi to do głowy nie przyszło!
-Widzisz Mary, nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. A przeciwieństwa się przyciągają.
-To prawda. Ja też nie sądziłam, że Frank mógłby mnie po..- powiedziałam, ale w ostatnim momencie ugryzłam się w języka.
-Co?!
-Uhm, nic.- powiedziałam i poczułam jak robię się czerwona na twarzy. Mało brakowało, a wszystko wyszłoby na jaw. Potem graliśmy w czwórkę w piłkę wodną. Reszta lekcji wlokła się niemiłosiernie. Ale najgorsze stało się po lekcjach. Miałam zamiar iść do domu aby przygotować się na „randkę” z Dougiem. Niestety tuż przed szkołą złapał mnie Frank…
-BM idziesz sama?
-Tak Frank. Sama. A sama to znaczy bez nikogo: bez Sade, bez Gerry’ego i przede wszystkim bez ciebie.
-Ale po drodze coś może ci się stać.- kombinował dalej Frank.
-Chodzę tą drogą już trzeci rok. Nie pierwszy i nie drugi raz będę wracać sama i wiesz co? Do tej pory jeszcze żyję, więc jeśli jeszcze raz pójdę sama na pewno nic mi się nie stanie. A poza tym nie mam czasu- spieszę się.
-Ej Mary, nie obrażaj się.
-To chodź już-powiedziałam, bo inaczej nie miałabym spokoju. Szliśmy w milczeniu, aż do pewnego czasu.
-Mary, nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
-Jakie pytanie?
-Pytałem się o moje pozytywne strony, a ty nie odpowiedziałaś mi, czy dobrze całuję.
-Frank, ale ja, ja sama nie wiem...
-Masz jakieś wątpliwości?- spytał. Usiedliśmy na ławeczce, wiał jesienny wiatr, ale niebo było bezchmurne.
-Ja po prostu...
-Pomogę ci je rozwiać- powiedział. I ponownie to zrobił...Delikatnie pocałował mnie w usta. A ja? Sama nie wiem czemu pozwoliłam mu na to. I żeby tylko!! Przymknęłam oczy i oddałam mu ten pocałunek. Czułam w brzuchu tysiące motyli. A Frank całował mnie tak czule, że nie miałam ochoty przestać. Może Dougie faktycznie miał rację? „Przeciwieństwa się przyciągają”- a ja i Frank bardzo się różnimy.
-Przepraszam, nie możemy- powiedziałam gwałtownie przerywając pocałunki.
-Czemu Mary?
-Frank! Ja do ciebie nic nie czuję. Jesteśmy przyjaciółmi i niczym więcej.
-A ja sądzę, że z tego mogłoby być coś więcej. Nie dasz szansy temu uczuciu?
-Muszę ci coś wyznać. Podoba mi się Dougie, a ja jemu chyba też.
-Rozumiem. Nie chcesz po prosty stracić takiej zdobyczy.
-Nieprawda. Tylko że... Frank to takie skomplikowane. Sama tego nie rozumiem.
-Pogodzę się z tym, że wolisz jego. Będziemy nadal przyjaciółmi?
-Jasne Frank-powiedziałam siląc się na uśmiech.
-Mam tylko jedną prośbę: pamiętaj, że ja zawsze będę czuł coś więcej. Ale mówiłaś, ze się spieszysz.
-Tak muszę już iść.
-Udanej randki.
-Skąd wiesz?- zdziwiłam się.
-Nieistotne. Do jutra.
-Tak... Do jutra- szepnęłam i każde z nas poszło w swoją stronę.
Weszłam do domu. Nikogo nie było, więc zjadałam batona i poszłam się przygotować się na spotkanie. Nie zastanawiałam się długo nad wyborem ciuchów, bo wiedziałam, że na pewno pobrudzę się lodami. Umyłam zęby. Zadzwonił telefon.
-Tak?
-Hej, to ja- Dougie.
-Cześć.
-Jesteś już gotowa? Może przyszedłbym po ciebie albo coś?
-Doug, nie ma takiej potrzeby. Dam sobie radę.
-OK., więc będę czekał na ciebie na placu obok kolumny.
-Dobrze, będę za pół godziny.
-Super! Nie mogę się doczekać.
-Ja też.- powiedziałam i zakończyłam rozmowę. Ciągle myślałam o Franku. Może on miał rację? Bardzo dziwnie się czułam z tym wszystkim. Chyba zaczynałam inaczej patrzeć na Franka: nie jako przyjaciela ale pod kątem chłopaka. Chociaż z drugiej strony bardziej pociągał mnie Dougie
Ani się obejrzałam, a już musiałam wyjść na autobus. Po 15 minutach byłam na miejscu. Od razu zobaczyłam Dougiego.
Stał oparty o kolumnę, był inaczej ubrany niż w szkole. Frank zawsze chodził w jednym ubraniu co najmniej 4 dni... Wtedy
do mnie coś dotarło. Dougie i Frank różnili się od siebie we wszystkim. To wiedziałam już od dawna, ale umknęło mi jedno: może to dlatego Dougie tak mi się podobał.
Z Frankiem przebywałam po kilkanaście godzin dziennie, więc może znajomość z Dougiem była dla mnie odskocznią. Nie mogłam o tym dłużej rozmyslać,gdyż Doug mnie
zauważył i pomachał do mnie. Podeszłam do niego.
-Fajnie, że jesteś. Chodźmy.
-Mhm...
-Jakie chcesz lody?
-czekoladowe- powiedziałam. Dougie zamówił lody i poszliśmy na spacer.
-Pójdziemy w stronę parku?
-Mi to obojętne- stwierdziłam. Szliśmy powoli jedząc swoje lody.
-Mary, usiądźmy- zaproponował. Na ławkach nie było miejsca więc poszliśmy pod drzewa. Usiedliśmy w opadłych liściach.
-Lubię tak sobie popatrzeć na jeziorko i odbijające się w nim słońce- powiedział Dougie.
-tak, to bardzo romantyczne.
-Mogę ci coś wyznać?- spytał.
-Tak- odpowiedziałam. serce zaczęło mi mocniej bić.
-Wtedy na obozie, kiedy byliśmy sami...Zdałem sobie sprawę, że cały czas była koło mnie wyjątkowa osoba. Wcześniej jej nie dostrzegałem. A teraz, kiedy jużo niej wiem,
ona jest z kimś innym.
-Dougie, o kim ty mówisz?- zdziwiłam sie. Liczyłam,że on powie co w stylu "podobasz mi się od zawsze", a nie będzie zwierzał i mówił o Sade.
-O najwspanialszej dziewczynie jaką znam.
-Sorry, ale dalej nie wiem o kim ty mówisz.
-Mówię o tobie Mary.
-Co? O mnie?
-Tak choć wiem, że wolisz Franka.
-Wcale nie.
-Ale się z nim całowałaś.- powiedział i przysunął się do mnie jeszcze bardziej.
-To on mnie pocałował.Traktuję go tylko jako kumpla.
-A on ciebie jako swoją dziewczynę.
-Może i tak. Zrobiło się chłodno, odprowadzisz mnie do domu?
-Jasne- powiedział. zatrzymaliśmy się pod moim domem.
-No to dzięki za miły wieczór- powiedziałam.
-Było fajnie. To do jutra myszko- szepnął Dougie i po prostu sobie poszedł. Bez pocałunków... Z resztą na co ja liczyłam?
Od razu po powrocie zadzowniłam do Franka.
-Już po randce Bloody?-spytał.
-Dokładnie. Mam małą prosbę: zapomnijmy o dzisiejszym dniu.
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Musisz przyznać, ze nieźle całuję.
-Oj Frank..Przecież wiesz, że bardzo dobrze.
-własnie o to mi chodziło!
-Jesteś okropny!- zaśmiałam się.
-Może tak, ale przynajmniej dobrze całuję.
-Już tak sobie nie słódź. W0padniesz do mnie za pół godziny, bo mi się cholernie nudzi?
-W ostateczności...
-Frank!!
-No dobra. Czekaj na mnie, zaraz przyjdę.
-Ok, do zobaczenia.- powiedziałam. Poszłam wziąć szybką kąpiel i umuć głowę. Ubrałam się w szorty i koszulkę na ramiączkach.
Zadzownił dzwonek do drzwi.
-Hej Franiu- powiedziałam.
-No no no. Dla kogo się tak sexownie ubrałaś?
-Na pewno nie dla ciebie. Po prostu się kąpałam. Chodźmy do mnie do pokoju-powiedziałam. Usiedliśmy sobie na moim łóżku.
-Mary co to za zapach?
-Mój nowy płyn do kąpieli.
-Ładnie pachnie...
-Brzoskwiniowy.
-Mogę powąchać?
-A co robisz cały czas?
-Ale na tobie- powiedział i zaczął wąchać moją szyję.
-Frank to łaskocze!
-Wiem.-powiedział i położył się na mnie.
-Spieprzaj dziadu!- powiedziałam ze śmiechem.
-Nie ma mowy.
-Franiuś, proszę!!!
-W ostateczności..-powiedział i położył się obok mnie.
-Wiesz Frank. Po dzisiejszym spotkaniu z Dougiem sama nie wiem czemu sądziłam, ze on jest taki wyjątkowy.
-Może w takim razie warto przerzucić się na mnie?
-No ja sama nie wiem. Starych dziś nie ma w domu. Zostajesz na noc?
-Mogę zostać, nie mam nic do roboty. Ale nie idziemy jutro do szkoły?
-Jasne, że nie. myslisz, że by mi się chciało?
-Raczej nie.
-To poczekaj bo muszę przynieść dla ciebie poduszkę. Chyba nie bedzie ci przeszkadzało, że bedziemy spać w jednym łóżku?
-Bloody, no jasne, że nie.
-To dobrze.- powiedziałam i poszłam na poszukiwanie poduszki dla Franka
Zwinęłam jakąś poduszkę z sypialni rodziców.
-Może być?-spytałam.
-Ale jest jeden problem Bloody.
-Jaki?
-Nie mam ze sobą piżamki w krówki!
-Możesz spać w boxerkach...
-Ale nie mam ze sobą moich misiów i do kogo ja się będę przytulał ,jak przyśni mi się koszmar?
-Możesz przytulać się do mnie...
-No w ostateczności może być.
-Frank błagam, zamknij się już!- powiedziałam. Poszłam do łazienki umyć zęby, a gdy wróciłam Frank leżał już tylko w
czarnej koszulce i boxerkach.
-Ciepło tu!- jęczał.
-Czekaj, otworzę okno.- powiedziałam.
-Dalej mi gorąco.
-Musisz tak narzekać? Chodź do kuchni, zrobimy sobie coś do picia- zaproponowałam.
-Masz colę w puszce?- spytał Frank gdy grzebałam w lodówce w poszukiwaniu czegokolwiek do picia.
-Nie wiem, sałata mi zasłania.
-Sprawdź pod pomidorami. A tak w ogóle to jak można nie wiedzieć co się ma we własnej lodówce?
-Jak widać można... Czekaj! Coś jest!- powiedziałam wyciagając 8-pak puszek coli.
-W końcu!
-Teraz nieś to do mnie na górę.- odpowiedziałam przekazując mu puszki. Poszliśmy z powrotem do mojej sypialni i usiedliśmy
na łóżku.
-Chłodniej ci już?- spytałam.
-Nie za bardzo.
-Uduszę cię chyba za to marudzenie. Zdejmuj koszulkę.
-Że jak?
-Zdejmuj koszulkę. Będzie ci chłodniej.
-Sama się o to prosiłaś- zasmiał się Frank. Gadaliśmy do 2 w nocy.
-Mogę już zgasić świtało? Chce mi się spać- powiedziałam.
-Dobra.- zgodził się Frank. Wstałam, zgasiłam światło i wróciłam na łóżko.
-Franuś, myślę tak sobie o Dougiem. Myslałam, że ja i on...że to będzie coś więcej. On pierwsze mówił, że jestem wyjątkowa i
w ogóle. Ale wiesz, wydaje mi się, że on cię nie lubi, że chce nas skłócić. Chciałabym o bliżej poznać, ale z drugiej strony
nie chciałabym, żeby mój zwiazek z nim oznaczał koniec z tobą.
-Nie martw się tym na razie.
-Jak mam o tym nie myśleć? Doradź mi czy warto w ogóle z nim zaczynać?
-To ty powinnaś o tym zdecydować.
-Łatwo ci mówić...
-Nie Bloody, po prostu to musi być twój wybór.- powiedział Frank i przytulił się do mnie.
-Czy twoja propozycja jest nadal aktualna?
-Jaka?
-Bo ja. Chyba zdecydowałam, że chcę zostać twoją dziewczyną.
-Mary powtórz to, bo nie wierzę.
-Chciałabym być twoją dziewczyną.
-I kto powiedział, że marzenia się nie spełniają?- spytał Frank.
-Na pewno nie ja...-szepnęłam. Nie pytajcie mnie dlaczego to zrobiłam. Sama tego nie wiedziałam. Może po prostu leżąc koło niego
poczułam coś... Nie miałam pojęcia. Ale wiedziałam, że danego słowa powinno się dotrzymać...
-Mary wstawaj!- szepnął Frank. Jego ciepły oddech połaskotał mnie w ucho.
-Co?- spytałam zaspana.
-Zapomnieliśmy o czymś! Sprawdzian z chemii. Musimy iść do szkoły! Adams nam nie odpuści.
-Że co?- zapytałam ponownie.
-Mary, do jasnej cholery. Otwórz oczy.
-Jestem taka śpiąąąca- powiedziałam ziewając.
-Musimy iść do szkoły!
-Ale czemu?
-Jest dziś sprawdzian z chemii!
-Już dziś? Ale jak to?- zerwałam się na równe nogi.
-Normalnie.
-Nie mogę iść! Nie przygotowałam się.
-Taa, jasne. Zawsze tak mówisz, a potem masz same piątki.
-Tym razem na serio się nie nauczyłam.
-Bloody, ja muszę iść. Adams powiedział mi, że jak nie przyjdę na jeszcze jeden sprawdzian to zostanę na drugi rok. Wiesz przecież, że ta dwójka z chemii na koniec 2 klasy była bardzo naciągana.
-Wiem... Idź już, spotkamy się w szkole.- powiedziałam. Frank wyleciał z mojego domu jak burza. Umyłam się jak najszybciej umiałam (czyli trochę to jednak trwało), a potem poszłam na autobus. Na szczęście zdążyłam na 10 minut przed dzwonkiem, więc zdążyłam jeszcze co nieco sobie powtórzyć.
-Cześć Mary- powiedziała Ruby.
-Hej, jest Hannah?
-Nie, dzwoniłam do niej. Mówi, że po tej wycieczce ma zapalenie oskrzeli i prosiła żebyśmy jej nie odwiedzały, bo to podobno zaraźliwe.
-Trudno. Pogadam z nią po szkole. Uczyłaś się na sprawdzian?
-Mniej więcej. Powinnam napisać na czwórę.
-Ja też, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
-Jak znam Adamsa, a znam to da nam na początek banalne pytania, ale 10 ostatnich to będzie po prostu zadanie dla profesora, a nie dla trzecioklasistów.
-Na pewno.- przytaknęłam, a wtedy rozległ się dzwonek. Usiadłam z Ruby w ławce.
-Dziś piszemy sprawdzian. Zaraz rozdam prace i już na wstępie ostrzegam was, że jeśli przyłapię kogokolwiek na ściąganiu lub jakimkolwiek porozumiewaniu się ze sobą, to odbiorę mu pracę i wstawię jedynkę bez możliwości poprawy. A dla niektórych stworzyłoby to niezbyt ciekawą sytuację. Prawda Frank?
-Tak- przytaknął Frank siedzący daleko, na końcu sali.
-Ale zdaje się, że ty i Mark macie u mnie zakaz siedzenia ze sobą?- zauważył Adams. Czyli jeszcze sklerozy nie miał. Ale rozsadzać Franka i Marka? To się w głowie nie mieści. Byli najlepszymi kumplami od... od kiedy tylko znam Franka (czyli od ośmiu lat!). Przecież w szkole oni żyć bez siebie nie mogli!!
-No niby tak...- powiedział Mark z wyraźnie smutniejszą miną.
-No właśnie. Mary idziesz do tyłu, a ty Frank usiądziesz na jej miejscu.- zarządził Adams. Nie! Dlaczego nie mogłabym siedzieć z Frankiem, a Ruby z Markiem? Ten cholerny, stary dziad zawsze musiał robić na złość. Niechętnie się przesiadłam, a po drodze popatrzyliśmy z Frankiem na siebie. On już chyba zrezygnował z tej walki. W sumie na jego miejscu też bym tak postąpiła. Frank miał przerąbane u Adamsa już od 1 klasy, a nam pozostawało się łudzić, że któregoś dnia (najlepiej na naszych zajęciach) Adams dostanie zawału serca albo coś. Bo na jego odejście na emeryturę nie było co liczyć. Jak to on powiedział? Ach tak, że „nie odejdę na emeryturę dopóki szkole jest potrzebny tak wykwalifikowany nauczyciel”. On chyba jednak bardzo przeceniał swoje umiejętności pedagogiczne.
-Proszę, od teraz zaczynamy liczyć czas. Macie pół godziny na rozwiązanie testu.- powiedział Adams po rozdaniu nam arkuszy ze sprawdzianem. Mówię wam... Nie ma drugiego takiego nauczyciela. Gdy tylko sekundowa wskazówka minęła dokładnie trzydziesty raz 12, kazał odłożyć długopisy.
-Ruby pozbieraj testy- nakazał.
-I jak poszło?- spytałam Franka na korytarzu.
-Szczerze mówiąc to spodziewałem się po nim czegoś trudniejszego. A ciebie nawet nie pytam, bo na pewno znowu piątka.
-Nie byłabym tego taka pewna. Nie odpowiedziałam na 2 pytania.
-Ja też. Na jedenaste i czternaste.
-To dokładnie tak jak ja. Wiesz co? Zdziwiło mnie, że pytania od 15 do 20 były najbanalniejsze.
-Myślisz, że zmienił technikę ataku? Najpierw proste, potem trudne, a na końcu znowu proste?
-Możliwe. Przez to zostaje mniej czasu na te ostatnie.
-No właśnie. Może Adams jest stary, ale jest też sprytny.
-Na naszą niekorzyść.
-To już inna sprawa. Mark w sobotę robi imprezę w swoim domku letniskowym. Pyta się czy wpadniesz.
-No jasne. A kogo jeszcze zaprosił?
-Całą naszą klasę, ale już kilka osób powiedziało, że nie może. Oprócz tego będą pewnie jego kumple z liceum.
-Ten Peter i reszta co załatwili ostatnio piwo?
-Tak.
-A Sean też będzie?
-Sean? Jak wygląda?
-No ten taki blondyn, bardzo wysoki. Pamiętasz jak poszliśmy w lecie do któregoś z jego kumpli? Musisz pamiętać bo to było w takiej willi z basenem. Wtedy też wszystko organizował Mark. No i ten Sean tam był. Jakoś to tak było, że część osób poszła oglądać jakieś filmy, a ja, ty, Mark i jeszcze kilka innych osób poszło na basen. Czekaj... Sean zrobił tam coś takiego...Tylko co? A już wiem. Zrobił potrójne salto do wody.
-To było wtedy co przyjechała policja czy straż pożarna?
-Policja. Straż przyjechała innym razem, jak robiliśmy na balkonie ognisko.
-A tak, już pamiętam. Nie wiem czy Sean będzie. Z resztą po co ci on?
-No bo...Fajny był i w ogóle...
-Taa jasne. Nie wal ściemy. On ci się podobał.
-No...może odrobinkę .- przyznałam.
-Ale bardziej niż ja?
-Nie odpowiem bez mojego adwokata.
-Ja jestem twoim adwokatem, Mary.
-Fakt. I spytaj się Marka czy ma znowu zamiar kupić bitą śmietanę w sprayu albo piankę do golenia.
-Wątpię. On woli zostawić to na obóz narciarski w lutym.
-Nawet mi o tym nie przypominaj...Do końca życia będę pamiętała jak to było rok temu. A zapisując się w tym roku popełniłam pewne samobójstwo. A ty jedziesz?
-No jak nie, jak tak. Ni przegapię takiej okazji.
-Taa, żeby łapać nas na dole stoku za tyłki.
-Między innymi. A w nocy obsmarować wasze drzwi i korytarz bitą śmietaną. Żałuj, że nie mogłaś widzieć swojej miny.
-Niby czemu?
-Wszystkie wyglądałyście jakby ktoś wam powiedział, że wygrałyście w konkursie w którym nawet nie startowałyście.
-Oj Frank... Wolałam jednak numer ze śmietaną, niż wrzucanie nam śniegu do pokoju.
-Ej to akurat nie był mój pomysł, tylko...
-Wiem ,że Marka.
-No właśnie. A gdzie dziś idziemy?
-Nie wiem. Moglibyśmy pójść do kina, co?
-Nie ma problemu. To spotkamy się na miejscu o 16.
-Ok.- zgodziłam się. Lekcje minęły szybko i bez większych niespodzianek. No, może z wyjątkiem jednej...Mieliśmy napisać na angielski wypracowanie na temat „Ja, lektury i miłość, czyli jak dawne książki opisują współczesny świat”. I jak nigdy jedna osoba dostała szóstkę. W życiu bym się nie domyśliła. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś żart, ale potem gdy on wyszedł na środek i zaczął czytać....Nie mogłam uwierzyć, że to on to napisał. To było piękne i smutne zarazem. Nie sądziłam, że w głupie wypracowanie można włożyć tyle siebie...A on tego dokonał. I musiałam mu oddać tytuł osoby piszącej najlepsze wypracowania. Należało się mu. Za takie coś... Podrzuciłam mu na ławkę liścik „To było piękne”, a on odpisał „Bloody, zgadnij o kim myślałem pisząc tą pracę?”.
Od razu po szkole wróciłam do domu.
-Cześć mamo!- zawołałam od progu.
-Mary, już wróciłaś?- spytała mama.
-Nie martw się. Zaraz i tak wychodzę.
-Gdzie?
-Do kina. A od kiedy tak bardzo się mną interesujesz?
-Kochanie! Jestem twoją matką i to chyba normalne.
-Jakoś przez moje ostatnie 10 lat życia tego nie wykazywałaś!
-Wiesz dobrze, że to nie moja wina. Ja i ojciec ciężko pracujemy na twoje utrzymanie.
-Oh, naprawdę? Jacy wy jesteście biedni, trzeba było nie mieć dziecka!
-My wcale nie..
-Co? Nie chcieliście mnie mieć? To przez przypadek? Proszę, nie rób się żałosna, bo jeszcze ci uwierzę.- powiedziałam i poszłam do pokoju, trzaskając drzwiami jak najgłośniej się dało. Byłam wściekła na rodziców. W ogóle się mną nie zajmowali, może raz w tygodniu byli w domu. Gdyby nie Frank...No właśnie, Frank. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby i ukryłam ją pod łóżkiem. Miałam plan doskonały. Ale wolałam zacząć go realizować po powrocie z kina. Wyszłam bez słowa.
Gdy przyszłam do kina Franka jeszcze nie było. Standard. Pokręciłam się trochę, kupiłam popcorn i colę ,a potem usiadłam na jednym z identycznych, czarnych kanap ustawionych pod ścianami hallu kinowego. Na 5 minut przed seansem Frank łaskawie się zjawił.
-Bloody sorry za spóźnienie.- powiedział na powitanie.
-Jakoś się już przyzwyczaiłam. Masz bilety?
-No jasne- powiedział.
-A tak w ogóle to na co idziemy?
-Zobaczysz...
-Hm, no dobra.
-Chodź już!- powiedział i pociągnął mnie na salę. Mieliśmy miejsca w przedostatnim rzędzie, na samym środku. Poleciały reklamy i inne bzdury, a potem zaczął się film. Już po samej muzyce rozpoznałam o czym będzie...
-Frank, czemu zabrałeś mnie na horror?- szepnęłam z wyrzutem.
-Cicho Bloody, nie gadaj- upomniał mnie Frank.
-Och!- fuknęłam tylko i spróbowałam skupić się na filmie. Niestety film nie okazał się za ambitny: krew, trupy, morderstwa... Wszystko to co tworzy ten specyficzny, głupawy klimat grozy w kiepskich horrorach. Niestety Frankowi zwisało to czy film był świetny czy też totalnie do kitu. Ważne, żeby był to horror i to mu wystarczało w zupełności. W połowie seansu, gdy coś zbliżało się do wystraszonych bohaterów poczułam na ramieniu czyjąś rękę. Była taka jedna, jedyna sekunda w której się wystraszyłam. Ale tylko jedna. Spojrzałam kątem oka na Franka. Patrzył w wielki ekran kinowy jak zahipnotyzowany. Pogładziłam jego dłoń spoczywającą na moim ramieniu, a choć on nadal gapił się n film to zobaczyłam, że na jego twarzy malował się ten zawadiacki uśmiech, który tak lubiłam. Kilkadziesiąt minut później światła na sali ponownie zabłysły. Wyszliśmy z kina.
-Frank słuchaj, jest taki jedne problem...-powiedziałam gdy szliśmy w stronę mojego domu, do którego tak bardzo nie miałam ani ochoty, ani potrzeby wracać.
-Co?
-Nie mogę już wytrzymać! To nie jest na moje siły. Już za długo próbowałam, ale czuję, że dłużej nie dam rady tak żyć.
-Ale o co chodzi?
-Czy mogłabym, tylko czasowo rzecz jasna, u ciebie zamieszkać?
-Eee, jasne Bloody- zgodził się z wyraźnym wahaniem w głosie.
-Jeśli to będzie kłopot spytam Ruby, albo kogoś....
-Nie! Nie będzie żadnych problemów. W domu nikogo nie ma, tylko mama może wpaść od czasu do czasu. Od kiedy ojciec wyjechał pracować do Europy, a babcia zachorowała mama przesiaduje u niej cały dzień, nawet często zostaje u niej na noc.
-Dobra, to ja zabiorę swoje rzeczy i przyjdę do ciebie.
-Yhm, przygotuję dla ciebie łóżko.
Cicho weszłam do domu i wdrapałam się po schodach do swojej sypialni. Wzięłam torbę spod łóżka, wzięłam plecak z książkami i zeszłam z powrotem na dół.
-A gdzie to się moja panna wybiera- zapytał niespodziewanie tata, stojący na progu swojego pokoju do pracy.
-Idę do Franka. Wrócę... Może nigdy.
-Oj nie moja droga ,nigdzie nie pójdziesz.
-A założysz się, że jednak tak?- spytałam bezczelnie i po prostu wyszłam. Może i ni powinnam tego mówić, ale czasem każdy człowiek ma takie momenty w życiu, w których robi coś nie zważając na konsekwencje. Zadzwoniłam do drzwi Franka.
-Chodź Bloody, zaniosę twoją torbę do sypialni.- powiedział Frank. Zdjęłam kurtkę i buty, a potem poszłam usiąść na kanapie w salonie. Po chwili dołączył do mnie Frank.
-To teraz wytłumacz mi o co się pożarłaś ze starymi?
-O całokształt- stwierdziłam, bo sama nie wiedziałam o co.
-Rozumiem...Ale aż tak, że musiałaś uciec?
-Czekaj, czekaj. Ja wcale nie uciekłam. Powiedziałam ojcu, że idę trochę u ciebie pomieszkać.
-I co? Bo raczej nie wydaje mi się by był tym pomysłem zachwycony?
-No jasne, że nie był. Zabronił mi wychodzić. Mam już dość tych wszystkich nakazów i zakazów. Zawsze starałam się być jak najlepsza. Starałam się, żeby oni byli ze mnie dumni. Ale co? Oni wcale się nie cieszyli gdy przynosiłam wspaniałe świadectwa. Rzucali tylko na nie okiem i kazali gdzieś sobie pójść, żeby nie przeszkadzać. Ja jestem im niepotrzebna, rozumiesz?
-Nie mów tak. Na pewno twoi rodzice bardzo cię kochają i są z ciebie dumni.
-Jakoś tego nie okazują...Nie ma na świecie nikogo, kto by mnie kochał.
-Jest Mary, jest tu koło ciebie.
-Och, tak. Przepraszam, ty jesteś wyjątkiem. Mam tylko ciebie.
-A ja ciebie.- powiedział Frank. Z kuchni dobiegł dźwięk telefonu. Frank poszedł odebrać. PO chwili wrócił z niezbyt wesołą miną.
-Co się stało?- spytałam.
-Chyba powoli mój dom zamienia się w poradnię dla załamanych.
-Czemu?
-Dzwonił Gee. Twierdzi, że Sade z nim zerwała czy coś.
-Jak to?
-No bo Coral przerzuciła się z Marka na niego. Gerry oczywiście wolał Sade, ale ona zrobiła mu awanturę, że zdradza ją za jej plecami.
-Ale to chyba nie była prawda?
-Nie, tylko Sade niespecjalnie ufa facetom.
-Frank! Musimy coś z tym zrobić! Gee i Sade muszą z powrotem być ze sobą! Oni są sobie przeznaczeni! Jak dwie połówki pomarańczy, jak dzień i noc, jak...jak- zamyśliłam się.
-Jak ty i ja?- dodał to o czym myślałam, ale nie chciałam powiedzieć.
-Nie, raczej nie o to mi chodziło- skłamałam.
-Hm, a ja sądziłem, że to miałaś na myśli.- powiedział Frank i przysunął się do mnie bliżej, bliżej i jeszcze bliżej. Dotknął mojego policzka, potem przesunął ręką po włosach.
-A mówiłem ci już, że przy twojej strukturze włosów nie powinnaś ich farbować?- spytał.
-Że co?-zdziwiłam się.
-Nieważne- powiedział i objął mnie w talii, a drugą rękę położył na oparciu kanapy.
-Ale zacząłeś coś mówić, a ja nawet nie wiem o co ci chodziło.
-Bloody, psujesz atmosferę!- skarcił mnie Frank, a potem pocałował w policzek. Wiedziałam, że zaraz przejdzie do dalszej części, ale jakoś niechętnie chciałam zrezygnować.
-Frank, ja nie wiem czy my poiwniśmy...
-Sama powiedziałaś w nocy, że chcesz być ze mną.
-Wiem, nie przeczę.
-No to o co chodzi? Bloody, moja piękna- powiedział i zaczęliśmy się całować. Po chwili usłyszeliśmy za plecami czyjeś kaszlnięcie.
-To tak sprawy stoją?- spytał opierajacy się o drzwi Gee.
-Eee, to nie jest to co myślisz, my, nas...- plątał mi się ze stresu język. Gee stał w progu i czekał z założonymi rękami czekając na jakieś sensowne wytłumaczenie.
-Mary nie ma chyba sensu ściemniać. Gee siadaj, trzeba to wytłumaczyć jasno i zwięźle- powiedział Frank podsuwając Gerry’emu krzesło.
-No to słucham- powiedział.
-Więc ja i Mary od pewnego czasu...
-Dokładniej rzecz biorąc to od jakiejś doby- wtrąciła.
-Postanowiliśmy, to znaczy w ogóle to ja postanowiłem, bo wiesz jak to w życiu bywa, że z czasem przekonujesz się jak to jest. Nie myślałem, że kiedykolwiek się to stanie tylko od pewnego czasu wydawało mi się, że może warto- przemawiał Frank. Miało być jasno i zwięźle? No cóż, chyba mu nie wyszło...Szczerze mówiąc to chciałam mieć już to za sobą.
-Gee, po prostu jesteśmy parą- powiedziałam.
-No to spoko- powiedział luzacko, jakbym stwierdziła przed chwilą coś oczywistego.
-Spoko?! Chłopie co ty gadasz? Nie rozumiesz? Mam dziewczynę!- powiedział oburzony Frank, a ja cicho wyszłam do kuchni. Pomyślałam sobie, że może Frank poprosił mnie o chodzenie tylko dlatego, że nigdy nie miał dziewczyny?
-Chłopcy chcecie coś do picia?- spytałam przez ścianę.
-Przynieś nam colę!- odpowiedział Frank. Wyjęłam napoje z lodówki i zaniosłam do pokoju.
-Dzięki. A teraz zastanówmy się co zrobimy ze sprawą Sade- zaproponował Frank.
-Mogłabym do niej zadzwonić i namówić żeby tu przyszła, a gdy już się tu pojawi to porozmawia z Gee.
-Dobry pomysł Mary, ale ona tu nie przyjdzie bo jest Gee.
-Przecież jej o tym nie powiem Frank.
-Myślę, że warto spróbować- stwierdził Gerry. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Sade.
-Hej Sade.
-O cześć Mary. Co się stało?
-Mogłabyś mi przynieść zeszyt do matmy? Jestem u Franka, wiesz gdzie on mieszka?
-Wiem. Postaram się zaraz przyjść.
-Dobra, to ja będę czekała.
-Ok.
-Do zobaczenia.
-Pa.- powiedziała Sade. Wyłączyłam telefon i usiadłam na kolanach Franka.
-Udało się.
-Mary jesteś genialna- powiedział Gee.
-Ty, przypominam ci, że ona jest moja- zastrzegł Frank.
-Już się tak o nią nie bój.
-Ktoś musi, a akurat padło na mnie.
-Wcale nie musiało!- powiedziałam. Siedzieliśmy około 20 minut, a potem do drzwi zadzwoniła Sade. Poszłam otworzyć.
-Cześć- powiedziałam.
-Hej Mary, masz tu zeszyt o który prosiłaś- powiedziała podając mi brulion.
-Wejdź na chwilę.
-Hm, no nie wiem. Trochę mi się śpieszy.
-Nie przesadzaj, tylko na 10 minut.- powiedziałam.
-No dobrze- zgodziła się Sade i weszłyśmy do salonu.
-Wybierasz się na imprezę do Marka?- spytałam.
-Jeszcze się nie zastanawiałam. Chyba tak.
-Ja też idę. Tylko muszę pomyśleć w co się ubrać. Bo jak znam życie to będzie balanga na maksa więc i ubrania trochę ucierpią- mówiłam, ale Sade już mnie nie słuchała. Patrzyła się na coś za mną. Gdy odwróciłam głowę zobaczyłam, że stoi za mną Gee.
-Co ty tu robisz?- warknęła.
-Chcę z tobą porozmawiać- odpowiedział jej Gee. Widziałam, że Frank pokazuje mi z przedpokoju, żebym dała im pogadać na osobności.
-Nie mamy o czym Gerry. Nie rozumiesz, że ja już się z tym pogodziłam?
-Ja was na chwilkę przeproszę- powiedziałam i wyszłam do przedpokoju.
-Chyba powinniśmy ich zostawić sam na sam- powiedział Frank.
-Tak, miejmy nadzieję, że się pogodzą.
-Ale chyba troszkę podsłuchiwać nam nie zaszkodzi?
-Frank...
-To w końcu mój dom...
-I ich PRYWATNA rozmowa.
-Tylko trochę...
-To podsłuchuj bo ja nie mam zamiaru.- powiedziałam i poszłam na górę.
-A gitara jest w szafie!- krzyknął z dołu Frank. Nie, ten facet po prostu czytał w moich myślach. Posyłam do jego pokoju i wzięłam sobie gitarę. Nie umiałam grać, znałam tylko kilka chwytów, ale jakoś Frank nigdy nie miał chwili, żeby mnie nauczyć. Zadzwoniłam moja komórka. Na wyświetlaczu pojawiło się „Dougie”. Nie miałam ochoty z nim gadać. Telefon dzwonił i dzwonił więc w końcu odebrałam.
-Tak?
-Mary, yyy chciałem tylko spytać co słychać?
-Nic ciekawego- powiedziałam z wielkim trudem. Zawsze kiedy z rozmawiałam z Dougiem nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Chciałbym, żebyśmy jutro po szkole gdzieś poszli.
-Gdzie?
-Jeśli się zgodzisz to zobaczysz.
-Ale, no ja nie wiem czy będę mogła...
-Proszę, obiecuję, że nie zajmie ci to dużo czasu.
-Hm, zastanowię się i powiem ci jutro w szkole.
-Myślę, że...A z resztą, do jutra.
-Taa, cześć.- powiedziałam. Usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę. Zrozumiałam, że chyba jednak Dougie... Że to jednak on, że ja z nim...Chyba mi się dalej podobał. Natomiast do Franka nie czułam nic poza przyjaźnią, jednak nie chciałam ranić jego uczuć. Bałam się o naszą przyszłość. Przecież gdyby nam nie wyszło, a byłam tego bardziej niepewna, on nie chciał by mnie znać. Nie bylibyśmy już przyjaciółmi. To by była największa strata w moim życiu. Frank był dla mnie kimś wyjątkowym, ważniejszym od chłopaka, ważniejszym od rodziców, przyjaciółek. Zawsze był dla mnie bratem którego nie przyszło mi mieć. Siedziałam rozmyślając i nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. A wtedy do pokoju wszedł Frank.
-Sade i Gee już się chyba pogodzili bo liżą się w salonie- oznajmił.
-Frank, pogadajmy.
-Ok- powiedział i usiadł koło mnie.
-Przemyślałam wszystko bardzo dokładnie i wydaje mi się, że my, jako para.. To chyba nie był dobry pomysł. Nie obraź się, to tylko moje zdanie, chcę być z tobą zawsze szczera.
-Bloody, nie wiem jak to ująć, żeby nie zabrzmiało zbyt kiczowato.
-A co?
-Chyba wolę wrócić do wersji w której byliśmy tylko przyjaciółmi.
-Naprawdę?
-Tak, widzę, że w tym związku ci źle.
-Nie! Ja po prostu, ja kocham cię. Ale jako brata.
-Dobra Bloody. Rozumiem to, że wolałabyś, żebym był wysokim, wysportowanym, błękitnookim blondynem. I najlepiej gdybym miał na imię Dougie, ale jestem taki jaki jestem.
-Czemu się tak jego czepiasz?
-Nie czepiam się, tylko mówię jak jest.
-On mi się nie podoba!!- zaprotestowałam.
-Bloody, kłam sobie Ruby albo komu tam chcesz, a jak to wygląda. I nie ma w tym nic złego, że on ci się podoba. Ja szanuję twoje uczucia, a jeśli taki jest twój wybór to masz moje poparcie, jak we wszystkim zresztą.
-Taa, przyznaj się ,że trochę mu zazdrościsz.
-Ja? Gdzie tam. Chodźmy lepiej do naszych gołąbków bo mi zaślinią całą sofę.- powiedział z tym swoim uśmieszkiem.
-Dobra.
-No gołąbeczki, koniec sesji- ogłosił Frank wchodząc do salonu. Miał rację, Sade i Gee wprost leżeli na sobie. Widać, już wszystkie problemy już rozwiązali.
-Frank, Mary... To może my już pójdziemy bo zrobiło się późno. Troszkę się zasiedzieliśmy- powiedział skrępowany Gee.
-Chyba zależeliśmy- szepnął mi do ucha Frank, a ja zaśmiałam się pod nosem. Pożegnaliśmy się z naszą cudowną parą i poszliśmy pograć na gitarze.
-Ej no, Frank. Jak ty to robisz, że tak super grasz a mi za Chiny nie wychodzi?- spytałam się.
-Widzisz, Bloody, mam ręce muzyka. To się po prostu nazywa talent.
-Talent sralent, lepiej mi po prostu pokaż jak to robisz.
-Ok., siadaj koło mnie. Chwyć za gryf i połóż palec wskazujący na drugiej strunie od góry, a palcem środkowym dociśnij strunę niżej.
-Nie umiem...
-Oj Bloody, do gitary jak do dziewczyn, trzeba mieć cierpliwość.
-Cha cha cha , bardzo śmieszne. Róbmy coś innego.
-Co? Bo wiesz, mam kilka propozycji nie do odrzucenia.
-Chciałbyś. Mówiłam ci już, że jutro idę gdzieś z Dougiem?
-Gdzie?
-Nie wiem, nie chciał mi powiedzieć.
-Już się zaczynam bać.
-Idziemy pojutrze do Marka, nie?
-Idziemy idziemy.
-A pytałeś się czy będzie Sean?
-Bloody, nie za dużo chcesz?
-Nie. To będzie czy nie?
-Mark sam nie wie, bo teraz ma inną ekipę od mocniejszych napojów.
-Szkoda, ale ja idę już spać.
-No to ja też.- powiedział Frank.
Następny dzień w szkole składał się tylko z długiego i jak zawsze nudnego apelu, a następnie tradycyjnego turnieju piłki nożnej. To drugie już nie było już takie nudne, od kiedy kapitanem naszej drużyny był Dougie. W każdym meczu zdobywaliśmy punkt za punktem.
-Czy nie sądzisz, że Gerry wygląda bardzo sexy w stroju bramkarza?- spytała mnie Sade siedząca ze mną na trybunach. Spojrzałam w stronę bramki. Gee wyglądał jak zawsze. Nie, żeby nie był przystojny tylko nie dostrzegłam różnicy między Gerrym w wersji szkolnej i Gerrym w wersji sportowej. Ale może Sade widziała coś, czego ja za nic nie mogłam uchwycić.
-Moi drodzy, spójrzmy na boisko. Właśnie teraz Mark przejął piłkę od przeciwników. Biegnie z nią już bardzo długo, zdaje się jakby szukał kogoś, komu mógłby ją przekazać. Na przód wybiega nasz kapitan. Mark próbuje się kiwać między obroną przeciwników, chyba to będzie indywidualna akcja. Ale coś się dzieje. Proszę państwa to było podanie! Przeciwnicy chyb jeszcze się nie zorientowali, a tymczasem.. Taaak!!!! Mamy kolejnego gola i znowu strzelonego przed Dougiego. Jak widać przeciwnicy dalej są osłupieni. Mark, to był świetny zwód i to szybkie podanie do kapitana. Nasza drużyna potrafi zaskoczyć i nie daje nikomu szans. Mark i Dougie, to oni grają tu pierwsze skrzypce. I jak widać wychodzi to nam na dobre. A tymczasem upłynął nam już czas spotkania. Spójrzmy na tablicę wyników pokonaliśmy drużynę z Freeport 7:0. Po raz kolejny pokazaliśmy, że Rockford niełatwo pokonać. Myślę, że jak tak dalej pójdzie to będziemy mogli całkiem poważnie myśleć o mistrzostwach Illinois.- komentował nasz wuefista, bardzo dumny ze swojej drużyny.
Po meczu poszłam z Sade pod szatnię chłopaków.
-Po co tu idziemy?- spytałam.
-Muszę pogratulować Gerry’emu!
-Ok.- zgodziłam się niechętnie. Chłopcy zaczęli wychodzić. Sade odnalazła wśród nich swojego Gee i poszła mu pogratulować na jej sposób. Mnie natomiast zauważył Dougie.
-Mary i jak mecz? Podobał się?
-Tak, naprawdę rewelacyjnie gracie. Szczególnie ty i Mark.
-Dzięki. Więc co z tym wyjściem?
-Myślę, że nie będę mogła. Mam dużo zajęć i mało wolnego czasu.
-Możemy iść nawet teraz. I tak już nie będziemy nic robić, tylko świętować.
-Więc powinieneś chyba zostać.
-Dadzą sobie radę sami. No chodź, musisz to zobaczyć.
-Niech ci będzie...- powiedziałam. Poszliśmy do naszego muzeum. Spytałam Dougiego po co mnie tu przyprowadził.
-Przekonaj się- odpowiedział tajemniczo. Zaprowadził mnie na wystawę zdjęć „Płacząca planeta”. Fotografie przedstawiały topiące się lodowce, zagrożone wyginięciem zwierzęta, zanieczyszczone oceany.... Mijaliśmy je, a z każdym kolejnym zdjęciem uświadamiałam sobie jak ludzie niszczą świat. Doszliśmy do końca korytarza.
-Popatrz Mary na to zdjęcie- powiedział wskazując na ścianę. W ramie wisiała fotografia, której chyba nigdy nie zapomnę: przedstawiała wycinanie lasów. Dookoła były jeszcze drzewa, ale pośrodku tylko sucha ziemia ze śladami buldożerów układająca się na kształt ogromnego drzewa.
-Niesamowite i wstrząsające- podsumowałam gdy wyszliśmy z galerii.
-Wiem, dlatego pomyślałem sobie, że chciałabyś to zobaczyć.
-Ale skąd wiedziałeś, że interesuję się ochroną przyrody?
-Widać to po tobie. I po tym, że należysz do Greenpeace też.
-Nie wierzę...
-A oprócz tego jest jeszcze Mark, który co nieco wie od Franka. I wiesz, tak mu się wymsknęło. Chcesz posiedzieć w parku?
-Dobrze, ale tym razem może na ławce- powiedziałam z uśmiechem.
-Tak nawiasem mówiąc ja też należę do Greenpeace.-powiedział Dougie gdy siedzieliśmy na ławce w pustym parku.
-Naprawdę?
-Tak. Postanowiłem sobie, że zrobię coś dla naszej planety. No wiesz, może nam to już nie pomoże, ale przyszłe pokolenia będą żyły w lepszym świecie.
-Yhm- odmruknęłam. Przysłuchiwałam się wykładom Dougiego jeszcze bardzo długo. I wcale mnie one nie zanudzały.
-Mam jeszcze tylko jedno pytanie.
-Jakie?- zapytałam.
-Wiem, że masz Franka, ale chciałbym to usłyszeć wprost: jesteś z nim czy nie?
-Nie, to tyko mój przyjaciel.- powiedziałam. Boże, ile ja raz musiałam to wszystkim mówić...
-Więc...Idziesz też jutro do Marka?
-E, jasne. Tym bardziej po waszej wygranej. Mam nadzieję, że będzie hucznie.
-Mark już to na pewno załatwi.
-Taa, Mary przepraszam ,że nie odprowadzę cię do domu ale niestety dziś mam lekcje gry na gitarze.
-Grasz?
-Trochę...
-Fajnie. To do jutra i dzięki za tą wystawę.
-Cała przyjemność po mojej stronie. Trzymaj się.
-Pa- powiedziałam i poszłam do Franka. Nie było go jeszcze ale wiedziałam, że trzyma zapasowe klucze w krzakach przy podjeździe. Wzięłam swoje rzeczy i wróciłam do domu.
-Mary! Gdzie ty byłaś?- spytałam mama.
-Byłam...nie ważne. Kocham cię.
-Ja ciebie też Mary.- powiedziała mama. Poszłam do swojego pokoju i poczułam się jakbym to ja wygrała ten mecz...
Kolejny dzień minął tak błyskawicznie, że nie zrobiłoby mi to różnicy, gdyby go nie było. Szkoła co prawda tak szybko nie minęła, ale mając takie towarzystwo nie mogę powiedzieć, że mi się nudziło. Siedzący w klasie nie gadali o niczym innym, niż sobotnia impreza u Marka. Spodziewałam się, że i po imprezie to będzie temat numer jeden. Sprawdziłam dokładni kto idzie i aż ogarnęło mnie niemałe zdziwienie,, kiedy dowiedziałam się, że Coral nie zaszczyci Marka swoją obecnością. Podobno nie została zaproszona. Jakoś nie mogłam w to uwierzyć. Zakończyłam jednak te spekulacje i poszłam z Frankiem na zakupy. Musiałam kupić sobie coś na imprezę.
-Jezu, dlaczego ja się na to zgodziłem?- spytał się Frank, gdy spacerowaliśmy po galerii handlowej.
-Bo jesteś moim przyjacielem?
-Chyba będę musiał przestać...
-Bardzo śmieszne! Lepiej powiedz mi co ja mam sobie kupić, albo przesiedzimy tu jeszcze kilka godzin.
-Dobra, co powiesz na te postrzępione biodrówki?- powiedział podając mi jeansy.
-A co do tego?
-Weź ten top w czaszki- zaproponował. Szybko poszłam do przymierzalni.
-I jak?- spytałam niepewnie patrząc na swoje odbicie w lustrze.
-No, według mnie to idealnie.
-Ale czy nie wyglądam zbyt... wyzywająco?
-Bloody, nie rozumiem cię. Taka z ciebie laska, a wcale tego nie podkreślasz. To impreza, zaszalej trochę.
-Naprawdę tak myślisz?
-No jasne.
-Jestem za gruba, żeby chodzić w czymś takim...
-O nie! Teraz to przesadziłaś, nie jesteś gruba tylko...tylko
-No jaka? Puszysta?
-Nie, jesteś po prostu...kobieca. Zdecydowanie wolę ciebie od tych wszystkich szkieletów i uwierz mi, że nie ja jeden.
-To co? Brać?
-Tak Bloody.
Po zakupach robiła miliony codziennych rzeczy: oglądałam telewizję, czytałam, słuchałam muzyki, a wieczorem umyłam się i siedziałam do 2 w nocy na komputerze. Obudziło mnie wpadające przez nie zasłonięte okna słońce. Ogarnęło mnie przerażenie gdy zobaczyłam, która jest już godzina. Było już południe. Szybko zbiegłam na dół. Przeszłam przez salon.
-Dzień dobry śpiąca królewno- powiedział mój tato znad gazety.
-Cześć, jest coś do jedzenia?- spytałam.
-Mama zostawiła ci na patelni naleśniki z rana.
-A nie ma jej?
-Pojechała do Springfield. Ma jakieś spotkanie w sprawie swojej przyszłej firmy.
-Mama chce założyć firmę?- zdziwiłam się.
-Nie założyć, tylko przejąć jedną, której właściciele chcą zrezygnować.
-Acha, dobra idę jeść bo za kilka godzin jadę na imprezę.
-A kto ją organizuje?
-Mark, jak zwykle.
-Dobrze, idź- powiedział tata, jakby jego zdanie miało jakiś wpływ na moją decyzję. Podgrzałam sobie naleśniki, zjadłam szybko i poszłam się przygotować. Po trzech godzinach byłam już prawie gotowa. Chciałam zrobić sobie fryzurę, ale nigdzie nie mogłam znaleźć prostownicy. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się zastanawiać co z nią zrobiłam. Wtedy przypomniałam sobie gdzie jest.
-Frank masz 5 minut żeby przynieść mi moją prostownicę!- oznajmiłam mojemu przyjacielowi przez telefon.
-Ale muszę się przygotować do imprezy, ja też jej potrzebuję.
-Masz natychmiast przyjść.
-Bloody, nie możesz sobie zrobić loków?
-Nie, nie zdążę!
-Ale Bloody, a co ja mam zrobić?
-Przyjdź, spróbuję coś zrobić z twoimi włosami.
-Już się boję...
-Nie bój się tylko chodź.
-Ale nie zdążę w 5 minut...
-Zdążysz.
-Nie zdążę.
-Pośpiesz się to dasz radę. - powiedziałam i zakończyłam rozmowę. Faktycznie Frank bardzo się postarał.
-No w końcu jesteś, chodźmy do łazienki. Mogę ci obciąć włosy?- spytałam.
-Jeśli musisz...
-W tedy nie będzie ci potrzebna prostownica. Zaufaj mi Frank.
-Ufam ci, ale mam wątpliwości co do twoich zdolności fryzjerskich.
-Siadaj lepiej.
Kilkadziesiąt minut później ja i Frank byliśmy w 100% gotowi do wyjścia.
-Zadzwonię po Johnny’ego- powiedział.
-Kogo?- zapytałam.
-Mojego chłopaka, wiesz?
-Frank, tego się po tobie nie spodziewałam- zachichotałam.
-Johnny to mój kumpel, akurat tak się złożyło, że będzie jechał koło Marka więc zadeklarował, że nas podwiezie. Frank zadzwonił, a po kilku minutach przyjechał Johnny. Był wysokim szatynem
O 17 byliśmy na miejscu.
-Cześć, chodźcie- witał Mark schodzących się gości. Poszłam z Frankiem do salonu, na kanapę. Siedziało tam już kilka osób, których nie znałam. W kącie pokoju dostrzegłam rozmawiających Sade i Gee.
-Jak ja im zazdroszczę- powiedział Frank.
-Czego?
-Pasują do siebie idealnie.
-Taa, racja.
-Też bym tak chciał, ale chyba nie mam szans.
-Co ty pieprzysz?
-Nic Bloody. Poczekaj, mam sprawę do Marka. Siedź tu jak grzeczna dziewczynka, zrozumiano?
-Tak jest szefie.- przytaknęłam. Po chwili dosiedli się do mnie Gee i Sade.
-Cześć Mary- powiedzieli i zaczęli się całować.
-Dobra, nie będę przeszkadzać- szepnęłam do siebie i poszłam szukać Franka. Stał przy drzwiach, oparty o futrynę.
-Już tak nie pozuj playboyu- powiedziałam.
-Odezwała się ta co mogłaby w tym stroju tańczyć na rurze- powiedział Mark.
-Zgadnij kto mi go wybrał, jak nie Frank.
-Może jej zazdrościsz, bo też chciałbyś takie kuszące wdzianko co?- spytał Frank.
-Wiem, że gustujesz w chłopcach Frank, ale powstrzymaj się chociaż na chwilę- odparł Mark. Zobaczyłam przez otwarte drzwi nadchodzącego Dougiego. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
-Dobra Frank idziemy rozruszać towarzystwo- zarządził Mark.
-Chodź Bloody- powiedział Frank i pociągnął mnie za sobą. Muzyka grała, piwo lało się zewsząd obficie, po salonie walały się przekąski. Po jakiejś godzinie postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę. Usiadłam na fotelu i sięgnęłam po piwo. Puszka syknęła przy otwieraniu. Zaczęłam pić i od razu zrobiło mi się chłodniej.
-Jak się bawisz, Mary?- zapytał Dougie, opierający się oparcie fotela na którym siedziałam.
-Och, spoko a ty?
-Ja też nie narzekam.
-Bloody rusz się- zawołał Frank.
-Sorry, muszę iść- przeprosiłam i zaczęłam dalej tańczyć. Kilka piosenek i piw później zaczęła się prawdziwa zabawa.
-Dobra ludzie, zwolnijmy tempa- zaproponował Mark i poleciała wolna piosenka. Odtańczyłam ją razem z Frankiem. Nie powiem, alkohol zrobił swoje i trochę przestałam nad sobą panować.
-Nie mam już siły- stwierdziłam koło 3 w nocy.
-Bloody dajesz- namawiał Frank.
-Muszę na chwilę odsapnąć- powiedziałam i chciałam pójść w jakieś spokojne miejsce ale zarówno obydwie łazienki jak i balkony okazały się zajęte. Otworzyłam już któreś z kolei drzwi. Zobaczyłam na łóżku (bo jak potem do mnie dotarło była to sypialnia) Sade i Gee. Stałam jak zamurowana! Oni patrzyli się na mnie, a ja na nich i nie mogłam ani nic powiedzieć, ani się ruszyć. Sade zasłoniła się kołdrą. Nie wiem jakim cudem na chwilę odzyskałam panowanie nad swoim ciałem i wyszłam zamykając drzwi z trzaskiem.
Zeszłam na dół: musiałam na chwilę wyjść pooddychać świeżym powietrzem.
-Bloody baw się dziewczyno- poprosił Frank.
-Muszę na chwilę wyjść.
-Coś się stało?- zaniepokoił się.
-Nie, tylko muszę trochę ochłonąć.
-Jesteś pewna, że to nic poważnego?
-Naprawdę Frank.
-Dobra idź i wracaj szybko- zgodził się. Wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam się lepiej, gdy zawiał nocny wiatr. Poszłam w
stronę drzew, gdyż obok znajdował się mały lasek. Było tak chłodno i orzeźwiająco... Wdychałam to leśne powietrze, upajając
się tym zapachem sosen i innych drzew.
-Mary, co jest?- spytał idący za mną jak dotąd niepostzreżenie Dougie.
-Nic, musiałam tylko trochę ochłonąć. Takie tłumy i alkohol nie wychodzą mi raczej na dobre.
-Rozumiem, chcesz tic-taca?
-A miętowy?
-Oczywiście!
-To może być- powiedziałam i Dougie dał mi cukierka.
-A tak w ogóle to jak ci się imreza podoba?- spytał.
-Spoko...- odpowiedziałam bez przekonania. Ciągle miałam przed oczyma pokój Marka, Gee i Sade w łóżku...
-Coś chyba jednak jest nie tak?
-Dougie nie mam ochoty o tym nikomu mówić- powiedziałam, chociaż czułam, że bardzo by mi ulżyło.
-Dobrze.
-Albo wiesz co?
-Tak?
-Nie wiem po co ja się tam pakowałam? Mogłam przecież zapukać. Mogłam tam nie wchodzić!- wykrzyczałam stając przed Dougiem.
-Powoli, co się stało?
-No bo ja, zobaczyłam kogoś i och, po prostu Sade i Gee, oni ze sobą na łóżku Marka...
-OK, rozumiem, rozumiem Mary. Spokojnie, nic się nie stało- próbował mnie uspokoić.
-Stało się!
-Posłuchaj mnie, to jest ich życie i ich decyzja, więc nie zamartwiaj się tym.
-Tak się nie da!
-Da się, przestan o tym tylko myśleć.
-Nie potrafię, z resztą po co ci o tym mówiłam...
-Proszę cię, zmieńmy temat. Ja już nie pamiętam o czym gadaliśmy.
-Ok.
-Mary, wiesz, ja cały czas myślę o naszej wycieczce.
-Tak?
-Myślę, że nas do siebie zbliżyła. Ja nie przypuszczałem wcześniej, że taka jesteś.
-Jaka?- spytałam. Szliśmy między drzewami, aż zatrzymaliśmy się przy jednym, bardzo wyskim dębie. Oparłam się o nie, a Dougie
położył swoje ręce na moich ramionach.
-Inteligentna, sympatyczna, trochę nieśmiała, fascynująca, sexowna...- wymieniał, a mnie aż ciarki przechodziły. Oparliśmy się
czołami.
-Ja chyba, myślę, że...- odjęło mi mowę.
-Mary jesteś niezwykłą dziewczyną, żadna inna się z tobą nie równa.
-Dzięki za komplementy, ale...
-Masz tak świetną osobowość w tak idealnym ciele...
-Och, Dougie, daj spokój.
-MOże to dar od losu?
-Ty, podobałeś mi się od zawsze, nadal podobasz- stwierdziłam. To chyba alkohol sprawił, że nabrałam śmiałości na takie wyznania.
Nasze usta dzieliły centymetry, Boże jak ja marzyłam o pocałunku! Cała drżałam. Dougie odgarnął mi włosy twarzy, ja położyłam
ręcę na jego klacie, nasze usta przybliżały się do siebie...I zaczął padać deszcz. Odsunęliśmy się od siebie i obydowje popatrzyliśmy na niebo.
ZAczęło lać.
-Może jeszcze nie pora?
-Może- powiedziałam z uśmiechem i wtuliłam się w jego koszulkę przesiąkniętą jego zapachem. Staliśmy tak moknąć, aż w końcu
wróciliśmy do domku Marka. Wszyscy już zakończyli zabawę. Znalazłam Franka.
-Gdzie byłaś Mary?- spytał.
-Nieistotne- powiedziałam.
-Jesteś mokra.
-Frank zamknij się.- poprosiłam i wróciłam z nim do domu.
Rano obudziałam się na kanapie w salonie. Próbowałam sobie uświadomić co się działo, dlaczego tu leżałam. Przypomniało mi się,
jak potknęłam się w ciemnościach o próg drzwi wchodząc do domu. Wracałam z Frankiem, pamiętałam dobrze bo jeszcze zeskrobywał
moje zwłoki z progu... Wstałam i zobaczyłam na lodówce kartkę z wiadomością "Mary, ja i tata musieliśmy pojechać do Springfield.
chyba mamy tę firmę. Postaramy się wrócić jak najszybciej, prawdopodobnie we wtorek. W szufladzie biurka masz pieniądze na
jedzenie. Mama". Nie byłam zadowlona z tej informacji, a na dodatek czułam się fatalnie. MYślałam, że głowa mi pęknie.
Obiecałam sobie, że już nigdy nie wypiję tyle na imprezie. Coś mi się przypomniało, gdy pomyślałam o tej scenie w sypialni


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 14:28, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Marka. Mój sen... Oczywiście! Przyśniło mi się, że znowu wchodzę do sypialni Marka i patrzę na łózko. Leży na nim Frank z
jakąś dziewczyną, a potem z przerażeniem odkrywam, że dziewczyną obok Franka jestem ja! I chyba właśnie to mnie obudziło.
W sumie dobrze, bo zadanie na jutro nie było jeszcze nawet rozpoczęte. Zabrzęczała moja komórka.
Frank już się o mnie martwił.
-Co chcesz?- spytałam niezbyt sympatycznie.
-Bloody, jak kac po imprezie?
-Nawet nie mów.
-A ja mam coś dla ciebie, co może pomóc...
-Taak? Wpadłbyś zaraz?
-Myślę, żę dysponuję chwilką wolnego czasu.
-No proszę!
-Przyjdę.
-Dzięki, tylko muszę się trochę ogarnąć, bo przed chwilą wstałam.
-Tak? Ja jestem na nogach od 13.
-To która jest godzina??
-16:30, zegarka nie masz?
-Jezu, ale długo spałam. DObra to przyjdź. Do zobaczenia- powiedziałam. Wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy i wypiłam, wylewając
przy tym połowę na siebie. Potem umyłam się, przebrałam i poszłam zrobić coś do jedzenia. Znalazłam tylko lody, więc wzięłam
całe pudełko i usiadłam z nim na fotelu. Zaczęłam powoli nabierać lody na łyżeczkę. Rozmyślałam o tym moim dziwnym śnie. Przecież
ja nie chciałabym nigdy z Frankiem...Usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Trzymaj Bloody- powiedział podając mii zgrzewkę piwa.
-Po co mi to?
-Kaca najlepiej leczyć alkoholem.
-No nie wiem, Frank..
-Nie przesadzaj. Na pewno od dwóch piw ci się nie pogorszy. Gee powiedział, że od jutra w szkole są zapisy na obóz narciarski.
-Taak? Fajnie, muszę się zapisać- powiedziałam, lecz w momencie kiedy Frank powiedział "Gee" aż zrobiło mi się niedobrze.
-Bloody? Co jest?- spytał Frank, patrząc na mnie z niepokojem.
-Eee, nic..- skłamałam, wlepiając wzrok w koszulkę Franka. Nie umiałam patrzeć ludziom w oczy i kłamać.
-Widzę, że coś się dzieje. Jestem twoim pryjacielem, nie powiesz mi?
-Chodzi o imprezę, coś się na niej wydarzyło.
-Ktoś zrobił ci krzywdę? Powiedz mi tylko, a ja mu tak dowalę...
-Nie! Nie chodzi o mnie tylko o Sade i Gee.
-Co z nimi nie tak?
-Wczoraj się przespali.
-Że jak?- zdziwił się Frank.
-Normalnie. Weszłam niechący do sypialni Marka i ich zobaczyłam.
-No to muszę mu pogratulować.
-Według mnie to nie było zbyt rozsądne z ich strony.
-Oj, przestań. Nie mów, że byś nie chciała.
-Może bym chciała, ale jeszcze nie teraz.
-W sumie racja. A wiesz, że Mark nie jedzie chyba na obóz narciarski?
-Czemu? Bez niego nie będzie zabawy...
-Ale będę ja. Mówił mi, że rodzice są niezadowoleni z jego ocen. Dali mu ostatnią szansę.
-No to musimy mu pomóc. Bez niego nie ma sensu żadna wycieczka, obóz ani impreza.
-Wiem Bloody. A co do imprez: zstanawiam się, gdzie tym razem urządzić moje urodziny. Bo rodzice będą w domu, więc u mnie odpada.
-Chłopie, do twoich urodzin jeszcze trochę czasu!
-Tylko miesiąc. Muszę już zacząć coś planować.
-Jak da radę to możesz w ostateczności zrobić je u mnie. Teraz rodziców chyba częśto nie będzie w domu. Mama przejmuje firmę
ze Springfield.
-Tak? A nie boisz się, że będzie się chciała przeprowadzić do Springfield?
-Nie pomyślałam o tym, ale nawet jeśli to i tak ja zostaję tu. Przy tobie.
-No nie mów bo się wzruszę.
-Frank, nie mam już do ciebie siły- powiedziałam. Piliśmy piwo, gadaliśmy o niczym, a gdy Frank wyszedł, ja poszłam spać.
Następny dzień w szkole był jednym wielkim gadaniem o sobotniej zabawie. W każdym miejscu rozmawiano tylko o tym.
-Hej Bloody- powitał mnie rano Frank. Gee i Sade obściskiwali się na parapecie.
-Cześć- rzuciłam tylko.
-Co taka nie w humorze?
-Daj spokój. Wcale się lepiej nie czuję po wczorajszym piwie.
-No widzisz, a mi pomogło.
-Fajnie...- powiedziałam z ironią. Na żadnej lekcji nie mogłam się skupić, a jak na złość spytała mnie baba z matmy. Dostałam
tróję i to tylko dzięki podopowiedziom klasy. Każda minuta lekcji była męczarnią. Na szczęście jakoś udało mi się dotrwać do
końca.
-Mary, tak sobie pomyślałem, czy nie wpadłabyś dziś po południu na trening naszej drużyny?- zaczepił mnie w szatni Dougie.
-Nie- odparłam sucho.
-Och Ok, tak tylko pytałem, nie żeby mi specjalnie zależało...
-Dobra, stop. Przyszłabym tylko źle się czuję. Przepraszam.
-OK, dobra, nie ma za co- odpowiedział i odszedł zrezygnowany. Żal mi go było...Wróicłam do domu i praktycznie cały dzień
przeleżałam na łóżku. Koło 17 usłyszłam dzwonek do drzwi. Wstałam leniwie i otworzyłam drzwi.
-Hej Mary- powiedział stojący w drzwiach Dougie z bukietem róż. Gdy pomyślałam sobie, jak pewnie wyglądam z rozczochranymi
włosami i zaspana jak suseł, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. "O BOże, co ja zrobiłam?"- pomyślałam, przeczesałam ręką włosy
i otworzyłam drzwi.
-Hej Dougie. Co za niespodzinka.
-To dla ciebie- powiedział wręczając mi róże.
-Dzięki. Ale skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
-Frank mi powiedział.
-Och, wejdź- powiedziałam i wprowadziłam gościa do salonu...
-Tak bardzo żałowałem, że nie przyszłaś na trening więc postanowiłem cię odwiedzić- wyjaśnił powód swojej wizyty Dougie.
-Sorry, że cię niczym nie poczęstuję, ale szczerze mówiąc to żyję tylko dzięki coli. Rodzice wyjechali, a mi nie chciało się
iść na zakupy.
-Spokojnie, nie jestem tu, żeby jeść.
-Ale to tak głupio...
-Nic nie głupio Mary.
-No dobra- powiedziałam i wstawiłam kwiatki do wazonu.
-Chciałem ci coś powiedzieć.
-Tak?- spytałam siadając koło niego.
-No więc chodzi o to, że cała nasza drużyna wyjeżdża na kilka tygodni, na rozgrywki stanowe.
-Ty też jedziesz?
-Tak, niestety.
-A Gee?- spytałam, myśląc o Sade i jak to przeżyją.
-I Gee i Mark...
-No a kiedy jedziecie.
-Właśnie w tej sprawie przyszedłem. To w sumie pożegnanie. Jutro o 7:40 odjeżdżamy.
-OCh, szkoda...- powiedziałam.
-Pomyślałem, że nie mogę pojechać, ot tak..
-Dobrze pomyślałeś- pochwaliłam jego pomysł.
-Hm, chcesz gdzieś wyjść?
-Dougie, wolę zostać. Na prawdę nie czuję się zbyt dobrze.
-Więc, ja mam nadzieję, że przyjdziesz jutro do szkoły trochę wcześniej?
-Postaram się- uśmiechnęłam się.
-Dzięki Mary. Ja chyba muszę już iść. Pakowanie i w ogóle...
-Dobra, dzięki za kwiaty i, że w ogóle chciało ci się do mnie przyjść- powiedziałam, gdy staliśmy razem na podjeździe. Chyba
obydwoje poczuliśmy, że to jest ten właściwy moment. Pocałowaliśmy się. A potem...A potem Dougie po prostu sobie poszedł.
Następnego dnia budzik zabrzęczał o 6 rano. Za oknem było szaro, pochmurno i wietrznie. Już zaczynało kropić.
"No pięknie"- pomyślałam. Ubrałam się i już o 7:20 stałam na szkolnym parkingu pod moim ukochanym czarnym parasolem. Autokar
stał na tym samym miejscu z którego tyle razy odjeżdżały nasze na wycieczki. Jednak ten miał zabrać Sade coś najcenniejszego.
Jej chłopaka. A ja? Czułam się normalnie, tak jakby w ogóle nic się nie działo. Jakby to był dzień jak co dzień. Nie umiałam w żaden sposób wytłumaczyć sobie swojego zachowania.
Podeszłam do stojącej już Sade. Była bardzo smutna.
-Hej, nie ma jeszcze chłopaków?- zagadałam.
-Nie. Gerry zaraz przyjdzie- odpowiedziała.
-Rozumiem.
-A ty kogo przyszłaś pożegnać? Przecież Frank nie jedzie.
-Wiem, Sade. Przyszłam bo...chciałam pożegnać się z Dougiem.
-Aaa, więc jesteście ze sobą?
-Nie wiem. Raczej nie- odpowiedziałam.
-No nieźle, połowa szkoły na niego leci.
-Taaa, może i tak. Ale ja chyba niespecjalnie...
-To dlaczego tu jesteś?
-On mnie poprosił.
-Ach tak...
-Szkoda, że oni jadą na tak długo- stwierdziłam.
-Straszne, nie wiem jak to przeżyję.
-Damy sobie radę, jak chcesz to możesz do mnie wpadać kiedy zechcesz.
-Dzięki Mary.
-Popatrz! Idzie Mark, Frank, Gee, Mikey i Dougie- powiedziałam.
-Gee przyszedł z braciszkiem!- zaśmiała się Sade.
-Co się śmiejecie laski?- spytał Frank.
-Nie chciałbyś wiedzieć- odpowiedziałam.
-A skąd wiesz Bloody?
-Wyobraź sobie, że umiem czytać w myślach.
-Moje są lepsze od niejednego pornosa.
-Bardzo śmieszne!- powiedziałam i pokazałam mu język. Dougie obserwował nas z daleka.
-Dzieciaki zaraz jedziemy- powiedział trener, który zjawił się znikąd.
-Dobrze- odpowiedzieli Mark, Gee i Dougie, a także reszta drużyny, która zdążyła się już zejść.
-Za 5 minut jedziemy- powiedział kierowca busa. Chłopcy powrzucali swoje torby do bagażnika. Sade i Gee już się sobą zajęli.
-To cześć Dougie, powodzenia. Mam nadzieję, że wygracie- powiedziałam.
-Ja też mam taką nadzieję. Zobaczymy się za trzy tygodnie.
-Będę tęsknić- przyznałam i przytuliłam się do niego.
-Bloody!- zawołał mnie Frank.
-No więc do zobaczenia- powiedziałam i poszłam do Frania.
-Cześć Gee, do zobaczenia Mark- żegnałam się z każdym po kolei, a kolejne minuty upłynęły w niesamowicie szybkim tempie.
-Odjeżdżamy- zawołał trener. Chłopcy weszli do autokaru i zajęli swoje miejsca. Patrzyliśmy jak autokar sunie po drodze i
oddala się, a w końcu znika. Sade cicho się rozpłakała. Objęłam ją ramieniem.
-Będzie dobrze- powiedziałam- będzie dobrze..
Kilka chwil później zaczęły się lekcje. Sade cały czas była markotna i za każdym razem gdy nauczyciele ją odpytywali
dostawała kiepską ocenę. Było mi jej tak szkoda. Jednak po lekcjach Sade tak szybko poszła do domu, że nie zdążyłam jej
złapać. Ale za to mnie złapał Frank...
-Co to za smutna minka Bloody?- zapytał.
-Daj spokój, martwię się o Sade.
-Sama powiedziałaś, że będzie dobrze.
-A co miałam powiedzieć?? Przecież ona była załamana!
-Widziałem.
-Muszę iść kupić coś do jedzenia, bo dziś rodzice wracają.
-Pójdę z tobą, bo sama tego nie doniesiesz.
-Tak sądzisz?
-Tak.
-A założymy się?
-Nie, ja się z tobą o nic nie zakładam, bo i tak nie możesz mi dać tego, co bym chciał.
-Masz nieczyste myśli, grzeszniku.
-Kto ma, ten ma.
-Frank, czasami mnie załamujesz.
-A po zakupach mogę u ciebie posiedzieć?
-Jasne- zgodziłam się.
Poszliśmy na zakupy i faktycznie bardzo przydała mi się pomoc Franka. Zanieśliśmy zakupy do mnie, do domu.
-Dzięki za pomoc- powiedziałam dając mu cmoka w policzek.
-Zawsze możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji.
-I znowu jakieś aluzje Frank...
-Ja? No coś ty!
-Tak, ty.
-Dobrze, przestanę. Dougie będzie zazdrosny.
-Frank, on mi się już nie podoba.
-No nie, wcale.
-Muszę ci powiedzieć, że się rozczarowałam.
-Na mnie, czy na nim?
-Na nim, niestety. Ja sądziłam, że jest wyjątkowy i wspaniały, ale myliłam się.
-Och, biedna, mała, załamana Mary.
-Fraank! Zamorduję cię!
-Za co?
-Za całokształt!- powiedziałam i razem spadliśmy na kanapę.
-Złaź ze mnie wariatko!
-Nie, muszę cię ukarać.
-Już się boję.
-Masz czego. Zaznasz mój gniew.
-Jak to demonicznie zabrzmiało.
-Bo taki miałam cel- powiedziałam. Tak dobrze mi z nim było... Zupełnie inaczej, niż d Dougiem. I na dodatek ten powracający
sen...
-Bloody, słuchasz?
-Eee, że jak?
-Pytałem czy coś zjemy.
-A, tak. Zamyśliłam się- powiedziałam i zeszłam z niego.
-Zrób mi coś dobrego.
-Znowu zaczynasz zboczeńcu?
-Bloody, chcę tylko bułkę z serem.
-Jasne...
-Tak, jeśli to dla ciebie taki problem, to zrobię ją sobie sam.
-Nie, siadaj na tyłku i czekaj.
-Dobra...
Zrobiłam mu tą pieprzoną bułkę i wróciłam do salonu.
-Masz i jedz- powiedziałam.
-Nie chcesz gryza?
-Nie jestem głodna.
-Wyjdziemy na lody?
-Że co?
-Na lody, takie no wiesz...
-Nie wiem.
-I komu się tu ciągle coś kojarzy?
-No dobra, to chodźmy- powiedziałam.
Fajnie, że dopiero przy sklepie okazało się, że nie mam kasy.
-Frank, a ty coś masz?- spytałam, a on wyjął jakieś drobne.
-Możemy go kupić na spółkę- zaproponował Frank.
-Niech będzie- powiedziałam. Usiedliśmy na pudłach, które leżały przed sklepem.
-Daj mi polizać- poprosił Frank.
-Czekaj na swoją kolej.
-Nie, ja chcę teraz!
-Poczekaj- nakazałam,ale on wcale nie miał ochoty na czekanie i zaczął lizać ze mną.
-Smaczny ten lodzik. Czemu ludzie się na nas tak dziwnie patrzą??
-Nie wiem- powiedziałam- Frank! To był mój język!!!!
Wracaliśmy do mnie w doskonałych humorach. Po lodzie nie był śladu.
-Musimy jeszcze kiedyś to zrobić- powiedział Frank.
-Ale co?- spytałam.
-Bloody, teraz ty zaczynasz?
-Z czym?- zapytałam z miną niewiniątka.
-Z tym powtarzaniem. Chodziło mi o wspólne jedzenie lodów.
-Akurat ci wierzę...
-A masz jakiś inny wybór?
-Chyba jednak nie- stwierdziłam. Zadzwoniła moja komóra.
-Halo?
-Mary, cześć- powitała mnie mama.
-Jesteście już w domu?
-Nie, właśnie w tej sprawie dzwonię.
-A co się stało?
-Chyba nasz pobyt w Springfield troszkę się przedłuży.
-O ile?
-Nie wiemy. Dasz sobie radę do piątku?
-Jasne mamo.
-Masz jeszcze pieniądze?
-Tak, mam mamo...
-A nie masz żadnych problemów w szkole?
-Mamo! Nie umrę, jak będę sama w domu.
-No dobrze.
-Do zobaczenia- powiedziałam i się rozłączyłam.
-Boże, moja matka mnie załamuje. Czy ja mam na prawdę 5 lat, żebym potrzebowała całodobowej opieki?!
-One są po prostu przewrażliwione.
-Oj, chyba masz rację.
-Jak zawsze.
-No nie wiem. Idę do domu, muszę posprzątać.
-Pójdę z tobą.
-Mogłabym pobyć trochę sama?
-No jasne, Bloody. Nie będę się narzucał.
-To nie o to chodzi. Przy tobie nic się nie da zrobić. Pozytywnie oczywiście.
-Ok, to ja spadam- powiedział.
-Do jutra, a właśnie zapiszemy się na obóz narciarski.
-Całkowicie o tym zapomniałem przez wyjazd chłopaków.
-Ja też. Cześć- powiedziałam, a Frank pocałował mnie w czoło.
Wieczorem posprzątałam cały dom. Nie mogłam uwierzyć. Ja sprzątałam?? Zadzwoniła Sade.
-Mary, mam do ciebie pytanie.
-Słucham.
-Ty i Frank tak długo się przyjaźnicie, więc wiesz o nim chyba wszystko.
-Ej, trochę przesadzasz..
-I czy on ma dziewczynę?
-Nie, ale nie rozumiem po co ci taka informacja?
-A, bo tak.
-No jak chcesz...- powiedziałam.
-Do jutra.
Kolejnego dnia w szkole dość szybko przekonałam się do czego była Sade ta informacja.
-I wiesz Frank, super się z tobą tańczyło...
To były słowa Sade, które usłyszałam wchodząc na korytarz. Ona wprost lepiła się do Franka. A on oczywiście stał dumny jak
paw. Faceci są załamujący...
-Cześć- powitałam ich, piorunując wzrokiem przyjaciela.
-Hej Mary- powiedziała Sade, jakby nigdy nic.
-Bloody, masz zadanie z polskiego?- zapytał standardowo Frank.
-Nie, odpisz sobie od Sade- powiedziałam i odeszłam obrażona. Jak ona mogła?! Leciała na MOJEGO Franka, a wystarczyło, że
Gee wyjechał dzień wcześniej! Czułam, że nie mogę tego tak zostawić. Na każdej przerwie unikałam tej dwójki jak ognia.
-Frank, wpadnij do mnie po południu- powiedziałam tylko.
-Bloody, czekaj chwilę.
-Po co?
-Obraziłaś się o to zadanie?
-Nie, pogadamy jak do mnie przyjdziesz.
-Obiecuję, że będę odrabiał zadania.
-Debilu! Mi nie chodzi o żadne zadanie!
-To o co?
-Powiedziałam ci już, że dowiesz się po południu- ucięłam.
Po lekcjach zaczepiłam Sade.
-Pomyślałam sobie, czy nie mogłabyś na chwilę pójść ze mną do mojego domu?
-Ok, ale po co?
-Mam do ciebie małą sprawę.
-Acha, to chodźmy- zgodziła się i poszłyśmy do mnie. Miałam obmyślony cały plan odkręcenia tej dziwnej sytuacji...
Poszłyśmy do mojego pokoju.
-Sade, słuchaj. Chciałam porozmawiać z tobą o Franku.
-Tak, on jest świetny. Taki zabawny i przystojny...- rozmarzyła się Sade.
-No właśnie..Może i to nie jest moja sprawa, bo on i ja jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi, ale nie chciałabym, żebyś ty i on...
-Jesteś zazdrosna Mary?- zapytała wyraźnie rozbawiona Sade.
-Nie, nie chodzi tu o mnie.
-Więc?
-Przecież masz chłopaka.
-No to co? Gerry'ego nie ma.
-I to jedyny powód?
-No tak.
-A ty? Co byś czuła gdyby on kogoś podrywał?
-Ja, nie wiem- przyznała zmieszana.
-No więc pomyśl sobie teraz, że to robisz.
-Mary, sama nie wiem czemu tak się zachowuję. Tak brakuje mi Gee, że chyba wariuję.
-Nie masz z kim flirtować?
-Coś w tym rodzaju. Mary, ja nie potrafię żyć bez Gee!- powiedziała Sade i przytuliła się do mnie.
-Zaraz wracam Sade- powiedziałam i wyszłam z pokoju. Wysłałam esa do Franka: "Jak przyjdziesz to zostań w salonie i puść mi
sygnała". "Spoko, widzimy się za chwilę"- odpisał.
Wróciłam do Sade.
-No już jestem.
-Przemyślałam sobie to wszystko i miałaś rację.
-Dobrze, że zrozumiałaś.
-Tylko dzięki tobie.
-Och, nie przesadzaj. Więc jak? Zostawisz Franka dla mnie?
-Dla ciebie?
-No -powiedziałam i poczułam, że się rumienię.
-Frank ci się podoba?
-Sama nie wiem. Może tak, a może nie... Po prostu ostatnio jakoś dziwnie się czuję w jego towarzystwie.
-Och, Mary...
-Więc zostawisz go mi?
-Jasne- uśmiechnęła się Sade. Zadzwonił telefon.
-Przepraszam jeszcze na chwilę- powiedziałam i zeszłam na dół. Frank czekał na mnie oparty o blat w kuchni z puszką coli.
-Hej Bloody.
-Pozwoliłam ci na samoobsługę?- zapytałam.
-Sama kiedyś powiedziałaś, żebym czuł się u siebie jak w domu.
-No wiem, żartowałam.
-Powiedz po co kazałaś mi przyjść- powiedział upijając łyk napoju.
-Sade z tobą flirtowała.
-No i?
-Wiesz, wydaje mi się, że to było chamskie z twojej strony. Pozwoliłeś jej na to.
-Bloody, daj spokój.
-Ładnie to tak? Ona ma już chłopaka i to twojego przyjaciela.
-Przecież i tak nie chciałbym z nią być..-tłumaczył się.
-To czemu jej tego nie powiedziałeś?
-Nie rób problemów.
-Nie robię. Chcę tylko ci uświadomić jak się zachowałeś.
-To Sade, nie ja!
-Z nią już zdążyłam pogadać, Tak w ogóle to siedzi u mnie na górze, załamana swoim zachowaniem.
-Tak?- zmartwił się Frank.
-Wyobraź sobie, że tak, a jak nie wierzysz to chodź- powiedziałam i pociągnęłam go za sobą na górę.
-O cześć Frank- powiedziała zaskoczona Sade, wycierająca właśnie oczy chusteczką.
-Cześć Sade.
-A teraz sobie wszystko wyjaśnijcie- powiedziałam i wyszłam z pokoju. Poszłam do kuchni, żeby zrobić obiad na jutro, pojutrze
i w ogóle na resztę tygodnia. Gotowałam i cały czas rozmyślałam o tym, co oni mogą tam robić pod moją nieobecność. Nie, żebym
Frankowi nie ufała, ale po nim mogłam spodziewać się na prawdę wszystkiego... Ciekawość wzięła jednak górę, więc poszłam pod pokój.
Słyszałam tylko przytłumioną rozmowę.
-Ja jeszcze nie- powiedział Frank. Byłam bardzo ciekawa o co chodziło.
-No, a ja już tak- odrzekła Sade. O co mogło im chodzić? Mi na myśl przyszła tylko jedna rzecz (Sejd, domyślasz się? xD).
Wtedy drzwi do mojego pokoju trafiły z impetem w mój nos.
-Ała!!- wrzasnęłam.
-Bloody. Nic ci nie jest?
-Chyba jeszcze żyję- powiedziałam.
-Przepraszam Mary, nie chciałam cię uderzyć- przeprosiła Sade.
-Wiem.
-Ile razy mówiłem: nie podsłuchuj pod drziwami?- zażartował Frank.
-Święty się odezwał...
-Mary, jeszcze raz przepraszam. Muszę już iść- powiedziała Sade. A więc o tym mówili w moim pokoju.
-Ok- odprowadziliśmy ją do drzwi.
-Do jutra- powiedział Frank.
-Cześć.
Frank powiedział, że nie ma po co iśc do domu, więc posiedzi ze mną.
-To co dziś proponujesz?- zapytał.
-Ale w jakiej sprawie?
-Tego wieczoru...i nocy.
-Chcesz zostać?
-Nie wiem, to zależy od ciebie.
-Innym razem. Wyprałam starym pościel więc musielibyśmy spac pod jedną kołdrą na jednej poduszce.
-To jeszcze lepiej.
-Fraank!
-Co?
-Okropny jesteś!
-To czemu się ze mną zadajesz?
-Bo za to cię właśnie kocham.
-Kochasz?
-Nie łap mnie za słowa.
-Ciesz się, że za słowa, a nie za...
-Nie kończ!- powiedziałam i zatkałam mu na chiwlę usta. Moim pocałunkiem...
-Ale ty masz temperament!- stwierdził Frank sapiąc. Uśmiechnęłam się do niego.
-Jak każda lwica.
-Więc jednak chcesz spróbować jeszcze raz?- spytał Frank.
-Chyba tak. To, że nam wtedy nie poszło nie znaczy, że i tym razem nie wyjdzie.
-Tak- przytaknął.


Te trzy tygodnie pełne zmian minęły błyskawicznie. Ja i Frank postanowiliśmy dać sobie szansę, a Sade stała się moją
najlepszą przyjaciółką. No właśnie... Coraz rzadziej spotykałam się z Frankiem. Widywałam go tylko w szkole. Skończyły się
nasze wspólne popołudnia,gdyż teraz cały czas spędzałam z nową przyjaciółka.


Lecz później wszystko wróciło do normy. Sade w końcu miała swojego Gee, ja mojego Frania. Ale znowu nam nie wychodziło. W
prawdzie od czasu do czasu sie całowaliśmy, ale nasz związek opierał się raczej na przyjaźni. I powróciły wątpliwości...
Już sama nie byłam pewna swoich uczuć. Zastanawiałam się co tan na prawdę podobało mi się we Franku. Pojawiły się problemy
na wszystkich frontach. Nie tylko w życiu towarzyskim, gdzie byłam rozdarta pomiędzy dwoma Frankami: Frankiem-przyjacielem i
Frankiem-chłopakiem. Rodzice zajmowali się bez przerwy firmą, ale tata nie był aż tak szczęśliwy z tego powodu jak mama.
Powiedział mi pewnego dnia, że ona zaczyna nas zaniedbywać.Miał niestety rację... Coraz częściej słyszałam ich kłótnie.
Bałam sie najgorszego. Nasuwały mi się tylko najgorsze scenariusze dotyczące mojej przyszłości.


Wielkimi krokami zbliżał się
31 października- Halloween i urodziny Franka...
-Zastanawiałem się kiedy zrobić urodziny: przed czy po Halloween?- zastanawiał się Frank kilka dni przed końcem października,
gdy siedzieliśmy w szkole na lekcji historii.
-Nie wiem. A nie ciekawiej byłoby zrobić imprezę 31-go?- zaproponowałam.
-Tylko, że 31 wypada w środę...
-I co z tego?
-Bloody! Nie poznaję cię!
-Dlaczego?
-Przecież jesteś przeciwniczką robienia imprez w tygodniu.
-Może po prostu dla ciebie chcę zrobić wyjątek?
-Mam czuć się zaszczycony?
-Och, oczywiście. Padnij jeszcze na kolana i zacznij całować mnie po stopach- zażartowałam. Frank uklęknął przede mną na
środku klasy.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem!
-Frank, wstawał- powiedziałam. Po klasie przetoczyła się fala śmiechu. Nauczyciel był jednak zbyt zajęty pisaniem na
tablicy,aby to zauważyć.
-Dlaczego? Spełniam tylko twoje życzenia.
-Fraaank! Nie rób szopki!
-Dlaczego klęczysz Frank?- zapytał nagle pan Deem.
-A czy to zabronione?
-Co robisz?- kontynuował "przesłuchanie" nauczyciel.
-Wyznaję tylko Bloody...Znaczy się Mary...
-Ale dlaczego w czasie lekcji i na środku klasy?
-Przecież każde miejsce i pora jest dobre do okazywania uczuć, prawda?
-Nie filozofuj i siadaj na miejsce, bo dostaniesz uwagę- zagroził. Frank chciał uniknąć kłopotów, więc usiadł.
-Nie rób sobie problemów- szepnęłam.
-Przecież nie robię.
-No nie, wcale...
-Skończ ten temat.
-Ty go zacząłeś.
-Nie, bo ty.
-A wcale, że nie!
-Stul twarz.
-Obydwoje dostajecie uwagi!- przerwał naszą sprzeczkę Deem. "Zajedwabiście..."- pomyślałam.
I przyszła ta wyczekiwana środa. Z Frankiem zrobiliśmy dzień wcześniej zakupy, a w dzień imprezy wszystko przygotowaliśmy.
Rodzice powiedzieli, że wrócą w niedzielę, więc byłam spokojna. Trochę się obawiałam jak po tak dużej imprezie będzie wyglądał
mój dom, ale Frank powiedział, że pomoże mi posprzątać.
-Uff, zaraz wszyscy przyjdą- westchnęłam i poszłam jeszcze poprawić makijaż.
-Bloody, gdzie dałaś piwo?
-Nie wiem- odkrzyknęłam z łazienki.
-Dobra, już znalazłem.


Po kilku, no dobra, po kilkunastu minutach byłam gotowa.
-Co się stało, że tak ładnie wyglądasz?- spytał Frank.
-Cha, cha, cha...Bardzo śmieszne.
-Przecież chciałem być miły.
-Na pewno. Uważaj bo ci uwierzę.
-Mam cię przekonać?
-A w jaki sposób?
-Mam taki jeden pomysł...Wydaje się być całkiem niezły.
-Brzmi kusząco, ale nie.
-Jesteś brutalna!!
-A ty zboczony.
-Nieprawda!
-Jak to nie? A kto ciągle mi tu coś sugeruje?
-Hmmmm, zastanówmy się.
-Oj, Frank...
-Hę?- zapytał z ustami pełnymi coli.
-Połknij to- powiedziałam.
-No to o co chodziło?
-Musimy się przygotować na nadejście gości.
-Jak?
-Stań przy drzwiach i stój, a jak ktoś zadzwoni to otwórz.
-A ty co w tym czasie zrobisz?
-Ja?- zapytałam i pocałowałam go w odpowiedzi.


Zadzwonił dzwonek do drzwi.
-O, cześć Gee, hej Sade.- powiedziałam.
-Frank? Od kiedy używasz błyszczyków?- zapytał wchodzący za naszą cudowną parą Mark.
-Co?- zdziwił się Frank. Spojrzałam na niego. Faktycznie miał usta upaćkane moim błyszczykiem.
-Idziemy po chłodne napoje- ściemniłam i wzięłam Franka do kuchni.
-Czemu mnie tak ciągniesz?- zapytał z wyrzutem Frank.
-Masz na ustach mój błyszczyk!
-Ale ja nie wiem skąd. Przysięgam, że ci nie brałem!
-Boże, załamujesz mnie. To błyszczyk który mam na ustach. Całowaliśmy się przed chwilą debilu!
-A, no fakt...
-Oj ty mój kochany sklerotyku...Weź lepiej to piwo i chodźmy już.


PO kilku minutach przyszli już wszyscy zaproszeni goście. Włączyliśmy muzykę. Impreza jak impreza...

Po kilku piwkach:
-Mary zatańczysz?- zapytał przy jednej z wolniejszych piosenek Gee.
-Och jasne- zgodziłam się. Gdy taniec-przytulaniec dobiegał końca, Gee zaczął mnie wąchać po szyi (?!).
-Bardzo ładne perfumy- powiedział i zaczął całować mnie po szyi. Na moje szczęście skończyła się piosenka.


Wszyscy szaleli do późna, a ja nawet nie pamiętałam kiedy impreza się skończyła.
Rano obudzili mnie rodzice.
-Mary!! Wstań!!- wrzeszczał ojciec.
-Co jest?- zapytałam i otworzyłam oczy.
-Co tu się działo?- wypytywała mama. Wstałam z podłogi i rozejrzałam się po domu. Czy to na pewno był mój salon? Na kanapie
spał Frank, w kącie leżeli przytuleni do siebie Gee i Sade, wszędzie walały się puszki po piwie i resztki jedzenia. Aż
bałam się sprawdzać kto był na górze...
-Jakie masz wytłumaczenie?
-Ja, ja myślałam, że przyjedziecie, no jeszcze nie teraz...
-I dlatego pozwoliłaś zdemolować nasz dom?
-To była tylko impreza urodzinowa...
-Z tego o ja wiem, to masz urodziny w lipcu- powiedział tata.
-Ale nie moje, tylko Franka.
-Ale czemu u nas?- zapytała mama.
-Bo jego rodzice byli w domu...
-A nas nie było i postanowiłaś to wykorzystać, tak?
-Chciałam tylko...Nie ważne. Zaraz wszystkich obudzę i posprzątam ten bałagan.
-Mamy nadzieję.


-Frank, wstawaj- powiedziałam potrząsając przyjacielem.
-Co się stało, Bloody?
-Rodzice przed chwilą wrócili.
-Co?- krzyknął Frank i zerwał się z kanapy jak oparzony.
-Rodzice przyszli.
-Ale miało ich nie być aż do..
-Wiem! Błagam, obudź Sade i Gee, a potem posprzątajcie trochę. Ja pójdę na zobaczyć jak sytuacja ma się na piętrze.
Na schodach leżał Mikey...Ominęłam go ostrożnie i poszłam dalej.

Ledwie wypowiedziałam te słowa, a z sypialni rodziców dobiegł krzyk mamy.
-Co się stało?- zapytałam mamę. Nie musiała mi odpowiadać, bo zobaczyłam to sama. Na łóżku rodziców siedział sobie Mark w
bokserkach.
-O! Dzień dobry- powiedział na widok mojej mamy i jakby nigdy nic, poszedł spać dalej..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 14:30, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Nie wiem jakim cudem, ale po kilku godzinach dom był wysprzątany, a goście rozeszli się do domów.
-No to teraz sobie poważnie porozmawiamy- powiedział tata i kazał usiąść na kanapie. To zawsze oznaczało duże kłopoty.
-Będziesz miała szlaban na imprezy i spotkania ze znajomymi- rozporządziła mama.
-Nawet z Frankiem?- zapytałam.
-Szczególnie z Frankiem- podkreślił ojciec.
-Ale to nieuczciwe! Nie możecie mi tego zabronić! To mój przyjaciel!- wrzeszczałam, już na stojąco.
-Siadaj i zmień ton- nakazała mama.
-Poza tym odbieramy ci na miesiąc kieszonkowe- dodał tata.
-Coo?- oburzyła się.- To już przegięcie- podsumowałam i poszłam do swojego pokoju. Myślałam, że się zaraz rozpłaczę. Ale wtedy
nie wiedziałam jeszcze, że następnego dnia będzie gorzej...


Od razu mi się nie spodobała, a podobno pierwsze wrażenie wyrabia opinię na zawsze. Była taka...nie wiem sama jak to można
określić. W każdym razie nie budziła we mnie pozytywnych odczuć.
-Moi drodzy, chcę wam przedstawić nową koleżankę, która będzie od dzisiaj chodziła z wami do klasy- powiedziała nasza
wychowawczyni.
-Cześć, jestem Adeline- przedstawiła się dziewczyna. Znienawidziłam ją od razu, choć uczono mnie, że nie wolno pochopnie oceniać.
-Cześć- klasa odpowiedziała chórem. Dziewczyna usiadła sobie w ławce przede mną i Franiem.
-Hej, Ade- powiedział do niej Frank. Gdybym mogła zabijać wzrokiem, oboje już by nie żyli.
-Eee, siemka, a jak masz na imię?
-Frank.
-W takim razie, cześć Frank.
-Skąd przyjechałaś?- zapytałam, żeby oni przestali ze sobą gadać.
-Z Chicago.
-Na prawdę nie było ci szkoda przeprowadzać się na takie zadupie?- zdziwiłam sie.
-Mi się tu nawet podoba. W Chicago ciągle coś się dzieje, czasem nie da się nadążyć.
-Wierz mi, że za kilka lat zrobisz wszystko, żeby się stąd wynieść.
-Chyba przesadzasz Bloody- wtrącił Frank.
-Bloody? Co to za ksywa?- spytała Ade.
-Mój genialny przyjaciel mi ją wymyślił- powiedziałam wskazując na Frania.
-OJ, Bloody...Nie przejmuj się nią Ade, ona mi po prostu zazdrości geniuszy, a ksywa bardzo do niej pasuje.
-Czemu? Lubi pić Bloody Mary?
-Nie, ja mam po prostu na imię Mary- odpowiedziałam.
-Rozumiem- powiedziała Ade, chociaż ja w to szczerze wątpiłam. Zrozumieć mnie i Franka? Cud. Trzeba byłoby nas na prawdę znać.
Po "małym" upomnieniu od nauczycielki, skończyliśmy jednak rozmowę.


-Musiało zacząć padać?- zapytałam Franka na przerwie.
-A co? Mieliśmy dziś gdzieś iść?
-Ciekawe jakim cudem. Mam szlaban na wieki, przez twoje pieprzone urodziny.
-Rodzice aż tak się wściekli?
-Bardziej. Nigdy jeszcze się na mnie tak nie wkurzyli. Nawet jak uciekałam z domu. I znowu wszystko przez ciebie.
-Ale przyznasz, że Mark na łóżku był śmieszny.
-Taak. Nigdy nie zapomnę miny mojej mamy, jak go zobaczyła, a on otworzył oczy, powiedział jej "o, dzień dobry" i spał dalej.
-Czyli nie mogę do ciebie wpaść po lekcjach?
-Nie. Zabronili mi zapraszać do domu kogokolwiek, a w szczególności ciebie.
-O cholera!
-Też tak sądzę. Chyba muszę poczekać, aż znowu gdzieś pojadą.
-Ale jak ja bez ciebie wytrzymam?
-Nie rób tragedii, widzimy się przecież w szkole.
-Dla mnie to za mało.
-Znowu mi coś sugerujesz?
-Nie, w życiu Bloody.- odpowiedział Frank i roześmialiśmy się.
-Co robicie?- zapytała Ade, a ja od razu straciłam dobry humor.
-Nic- odpowiedziałam i poszłam sobie do Sade.
-Co jej się stało?- usłyszałam pytanie Ade.
-Nic, ona po prostu czasami...Nieważne- wytłumaczył Frank. Nie miałam ochoty słuchać ich gadki.


A po szkole Frank tak bardzo "zakolegował" się z Ade, że chyba o mnie zapomniał. Podeszłam do nich.
-Do jutra kochanie- powiedziałam obdarowując Franka namiętnym pocałunkiem na oczach całej klasy. Ade zamurowało, a ja była
usatysfakcjonowana jak nigdy. Frank był pod takim wrażeniem, że nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. Pomaszerowałam dumnie
do domu.
Wpadłam do domu dumna, z tego co zrobiłam. Może to nie było do końca uczciwe zagranie, ale to akurat najmniej się teraz liczyło. Energia mnie wprost rozpierała. To była doskonała okazja, żeby zrobić trochę porządku w moich ubraniach. Wywaliłam więc wszystko z szafy i zaczęłam przymierzać. Zrobiłam sobie chwilkę przerwy, ale nie ubierałam z powrotem bluzki, bo stwierdziłam, że nie warto. Wtedy do mojego pokoju wpadł nie kto inny, jak Frank.
-Co ty tu robisz?- zapytałam zdziwiona.
-Przyszedłem do ciebie.
-No to akurat widzę. Ale jakim cudem matka pozwoliła ci do mnie wejść?
-Ma się ten urok osobisty...
-Więc dowiem się jak?
-Powiedziałem twojej mamie, że chcę pożyczyć zeszyt.
-Nabrała się na taki numer?
-Tak, ale powiedziała, że mam 5 minut więc się streszczam.
-Acha, no to o co chodzi?
-Po pierwsze chciałem ci powiedzieć, że ładnie ci bez bluzki...
-Odwal się- powiedziałam i rzuciłam w niego poduszką.
-A po drugie chciałem porozmawiać o szkole.
-Ale o co chodzi?- zapytałam, choć dobrze wiedziałam.
-Dobrze wiem, że wiesz. Zdecyduj się w końcu...
-Ale na co?- teraz na prawdę nie mogłam się domyślić co jest nie tak.
-Co ze mną.
-A co z tobą?
-Ja na prawdę chcę się dowiedzieć. Czy jesteśmy ze sobą, czy tylko się przyjaźnimy?
-Myślę, że na to pytanie znasz odpowiedź.
-Chyba jednak nie, Bloody.
-Dla mnie jesteś zawsze przyjacielem. A co do tego bycia ze sobą, to sama nie jestem do końca pewna. Zrozum, że to nie jest takie łatwe. Nie da się tego określić tak łatwo i szybko.
-A wiesz co mi się wydaje? Że jak pojawi się tylko jakaś dziewczyna, to się robisz o mnie zazdrosna. Tylko dla tego mnie pocałowałaś, prawda?
-Nie! Nie chciałam, żebyś tak to odebrał Frank, ale jeśli już się tak stało to przepraszam. Nie chciałam cię zranić.
-Zranić? Jeśli to jest twoje ranienia to możesz mnie ranić do woli!
-Myślałam, że prowadzimy poważną rozmowę.
-Rozmowa ze mną nie może być poważna...
-No fakt- przyznałam. Do pokoju weszła mama i od razu na jej twarzy zobaczyłam zdziwienie. No cóż, ja też byłabym zaskoczona widząc swoją córkę w staniku i jej kolegę wśród rozwalonych ciuchów.
-Nie chcę przeszkadzać, ale miałeś tylko pożyczyć zeszyt...- powiedziała mama.
-Och tak...
-Właśnie go szukałam- wyjaśniłam.
-Acha. W takim razie znajdź go i Frank już pójdzie, prawda?
-Tak, prosze pani.
-A ty ubierz coś na siebie- dodała wychodząc z pokoju.
-No to do czego mam ci dać ten zeszyt?- zapytałam.
-Nie wiem. Obojętne.
-Dam ci geometrię bo mam ją tu na wierzchu.
-Może być. A tak w ogóle to ty chyba nie pałasz sympatią do Ade, co?
-W przeciwieństwie do ciebie...
-Chciałem być miły dla nowej koleżanki.
-Ty zawsze jesteś miły dla każdego osobnika płci przeciwnej.
-Mylisz się.
-Ja? Chyba po prostu trudno ci się do tego przyznać.
-Wcale, że nie!
-To dlaczego tak się speszyłeś, gdy tylko poruszyłam ten temat? No chyba, że wolisz chłopców...
-Bloody, zmiłuj się. Idę już bo mi się jeszcze dostanie- powiedział Frank i udał się do drzwi.
-Zeszyt...-przypomniałam.
-Tak, zeszyt. No to do jutra.
-Ej, poczekaj jeszcze chwilę- zatrzymałam go.
-Czego jeszcze zapomniałem?
-Buziaka na "do wiedzenia"- powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
-Dobrze, że przypomniałaś- stwierdził i w końcu poszedł.


Następny dzień w szkole był niesamowicie zaskakujący. Franka nie było na jego ulubionym miejscu, koło okna, więc omiotłam korytarz wzrokiem w jego poszukiwaniu. Franiu stał razem z Sade i Gee. Gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że Gerry ma w gipsie prawy nadgarstek.
-Cześć- powiedziałam, stając koło nich.
-Hej Bloody- odpowiedział Frank, a reszta tylko skinęła głową.
-Ale jak to się w końcu stało?- zapytał Gerry'ego Frank.
-No to była...To się wydarzyło...W dość osobistej sytuacji- stwierdził Gee, oblewając się rumieńcem.
-Całowaliśmy się na łóżku, ale chyba nas trochę poniosło i Gee spadł, łamiąc sobie nadgarstek- wytłumaczyła spokojnie Sade.
-No to musisz przyznać, że to był jeden z przyjemniejszych sposobów złamania sobie ręki- zaśmiałam się.
-Zależy dla kogo- odpowiedział Gee.
-Ja bym tak chciał- wtrącił Frank.
-Mogę ci złamać rękę w każdym momencie, jeśli o tym marzysz- zaproponowałam Franiowi.
-A będziesz się przy tym ze mną całować?
-To nie będzie potrzebne.
-Ale właśnie to będzie najpotrzebniejsze! No wiesz, żeby było miło.
-Frank, żeby było miło to wiesz co.
-Oj musisz mi to chyba uświadomić...-powiedział Frank, ale niestety nie zdążyłam. Nadszedł Mark w towarzystwie jakiejś nieznanej mi dziewczyny.
-Cześć wszytskim- powitał nas.
-No Mark, może przedstawisz nam tę piękną nieznajomą?- zapytał Frank, jak zawsze myśląc o jednym.
-To Suze. Moja nowa dziewczyna- odpowiedział, a nam kopary opadły do podłogi.
-Och, fajnie- stwierdził nieco speszony Frank.
-To są Frank, Mary, Sade i Gee- przedstawił nas Mark.
-Cześć- odpowiedziała nieśmiało dziewczyna. Była dość ładna, nie za wysoka. Frank odciągnął Marka na bok i zaczął zadawać mu pytania, a Sade postanowiła zaznajomić się z Suze. Natomiast ja stałam razem z Gee jak dwie sieroty.
-No to co u ciebie?- przerwał chwilę ciszy Gerry.
-Nic. Trochę miałam przerąbane u starych za imprezę, ale już jest lepiej.
-A właśnie, na tych urodzinach robiłem foty. Prześlę ci je dziś na mail, ok?
-Robiłeś foty?- spytałam zdziwiona.
-No jasne. Nie pamiętasz?
-Szczerze mówiąc to nie.
-Ja jakoś pamiętałem.
-Dużo z tej imprezy mi umknęło. Ale na pewno była dobra zabawa. Tak sądzę..
-No jasne, że była dobra. Jeśli na imprezie jesteś ty i Frank, to musi być świetnie.
-Dzięki, Gee- uśmiechnęłam się. Jak się tak na niego popatrzyłam, to doszłam do wniosku, że jest na prawdę przystojny. Ale jak dla mnie Franek był ładniejszy.
-No to musieliście się całkiem nieźle bawić, że aż złamałeś tą rękę- powiedziałam.
-Yyyy, no tak- odpowiedział, wpatrując się w czubki swoich butów.
-Wstydzisz się o tym mówić?
-Nie, nie o to chodzi.
-Więc?
-Bo wiesz..- zaczął Gee, siadając na ziemi, a ja zrobiłam to samo- my tak nie do końca się całowaliśmy. To znaczy tylko..Bo my, znaczy...
-Ok, wydaje mi się, że zrozumiałam.
-Więc, sama rozumiesz...Nie chciałbym, żeby wszyscy naokoło wiedzieli i w ogóle.
-Nie martw się.
-Bo się tak dziwnie. Wszyscy się wypytują jak złamałem rękę, no i co ja mam im odpowiadać?
-Faktycznie masz problem. To coś naściemniaj.
-Jakbym umiał to może byłoby to jakieś wyjście.
-A zmieniając temat...Jak wyszłam na tych fotkach? Bardzo tragicznie?
-Ty nigdy nie wychodzisz tragicznie.
-Hej, chyba się troszkę zapędziłeś. Aż taka piękna nie jestem...
-No może aż tak to nie, ale...
-Gerry! Ona jest najpiękniejszą laską na świecie!- wtrącił niespodziewanie Frank, stając nade mną. Zadarłam głowę do góry, żeby móc na niego spojrzeć.
-Uspokój się...- powiedziałam.
-Dlaczego?
-Nie wiem.
-Więc mi nie każ.
-Czemu nie?
-A czemu tak?
-Ale dlaczego nie?
-Bo nie.
-To nie jest wyjaśnienie.
-Dla mnie jest.
-A dla mnie nie.
-To masz problem.
-Ty masz problem.
-Skończcie już to obydwoje. Jak małe dzieci...-stwierdził Gee, a ja pokazałam Frankowi język.
-Nie pokazuj języka bo..
-Frank!- skarciliśmy go razem z Gee.
-No dobra już...


Po szkole musiałam od razu iść do domu, ale Frank, Gee i Sade uparli się, żebym poszła z nimi na miasto.
-No nie wiem. I tak mam już przerąbane u rodziców- wahałam się.
-No właśnie! Jak nie wrócisz na czas to nic się nie stanie- zapewniał mnie Franek.
-Ale może jednak lepiej wrócę na czas.
-Weź do nich zadzwoń i powiedz, że masz jakieś dodatkowe zajęcia czy coś- zaproponowała Sade.
-Hm, to chyba dobry pomysł- stwierdziłam i zadzwoniłam do mamy.
-Halo?
-Yyy, cześć mamo.
-Czemu cię jeszcze nie ma w domu?
-No bo ja chciałam zapytać. Bo mam dodatkowe zajęcia...I mogę zostać? Bardzo mi zależy!
-A o której będziesz w domu.
-Ja wiem.. Koło 18.
-Dopiero?
-Eee, no tak.
-Nie da się wcześniej?
-Chyba nie, ale postaram się być szybko.
-Niech ci będzie...- zgodziła się mama.
-Dzięki. Do zobaczenia.
-Pa.
-Udało się- oznajmiłam.
-I bardzo dobrze. Moja Sade to ma jednak genialne pomysły- powiedział Gee, zaczynając się z nią lizać. Kiedy w końcu przestali, poszliśmy na pizzę.
-Jaką bierzemy?- zapytał Frank.
-Obojętne byle bez mięsa- powiedziałam.
-Czemu? Mięsko jest pyszne!- wtrąciła Sade.
-Mięso to twoi przyjaciele, którzy kiedyś sobie żyli jak ty- zaczęłam tłumaczyć.
-Bloody, tylko bez wykładów. Ja biorę wegetariańską- powiedział Frank.
-No niech wam będzie- zgodziła się niechętnie Sade. Zjedliśmy w końcu pizzę.
-A wiecie co? Ta dziewczyna Marka jest całkiem sympatyczna- powiedziała Sade.
-No i nie najbrzydsza- dodał tym razem Gee.
-Jestem zazdrosna- stwierdziła Sade i znowu zaczęła się całować...Ile można?
-Chyba trzeba się będzie zbierać- sprowadził ich na ziemię Frank. Rozdzieliliśmy się: ja poszłam z Franiem, a Gee z Sade.
-No i jak smakowała pizza niezgody?- zapytałam.
-Była bardzo dobra. A czemu niezgody?
-Nie wiem. Tak mi pasowało, to powiedziałam. Pośpieszmy się.
-Ok- odpowiedział Frank i przyspieszyliśmy kroku.
-To do jutra- powiedziałam pod moim domem.
-Mary?- zapytał Frank. Odezwał się do mnie po imieniu, czyli to było coś ważnego.
-Tak?
-Ja mówiłem wtedy prawdę.
-Kiedy?
-No w szkole.
-Dużo mówiłeś, Frank.
-Na prawdę jesteś dla mnie najładniejsza.
-Yyyy- tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć.
-Podobasz mi się- powiedział i zaczęliśmy się całować.
Potem się rozstaliśmy bez słowa. Wróciłam do domu przed 18. Ani mam ani tata nie zadawali żadnych pytań. Było dobrze i chyba, aż za dobrze. Za dobrze jak na moje życie. Dziwnie, źle, nieswojo...Za pięknie, jak z bajki. A jeśli już się tak działo, to na pewno nie był to dobry zwiastun. I niestety miałam się niedługo przekonać, że się nie myliłam. Ale o tym później. No więc wróciłam do domu, mama krzątała się w kuchni. Zdaje się, że robiła kolacje, ale nie wiem, bo nie chciało mi się zajrzeć. Miałam jednak nadzieję, że mi zrobi coś w 100% bezmięsnego. Tata siedział w biurze, słyszałam jak stuka w klawiaturę. Poszłam do pokoju. Tyle się dziś wydarzyło, musiałam wszystko porządnie przemyśleć. Jednak ciągle rozpraszało mnie to uczucie... Czułam nadal jego pocałunek. Położyłam się na łóżku i pogrążyłam się w marzeniach. Ja i Frank...Piękna para na dobre i na złe. Szkoda tylko, że było to nieosiągalne. Sprowadzona tym stwierdzeniem na ziemię, przypomniałam sobie, że mam zobaczyć te foty. Otworzyłam skrzynkę: były. Zabrałam się za ich oglądanie. Gee miał rację, wcale nie wyszłam tak źle jak przypuszczałam. Podziwianie samej siebie przerwałam mi mama.
-Mary, chciałabym z tobą o czymś pogadać- zaczęła.
-Tak?
-Bo jesteś już prawie dorosła. Będziesz więc chciała robić bardziej dorosłe rzeczy i tak sobie pomyślałam..
-Mamo, rozmawiałyśmy już o tym. Na prawdę nie zamierzam w najbliższej przyszłości robić jakichś poważnych kroków, a poza tym nie mam nawet chłopaka.
-A Frank?
-Yyy, no fakt. Ale ja na prawdę tylko...On jest moim przyjacielem.
-Tylko?
-Chyba tak, mamo nie mam ochoty o nim teraz gadać, ok?
-Ale jakby co...
-Wiem. Jakby co to mam do ciebie przyjść.
-Tak. Masz kolację na dole.
-Dzięki, zaraz zejdę- powiedziałam. Mama wyszła z pokoju. Co ją tak napadło na te poważne rozmowy? A jeśli widziała mnie i Franka? Zeszłam na dół, zjadłam kolację i wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Zadzwonił Frank..
-Bloody, cholera! Wiesz co się stało? jak mogłem zapomnieć?
-Ej, powoli. O co chodzi?
-No bo do jutra są zapisy na obóz narciarski!
-O Jezu! A my się jeszcze nie zapisaliśmy!
-No właśnie! Co, jeśli nie będzie już miejsc? Ja tam muszę jechać!
-Tylko spokojnie. Mam plan: jak tyko przyjdziemy do szkoły to od razu lecimy się zapisać ok?
-No dobra. A ja się spytam Gee czy on już jest na liście.
-Yhy- odpowiedziałam. Jak mogliśmy zapomnieć? Za dużo się działo, zaczęłam się martwić... Ten obóz to była prawie impreza roku. 2 tygodnie, całe 14 dni w schronisku z przyjaciółmi... Jechać tam: to był wprost obowiązek. Nie spałam pół nocy, bo Fanek z łaski swojej nie targnął się nawet na esa, w tej sprawie.


Przyszłam do szkoły wcześnie, jak nigdy przedtem. Od razu wpadłam na Franka na korytarzu. Na twarzy miał luzacki uśmiech.
-No to chodźmy- powiedziałam szarpiąc go za rękaw.
-Po co i gdzie?
-Zapisać się!
-Nie musimy...
-Jak to?
-Gee o wszystkim pomyślał.
-Czyli, że jesteśmy na liście?
-Tak.
-Gdzie on jest?
-Eee, siedzi na ławce Bloody. Problemy ze wzrokiem?
Nie odpowiedziałam, tylko pobiegłam do niego i wprost rzuciłam się mu na szyję.
-Nie uduś mnie!- zawołał zaskoczony Gee.
-Dzięki- powiedziałam cmokając go w policzek.
-Nie ma za co.
-Bloody, nie zapominaj o mnie- powiedział Frank.
-O tobie się nie da zapomnieć- stwierdziłam.
-A gdzie ci Sade wywiało?- zainteresował się Franiu.
-Poszła się dowiedzieć co i jak z pokojami w schronisku. A z resztą wywołaliśmy wilka z lasu.
Gee miał rację, bo Sade już szła w naszą stronę.
-Mam dla was miłą niespodziankę- oznajmiła.
-Jaką?
-Są pokoje 2-osobowe.
-Tylko?- zapytałam.
-Nie powiedziałam wam o najlepszym. Bo jest jeden, na dodatek wolny pokój na 4 osoby.
-Zaklepałaś go?- dopytywał się Gee.
-No jasne!
-Już czuję, że będzie Zajedwabiście- ucieszył się Frank.
-Ale co z Markiem, Suzi i Mikey'em?- zapytałam jak zawsze myśląc o innych.
-Dadzą sobie radę- zapewnił Gee.
-Moja Bloody, jak zawsze troskliwa- powiedział Frank, obejmując mnie ramieniem.
-Ech, no dobra. Nie mogę się doczekać...- odrzekłam.
-Tylko w co ja spakuję te wszystkie potrzebne rzeczy?- spytał Frank.
-Nie musisz zabierać ze sobą wszystkich egzemplarzy Playboya- zaśmiała się Sade.
-Nie o tym mówiłem.
-Ach, no tak. Ale dmuchane panienki też będą zbędne. Masz przecież Mary- tym razem wtrącił Gee.
-Ja i Mary nie jesteśmy parą- stwierdził poważnie Frank. Czy ja aby dobrze usłyszałam?
Widocznie nie tylko ja byłam zaskoczona wypowiedzią Franka, bo Gee i Sade też wyglądali na zdezorientowanych i patrzyli to na mnie, to na niego.
-My zaraz wrócimy- powiedziałam z uśmiechem i szarpnęłam Franka za sobą. Bardzo się na niego wkurzyłam. Jednego dnia mówi mi jaka to ja jestem ładna, jak się mu podobam, całuje się ze mną, a już nazajutrz mówi, że nie jesteśmy ze sobą. Chyba każda by się zdenerwowała.
-Czy ty słyszałeś, co powiedziałeś?- zapytałam, odciągając go w bardziej ustronne miejsce.
-No- odpowiedział.
-Zdecyduj się w końcu jak jest!
-Myślałem, że to jasne.
-Przecież mówiłeś mi ostatnio, że ci się podobam, a teraz mówisz, że nic między nami nie ma?
-Ale mi chodziło tylko o to...
-Nie ważne o co ci chodziło. Ja już nic nie rozumiem, z resztą Sade i Gee też.
-Bloody, przystopuj. Ja tylko powiedziałem, że nie jesteśmy ze sobą, ale to nie znaczy, że mi się nie podobasz.
-Och więc o co chodzi?
-Wiesz, że bardzo mi na tobie zależy. Ja po prostu jeszcze nie chcę tak...oficjalnie.
-Czyli, że ze sobą jesteśmy ale nie jesteśmy?
-Mniej więcej. Bałem się, że dla ciebie to będzie za szybko i w ogóle.
-Yyy, no to przepraszam.
-Nic się nie stało Mary- odpowiedział Frank i delikatnie pocałował.
-Chyba trzeba to wyjaśnić Sade i Gee.
-No to chodźmy...


Czas między tym dniem, a 16 stycznia, kiedy to mieliśmy jechać na obóz narciarski mijał różnie. Niektóre dni leciały w mgnieniu oka, inne zaś ciągnęły się niemiłosiernie. Ale z każdym dniem ja i Frank coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy, a związek Sade i Gee rozkwitał. Już od początku stycznia wszyscy rozpoczęli przygotowania do wyjazdu. Mieliśmy piękną zimę. Mój sprzęt i odpicowana deska snowboardowa zdawały się czekać, aż będę mogła zjechać ze stoku, a spakowane walizy chciały już wylądować w schowku bagażowym autokaru. Tak więc, 16 stycznia zaczął się dla mnie o 4 nad ranem. Wstałam na wpół przytomna i ledwo widząc na oczy, powlokłam sie do łazienki. Tata zapakował moje bagaże do auta i podwiózł mnie pod szkołę.
-Dobrej zabawy, kochanie- powiedział na odchodne i wrócił do domu. Wśród kilkudziesięcioosobowego tłumu znalazłam moich przyjaciół.
-Cześć Bloody- powiedział Frank, przytulając mnie.
-Ale mi było ciężko wstać- przyznałam.
-Nie tylko tobie- powiedział Gee.
-Jestem nieprzytomna. Mogliby już podstawić ten autokar...- żaliła się Sade.
-Kotuś, zaraz będzie- Gee objął ją ramieniem.
-Nie mogę się doczekać jazdy na snowboardzie- powiedziałam.
-A ja naszej sypialni- zaśmiał się Frank.
-Fraaank. Czasem nie mam do ciebie siły- odpowiedziałam.
-Ale i tak ze mną jesteś.
-Bo nie mam wyjścia.
-Ja cię nie trzymam.
-Ale bez ciebie nie umiem żyć.
-To chyba miłość...
-Raczej przyzwyczajenie- sprowadziłam go brutalnie na ziemię.
-Nazywaj to sobie jak chcesz. Ja i tak wiem swoje.
-Autokar- przerwała nam Sade. Wbiegliśmy do niego jak najszybciej i udało nam się usiąść z tyłu: 4 siedzenia koło siebie, jakby specjalnie dla nas.
-No to przed nami niecałe 6 godzin drogi- oznajmił Gee.
-Bosko...-odsapnęłam.
-Nie będzie źle. Przecież spędzisz je w świetnym towarzystwie- pocieszył mnie Franek.
-Mówisz o Gee i Sade? Bo raczej nie o sobie mam nadzieję.
-Eee, no, yyy..Tak jakby.
-Niestety takiego cię mam...-westchnęłam.
Trochę czasu zleciało mi na tej "rozmowie" z Frankiem, a Gee i Sade byli tak cicho, że aż spojrzałam czy aby znowu się nie całują. Tym razem jednak spali przytuleni do siebie.
-Frank?
-Co się stało?- spytał, także prawie nieprzytomny.
-Nie nic, chciałam tylko sprawdzić, czy żyjesz.
-Niestety jeszcze żyję i obawiam się, że trochę tego życia jeszcze przede mną.
-Och, jesteś okropny. Chyba się prześpię ze 2 godzinki.
-Dobrze...


Obudziła mnie krzątanina w autokarze.
-Co jest?- spytałam zaspana.
-Obawiam się, że jesteśmy na miejscu.
-To super!- zerwałam się. Jednak nie było super. Było jedynie zimno. Wyszliśmy z autokaru, wzięliśmy nasze bagaże i ustawiliśmy się do wyciągu. O 13 byliśmy w schronisku. Ja, Gee, Sade i Frank pobiegliśmy od razu do naszego pokoju. Ja zajęłam moim zdaniem najlepsze łózko tuż w rogu pokoju. Lubiłam mieć koło siebie ściany. Frank więc, wziął łóżko koło mnie, a pozostałe dwa Sade i Gee, które od razu ze sobą zsunęli. Widocznie Franek też miał taki zamiar, ale w porę go przystopowałam.
-Nie przy nich- szepnęłam mu do ucha.
-A myślisz, że oni ze sobą nie będą?
-Myślę, że nie. A poza tym oni już to ro..
-To idziecie, czy nie?- przerwał nam Gee.
-A gdzie?- zapytałam.
-Na obiad.
-Jasne- zgodziliśmy się, ale wchodząc do stołówki od razu tego pożałowałam.
-Ale to jest mięso- tłumaczyłam kucharce, której mój niezadowolony jęk najwyraźniej się nie spodobał.
-Widzę, że mięso. Nie bój się, świeżutkie.
-Że co?- wytrzeszczyłam oczy.
-Eee, prosze pani. Ona jest wegetarianką- wtrącił Frank.
-Wega czym?- niedosłyszała.
-Nie je mięsa.
-Acha- powiedziała kucharka i sprzątnęła mi talerz sprzed nosa, po czym odeszła szepcząc do siebie, jaka to młodzież jest teraz dziwna. Z obiadu tknęłam tylko trochę sałatki. Już jutro mieliśmy iść podbijać stok, a dziś był czas na rozpakowanie się.

W pokoju.
-No i gdzie masz tę Playboye?- dopytywał się Gee, gdy Frank rozpakowywał walizkę.
-Mówiłem ci, że ich nie biorę...
-Ha! Więc tym samym przyznajesz się, że ogólnie je posiadasz?
-Nie. Lepiej pilnuj siebie i swoich preze...- Frank nie skończył bo dostał od Sade poduszką i tak rozpętała się nasza bitwa...
Ani się wszyscy obejrzeli, a już nastał wieczór. Opiekunowie wycieczki zwołali nas na zebranie.
-Chcielibyśmy coś z wami ustalić. Musimy mieć kilka zasad. Więc po pierwsze: ponieważ praktycznie całe schronisko jest zajęte przez nas, cisza nocna obowiązuje od 23. Nie musicie spać, jeśli nie chcecie, ale zachowujcie się w miarę cicho..
Nikt ich nie słuchał, dosłownie nikt. Potem wróciliśmy do swoich pokoi.
-Zainteresował się ktoś może, w którym pokoju jest Mark czy Mikey?- zapytałam.
-Eee, ja nie- przyznał Frank.
-A wy?- zwróciłam się do Gee i Sade.
-Nie, ale przecież możemy iść ich poszukać- stwierdził Gee.
-Będziemy tak łazić od pokoju do pokoju?
-A czemu nie? Może trafimy na jakieś niezłe laski!- ucieszył się na samą myśl o tym Frank.
-Frank- popatrzyłam na niego wzrokiem zabójcy.
-Spokojnie, tylko żartowałem- bronił się Frank i chciał mnie pocałować.
-Teraz to sobie możesz...


Poszliśmy więc na poszukiwania...
-Mary, a tak właściwie to po co chcesz, żebyśmy znaleźli ich pokój?- zainteresował się Gee.
-Bo będziemy mogli w nocy do nich wpaść, a poza tym dobrze wiedzieć, no nie?
-No w sumie to taak.
W końcu znaleźliśmy pokój Marka, ale nie było go w nim.
-Hej Suzi- powiedziałam.
-Cześć, wejdźcie- zaprosiła naszą Fantastyczną czwórkę.
-A Mark gdzie?- zapytał Frank.
-Nie mam pojęcia. Chyba poszedł do któregoś ze swoich kumpli.
-I jak mija pierwszy dzień?- spytałam.
-Całkiem nieźle. Ale wolałabym już pojeździć.
-A na czym jeździsz? Narty, snowboard...-zaczęłam pytanie.
-Sanki?- wtrącił Frank.
-To, że ty na nich jeździsz, nie oznacza, że inni też- zaczęłam się z nim droczyć jak zwykle.
-Odezwała się ta co na desce równowagi otrzymać nie może.
-Kto nie może ten nie może.
-O! A kto to przyszedł nas odwiedzić?- powiedział Mark, który właśnie wszedł do pokoju.
-Gdzieś ty był stary?- zapytał Frank.
-Szukałem was.
-To też fajnie.
-Wiesz Suzi, że ci szczęściarze zgarnęli czteroosobową sypialnię?- powiedział Mark. Sui uśmiechnęła się tylko nieśmiało. Mark usiadł koło niej i pocałował.
-Dobra, my spadamy- powiedziała Sade i wyszła razem z Gee.
-Frank, my też- zarządziłam.
-Czemu?- zapytał jak zawsze niedomyślny Frank.
-Bo tak- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Tylko nie bij!
-No to do jutra- pożegnałam się z Markiem i Suzi, ale byli chyba za bardzo zajęci sobą.


Północ w naszej sypialni. Frank i Gee zaczęli się kłócić, który z nich ma pierwszy iść do łazienki się myć. Tymczasem ja i Sade, skorzystałyśmy z ich sprzeczki i spokojnie, w ogóle się nie spiesząc zdążyłyśmy się umyć.
-Ach ci nasi chłopcy- stwierdziłam gdy siedziałyśmy już na moim łóżku z Sade, czyste i pachnące.
-Oni chyba kochają się kłócić.
-Chyba tak.
-Obydwoje tak samo uparci...
-Musimy im chyba pomóc bo nie dojdą sami do porozumienia- powiedziałam i wstałam gotowa ich rozdzielić, nawet siłą, jeśli zaszłaby taka konieczność.
-No dobra. Kończymy tą miłą pogawędkę chłopcy. Gee do łazienki, Frank ty ze mną.
-Ale czemu on pierwszy?- oburzył się Franek.
-Bo ty, mój drogi pójdziesz ze mną.
-W takim razie już nic nie mówię- stwierdził.
-I bardzo dobrze...


Wyszliśmy na korytarz.
-No to gdzie idziemy?- zapytał Frank.
-Nigdzie.
-Jak to?
-Będziemy sobie tu stali.
-Nie sądzisz, że to bez sensu?
-Przynajmniej nie będziesz się kłócił z Gee.
-Jesteś okropna.
-Przyzwyczajaj się- powiedziałam i zaczęliśmy się całować. Nagle ktoś nadszedł korytarzem. Oderwałam się na chwilę od Franka.
-Cześć Dougie- powiedziałam, gdy ten przechodził koło mnie. Nie odpowiedział. Popatrzył się na mnie takim smutnym wzrokiem, że aż mnie coś w środku zabolała. Dougie zniknął za złamaniem korytarza.
-Już wolne!- zawołał z pokoju Gee.


O 2 w nocy wszyscy poczuliśmy zmęczenie. Leżałam twarzą do ściany, wsłuchując się w niezmąconą cisze nocy. No, może oprócz chrapania Gee.
-Bloody śpisz?- usłyszałam ciche pytanie Franka, tuż nad moim uchem.
-Nie- powiedziałam odwracając się na plecy, tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.
-Nie mogę zasnąć- powiedział Frank.
-Ja też nie.
-Pomyślałem sobie, czy mógłbym się koło ciebie położyć?
-Jasne- odpowiedziałam, przysuwając się do ściany. Teraz faktycznie wygodniej byłoby mieć złączone łóżka. Leżeliśmy patrząc na siebie, chociaż było bardzo ciemno i ledwo widziałam jego twarz. Serce biło mi jak szalone, a przecież tyle razy spałam z nim w jednym łóżku...


Gdy rano się obudziłam, Frank dalej spał koło mnie.
-O! A co to się w nocy wyprawiało?- zapytał Gee.
-Zostaw ich i chodź na śniadanie- zawołała go Sade. Zostałam sama, no nie licząc śpiącego Franka. Poszłam do łazienki. Nie zauważyłam, że nie zamknęłam drzwi na zasuwkę. Cóż, u siebie w domu nigdy się nie zamykałam, bo miałam łazienkę tylko dla siebie. Stałam sobie już umyta, w samych majtkach i właśnie zapinałam sobie stanik, gdy do łazienki wparował zaspany Frank w bokserkach.
-Eee, yyy- wydobył z siebie ledwie widząc na oczy, ale chyba jednak mój widok go obudził. Staliśmy tak gapiąc się na siebie, w tej niezręcznej sytuacji. Nie wiem czemu, ale zaczęliśmy się namiętnie całować, przy otwartych na oścież drzwiach od łazienki.
-Ups. Sorry, że przeszkodziłem. A tak na przyszłość, to zamykajcie drzwi- powiedział stojący w progu Gee. Znowu on...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 14:33, 09 Sie 2007 Powrót do góry

-Gee, chciałeś wejść do łazienki?- zapytał Frank.
-Chciałem, dopóki nie zobaczyłem, że jest zajęta. Ale zajmijcie się sobą.
-My już wychodzimy- zdecydował Frank wywlekając mnie z łazienki. Fajnie, że byłam w bieliźnie, a on w bokserkach.
-Ej, ale ja tam mam ubrania!- uświadomiłam Frankowi.
-To co? Masz masę innych ciuchów, Bloody.
-Gdybyś był dziewczyną to może byś rozumiał.
-A wy co tak półnago siedzicie? Coś się działo, a mnie przy tym nie było?- zapytała Sade, wchodzą cod pokoju.
-Sade, oszalałaś? Oni przecież będą czekać z tym do ślubu- powiedział Gee z łazienki.
-A ty nie myj po raz setny tych swoich ząbków- upomniała go Sade.
-Ej, o czym wy mówicie? Z czym mamy niby czekać do ślubu?- spytał jak zawsze niedomyślny Franek.
-Frank, czasem poziom twoich pytań jest zaskakująco niski- stwierdziłam.
-Radzę wam się ubrać i iść na śniadanie, bo za godzinę idziemy na stok- powiedział Gee, który już wyszedł z łazienki.
-W końcu pojeździsz sobie na sankach, mój malutki chłopcyku- pocieszyłam Frania, głaszcząc go po głowie.
-A buziaczek?- zapytał z nadzieją.
-Nie wystarczyła wam sesja w łazience?- spytał Gee. Obydwoje z Frankiem spiorunowaliśmy go wzrokiem.
-Tylko pytałem- odpowiedział widząc nasz wzrok i chyba uznał, że najlepiej się wycofać, bo wyszedł z pokoju. A jak Gee wyszedł to i Sade już po chwili nie było. Poszłam do łazienki i się ubrałam. Frank umył się i 10 minut później byliśmy gotowi.
-Mary, ja przepraszam, że nie zapukałem…- powiedział Frank w drodze na stołówkę.
-Chyba wcale tego nie żałujesz?- zapytałam z zawadiackim uśmiechem.
-Trudno byłoby żałować…A co do wypowiedzi Gee. Ja nie chcę w najbliższym czasie z tobą…
-Ja też nie- dodałam szybko.
-Bo myślałem…
-Że ja bym chciała poczekać do ślubu?
-Nie. Ale chciałbym wiedzieć, kiedy.
-To chyba nie czas i pora na takie poważne pytania. Pogadamy później.
-Ale Mary.
-Już ci coś na ten temat powiedziałam- ucięłam, a potem poszłam szybkim krokiem poszłam w stronę stołówki, jednak odechciało mi się jeść i zawróciłam do pokoju. Szłam tak szybko, że aż na kogoś wpadłam. Blond włosy...Jednak z ostatnich osób na które chciałam teraz wpaść.
-Przepraszam- powiedziałam i ruszyłam dalej.
-Mary, co jest?- spytał Dougie łapiąc mnie za rękę.
-Nic- powiedziałam i wyrwałam się mu, jednak on poszedł za mną.
-Mary, przecież widzę.
-Mógłbyś się ode mnie odwalić?- zapytałam przed drzwiami mojego pokoju.
-Nie, bo się ciebie martwię.
-Nie masz powodu- odpowiedziałam i weszłam do środka, nie zapominając o trzaśnięciu drzwiami. Siedziałam tak sama, przytulona do poduszek. Znowu się coś zaczęło psuć...


Jednak nie miałam za wiele czasu na bycie samą, bo po chwili zeszła się reszta lokatorów, aby iść już pojeździć. Frank nie odezwał się do mnie ani jednym słowem. Sade chyba zauważyła, że coś się stało.
-Chodź Mary. My już pójdziemy, a chłopcy zniosą nasze deski- zaproponowała.
-Ok- zgodziłam się i poszłyśmy.
-Powiesz mi co się stało?- zapytała, gdy już dochodziłyśmy do wyjścia ze schroniska.
-Sama nie wiem. Frank koniecznie chce wiedzieć kiedy się z nim prześpię.
-Co?- zdziwiła się Sade.
-Mnie tez zaskoczył.
-Ale co mu odpowiedziałaś?
-Że nie wiem.
-Powinniście poczekać z takimi decyzjami. Och, jak to musi dziwnie brzmieć w moich ustach...-uśmiechnęła się.
-Ty nie żałujesz?
-Nie. To była jedna z najlepszych rzeczy jakie zrobiłam.
-I nie uważasz, że było trochę za wcześni?
-Może i tak. Ale ja go naprawdę kocham. Jeśli nie jesteś pewna to po prostu tego nie rób i tyle.
-No ale jeśli Frank będzie chciał? Czy on nie przestanie być ze mną?
-Jeśli mu naprawdę zależy to nie będzie cię do niczego zmuszał.
-Jesteś pewna?
-Mary, nie martw się. Powiedz mu, że nie jesteś gotowa i tyle. Ja też go trochę znam i widzę, że bardzo się o ciebie troszczy. Zrozumie.
-Sade, co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Nie mam pojęcia i chyba nie chcę się dowiedzieć.
-Więc...Gotowa na szaloną zabawę?- zmieniła temat Sade.
-W stu procentach- zaśmiałam się.


Byliśmy już wszyscy na stoku. Instruktor przeprowadził rozgrzewkę.
-Pamiętajcie o bezpieczeństwie- ostrzegł i pozwolił nam jeździć.
Tymczasem u mnie, Gee, Sade i Franka trwały jak zawsze dyskusje.
-No to gdzie masz w końcu te sanki?- dopytywał się stale Gee.
-Daj już sobie spokój- odpowiedział Frank, przypinając buty do snowboardu. Zrobiła to samo.
-No to jedziemy- powiedziałam. Tyle czekałam na tą chwilę...W czasie już któregoś kolei zjazdu, na dole stoku straciłam równowagę i wpadłam na Franka i oboje wylądowaliśmy w śniegu.
-To chyba tobie bardziej przydałyby się sanki Mary- stwierdził Frank.
-Więc może pożyczysz mi swoje?- zapytałam.
-Jedyne co mogę zaoferować tylko pomocną dłoń- powiedział Frank wyciągając do mnie rękę.
-Pomimo wszystko wolałabym sanki, ale to też dobre- zaśmiałam się i wstałam.


O 14 mieliśmy przerwę na obiad i z powrotem wróciliśmy na stok, więc praktycznie cały dzień spędziłam na śniegu. Już o 21 byłam padnięta, więc wróciłam do schroniska. Chciałam wejść do swojego pokoju, ale usłyszałam jakąś sprzeczkę.
-Co ty od niej chcesz?- wrzeszczała na kogoś Sade.
-Jak to co?
-No właśnie chciałabym, żebyś mi to wyjaśnił! Nie widzisz, że jej się dobrze układa? Musisz psuć jej szczęście??
-Chcę jej szczęścia...
-Jakoś dziwnie to okazujesz.
-Oni do siebie nie pasują! Chcę, żeby była szczęśliwa ze mną!
-Ale może ona woli Franka, a ty nie chcesz się z tym pogodzić, co?
-Nieprawda.
-Wyjdź i nie wchodź jej w drogę.
-Z chęcią.
Z kim Sade gadała? Chciałam sięgnąć do klamki, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich Dougiego.
-Powiedziałbym ci cześć, ale wolę nie narażać się twojej nerwowej koleżaneczce- wytłumaczył Dougie i sobie poszedł. Weszłam do pokoju. Sade siedziała na łóżku Gee sama.
-Co on tu robił?- zapytałam.
-Szukał ciebie. I dobrze, że trafił na mnie. Już nie będzie dla ciebie problemem.
-Ale nie był...
-Był Mary, tylko nie chciałaś tego przyznać.
-Pomimo wszystko dzięki- powiedziałam i przytuliłam się do niej.
-Patrz Frank, nasze dziewczyny nas zdradzają same ze sobą- powiedział wchodząc do pokoju Gee, wlokąc za sobą Franka.
-No pięknie.
-Musimy się im jakoś odwdzięczyć, nie?- zwrócił się do Franka.
-Tylko jak?
-Daj buuzi- zawołał Gee i zaczął gonić uciekającego Franka.
Ja i Sade prawie turlałyśmy się ze śmiechu obserwując tą pogoń.
-Bloody, ratuj mnie przed tym zbokieeeem!- wrzeszczał Franek, chowając się za moimi plecami.
-No dobra już. Uspokój się, twoja księżniczka cię uratuje- powiedziałam i przytuliłam się do niego.
-Gdyby nie ty, ten smok by mnie zabił- żalił się Frank.
-No już, już. Przecież cię ocaliłam.
-Czy mogę ci się za to jakoś odwdzięczyć?
-Zastanówmy się...Sade, masz jakiś pomysł?- zapytałam.
-Sądzie, że Frank już ci coś wymyślił- odpowiedziała.
-Ja zaraz wracam- oznajmił Gee.
-Mogę iść z tobą?- spytała Sade.
-Ty zawsze możesz- odpowiedział Gee z uśmiechem. Sade wstała i wyszła za Gerry'm.
A ja i Frank zostaliśmy sam na sam.
-Więc może wykorzystamy tą chwilę spokoju, bo nie potrwa ona wiecznie.- zaproponował Frank.
-No dobrze- odpowiedziałam.
-Mary...- Franek popatrzył mi w oczy i pogładził po policzku.
-Ach, wiesz zastanowiłam się nad twoim pytaniem. Na razie nie chcę. Czuję, że nie jestem gotowa, rozumiesz?
-Mary, ja poczekam- odpowiedział ku mojemu zaskoczeniu.
-Dziękuję, dziękuję, że mnie rozumiesz.
-Zależy mi na tobie. Na nikim innym nigdy mi tak nie zależało jak na tobie. I chyba...
-Co?
-Chyba cię kocham- dokończył i pocałował delikatnie.
-I ja ciebie też- dodałam.


-Starczy tego!- oznajmił Gee, wpadając do pokoju.
-Jesteś niemiły- upomniała go Sade.
-Och, Sade. Ja po prostu ich pilnuję.
-Oni się nie wtrącają do tego co robimy.
-No właśnie- przytaknął Gee i spojrzał znacząco na Sade.
-Yyy, Mary chodź na chwilę- zwróciła się do mnie. Wyszłyśmy na korytarz.
-Hę?
-Słuchaj, ja wiem, że to może trochę chamskie prosić o coś takiego, ale..
-Mów.
-Mogłabyś z Frankiem dziś spać u Mikeya? On jest sam w pokoju, ma wolne łózko, zmieścicie się.
-No, ale czemu?
-Bo my z Gee, chcemy no wiesz...
-Ach, w porządku.
-Tylko nie mów Frankowi, dobrze?
-Jasne.
-Dzięki Mary.
-Nie ma za co. Ty też mi przecież pomogłaś.
-Powiedziałaś Frankowi?
-Yhy.
-I co on na to?
-Powiedział, że poczeka.
-Na prawdę?
-Tak.
-No to świetnie. Widzisz, mówiłam ci.
-Dobrze, że cię mam.
-Zawsze do usług.
-No, a teraz zajmę się Franiem.


Przekonać go wcale nie było trudno. Z Mikeyem wszystko było załatwione, więc tym bardziej odbyło się to bezproblemowo.
-Chyba nie będzie ci przeszkadzać Mary, że śpicie na jednym łóżku?- dopytywał się Mikey.
-No coś ty- uspokoiłam go.
-A ja tu nie mam swojego zdania?- oburzył się Frank.
-Ciebie to nawet nie pytam, bo znam odpowiedź- wyjaśnił Mikey.
-Osz, kurka. Zapomniałem komórki z pokoju!- przypomniał sobie nagle. Nie miałam pojęcia co zrobić, żeby nie wszedł do Gee i Sade.
-Ale mojej małej ci nie zostawię- dodał i wziął mnie za rękę. Wyszliśmy.
-Frank...- powiedziałam, siadając na parapecie okna, na korytarzu.
-Tak?
-Podejdź tu na chwilę- poprosiłam ,a on spełnił moją prośbę.
-Co?
-Możesz tam pójść zaraz- powiedziałam.
-Ale chcę komórkę.
-Ona nie ma nóg. Nie ucieknie- zapewniłam. Oplotłam ręce na jego szyi.
-No niby tak.
-A przy Mikey'u nie mam zamiaru się z tobą całować- zaznaczyłam.
-No to może zróbmy to teraz- zaproponował.
-Czytasz mi w myślach- szepnęłam i zaczęliśmy się całować. Na szczęście zajęło nam to dobre kilkanaście minut.
-No chodźmy już- poprosił Frank.
-Nie podoba ci się?
-Podoba, ale teraz chcę iść po telefon- wytłumaczył. Niestety się uparł...
-Nie ciągnij mnie tak!- jęczałam.
-Nie ciągnę. To ty się zapierasz.
-Wcale, że nie!
-Mary, czemu ty tak nie chcesz tam iść?
-Dlaczego miałabym nie chcieć?
-Widzę przecież, że robisz wszystko by mnie zatrzymać.
-Zdaje ci się...
-No kochanie, idziemy- powiedział, całując mnie w policzek.
-Ale...
-Mary, ani słowa.


Doszliśmy, niestety do pokoju. Frank koniecznie chciał tam wejść.
-Tylko wezmę komórkę i już wychodzę- obiecał. Nacisnął klamkę. Czułam, jak przechodzi mnie zimny dreszcz. Wszedł.
-Co wy robicie?- zapytał zdziwiony.
-My, eeee, no ten.
No to pięknie...
-Nie mogliście chociaż zamknąć drzwi na klucz?- zapytał z wyrzutem Frank.
-No, nie pomyśleliśmy o tym- tłumaczyła Sade.
-Macie dużo szczęścia- powiedział.
-Czemu?- spytał Gee.
-Bo tu mógł wejść dosłownie każdy. Wyobrażacie sobie któregoś z naszych opiekunów? Nie chciałbym wtedy być na waszym miejscu...No nic, wezmę tylko komórkę i już mnie nie ma- wytłumaczył. Nie miałam odwagi wejść do środka. Już raz ich przyłapałam i nie miałam ochoty oglądać tego drugi raz. Franek na szczęście opuścił po chwili pokój.
-Wiedziałaś o tym- powiedział w drodze do pokoju Mikeya. Nie odpowiedziałam.
Frank zatrzymał się.
-Dlatego mnie tak powstrzymywałaś. Żebym tylko tam nie poszedł.
-Ty nic nie rozumiesz! Sade mnie poprosiła, żeby ci nie mówić- wytłumaczyłam.
-Nie byłaś ze mną szczera, Mary...
-Ale zrozum, ona tak prosiła.
-I wolałaś dotrzymać słowa danego Sade, a mnie, najlepszego przyjaciela i chłopaka okłamać, tak?
-Nieprawda! Frank kocham cię- powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Puste obietnice, Mary- odpowiedział i poszedł do Mikeya. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Mogłam stracić chłopaka i przyjaciela. Najlepszego przyjaciela...Tego na pewno bym nie przeżyła. Ale co miałam robić? Nie chciałam przeszkadzać Gee i Sade, a jakoś nie widziało mi się spać z Frankiem. Tylko jakoś nie miałam innego wyboru...


Zapukałam do drzwi.
-Co się stało, Mary?- zapytała Sade, przez uchylone drzwi.
-Sade, przepraszam, że znowu wam przerywam, ale...Pokłóciłam się z Frankiem, nie mam gdzie spać.
-Możesz już wejść.
-Ale nie będziecie się krępować przeze mnie?
-Nie. Już....skończyliśmy. Z resztą to też twój pokój. Wchodź i śpij- powiedziała Sade, otwierając drzwi do pokoju na oścież.


Następnego dnia wstałam bardzo późno.
-A Franka nie masz przy sobie?- zdziwił się Gee, który spał jak przyszłam.
-Nie- odpowiedziałam pośpiesznie. Nie miałam ochoty o nim gadać.
-Acha- Gee zauważył, ze coś jest nie tak i na szczęście wolał nie drążyć tego tematu.
-Idziemy na stok?- zapytała Sade.
-Tak- zgodził się Gee.
-Pójdę po Franka- zaproponowała Sade.
-Nie, wy już idźcie, ja to załatwię- zadeklarowałam.


Poszłam więc do pokoju Mikeya.
-Nie ma Franka?- zdziwiłam się.
-Wyszedł jakąś godzinę temu. A dlaczego nie było cię na noc?
-Nieistotne- odpowiedziałam i wyszłam. Zastanawiałam się, gdzie on mógł być? Pochodziłam trochę po schronisku, ale nigdzie go nie znalazłam. Poszłam do mnie i ubrałam się na pole. Miałam nadzieję, że Frank będzie z Gee i Sade na stoku. Niestety, myliłam się.
-Sade, nie ma go- powiedziałam.
-Jak to nie ma? Przecież jeździ tam z Ade- odpowiedziała, pokazując mi jak kilkanaście metrów dalej Franek wspaniale się bawi. Zrobiło mi się cholernie przykro. Nie chciałam się jednak rozpłakać, nie przy wszystkich. Postanowiłam zrobić dobrą minę do złej gry i zostać w towarzystwie Sade i Gee. Było bardzo fajnie, ale brakowało mi czegoś. Właściwie to kogoś... Była dopiero siedemnasta, ale zaczął padać gęsty śnieg i nie najlepiej się jeździło. Dużo osób wróciło do schroniska, ale kilkanaście, w tym Sade i Gee, postanowili zostać. Ja nie miałam takiego zamiaru. Wracałam do siebie i na pierwszym piętrze zobaczyłam Dougiego, wchodzącego do pokoju.
-Nie ma Sade w pobliżu?- zapytał.
-Nie- odpowiedziałam.
-W takim razie jak mija dzień?
-Rewelacyjnie- skłamałam.
-To dobrze.
-No, ale nie mam czasu na rozmowy- wytłumaczyłam i się ulotniłam w zaskakująco szybkim tempie.
Poszłam pierwsze do pokoju Mikeya po moje rzeczy, które zostawiłam tam poprzedniego wieczora. Mikeya nie było, ale wzięłam szybko te kilka zostawionych drobiazgów i wyruszyłam do mojego pokoju.
-Jestem!- powiedziałam sama do siebie, otwierając drzwi z impetem. Rzeczy wypadły mi z rąk. Byłam wściekła i smutna. Frank lizał się z Ade na łóżku. Obydwoje spojrzeli na mnie.
-Yyy, Mary, ja, no, to znaczy- plątał się Frank. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Stałam i gapiłam się na nich, jakbym nie wierzyła własnym oczom, jakbym chciała, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem. Ale niestety była to okrutna prawda.
-Nienawidzę cię!- wrzasnęłam i wybiegłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Biegłam przed siebie, nic nie widziałam przez łzy. Nie wiedziałam co mam zrobić. Sade była jeszcze na dworze.


Nie miałam innego wyboru.
-Puk, puk- zapukałam.
-Mary, co się stało?- zapytał Dougie otwierając mi drzwi. Zamiast odpowiedzieć, rozbeczałam się jeszcze bardziej.
-Chodź- powiedział, przytulając mnie i zaprowadził do pokoju....
-Nigdy nie przypuszczałam, że on mógłby mi coś takiego zrobić. Znamy się tyle lat. Jest jedyną osobą na której tak bardzo mi zależy, a tak mnie zranił. Ja bym mu nigdy czegoś takiego nie zrobiła. A poszło o tak głupotę...Zawsze coś źle zrobię. Wiedziałam, że jak zacznę z nim chodzić to wszystko się miedzy nami zepsuje. Nie chcę zaprzepaścić tych wszystkich wspólnie spędzonych lat...- żaliłam się wtulona w Dougiego.
-Wszystko się ułoży- pocieszał mnie.
-Ale nic już nie będzie jak dawniej...
-To będzie zależało od ciebie.
-Ale on mnie zdradził, całował się z inną. Nie wiem, czy będę mu umiała to wybaczyć- rozpłakałam się ponownie.
-Proszę cię, nie płacz. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście- powiedział, podając mi chusteczkę.
-Dzięki. Nie wiem po co ja właściwie do ciebie przyszłam. Robiłbyś pewnie coś ciekawego, a tak musisz wysłuchiwać
mojego użalania się nad sobą.
-Daj spokój Mary, ja zawsze chętnie cię wysłucham- zadeklarował Dougie. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-A tak przy okazji, to z kim ty właściwie mieszkasz?- zapytałam, uświadamiając sobie, że tego nie wiedziałam.
-Z Mattem- odpowiedział Dougie. Matt...Cóż całkiem fajny chłopak, chociaż trochę nieśmiały.
-To pewnie fajnie.
-Tak, w sumie to się prawie nie spotykamy, bo on godzinami jest ze swoją dziewczyną.
-On ma dziewczynę?- zdziwiłam się.
-Tak. Chodzi nawet z nami do klasy.
-Żartujesz?
-No coś ty.
-To która?
-Rose.
-Ona?
-Tak.
-Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
-A jednak.
-Dlaczego ja o tym nie wiedziałam?
-Nie wiem.
-Musze to powiedzieć Sade- stwierdziłam. Odezwała się we mnie plotkara.
-Widzę, że się humor poprawił...
-Tak jakby. To ja idę- oznajmiłam i wyleciałam z pokoju Dougiego jak burza.


-Sade ale mam newsa!- powiedziałam wpadając z impetem do pokoju. Jednak jedyną osobą, która znajdowała się w pokoju był
niestety Frank. Patrzył się na mnie ze zdziwieniem.
-Nie ma tu Sade- oznajmił, jakbym była ślepa i sama tego nie dostrzegła.
-Widzę- odpowiedziałam.
-Gdzie byłaś?
-Nie twój interes.
-Gdzie byłaś?- ponownie zapytał się Frank.
-Nie zawracaj sobie mną głowy.
-Mary, gdzie byłaś?
-Nieważne.
-Pytam się, gdzie byłaś?
-Zmiłuj się!
-To ty odpowiedz!
-A może pierwsze ty mi coś powiesz?
-Co?
-Dlaczego to zrobiłeś, co? Ona jest ode mnie ładniejsza, fajniejsza, bardziej cię kręci?
-Nie.
-Chciałabym ci uświadomić, że to już koniec. Zdradziłeś mnie...- powiedziałam. Frank wyraźnie zbladł na twarzy.
-Mary, powiedz, że nie- powiedział łamiącym się głosem.
-Tak, Frank. Ty nie chcesz ze mną być, więc nie będę cię trzymać. A teraz wybacz, ale wychodzę- powiedziałam i zostawiłam go samego w pokoju.


Po kolacji wszyscy siedzieliśmy w pokoju. Ja i Frank nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, chociaż Sade robiła wszystko by nas jakoś pogodzić.
-Mówcie coś w końcu!- nie wytrzymał w pewnym momencie Gee. Wszyscy popatrzyli na niego jak na wariata.
-Już nie mogę z wami wytrzymać. Frank chodź ze mną bo dziewczyny mają chyba zły dzień- powiedział Gee. Franek wstał bez słowa. Ja i Sade siedziałyśmy wpatrzone w podłogę.
-Wrócimy kiedyś tam- oznajmił Gee i wyszedł.
-Mary co się stało?- spytała Sade, gdy tylko zamknęły się drzwi do naszego pokoju.
-Bo ten...Jak wróciłam do pokoju to Frank. Z resztą głupia sprawa. I tak już z nim nie jestem.
-Że co?- zdziwiła się.
-Frank mnie zdradził.
-Nie...
-Widzisz, jednak to prawda.
-Ale jak cię zdradził?
-Całował się z Ade.
-Świnia...Na prawdę z wami już koniec?
-Frank sam chciał. Nie będę go trzymać.
-I chcesz zaprzepaścić to wszystko? Waszą przyjaźń i miłość?
-Teraz zrozumiałam, że chyba żadnej miłości między nami nie było.
-Przecież była. Mary, nie mów tak. Może da się to jeszcze naprawić...
-Ja nie wiem czy chcę. A nawet jeśli tak to on woli być z Ade.
-Może chciał ci po prostu zrobić na złość, wystawić to uczucie na próbę czy coś.
-Nie musisz go bronić Sade.
-Ale ja go nie bronię. Nie chcę tylko, żebyście się przeze mnie rozstali.
-To nie przez ciebie, tylko przez niego i Ade.
-Tylko to przez moją prośbę zaczęła się wasza kłótnia...
-Nie zamartwiaj się tym. Widocznie tak miało być.
-A gdyby Frank chciał zacząć wszystko od nowa? Zgodziłabyś się?
-Nie wiem, nie potrafię teraz o tym myśleć. A wiesz, że Matt chodzi z Rose?
-Nie gadaj?- ożywiła się Sade.
-No.
-Skąd wiesz?
-Dougie mi powiedział.
-Nie wierzę. Dlaczego tego wcześniej nie wiedziałam?
-Nie martw się, ja też nie miałam o tym pojęcia- przyznałam. Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi.
-Proszę wejść- zawołała Sade. Do pokoju weszła...Ade.
-Yyy, jest Frank?- zapytała, ale już sama znała odpowiedź.
-Nie, nie ma. Ale dobrze, że przyszłaś, bo musimy sobie wyjaśnić kilka spraw- powiedziałam zadowolona
-No ja nie wiem. Nie mam za bardzo czasu- próbowała wykręcić się Ade.
-Siadaj, Frank na pewno tego czasu dla ciebie nie ma- powiedziałam z uśmiechem.
-Yyyy, no dobrze- zgodziła się niechętnie i usiadła.
-Więc tak...Nie wiem czemu lizałaś się z moim chłopakiem, ale nie życzę sobie, żeby się to powtarzało. Najlepiej jak nie będziesz mu w ogóle wchodziła w drogę.
-Ale...
-Nie przerywaj! Zrozum, Frank jest mój i nie dasz rady mi go odebrać. Nie pozwolę ci. Poza tym on sam przyznał, że woli mnie, więc nie masz tu czego szukać. A teraz wyjdź i nie waż się nam wchodzić w drogę- powiedziałam. Sade patrzyła na mnie z podziwem, a Ade...Wyglądała na wystraszoną, ale udało jej się wstać i opuścić pokój, bez konieczności wzywania karetki, bo hamowała mnie tylko obecność Sade.
-No to już po wszytskim- powiedziałam i rzuciłam się na swoje łóżko.
-Masz zamiar pogodzić się z Frankiem?
-Jeszcze nie wiem, ale jej przy Franku widzieć nie chcę.
-Wiesz, podziwiam cię. Tak jej nagadałaś, że nie chciałabym kiedykolwiek cię wkurzyć.
-O swoje trzeba walczyć.
-A ty niewątpliwie umiesz- zaśmiała się Sade.
-Dużo rzeczy umiem.
-Aż się boję zapytać co...
-Sade!- rzuciłam w nią poduszką.
W tym momencie wrócili Frank i Gee.
-Gee, kotku, musimy coś załatwić- powiedziała Sade, biorąc swojego chłopaka za rękę i nie dając mu wejść do pokoju. Chciała, żebym pogadała z Franiem.
-Chciałem...
-Nie pożałujesz- obiecała Sade, co wyraźnie było dobrym argumentem. No i tym sposobem zostałam z Frankiem sam na sam.
Ja leżałam na łóżku, on siedział i wlepiał we mnie wzrok.
-Nie gap się tak na mnie- warknęłam.
-Czemu?
-Bo sobie tego nie życzę- odpowiedziałam. Frank wstał zasmucony i wyszedł. Przytuliłam się do poduszek. Chyba jednak chciałam z nim być...Wybaczyć wszystko... Byłabym na to gotowa. A poza tym wszytskim byłoby lepiej. Nie mówię tu tylko o mnie i nim, bo przez tą niezręczną sytuację także Gee i Sade mieli nieudogodnienia. Ani się obejrzałam, a Frank wrócił. Położyłam się twarzą do ściany.
-Mary, chcę porozmawiać- powiedział.
Milczałam.
-Popatrz na mnie- prosił.
Leżałam dalej. Niech się trochę postara.
-May, nie bądź taka.
Dalej nie reagowałam.
-Ja na prawdę nie chciałem, tak jakoś głupio wyszło...
-Tak, jasne- powiedziałam, ale dalej się na niego nie patrzyłam.
-Zrozumiałem, że źle postąpiłem.
-Na pewno...
-Mary! Co ja mam do cholery zrobić, żebyś dała mi szansę?!
-Żałujesz?- zapytałam i w końcu się odwróciłam.
-Bardzo..
-Chciałabym, żeby to była prawda- oznajmiłam wstając.
-Jest- powiedział klękając przede mną.
-Tylko bez cyrków!
-No dobrze- Frank wstał- Więc jak będzie?
-Nie wiem. Dajmy sobie trochę czasu na poważniejsze plany.
-Dobrze. Więc na razie tylko przyjaciele?
-Tak, ale...Nie spotykaj się z Ade.
-Niech będzie- zgodził się Frank i mocno do mnie przytulił. W pierwszym momencie chciałam go odepchnąć, ale potem zrobiło mi się jakoś tak...przyjemnie.
-Frank, wystarczy- powiedziałam chłodno. Franiu odkleił się ode mnie.
-Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja- przyznał patrząc mi w oczy.
-Może...-odwróciłam wzrok.
-Uwierz mi, że to co zrobiłem było błędem. Chwilową niepoczytalnością.
-Skończyliśmy już ten temat. Było, minęło. Zapomnijmy- powiedziałam, ale nie byłam przekonana co do własnych słów.
-Kocham cię- przy tych słowach Franka aż łzy napłynęły mi do oczu. No i co ja miałam powiedzieć?
Nie powiedziałam nic...


Tak minęło 11 dni obozu. Pogoda dopisywała, praktycznie od rana do wieczora byliśmy na stoku. Natomiast relacje na froncie "Frank i Mary" były czysto przyjacielskie. A Sade i Gee jak zawsze mieli sielankę. Jak to jest, że niektórym się tak dobrze układa? I czemu nie mi?
Wracając do tego jedenastego dnia, a właściwie nocy.... Frank wiele razy chciał położyć się ze mną, w moim łóżku, ale za każdym razem ja nie chciałam. Aż do tamtej nocy. Czułam się taka samotna, nie mogłam spać. Przyznam, brakowało mi jego pocałunków, uśmiechów, ciepła którym emanował...
-Frank, śpisz już?- zapytałam stojąc nad jego łóżkiem.
Spał.
-Frank?- potrząsnęłam nim lekko. No doba, może nie lekko...
-Cooo?- spytał zaspany.
-Mogę się koło ciebie położyć?- spytałam.
-Bloody, co ty pieprzysz?
-Mogę?
-Co?- Frank najwyraźniej nie kontaktował.
-Czy mogę się koło ciebie położyć na łóżku?- powiedziałam bardzo powoli.
-Jebło cię? Nie chciałaś...
-Zmieniłam zdanie.
-Mary, to na pewno ty?
-W 100%.
-Udowodnij to jakoś.
Czyżby we Franku odezwała się dusza nieustannego podrywacza?
-Masz coś konkretnego na myśli?
-Liczę na jakiś ciekawy pomysł.
-Jesteś okropny 24 godziny.
-Wiem. To co? Robisz coś, czy wracasz na swoje łóżko?
-Nie dość, że okropny to jeszcze szantażysta- stwierdziłam i położyłam koło niego.
-Miał być dowód!- oburzył się Frank.
-Będzie- obiecałam i już po chwili spełniłam obietnicę. Tak tęskniłam za jego pocałunkami, ze aż nie chciałam przerywać. Cała reszta nocy minęła nam na szeptaniu sobie miłych słówek, przerywanych pocałunkami. Czyżby wszystko wracało do normy?
Przedostatniego dnia obozu, moi jakże "kochani" przyjaciele wpadli na jakże "genialny" pomysł...
-Robimy imprezę! Już wszystko ustalone, będzie świetnie- gorączkowała się Sade.
-Nie mam chyba ochoty się bawić. Wolę zostać w pokoju- stwierdziłam.
-Yyy, ale będzie pewien problem...
-Jaki?
-No bo ten...Ta impreza to będzie głównie w naszym pokoju.
-Co? I ty mi to mówisz po fakcie?!
-Nie wrzeszcz na mnie Mary! To nie był tylko mój pomysł!
-Po prostu następnym razem lepiej to skonsultować ze wszystkimi mieszkańcami pokoju, prawda?
-No tak. Ale nie obrazisz się?
-Nie. I mam nadzieję, że macie dużo pasty do zębów?
-Oj tak. Frank o to zadbał.
-A właśnie? Gdzie zgubiłyśmy chłopaków?
-Pewnie poszli do Marka. Oby tylko dziś nie było wrzucania śniegu przez okna.
-Wątpię czy daliby radę go dorzucić na 2 piętro.
-Wiesz, że jak chcą, to zawsze znajdą jakiś sposób.
-Niestety.
-Widzę, że sprawy z Frankiem w końcu się wyjaśniły?- zmieniła temat Sade.
-Na to wygląda.
-To dobrze że w końcu się wam układa.
-Tylko nie wiadomo na jak długo...
-Oj, Mary. Nie możesz być taka pesymistycznie nastawiona do świata!
-Nie jestem. Po prostu ciągle coś się zmienia. Dziś jesteś, a jutro może cię już nie być.
-Z takim stosunkiem do życia daleko nie zajdziesz.
-Słuchając twoich rad też nie- zaśmiałam się.
-Och ty wredna!
-Nie wredna, tylko szczera!- pokazałam jej język.
-Nazywaj to jak chcesz, ale i tak jesteś wredna!




Rozpętała się bitwa na poduszki. Nawet nie zauważyłybyśmy, że ktoś wszedł do pokoju.
-Ekhm- odchrząknął Gee, stojący razem z Frankiem, z założonymi rękami.Musieli od dłuższej chwili przyglądać się naszym wygłupom.
-Musimy chyba z wami zrobić porządek- powiedział Frank, patrząc znacząco na Gee.
-Oj, koniecznie- przytaknął Gerard.
Ja i Sade popatrzyłyśmy na siebie, próbując odgadnąć, co oni chcą zrobić.
I już za chwile mogłyśmy się przekonać.
-Gee!- darła się Sade.
-Fraaank!- wrzeszczałam.
-Puszczaj!- powiedziała Sade, do Gee, który położył ją na łóżku i zaczął łaskotać.
-Sade była niegrzeczną dziewczynką i musi mieć karę!- nie ustępował.
Tymczasem mnie Franek torturował w przyjemniejszy sposób.
-Nie uduś mi jej- zastrzegła Sade widząc nasze pocałunki.
Franek miał, że tak powiem zajęte usta i nie dopowiedział.
Trwało to dość długo chwilę, ale nie zaprzeczę, było przyjemnie.
-Franek, starczy tego. Już nie mam powietrza.
-Uważaj, bo będziesz jej musiał zrobić usta-usta- zaśmiał się Gee.
-Ja zawsze bardzo chętnie- zadeklarował Franiu, po czym wrócił do torturowania biednej Mary.



Już o 22 kończyliśmy przygotowania. Nikogo nie było już nas stoku.
-Marki Mikey zaraz do nas dołączą- zakomunikował Franek.
-Dobra. Wyciągaj pastę- odpowiedział Gee. No i Franek wyciągnął...
-Wykupiłeś całą hurtownię, czy jak?- zapytałam będąc pod wrażeniem ilości tubek pasty do zębów.
-To ja już wiem, czemu miałeś taki ciężki bagaż- wtrąciła Sade.
-No widzisz, poświęcałem się dla was, a tu zero wdzięczności- westchnął Frank.
-Już się tak nie użalaj nad sobą, mój malutki- powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek.
-Liczyłem na coś więcej!
-To się przeliczyłeś, chłopie- wtrącił Gee.
Franiu spiorunował go wzrokiem.
-Dobra, ja już się lepiej nie będę odzywał...
-Słuszna decyzja- przytaknęłam.
-Jesteśmy- powiedział Mark, wchodząc bez zapowiedzi.
-A mamusia pukać nie nauczyła?- zapytałam z wyrzutem.
-Eee- zmieszał się Mark, ale po chwili wyszedł za drzwi i zapukał.
-Proszę wejść- zawołałam anielskim głosikiem. Mark wszedł do pokoju.
-No to co? Pasta jest?- zaczął sprawdzanie Mark.
-Jest!- zakomunikował Franek.
-Muzyka jest?
-Jest- odpowiedział Gee, włączając płytę.
-Towarzystwo jest?
-Prawie- powiedziałam.
-Kogo brakuje?
-Już nikogo!- odpowiedział Mikey, wparowując do pokoju szybko jak burza.
-Gee, a was mama pukać też nie nauczyła?- spytałam bliska załamania.
-Mnie nauczyła. Jego przysłali kosmici.
Na te słowa Mikey pokazał bratu fucka.
-Ej spokojnie- próbowała zapanować nad sytuacją Sade.
-Idę sprawdzić, czy nie ma już patrolu na korytarzu- zaproponował Frank. Miał na myśli naszych opiekunów, plątających się po schronisku do 22-23 i pilnujących nas przed głupimi pomysłami.
Poszłam razem z nim i mieliśmy wyjątkowego pecha. Już za zakrętem przyłapał nas jeden nauczyciel WF-u z naszego gimnazjum.
-A wy co tu robicie o tej porze?- zainteresował się.
-My właśnie...
-Wracaliśmy do pokoju- wyjaśniłam, widząc, że Franiu niczego mądrego nie wymyśli.
-Aha, więc idźcie bo najwyższa pora na spanie.
Myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem. Faceta pojebało? Spać o tej porze? I to w ostatnią noc obozu?
-Dobranoc- powiedziałam i pociągnęłam Frania za sobą.
Przyczailiśmy się i upewniając się milion razy, że nikogo już nie mam na korytarzu, wróciliśmy do naszego pokoju.



-Sytuacja opanowana. Był problem, ale poszedł spać- złożył raport Franiu.
-No to brać pasty i smarować!- powiedział rozentuzjazmowany Gee. W końcu na tą noc czekaliśmy przez cały obóz.
Zaopatrzeni w tubki z zieloną, miętową pastą do zębów rozbiegliśmy się po schronisku, opatrując każde drzwi jakimś napisem. W pewnej chwili przypomniało mi się coś bardzo istotnego. Pewnego razu, gdy szłam do pokoju, widziałam gdzie mieszka Ade. Nie mogłam oprzeć się tej pokusie... Po prostu nie mogłam.
Gdy skończyły nam się zapasy pasty, ja, Gee, Frank, Sade, Mikey i Mark bawiliśmy się u nas w pokoju. Impreza trwała jednak niezbyt długo, gdyż koło 3 w nocy do naszego pokoju ktoś zapukał. Na szczęście słyszeliśmy wcześniej kroki, tak więc wyłączyliśmy muzykę, sprzątnęliśmy śmieci pod łózka, Mikeya ukryliśmy w łazience, a Marka w szafie.
-Czy to od was dochodziły te hałasy?- zapytała zaspana kierowniczka schroniska.
-W żadnym wypadku- zapewniłam z miną niewiniątka.
-Chyba mi się przesłyszało...-odpowiedziała i wyszła. Potem Mark poszedł sprawdzić, czy nie zobaczyła napisów na drzwiach, ale widocznie była zbyt śpiąca.
Mark i Mikey wrócili do swoich pokoi, ale ja nie zmrużyłam oka przez resztę nocy. Trochę żałowałam, ze nie będę mogła zobaczyć miny Ade, gdy ta ujrzy wykonany przeze mnie napis na swoich drzwiach. Nie mogłam zapomnieć jaką przyjemność sprawiło mi napisanie tego słowa. I tego efektu...Na brązowych drzwiach, fluorescencyjny, zielony napis "dziwka".
Następny dzień upłynął nam na pakowaniu, a już wieczorem siedzieliśmy w autokarze.
-Dlaczego to tak szybko minęło?- zapytałam Frania.
-Bo wszystko co dobre, szybko się kończy.
-Wiesz, że dopiero teraz uświadomiłam sobie, że za kilka miesięcy wszyscy się rozstaniemy, pójdziemy do innych szkół...
-Ja nie mam zamiaru się z tobą rozstawać.
-Dobra, ale ty mieszkasz 5 minut drogi ode mnie. Mówię o reszcie klasy.
-Nie zamartwiaj się tym teraz. Jeszcze dużo czasu spędzimy razem.
-Dla ciebie to dużo, dla mnie mało.
-Mary, napis na drzwiach Ade to twoja robota?- spytała Sade.
-Mhm- przytaknęłam.
-Tak myślałam.
-A co ty tam napisałaś?- zainteresował się Frank.
-Takie tam...
-No co?- dopytywał się tym razem Gee.
-Dziwka.
-Co dziwka?
-Tak jej napisałam.
-Mary, nie sądzisz, że to było trochę niemiłe?- zauważył Franek.
-A to, że ona się z tobą lizała, było?
-Nie drąż tego tematu!
-To ty się mnie spytałeś. Ja tylko odpowiedziałam ci na pytanie.
-Nie zaczynajcie znowu!- poprosiła Sade.
-Ja nie zaczęłam- powiedziałam, odwróciłam się do okna i wyjęłam mp3.
Potem już nikt nie odważył się odezwać. I bardzo dobrze.
Było już całkiem ciemno, gdy autokar zaparkował pod szkołą. Wszyscy opuścili pojazd i wyciągnęli swoje bagaże. Spojrzałam na szkołę i westchnęłam. To już na prawdę koniec? Zdawało się jakbyśmy wyjechali wczoraj...Zaczął padać śnieg.
Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
-Mary, rodzice po ciebie przyjadą?- zapytał Frank.
-Eee, co? Nie wiem. Dojdę do domu. To niedaleko.
-Ale masz ciężkie bagaże.
-Nie przejmuj się mną.
-To chodźmy razem. Przynajmniej będę pewny, że nie utknęłaś gdzieś w śniegu.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne- powiedziałam z ironią.
Ale poszliśmy razem.
-Przepraszam za to w autokarze. To prawda, ja zacząłem.
-Miło, że to zauważyłeś...
-Długo się jeszcze będziesz gniewać?
-Ja się gniewam?
-Mary...
-No dobrze, skończmy ten temat.
Dochodziliśmy już do mojego domu. Tata odśnieżał właśnie wjazd do garażu.
-Kochanie, Mary wróciła!- zawołał do mamy na widok mnie i Franka, taszczących swoje bagaże. Mama wyszła z niedbale zarzuconą na siebie kurtką, chociaż było bardzo zimno.
-Frank, wstąpisz na herbatę?- zapytała. Widzicie, tak to właśnie jest z moją mamą. Najchętniej ściągnęłabym do domu wszystkich moich znajomych "na herbatkę". Już ja znałam te jej "herbatki"...Frank na szczęście też, wiedział co to oznaczało. Znał dobrze moją mamę.
-Dziękuję bardzo, ale obawiam się, że nie będę mógł zostać. Muszę się rozpakować, przygotować do szkoły...Sama pani rozumie- Frank zawsze umiał wszystkich zbajerować.
-Och, w taki razie nie będę cię zatrzymywać. Widzisz, Mary jaki Frank jest zdyscyplinowany? Nie to co ty...- moja mama jak zwykle musiała na mnie ponarzekać.
Frank był bardzo rozbawiony stwierdzeniem mojej mamy, ja zresztą też miałam niezły ubaw z jakże trafnego porównania mamy.
-No to ja już lecę- powiedział Franek. Pocałowałam go w policzek, ze względu na bacznie przyglądających się nam rodziców.
Franek poszedł w stronę swojego domu.



Ja zawsze wiedziałam, że jestem cholernym dzieckiem pecha. I kolejny raz miałam rację...
Jak cały obóz się nie zabiłam to poślizgnęłam się klika kroków od drzwi. Bolało jak nie wiem.
-Kur*a boli!- powiedziałam do mamy, gdy siedzieliśmy w łazience, a ona próbowała jakoś zakleić moją krwawiącą brodę. Na domiar złego, upadają przygryzłam sobie dolną wargę. Zajedwabiście, nie?
-Nie przeklinaj Mary- upomniała mnie.
-Ale mnie to cholernie boli!
-Trzeba było ostrożnie iść.
-Trzeba było usunąć ten lód.
-Tym to powinien się zająć tata, nie ja.
-Jezu! Boli!
-Nie marudź.
-Nie marudzę.
Do łazienki wszedł tata.
-I co?
-Obawiam się, że trzeba pojechać na pogotowie i to zszyć- powiedziała mama.
-Tylko nie to!- wydarłam się wniebogłosy.
-To idę się ubrać i pojedziemy- orzekł tata.
-Nie, nie musimy jechać. Trzeba tylko przykleić plaster i już po kłopocie- próbowałam się wywinąć od spotkania z lekarzem.
-Mary, nie! Jedziemy do szpitala.
-Ale ja nie chcę!
-Zachowujesz sie jak 5-letni dzieciak, a nie jak prawie dorosła panna- skarcił mnie tata.
I tak, chcąc nie chcąc znalazłam się w szpitalu.



-Co my tutaj mamy?- zapytał lekarz, wchodząc do gabinetu. Był to wysoki, może 30-letni facet z krótko przystrzyżonym, czarnymi włosami.
-Nasza córeczka przewróciła się i rozcięła sobie brodę- wytłumaczyła mama, która koniecznie musiała wejść do gabinetu. Jakbym sama nie dała sobie rady....
-Mamo! Ja umiem mówić- przypomniałam jej.
-O widzę zbuntowaną nastolatkę- stwierdził lekarz.
Gdybym umiała zabijać wzrokiem, to żadna reanimacja by temu facetowi nie pomogła.
-Niech pan się lepiej weźmie do roboty. Nie płacą panu za gadanie- powiedziałam.
Lekarz spojrzał na mnie jak na wariatkę. Chyba jeszcze tego brakowało, żebym wylądowała w domu bez klamek...
-Mary!- mama znowu mnie upomniała.
Lekarz wziął się niechętnie za szycie.
W efekcie zarówno broda jak i warga zostały jako tako "naprawione".
Może nie będę wyglądała jak stwór Frankensteina? Nadzieja matka głupich.
-No skończone- oznajmił lekarz.
-Może byś podziękowała panu doktorowi?- spytała mama.
-Za co? Za odwalenie swojej roboty, za która i tak dostanie za dużo kasy?- odpowiedziałam i wyszłam z gabinetu.



-W ogóle nie umiesz się zachować- stwierdziła mama w drodze do domu. Tata, niewtajemniczony wolał się w ogóle nie wtrącać. Tak było znacznie bezpieczniej.
-Powiedziałam tylko prawdę...
-Byłaś bezczelna.
-No to co? Nie widziałaś, że ten lekarz zrobił mi łaskę zszywając moją brodę?!
-Powinnaś być mu wdzięczna, że w ogóle to zrobił.
-Dobra już i tak po fakcie- ucięłam.



Dojechaliśmy do domu i pierwszą rzeczą jaką zrobiłam był telefon do Frania, bo oczywiście przez zamieszanie spowodowane moim wypadkiem nie zabrałam ze sobą komórki do szpitala.
-Cześć Fran.
-Bloody, stęskniłaś się?
-Gorzej.
-Chcesz, żebym przyszedł w trybie pilnym?
-Nie fatyguj się.
-To o co cho?
-Jakbyś mi dał dojść do słowa zamiast zadawać masę zbędnych pytań to byś dawno wiedział.
-Dobra, to powiedz.
-Wyjebałam się przy drzwiach, mam zszytą brodę i wargę.
-Pieprzysz!- Frank nie mógł uwierzyć.
-Nie Fran, mówię prawdę.
-Mogę przyjść?
-Nie, bo się jeszcze wywalisz jak ja.
-Ale będziesz jutro w szkole?
-Jeszcze nie zgłupiałam. Wyglądam jak debil z tym plastrem na mordzie.
-Na pewno przesadzasz.
-Nie.
-A mogę jutro wpaść?
-No jasne.
-Będą twoi rodzice?
-Co ty kombinujesz?
-Ja? Nic...
-Fraaan!
-Ale na prawdę!
-Za dobrze cię znam. I od razu uprzedzam, że przez najbliższy czas nie będzie mowy o żadnym całowaniu.
-Jak to?!
-Fran! Boli mnie ta warga.
-Nie muszę całować cię w usta...
-Zbok!
-Nieprawda.
-Dobra, idź poczytaj playboye, a ja muszę zająć się bagażami.
-To do jutra. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Bo nie mam wyboru.
-Mary!
-No dobra, żartowałam. Pa!



Zabawa z torbami trwała dłużej niż przypuszczałam. A ja zawsze byłam pewna, że to z pakowaniem jest tyle roboty...A może to przez ciągle przerywająca mi telefony od znajomych? Wszyscy chcieli się dowiedzieć, co mi się stało. Tak to jest...Powiedzieć Frankowi, który powie Gee, który na pewno przekaże to info Mikeyowi i Sade, który powiedzą to jeszcze komuś tam i tak dalej...Chyba już zdążyłam do tego przywyknąć. Ja jednak opowiadałam wszystkim o moim jakże fascynującym wypadku, chociaż za dwudziestym którymś razem stało się to nudne. Aż do tego telefonu:
Na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Odebrałam...
-Tak?
-Yyy, cześć Mary- powiedział jakiś nieśmiały głosik, który jednak rozpoznałam od razu. Ade...
-Cześć.
-Chciałam tylko. To znaczy bo słyszałam co ci się stało i...
-Możesz jaśniej?
-A, yyy tak. No to tylko chciałam ci życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.
-Dzięki- powiedziałam oschle.
-Bo nie będzie cię jutro w szkole?
-Nie.
-No to szkoda.
-Tak, szkoda- powtórzyłam.
-No nic, trzymaj się.
-Hej, ja nie umieram. To tylko kilka szwów.
-Ale i tak wracaj do zdrowia.
-Fajnie, że zadzwoniłaś- stwierdziłam już nieco milej.
-Nie ma sprawy.
-Jak chcesz to możesz do mnie jutro przyjść po lekcjach razem z Frankiem, Markiem, Mikeyem, Gee i Sade.
-Mogę?
-No jasne.
-Dzięki Mary, jesteś świetna.
-Tak, cała ja...To do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Boże, czyżbym podczas upadku uszkodziła sobie mózg? Czy ja na prawdę zaproponowałam Ade, żeby do mnie wpadła? Ja to powiedziałam? Chyba jednak nie zaszkodziłby mi pobyt w wariatkowie...
Następnego dnia, do południa sprzątałam pokój. Nie mogłam przecież przyjąć gości w takim syfie. Jednak bardzo bolała mnie broda i pomimo wpakowania w siebie tony tabletek przeciwbólowych nie przestawała mi dokuczać. A o wardze już nie wspomnę...
Było jakoś po 15 gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Wchodźcie moi pielgrzymi- powiedziałam otwierając drzwi Frankowi, Gee, Sade, Markowi, Ade i Mikey'owi.
-Nie wyglądasz tak źle- stwierdził Franek.
-Zważając na to, że dla ciebie zawsze nie wyglądam źle...-powiedziałam z ironią.
-Błagam was, nie zaczynajcie- jak zawsze Sade próbowała uspokoić towarzystwo.
-Dobra, co chcecie do picia? Może być cola?- spytałam, żeby skończyć już rozmowę z Franiem.
Wszyscy przytaknęli. Wyjęłam więc napoje i poszliśmy do mojego, wyjątkowo posprzątanego pokoju.
-Wiesz, Mary, że nawet sexownie wyglądasz z tym plastrem?- powiedział Mark.
Franek zgromił go wzorkiem.
-Ale zazdrośnik- zauważył Gee.
-Lepiej mi powiedzcie co się działo dziś w szkole pod moją nieobecność.
-A co się miało dziać? Wiesz, że bez ciebie jest nudno- uświadomił mi Frank.
-Ale ty mi się podlizujesz.
-Mówią, że dobra ściema to połowa sukcesu- wtrącił Mikey.
-To dowiem się jak było w budzie?
-Zwyczajnie, tylko pisaliśmy kartkówkę z matematyki. Masakrycznie trudna- powiedziała Sade.
-Dobrze, że mnie nie było.
-Nie bój się i tak cię ona nie ominie- uświadomił mi Mark.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Ale mi się bez was nudziło. Pół dnia sprzątałam, bo nie miałam innego zajęcia.
-Biedna sierotka Mary- powiedział Franek i przytulił się do mnie.
-Frank co ty teraz zrobisz, jak nie możesz się całować z Mary?- zapytał Gee.
-Przecież oprócz całowania można robić jeszcze wiele rzeczy...
-Jesteś okropny!- stwierdziłam.
-Ja?
-Nie, ja.
-Wiem.
-Nieprawda.
-Przecież sama się przyznałaś.
W czasie gdy ja i Franiu prowadziliśmy kolejną dyskusję, Sade i Gee zajęli się sobą.
-Zakochana paro! Przypominam, że jesteśmy tu w celach miłej konwersacji- przypomniałam.
Przestali.
-My już musimy niestety iść, bo robimy projekt na angielski- zakomunikowała Sade.
-Jaki projekt?- spytał zdziwiony Gee.
-No wiesz. TEN projekt- Sade spojrzała na niego wymownie.
-A tak, projekt. Zapomniałbym.
-No właśnie. To cześć.
W efekcie zostaliśmy ja, przylepiony do mnie Frank, żartujący ciągle Mark i Mikey no i siedząca cicho Ade.



Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, fajnie było i tak dalej....
A potem wszyscy poszli. No oprócz Franka oczywiście.
-Tylko mi nie mów, że chcesz zostać na noc- ostrzegłam.
-A mogę cię zmartwić?
-Nie.
-Zostaję.
-Droczysz się ze mną.
-Kocham cię.
-Nie zmieniaj tematu.
-I tak cię kocham.
-Cieszę się.
-To jak? Mogę zostać?
-No możesz- uległam.
-Wiedziałem- pocałował mnie w policzek.
-Nie bądź taki zadowolony.
-Czemu?
-Bo nie będę się z tobą miziać.
-Jak to nie?- Frank posmutniał.
Zaśmiałam się.
-Czy to jest zabawne, Bloody?
-Nabrałam cię, mój ty kochany głuptasie.
-Jesteś okrutna!
-A ty zboczony i muszę z tobą żyć.
-Nic nie musisz, już ci to mówiłem.
-A ja ci mówiłam, że jestem od ciebie uzależniona jak od...
-Jak od czego?
-Hm, jak od ciebie.
-Trafne porównanie, nie ma co.
-Nic trafniejszego mi nie przyszło do głowy!
-To ty w ogóle myślisz?
-Oj nie! Teraz to na prawdę nie licz na żadne przytulanki.
-Basta, wychodzę!
-To idź.
-Żartowałem.
-Coś ci nie wyszło.
-Zauważyłem. Co zjemy na kolację?
-A ty jak nie o sexie to o jedzeniu...
-Nieprawda!
-Prawda, prawda. Zrobię jajecznicę.
-Nie chcę jajecznicy!
-To sobie sam coś zrób!
-Dobra, zjem jajecznice.
-Tak właśnie myślałam...Zbok, żarłok i leń. Chyba ci już tych wad wystarczy.
-Wady? Przecież to moje zalety!
-W takim razie nie chcę poznać twoich wad.
-Bloody...
-No tak mój kochany, niestety.
-Rób już tą jajecznicę.
-Nie chce mi się w sumie jeść...
-Ale mi się chce!
-Twój problem...



-Pooglądajmy coś, nudzi mi się- jęczał wieczorem Frank.
-A podobno przy mnie nie jest nudno.
-Bo nie jest.
-No to czemu ci się nudzi, hę?
-Bo ten...
-Bo nie możesz się ze mną całować co?
-Wcale tak nie powiedziałem!
-Ale widać to po tobie.
-No, ok...Może trochę mi tego brakuje.
-Chyba trochę bardzo.
-Tak, trochę bardzo.
-Wytrzymasz.
-No nie wiem.
-Sam powiedziałeś, że można robić jeszcze wiele rzeczy...
-Co masz na myśli?
-Chodźmy na górę. Sam się przekonasz- odpowiedziałam tajemniczo.
Rano obudziłam się z Frankiem w łóżku. Nie spał już.
-Teraz kocham cię jeszcze bardziej- szepnął.
-Czemu?
-Po wczorajszym.
Przytuliłam się do jego ciepłego ciała.
-To była najlepsza noc mojego życia- stwierdził.
-Nie przesadzasz? To nie było nic takiego.
-Dla mnie było.
-Wydaje mi się, że po prostu tego potrzebowaliśmy.
-Tak, chyba tak- przytaknął Franek.
-Już 7, zdążymy do szkoły?- spytałam.
-A masz w ogóle zamiar do niej iść?
-Wczoraj przecież nie byłam. Nie mogę co chwilę nie chodzić.
-Możesz.
-Chodźmy, proszę.
-Robię to tylko dla ciebie.
-Wagarowicz.
-Święta się odezwała...
-Może nie święta, ale jak mogę to idę. I tyle.
-Niech ci już będzie...



Dzięki mojemu uporowi znaleźliśmy się w szkole równo z dzwonkiem na pierwszą lekcję.
-Zdążyliśmy- ogłosił Franek.
-A my już mieliśmy nadzieję, że się nie zjawicie...-powiedział Mark.
-My to znaczy kto?- zaciekawiłam się.
-No wszyscy. Ja, Sade, Gee, Mikey...
-Mary, a mówiłem, żebyśmy nie przychodzili.
-Mark, Frank!- upomniała chłopaków Sade, jak zawsze na posterunku.
-Ale my się nie kłócimy- wyjaśnił Frank.
-Moi kumple robią imprezę- zmienił temat Mark.
-Kiedy?- zainteresował się Gee.
-W piątek o 18. Powiedzieli, żebym wziął dużo ludzi, więc czujcie się zaproszeni. Miejsce to samo co zawsze, w domu u Tima.
-Lata nie byliśmy u Tima- stwierdził Frank.
-Oj tak- przytaknęłam.
-Czyli mam rozumieć, że się na to piszecie?- odgadnął Mark.
-Jakżeby inaczej?- zapytałam.
-Tim ma zespół rockowy- dodał Mark.
-Co?- nie kryłam entuzjazmu.
-Dzięki ci Mark, że właśnie straciłem dziewczynę- odpowiedział Franek.
-Przesadzasz- stwierdził Gee.
-A kim on jest?- dopytywałam się.
-Wokalistą i gitarzystą.
-O Boże, wszystko co najlepsze- powiedziałam z zachwytem.
-Mary, tu ziemia. Obawiam się, że jesteś zajęta...
-Frank zazdrośnik- pokazałam mu język.
-No i co z tego? W końcu jesteś moja.
-A niby gdzie jest tak napisane, co?- zaciekawiłam się.
-Nigdzie, ale przecież wszyscy to wiedzą.
-Też mi wyjaśnienie.
-Złe jest?
-Nie złe, tylko coś kiepskie.
-Kiepska to ty jesteś w łóżku.
-A skąd wiesz, co?
-Przypuszczam.
-A chcesz się przekonać, że jesteś w błędzie?
-To propozycja?
-Może.
-Ej ludzie, z takimi rozmowami moglibyście poczekać do wieczora- wtrącił się Gee.
-Święty, powstrzymaj się z takimi radami bo jakoś kiepsko brzmią w twoich ustach- odgryzł się Frank.
-Nie mogę z wami wytrzymać- powiedziała z rezygnacją Sade.
-Przyzwyczajaj się.
-A Frank, bo bym zapomniała. Wpadnę do ciebie dziś albo jutro po moje płyty- przypomniała sobie Sade.
-Jasne.



-Chciałabyś to zrobić Mary?- spytał Frank, gdy siedzieliśmy po lekcjach u niego w domu.
-Nie wiem, chyba tak.
-Gdy rozmawialiśmy o tym wczoraj w nocy nie byłaś tego taka pewna. Wiele mi ta rozmowa uświadomiła.
-Ale teraz...Przecież i tak chciałabym to zrobić, więc sądzę, że czy zrobimy to dziś, czy za miesiąc nie będzie miało znaczenie.
-Pamiętaj, że ja nie naciskam.
-Wiem kochanie.
Frank zaczął mnie całować.
-Rodziców nie ma w domu. Idziemy do sypialni?- zapytał.
Kiwnęłam głową.




-Jesteś piękna- powiedział Frank, pozbywając się kolejnej części mojej garderoby.
Pocałowałam go w odpowiedzi.
-Hej, drzwi nie by...- Sade stała w drzwiach zamurowana.
-Yyyy- Frank nie wiedział co ma zrobić.
-Przepraszam, mogłam zapukać.
-Mogłaś- stwierdził Frank.
-Nie sądziłam, że zastanę was w takiej sytuacji, chciałam tylko dostać z powrotem moje płyty.
Pomimo faktu, że Frank był w samych bokserkach, znalazł płyty Sade i wręczył je właścicielce.
-Radzę wam zamykać drzwi- powiedziała na odchodne.
Frank poszedł więc na dół i zgodnie z radą Sade zamknął drzwi.




-Przepraszam, Mary.
-Nie masz za co- powiedziałam wstając z łóżka.
-Ty się kładź z powrotem!
-Czemu?
-Bo jak już zacznę, to lubię kończyć.
-O, właśnie dowiedziałam się o tobie czegoś nowego.
-Z każdym dniem nasza wiedza się poszerza, wiesz?
-Przy tobie na pewno, słońce.
-Nie o tym mówiłem.
-A o czym?
-Zaraz zrozumiesz...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 20:30, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Tak się zastanawiam...
Kiedy kolejna porno-część? xDDD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 20:41, 09 Sie 2007 Powrót do góry

wydaje mi się, że niestety dopiero po wczasach


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 20:42, 09 Sie 2007 Powrót do góry

O Qrczątko x(


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 20:44, 09 Sie 2007 Powrót do góry

no bo dużo mam na głowie teraz Sad ale dla Ciebie się postaram :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 20:44, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Kochana jesteś ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 20:46, 09 Sie 2007 Powrót do góry

albo przynajmniej dobrze udaję
no nic, spróbuję cosik napisać może już za chwilę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CzarnaWiedzma
Administrator
Administrator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 423 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mars

PostWysłany: Czw 21:06, 09 Sie 2007 Powrót do góry

ja nie wiedziałam, ze my już tak daleko jesteśmy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Pią 15:26, 10 Sie 2007 Powrót do góry

ależ ja tego napisałam xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Nie 13:42, 12 Sie 2007 Powrót do góry

-Kocham cię, śliczna ty moja.
-Ja ciebie też.
-Ale gorąco, przynieść ci coś do picia?
-Nie, zostań tu. Tak jest dobrze- powiedziałam całując go namiętnie.
-Masz zamiar leżeć tak ze mną już cały czas?
-Nie cały czas, chociaż...To w sumie kusząca propozycja.
-Ale tak się nie da nawet jakbyśmy bardzo chcieli.
-Przecież dla chcącego nic trudnego.
-Powiedzmy, że nie zawsze.
-Zawsze. Inaczej nie byłoby takiego powiedzenia.
-Czepiasz się.
-Nieprawda!
-Ale ty jesteś kłótliwa...
-Kochasz mnie za to i nie masz wyjścia.
-No jasne, że kocham- odpowiedział Frank i zaczął całować mnie po szyi.
-Nie lubię zakończeń- stwierdziłam.
-Jeszcze nie musimy nic kończyć...



Obudziłam się w łóżku sama. W pokoju nie było Franka. Ubrałam walające się po podłodze ciuchy i zeszłam na dół.
Zaskoczył mnie widok Frania stojącego w kuchni i robiącego naleśniki.
-To dla mnie?- zapytałam, bo chłopka był tak pochłonięty swoją robotą, że nawet mnie nie zauważył.
-Mary, już wstałaś?- zdziwił się.
-Już? Już to jest grubo po 9. Najwyższa pora wstawać.
-A chciałem ci zrobić niespodziankę...Śniadanie do łóżka i tak dalej. No ale jak już wstałaś to trudno.
-Nic się nie stało. I tak bardzo ci dziękuję.
-Jeszcze nie skosztowałaś!
-A co? Potem mogę zmienić zdanie?
-Sama zaraz ocenisz czy to da się zjeść.
-Jeśli smakuje tak jak pachnie, to niewątpliwie będzie rewelacyjne- powiedziałam, obejmując mojego kucharza.
-Ja tam wolę jednak poczekać, aż spróbujesz.
-Nie doceniasz się. Chcesz po prostu, żebym sobie wmówiła, że to będzie niedobre, a potem przekonać się, że tak nie jest.
-Nie używaj przy mnie takich skomplikowanych zdań.
-Niby dlaczego?
-Bo za szybko gadasz i nic nie rozumiem.
-Naucz się słuchać.
-To mów wyraźniej.
-Mówię w sam raz!
-No właśnie nie za bardzo.
-Frank, robisz problem z niczego.
-Ale ja nie rozumiem co do mnie mówisz!
-Ty lepiej pilnuj naleśników, bo się przypalą.
-O cholera!
-Tylko się pośpiesz bo jestem głodna- dodałam siadając do stołu w jadalni.
-A co ja jestem? Twój służący?
-Nie kazałam ci robić dla mnie śniadanka.
-Mary!
-Ok, ok. To ja czekam na naleśniki.
Po chwili już pałaszowałam śniadanie.
-Teraz jeszcze tego brakuje, żebyś zaczął mnie karmić- zaśmiałam się.
-Hm...



-Frank, nie tak szybko, udławię się- mówiłam z pełnymi ustami, w które Franek pakował kolejną porcję naleśników.
-Jedz jedz kochanie.
-Ej, ale wolniej!
-Nie pluj się, tylko gryź, połykaj i następne!
-Już nie mogę.
-Możesz, możesz słońce.
-Nie, na prawdę nie. Zaraz chyba pęknę.
-Nie pękniesz.
-Frank!- wstałam od stołu.
-Nie chcesz już?
-Nie, dziękuję ci bardzo. Było pyszne, ale już wystarczy- wyjaśniłam, całując go w policzek.
Potem wróciłam do domu.




Nudy. Frank.
Nudy. Szkoła. Frank.
Nudy. Szkoła. Frank.
Takie było moje życie do piątkowej imprezy. Normalnie nie wiedziałam już co mam ze sobą zrobić. Gdyby nie Frank, chyba bym zwariowała z nudów.
W piątek o 16 przyszedł po mnie.
-Hej kotuś, ślicznie wyglądasz.
-Dzięki- odpowiedziałam i pocałowałam go delikatnie w usta.
-Jedźmy, bo mamy być o 17 na miejscu.
-Ok.




-Frank, Mary! Ile my się nie widzieliśmy!- powitał nas Tim, gdy byliśmy na miejscu. Był przystojny jak zawsze, a może nawet bardziej. Sexownie wyglądał z kilkudniowym zarostem, niedbale uczesanymi włosami i tym błyskiem w oku. Na jego ramieniu uwiesiły się jakieś dwie laski, których nie znałam.
-To jest Kate- wskazał na dziewczynę po lewej, ubraną dość skąpo. Bardzo skąpo...
-Hej- odpowiedziała słodkim głosem.
-Cześć- przywitaliśmy się z nią.
-A to jest Janis- tu wskazał na drugą laskę, przyodzianą jak ta pierwsza.
-Nie wiedziałam, że takie dziewczyny kręcą Tima- powiedziałam do Franka, gdy znaleźliśmy się w środku.
-Ja też jestem szczerze zdziwiony.
-A ja sądziłam, że jestem w jego typie...
-Robię się zazdrosny!
-Nie masz powodu- wyjaśniłam.
Impreza jak impreza- fajna i wesoła.
Ale do czasu...
Akurat ten taniec spędziłam w ramionach Tima. Byłam tylko po 2 piwach, także miałam pełną świadomość moich czynów.
-Wyładniałaś wiesz?- powiedział Tim, zaczynając mnie obmacywać. Nie chciałam tego, ale potem gdy zobaczyłam kątem oka, że Frank na mnie patrzy wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Bardzo nie fair, ale co tam.
Zaczęłam się z nim całować.
A po tańcu po prostu poszłam do Franka. Widział wszystko co robiłam. I był bardzo wkurzony...
-Chodź, muszę z tobą pogadać- powiedział szarpiąc mnie na górę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Nie 13:49, 12 Sie 2007 Powrót do góry

Franek ma za swoje XDDD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kati
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 29 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: piekło ;)

PostWysłany: Pon 14:01, 13 Sie 2007 Powrót do góry

Hahaha xD Dobrze mu tak xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)