Forum Rock Music Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Opo Sejd Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 21:29, 09 Sie 2007 Powrót do góry

- Gerry wstawaj! Otwieraj te cholerne drzwi tłumoku! – wrzeszczał Mikey zza drzwi sypialni Gee.
- Pff… Teraz to już na pewno nie wstanę! – powiedział Gee i przykrył się kołdrą po same uszy.
- Za tłumoka?!
- Nie, za Gerry’ego!
- No to nie wstawaj, pójdę po komiksy sam.
- Zaraz, zaraz, gdzie pójdziesz? – drzwi sypialni otworzyły się w zaskakująco szybkim tempie – Ejj poczekaj na mnie!
- Teraz to pocałuj mnie gdzieś, mam wydziabane na ciebie – powiedział Mikey i pokazał bratu język.
W tym samym czasie drzwi trzasnęły, a Mikey poczuł ich siłę na swoim nosie.
- To bolało, palancie!
- Sorry, chciałem mocniej!

**************

- To co, idziemy? – spytał Gerard schodząc ze schodów z uśmiechem od ósemki do ósemki.
- Gdzie? – zapytał Mikey.
- Po KOMIKSY!
Gerard doszedł do salonu, gdzie siedział Mikey z jakąś czarnowłosą dziewczyną. Gee puścił buraka.
- Eeee… No ten… Chodziło mi o konserwy. – powiedział zakłopotany.
- Taaaa… Jasneee… Turystyczne zapomniałeś dodać - przedrzeźniał go Mikey.
- Zamknij twarz, głupku!
- To może ja się przedstawię – wtrąciła dziewczyna – nazywam się Natasha Verron, jestem przedstawicielem firmy wyszukującej żony.
- A sorry, to ja powinienem się przedstawić, jestem Ge…
- Wiem kim pan jest…
- Tak? Super…
- To co panie Gerardzie, podpisujemy papiery?
- Jakie papiery?
- No… na sfinansowanie pańskiego ślubu… Pana brat mówił, że to już tylko formalność.
- Że słucham? Jakie papiery? Jaka formalność? Jaki ślub?! Jakiej firmy jest pani przedstawicielką?
- Firmy wyszukującej żony, wybrał pan już żonę przez Internet. Jest to Bernadetta Sowinsky z Rosji.
- Mikey! Ty palancie! Jesteś popieprzony! – wrzasnął Gerard i wybiegł z pokoju jak oparzony. Nie omieszkał efektownie trzasnąć drzwiami.
- Hahaha jak zawsze dał się nabrać – słychać było chichot Frank’a spod stołu.
- No Mikey, subtelny sposób na przedstawienie swojej dziewczyny bratu, nie ma co – rechotał Bob.
- Wszystko słyszałem!!! – krzyknął Gerard.

****************

Kiedy emocje opadły Gee postanowił przygotować uroczystą kolację ‘zapoznawczą’.
- Uroczo wyglądasz w tym fartuszku – zaśmiał się Frank.
- Wiem, jak zawsze sexy – powiedział ponętnie Gee.
- Mrrrr… Moja ty kluseczko…
- CO?!
- No niech będzie, marmoladko… - powiedział Frank udając maślane oczy.
Nawet nie zdążył dokończyć zdania, gdy poczuł coś zimnego na twarzy.
- Fuuuuuuuj, co to?!
- Fuj?! No to masz pecha, bo będziesz musiał udawać, że ci smakuje przy kolacji – powiedział z satysfakcją w głosie Gerard.
- A wy tu znowu flirtujecie zboki? – wtrącił Ray.
- Ray, pączuszku, chodź no tu do mnie! – Frank rzucił na Ray’a złowieszcze spojrzenie.
- Aaaaaaaa! Gwałcąąąą! – wrzasnął Ray i uciekł z ‘pomieszczenia przepełnionego aż nadto miłością’, za nim podążał Frank.

*************

- No to życzę wszystkim smacznego – przerwał ciszę Gee.
- Ja bym na waszym miejscu uważał na te ‘pyszności’ – wtrącił Frank.
Gerard próbował zabić go wzrokiem, ale coś mu nie szło.
- Więc… Jak na prawdę się nazywasz? – zapytał Gerard dziewczynę.
- Alicia Simmons, sorry za ten kawał na początku… Myślałam, że się nie nabierzesz – uśmiechnęła się.
- Gerardzik jest bardzo wrażliwy – zaśmiał się Mikey.
- Mikey, słodziutki, może skosztujesz trochę tej sałatki? Specjalnie dla ciebie zrobiłem – powiedział Gee niezwykle miłym głosem.
Mikey dostał wytrzeszczu oczu ze zdziwienia. Zrobiło mu się trochę głupio.
- Sorry Gerry, że robię ci przypał – odrzekł ze skruchą w głosie i zabrał się za konsumpcję sałatki.
Po 5 minutach młodszy Way zaczął się dziwnie kręcić na krześle.
- Co jest? – zapytał Bob.
- Nic… Tylko muszę koniecznie odwiedzić Wujka Czesia… Teraz! – wrzasnął Mikey i wybiegł z pokoju.
- Wujka Czesia? – Alicia zrobiła zdziwioną minę.
- Widzisz Alicia, jesteśmy z natury dziwni, musisz się do tego przyzwyczaić… A tak nawiasem… Wujek Czesio to po naszemu wc – powiedział Gee.
- Gerard! Zamorduję cię! Uduszę! Poćwiartuję! Zakopię w ogródku! I nie posadzę nawet zwiędłej paprotki na twoim grobie! – wrzeszczał Mikey.
- O co kaman? – Frank spojrzał na Gee.
- Myślę, że Mikey zostanie u Wujka Czesia na dłużej niż planował… - zaśmiał się Gerard.

*************

- Ajm nat okeeeeeeeej!
- Gerard, palancie, zamknij się! Ja chcę spać! – wrzasnął Mikey.
- A ja chcę wziąć prysznic jak człowiek.
- To nie śpiewaj!
- Ale to ludzkie, a nic co ludzkie nie jest mi obce…
- Idź się utop!
- Pod prysznicem niedyrydy…
- Pieprz się! – zakończył niezwykle inteligentną wymianę zdań Mikey.

*****************

W pokoju Gee panuje półmrok. Za oknem pada deszcz. Drzewa uderzają gałęziami w okno. Ktoś skrada się do jego pokoju… (Brzmi jak wstęp do horroru? Nie ma mowy xD)
Mikey kładzie tajemnicze stworzenie obok Gee. Wszystkiemu przypatruje się Alicia.
- Miauuuuuuuuuuu! – teraz pytanie za 100 pkt. – co to za zwierz? xD
- Cholera! Fuuuuuuuj! Co to jest?! – wrzasnął Gerard i wyskoczył z łóżka jak oparzony.
- Gustowne bokserki – zaśmiał się Mikey.
- Widzę, że lubisz kotki – stwierdziła Alicia przyglądając się bokserkom Gee.
- Ej, to mi się zsikało na łóżko!
- Oj Gee, jak możesz całą winę zwalać na tego ślicznego kotka…
- Mikey! Już nie żyjesz! Albo nie… Najpierw wypierzesz mi tą pościel, a później cię uduszę! – krzyknął Gerard i udał się w pościg za bratem.

**********

Kiedy skończył się pościg, niestety lub stety bez powodzenia dla Gee, w domu w końcu zapanowała cisza.
- Wychodzę! – krzyknął Gerard trzaskając drzwiami.
- Powiedzieć mu, że zrobiłem przed domem lodowisko? – zapytał Frank.
- Chyba już za późno – odpowiedział Bob parząc przez okno.
Gerard leżał na ‘lodowisku’ Frank’a i nie mógł się podnieść.
- Fuck! Fuck! Fuck! Fuck!
- Masz ubogie słownictwo Gee – zachichotała Alicia wyglądając za okno.
- Masz szczęście, że jesteś kobietą! – wrzasnął Way i rzucił ją śnieżką.

**********

Kiedy Gee w końcu się wygramolił udał się do sklepu z odzieżą goth-punk.
- Ale fajny pasek! – cieszył się jak małe dziecko przyglądając się swojej zdobyczy, po czym poszedł go przymierzyć. Bez namysłu odsłonił kotarę.
- Aaaaaaaaa!- krzyknęła jakaś dziewczyna z przymierzalni.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa! – wtórował jej Gerard – Eeee… sorry…
- Czochraj bobra! – usłyszał w odpowiedzi.
Kotara szybko się zasunęła z powrotem.

***********

Widocznie tekst ‘czochraj bobra’ dobrze działa na Gee, bo chodził za tą dziewczyną pół dnia i próbował wymusić na niej spotkanie.
- Pogięło cię? – za każdym razem słyszał olewającą odpowiedź.
Gerard wpadł na pewien pomysł.
- No to nie! Prosić się nie będę! – powiedział udając obrażonego.
- Ok., to gdzie i kiedy? – uśmiechnęła się dziewczyna.
Gerard z błyskiem w oku zaproponował miejsce i czas, wszystko poszło nad wyraz gładko.

************

- A ty co taki zadowolony? – zapytał Ray.
- A nic… spotkałem fajną dziewczynę… - odpowiedział rozmarzony Gee.
- Serio?! Jak ma na imię? – Mikey od razu podniósł swoje 4 litery z kanapy.
- Eee… nie wiem…
- Stary… Jak to nie wiesz? A pamiętasz o czym z nią gadałeś chociaż? – wtrącił się Frank.
- No… chciałem przymierzyć pasek w sklepie, odsłoniłem kotarę przymierzalni i tak była ona… Olśniewająco blada z olśniewającymi czarnymi włosami. I ma takie oryginalne słownictwo…
- Mój braciszek się zakochał! – wrzeszczał Mikey – eeee… zaraz… Jakie oryginalne słownictwo?
- Czochraj bobra Mikey! –krzyknął Gee, po czym udał się do swojego pokoju.

********************

Od rana po całym domu rozchodził się niesamowity zapach. Wszyscy natychmiast zjawili się w kuchni.
- Eeee… Gerard, co ci jest? – zapytał Frank z niewyraźną miną.
- Mam dobry humor po prostu. Nie mogę?
- Zapiszę to w kalendarzu! – zawołał Ray.
- Ray, nawet ty nie zepsujesz mi tego dnia… - powiedział Gee z niezwykle przyjaznym uśmiechem.
Wszystkim opadły kopary.
- Chodzi o tą eee… Od czochrania bobra? – zapytał Mikey.
- Hahahaha! – Bob znalazł się na podłodze.
Gee zmierzył go od góry do dołu.
- Bob, ty się nie śmiej! Lepiej znajdź sobie jakąś dupę! – wrzasnął Frank.
- Po co mi? Mam swoją. – powiedział Bob wskazując na swoje pośladki.

*******************************

- Gerry wyłaź z tej łazienki! – Mikey bezskutecznie próbował przerwać okupację łazienki przez Gee.
- A co, zapomniałeś tostera?
- Nooo…
- To przykro mi, bo właśnie pływa w wannie.
- Jak mogłeś?! Jak mogłeś zabić mojego Stefana?! Ty brutalu! – lamentował Mikey drapiąc w drzwi.
- Sam go tam zostawiłeś, palancie! – krzyknął Gerard.
- STEFAAAAAAAAAN!!!! Kom bak tu mi bejbi!

*************************

Po dwóch godzinach Gee opuścił okupowane miejsce (czyt. łazienkę).
- Boże, on zeżarł Gerarda! Oddawaj Gee kanibalu! – wrzeszczał Frank potrząsając Gee.
- Eeeejjj! Przestań! Frank, to ja przecież!
- No przecież wiem, dałeś się nabrać? Ale się wypindrzyłeś…
- Idę na randkę w końcu, nie? – Gerard spojrzał na Frania z wyższością.
- Tylko nie zapomnij o moim lodowisku… Wiesz, że nazwałem je ‘fuck’?
- Taa… Idealna nazwa dla lodowiska. Tak samo idealna jak miejsce, w którym je zrobiłeś.
- Czerpałem inspirację od samego mistrza!
- To znaczy?
- Gerarda Arthura Way’a.
- Fuck!

*************************

Gerard bezpiecznie wyszedł z domu. Wyjątkowo nie poślizgnął się na ‘fuck’u’. Po drodze wstąpił po kwiaty.
- W czym mogę pomóc? – spytała staruszka.
- Eeee.. nooo… ten… Chyba róże bym chciał…
- Jaki kolor?
- No… Chyba czarne…
- Nie ma czarnych…
- A nie da się tego jakoś załatwić?
- A co, wrzuci je pan do listu z pogróżkami? – spytała ironicznie kobieta.
- A dziewczyny na to lecą? – zapytał z pełną powagą Gerard.

**********************

Gerard dotarł na umówione miejsce (z bukietem czarnych róż).
„Nie wiem jak ta staruszka to zrobiła, ale kolor jest świetny!” – pomyślał.
Z oddali zobaczył znajomą sylwetkę.
- Ave! – powitała go dziewczyna.
- Eeee… nooo… heeej! Co jest? – Gee za wszelką cenę starał się wyluzować.
- Sobota – odpowiedziała czarnowłosa.

********************

Gerard wręczył ukochanej bukiet czarnych róż.
- To może… gdzieś się przejdziemy? - zapytał Gee.
- Tak chyba będzie najlepiej…
- A tak właściwie to… jak masz na imię?
- Vanessa Sarah Shawonda Lucy Mikado, ale mów do mnie Darky.
- Aaa… Ja jestem Gerard Way, miło mi…
- Chyba gdzieś już słyszałam to nazwisko… Czy czasem nie pracowałeś jako striptizer w klubie Honolulu? – spytała z pełną powagą Darky.
Gerard zaniemówił.
- Dobra, czaję. Nie chcesz o tym mówić…
- Ale ja jestem wokalistą MCR…
- A co to? Kościelny chórek?

********************

Rozmowa się rozkręcała. Gee przez pół godziny tłumaczył swojej wybrance, co to jest MCR.
- Oooo! Darkyyyyyyyyyyyyy! – słychać było jakies niewyraźne krzyki.
- Law, Sejd, MaQ!!! Jak ja was dawno nie widziałam!
- No to cccczasss wróciććć na sssstare śmieciiii…
- Chyba nie…
- Ale o sssooo chosssi? – zapytała Sejd trzymając wino w ręce.
- Sejd jak ty do mnie rozmawiasssssssss? – zapytała równie trzeźwa MaQ.
- To nie do ciebie żulu! Z marginesssem sssspołecnyyym nie gadaaaam!
- Taaaa… Ssseeeeeejd ty to marginesssem nie jesteś. Robisssszzz to sssooo lubisss i to ssssię licy, nie?
- A ja licę tylkoooo drobneee, bo papierowwwwyyych nie mam! – olśniła wszystkich MaQ.
- Oooo! I to racja! – przytaknęła jej Law.
- Slicnyyyy brunecikuuu chcesss buziaka za piątakaaaa? – zapytała z błyskiem w oku Sejd.
Gee stał jak osłupiały.
- Bussssssi! – Sejd rzuciła się na niego i zaczęła go całować (xD).
- Eeeejjj! Zejdź ze mnie! – krzyknął zmieszany Gerard.
- Ciiiiichoooo, ja tu włassssnie zarabiam! Ta chwila psssssyjemnosci kossssstuje cię dwie dyszkiii… No jussss wyskakuuuujj z kasennncji.
- MaQ co ty tak się mnie tak tsymasss? – spytała Law.
- A ssso siee bedeeee pusscać? – odpowiedziała MaQ

**************

Sejd dalej niewzruszenie zarabiała na winko (xD).
- Seeeeeejd złąź z niego! – krzyczała Darky.
Nagle ni stąd ni zowąd Gee i Sejd znaleźli się w niegłębokim i brudnym stawku.
- Aaaaaa! Topię się! – wrzeszczał Gerard.
- A ja ccccie uratujęęę! – powiedziała z demonicznym uśmiechem Law i chwiejnym krokiem podążała do topielca.
- No to chlup! – powiedziała i wskoczyła do wody.
- Pssssytulnie tutaj – zaśmiała się Sejd.
- No to ja tesss wasss trochę poratuję – MaQ rzuciła się do wody.
- Normalnie jak jacuzzi! – olśniła wszystkich Law.
Darky patrzyła się na nich i ze złości nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Rzuciła czarne róże do stawu, odwróciła się na pięcie (powszechnie znane jako strzelanie focha xD) i wróciła do domu.
- Dzięki wielkie – powiedział wściekły Gee.
- Ooo jusss sssię nie topisss… - zauważyła Sejd.
Gerard resztkami sił wygrzebał się z bajorka.

**************

Trzask drzwi wejściowych.
- O! Gerard wrócił! – powiedziała Alicia.
Trzask drzwi do sypialni Gee.
- Randka się nie udała… – dorzucił Frank.

**************

Gerry mogę wejść? – zapytał Mikey stojąc pod drzwiami do pokoju Gee.
- Nie.
- Ale mam coś dla ciebie…
- Nie!
- Najnowszy komiks…
- Nie!
- Z Superman’em…
- No dobra, właź!

***************

Na dole słychać było wrzaski z góry.
- Pewnie Mikey znowu nabrał go na te komiksy – powiedział Ray i włączył TV.
- Możliwe… - stwierdził Bob.
*Ty tosterojebco, zawsze musisz to robić?! Doigrasz się jeszcze! Szykuj się na długą wizytę u Wujka Czesia! Dłuższą niż ostatnio!* - wrzaski z sypialni Gee.
- Ostroooo – zaśmiał się Frank.
- Alicia dobrze ci radzę, lepiej coś zrób, bo Gerard pozbawi cię Mikey’a – powiedział Ray nie spuszczając wzroku z telewizora.

****************

- Co tu się dzieje?! – krzyknęła Alicia przyglądając się stercie pierza walającej się po podłodze i dziwnej pozycji Gerard’a i Mikey’a - Kamasutrę ćwiczcie sobie gdzie indziej! I o pół tonu ciszej!
- Złaź ze mnie palancie! – powiedział przez zęby Gee.
- I wy wychowywaliście się razem? Niemożliwe, że jeszcze żyjecie… - powiedziała Alicia.
- Jak Mikey był mały zamykałem go w szafie i miałem spokój, teraz się wycwanił i wyrósł wyższy ode mnie, nie mieści się już w szafie… - tłumaczył z dziką satysfakcją Gerard.
- Zamknij twarz idioto! – krzyknął Mikey i rzucił brata poduszką.

****************

- Ale cisza – zauważył Bob.
- Ej, Ray! Idź na górę i sprawdź czy się nie pozabijali, bo nie wiem czy mogę sobie kupić tego nowego laptopa, czy odkładać na garniaka i kwiaty na pogrzeb – powiedział Frank.
- Cicho! Chyba idą… - odpowiedział Ray.
- Ooo, Gerard! Teraz już nie musisz się malować na koncert! Wiesz, że fioletowy teraz jest modny? – zaśmiał się Frank.

*****************

- Przełączcie na MTV – powiedział Frank.
- Nie! Na Cartoon Network! – krzyknął Gee.
- A ja wolę Romanticę… - powiedział niepewnie Bob.
- Głodnemu chleb na myśli, co nie Bobik? – zaśmiał się Mikey.

**************

Gerard poszedł do kuchni w poszukiwaniu czegoś na ząb.
- Gerry… - zaczął nieśmiało Mikey – chciałem cię przeprosić…
- Coś takiego…
- Bo to trochę chamskie z mojej strony nabierać cię ciągle na ten sam żart… I chcę ci to jakoś wynagrodzić… Zabrać cię w pewne miejsce…
- O nie Mikey, na randki zabieraj sobie Alicię – powiedział Gee.

**************

Po długich namowach Mikey’owi udało się wyciągnąć Gerard’a do ‘tego miejsca’.
- Usiądź sobie wygodnie… - powiedział spokojnie Mikey – a teraz otwórz oczy.
Oczom Gee ukazał się łysy, dwa razy większy od niego facet z rudą brodą zaplecioną w warkoczyk, trzymający w ręce przyrząd do robienia tatuaży.
- Aaaaaa! Mikey! Zabierz go ode mnie! – wrzasnął Gerard i wskoczył swojemu bratu na ręce.
- No to co, tatuujemy? – zapytał właściciel salonu tatuażu.
- Nieeee!
- Niech go pan nie słucha, u niego nie znaczy tak – powiedział Mikey.
Przez bite pół godziny brodaty koleś gonił Gee dookoła fotela.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Żadnych igieł!
- Ale ona jest taka malutka…
- Nieeeeeee! Aaaaa! Mój tyłek! – wrzasnął Gerard.
- Gerry masz swój pierwszy tatuaż! Kropkę na tyłku! – powiedział Mikey i zaczął tarzać się ze śmiechu.

****************


W drodze powrotnej do domu w samochodzie panowała niestłumiona cisza. Gee miał minę niczym zawodowy zabójca, a Mikey uśmiechał się do samego siebie.
- Ej, gdzie ty jedziesz?! – zapytał zdziwiony Mikey.
Gerard nie odpowiedział.
Zatrzymali się obok dyskoteki dla homoseksualistów.
- Ocipiałeś?! – wrzasnął młodszy Way.
- No już, zawsze o tym marzyłeś… - powiedział Gee i wyciągnął Mikey’a z samochodu.
- Zostaw mnie kretynie! – krzyczał przerażony ‘zamułek’.
- To za kropkę na moim tyłku!

**************

Gerard zaciągnął brata do środka.
- Baw się dobrze braciszku, ciao! – zaśmiał się Gee.
W tym momencie do Mikey’a podszedł jakiś koleś w oślepiająco różowej koszulce i zaciągnął go na parkiet.
- Aaaaa! Zostaw mnie zboczeńcu! – wrzeszczał Mikey.
- Jaki niedostępny… Kręci mnie to – uśmiechnął się ponętnie ‘partner’ Mikey’a.

**************

- Już jestem! – oznajmił wszystkim Gerard.
- A gdzie zgubiłeś Mikey’a? – zapytała Alicia.
Gee nie odpowiedział, tylko podstępnie się uśmiechnął.
- Powiedz, że tego nie zrobiłeś! Ja wiem, że planowałeś to od dawna, ale ty nie jesteś mordercą! Przecież nie mogłeś ot tak przejechać go 20 razy hammer’em, zeskrobać go łyżeczką z ulicy i zapakować go do słoika! – krzyczał panicznie Frank.
- Spokojnie, Mikey się teraz… dobrze bawi… - powiedział spokojnie Gerard.
- Taa… pewnie razem z jakimiś buraczkami w słoiczku… - powiedział Ray.
- Za kogo wy mnie macie?
- Nie chcesz wiedzieć… - powiedział nieśmiało Bob.

****************

Tym czasem w dyskotece dla gejów…
*A teraz wystąpią specjalnie dla was striptizerzy z Kambodży!*
- Nieeeee! – wrzasnął Mikey.
- O! Widzę, że ten młodzieniec bardzo chce wystąpić z nimi, zachęćmy go brawami! – powiedział przez mikrofon facet ze sceny.
Tłum homoseksualistów zaczął skandować i klaskać.
- To jakiś koszmar! Aaaaaa! Zostaw mnie! To mój tyłek! – krzyknął Mikey spoglądając na jakiegoś gościa, który właśnie go obmacywał. Po czym szybko wybiegł z dyskoteki.
- Ufff… udało się… - powiedział sam do siebie ściągając różowe boa.

***************

W drodze powrotnej do domu wstąpił do sklepu. Kupił… to się jeszcze okaże, cierpliwości ;)
W sumie dziwne jest to, że taki sklep jest otwarty o 3:00 nad ranem, ale widocznie miał szczęście.
Po cichu wszedł do domu i zaczaił się do sypialni Gerarda.
Podszedł do niego i…

C.D.N. :)




Podszedł do niego i…

***************

Nazajutrz z sypialni Gee rozległ się wrzask.
- Aaaaaaaaaaa! Mikey! Ty pedale! – krzyczał Gerard.
- Co jest palancie? Haha, teraz to ty wyglądasz jak pedał! – młodszy Way wszedł do sypialni brata udając, że nic o tym nie wie. Spojrzał na niego i zaczął się śmiać.
- Do twarzy ci w różu, braciszku! – powiedział Mikey.
- Musiałeś się zemścić?! Jak ja teraz wyjdę na ulicę z różowymi włosami?!
- Wiesz Gerry, to już twój problem… - powiedział Mikey i uciekł z pokoju, gdy zobaczył wściekłą minę brata.

****************

- Cóż to za kapelusik? – zaśmiał się Frank widząc Gerard’a wychodzącego z pokoju.
Gee piorunującym wzrokiem spojrzał na Frania.
- Dobra… Już nic nie mówię. Nie chcę podzielić losu Mikey’a i wrócić do domu w czerwonych stringach nałożonych na spodnie z logo klubu gejowskiego…
- Zamknij się idioto! – wrzasnął Mikey, za nim stała Alicia wymachując stringami.
- Gerard łap! – powiedziała Alicia i rzuciła gatki Gerard’owi.
Gee podał do Frank’a, później do zabawy dołączyli Ray i Bob. Mikey dostał zadyszki biegając w kółko.
- Trzymaj braciszku, może ci się jeszcze przydadzą – powiedział Gee i założył stringi Mikey’owi na głowę.
- To może pokażesz co chowasz pod czapką? – zaśmiał się młodszy Way i ściągnął czapkę z głowy brata.
- Hahahahahahahaha – wszyscy aż płakali ze śmiechu.
- PinkGee to twój nowy sceniczny image? – zaśmiał się Bob.

******************

Wściekły Gerard trzasnął drzwiami frontowymi i udał się do sklepu w poszukiwaniu farby o ‘normalnym kolorze’. Zapomniał zabrać Mikey’owi swoją czapkę.
- Czemu ci ludzie tak się na mnie gapią? – powiedział sam do siebie.
Nagle zaczął padać deszcz. Różowe krople spływały po policzku Gee.
- Cholera! Co jest?! – wrzasnął.
Nagle zadzwonił telefon.
- Cześć braciszku, ta farba jest zmywalna, wystarczyło umyć włosy… Ale pada deszcz, a ty biedaku nie masz czapki ani kaptura, więc pewnie wyglądasz jak pieprzona księżniczka. – Mikey zanosił się śmiechem.

*********************
Czerwono – różowy (czerwony ze złości, różowy od farby) PinkGee wracał do domu pospiesznym krokiem i z miną zabójcy.
- Oooo przyszła królewna z drewna! – powiedział Frank widząc wchodzącego do domu Gerard’a.
- Daruj sobie… - powiedział Gee i udał się do łazienki.
Wszedł pod prysznic i…
- MIKEYYYYYYYYYYY CHCESZ MNIE ZABIĆ???????!!!!!!! – wrzasnął Gerard.
- O co kaman? – zapytał Mikey.
- Jak to o co?! O toster pod prysznicem! Prąd mnie popieścił!
- Haha i ty jeszcze narzekasz? Mnie nie chce pieścić… - zaśmiał się Mikey.

*************************





Gerard z niepewnością spojrzał w lustro.
- W końcu wyglądam jak człowiek! – powiedział sam do siebie.
Wyszedł z łazienki z miną jakby co najmniej właśnie wygrał nagrodę Nobla (lub Jobla, jak kto woli).
- Uuuu… Gerry widzę, że zabawa z tosterem była przednia! – zaśmiał się Mikey.
- Dobrze ci radzę braciszku, zejdź mi z oczu… - powiedział Gee przez zęby.
- Spoko loko luz i spontan, już mnie nie ma.

**************************

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzył je Gerard.
Zobaczył znajomą osobę, tak to była Darky.
- Hej! Co tu robisz?
- Dzięki za miłe przywitanie, to chyba twoje? – powiedziała Darky wyjmując z kieszeni komórkę Gee – Co tak patrzysz jakbym ci babcię zjadła? Wypadła ci jak taplałeś się w błotku z żulami.
- Aaa… A tak myślałem, że czegoś mi brakuje… – powiedział nieco zdziwiony Gerard.
- Gapa z ciebie! Jesteś na dobrej drodze, żeby zostać męską Paris Hilton. – zaśmiała się Darky – W każdym razie masz fajnych znajomych, prawie same gwiazdy…
- Dzwoniłaś do nich?! – przestraszył się Gee.
- Spokojnie, sprzedałam tylko kilka numerów na eBay’u, wiesz ile fan jest w stanie zapłacić za numer do idola?
- Co?!
- Żartowałam. Ok., masz ten telefon, a ja już muszę iść.
- Eee… może wejdziesz na chwilę? Zaproponował nieśmiało Gerard.
- Naprawdę nie mogę. Może kiedy indziej, pa!

********************************

„Może kiedy indziej. Może kiedy indziej. Może kiedy indziej.” – powtarzał sam do siebie Gee.
- Fraaaaaaaaaaaaaank! – zawołał.
- Co jest? Paznokieć ci się złamał? – zapytał Franiu.
- Bardzo śmieszne… Wiesz co ma na myśli dziewczyna, która mówi: „Może kiedy indziej.” ? – zapytał Gerard.
- Uuuu… Cienko stary… Na moje oko to będzie to samo co „nigdy”.
- Ja już nic nie pojmuję… Przecież jakby miała na myśli „nigdy”, to by powiedziała „nigdy”.
- Ciesz się, że nie powiedziała „nigdy”, bo to by świadczyło, że umawiałeś się z transwestytą. – zaśmiał się Frank.

****************************************

3:00 nad ranem. Nagle niczym nie stłumioną ciszę przerywa przeraźliwy wrzask z pokoju Bob’a.
- Aaaaaaaaa! Gdzie jest kokardka?! Zygfrydku nie płacz, wujek znajdzie twoją kokardkę, ciiii, nie płaaaacz… - krzyczał Bob.
- Pogrzało cię? – do sypialni wszedł zaspany Ray.
- Kokardka misia Zygfrydka się zgubiła! Taka różowa z serduszkami… Teraz biedny Zygfrydek nie zaśnie. – lamentował Bob.
- Bob, twój miś nie miał kokardki… - powiedział ze zrezygnowaną miną Ray.
- Nie miał? To dobrze! Jeden problem mniej. Dobranoc Ray! – odpowiedział uradowany Bob.

*******************


Ray zobaczył, że Frank jeszcze nie śpi.
- Co jest, Frank? – zapytał wchodząc do pokoju.
- A nic, tak sobie rozmyślam…
- O czym?
- Przypomniało mi się marzenie z dzieciństwa. Doszedłem do wniosku, że marzenia się nie spełniają…
- Eee.. A o czym marzyłeś? – zapytał ze zdzwonioną miną Ray.
- Zawsze chciałem być świętym Mikołajem!
- CO?! Chciałeś być brodatym kolesiem z nadwagą?
- Nie, ja byłbym sexy wersją Mikołaja! – powiedział z dumą Frank.
- Aż się boję zapytać dlaczego chciałeś być Mikołajem…
- Jak możesz nie wiedzieć, przecież to logiczne. Ten koleś pracuje raz w roku i zna adresy wszystkich niegrzecznych dziewczynek! – zaśmiał się Frank.
- Taaa… Tobie się przyda grzeczna niania, a nie niegrzeczne dziewczynki. Idź już lepiej spać… - powiedział Ray.

*********************

Gee siedział zamyślony na kanapie udając, że ogląda TV.
- Stary, co ty za badziewia oglądasz? – zdziwił się Bob.
- Eee… Co? – ocknął się Gerard.
- Nie wiedziałem, że lubisz brazylijskie telenowele…
- Nawet nie wiesz ile mądrych rzeczy można się z tych seriali nauczyć! – powiedział Gee.
- Serio? A co na przykład?
- W końcu się dowiedziałem dlaczego kobiety żyją dłużej…
- Bo mają tak zakodowane w DNA? – zapytał Bob.
- I to jest błąd… A odpowiedź jest taka prosta, że się dziwię, że sam na to wcześniej nie wpadłem…
- Nie trzymaj mnie w niepewności, mów! – przerwał mu Bob.
- Kobiety nie mają żon, proste i logiczne…
- Gerard, jesteś okropnie nietolerancyjny, niektóre kobiety mają żony… - powiedział Bob.
- A widzisz, od ciebie też można się czasem czegoś ciekawego dowiedzieć! – odpowiedział Gee.

***********************

- WIDZIAŁ KTOŚ LILIOWY KAPELUSIK ZYGFRYDKAAAAAA? – wydarł się na cały dom Bob.
- Bob, twój miś miał fioletowy kapelusz – powiedział Gerard.
- Nie fioletowy, tylko liliowy! – oburzył się Bob.
- Fioletowy! – zaprzeczył Gee.
- Liliowy!
- F i o l e t o w y!
- Liliowy, liliowy, liliowy!
- Stary, ile twoja mama musiała zjeść śniegu żeby urodzić takiego bałwana daltonistę?- powiedział ze zrezygnowaną miną Gerard.

************************

Frank przez pół dnia przegląda strony internetowe.
- Fraaaaank! To już uzależnienie! – krzyknął Ray za plecami Frania.
- Chcesz żebym dostał zawału? – oburzył się Frank.
- Pokaż co tam maaaasz – powiedział podstępnie Ray.
- Nie.
- No pokaż…
- Pokazywałem jak byłem mały – powiedział Frank pokazując Ray’owi język.
- Pokaaaaaż… - powtarzał Ray.
- Nie!
W końcu Ray dorwał się do komputera.
- Ray! Oddaj myszkę! – wrzeszczał Frank.
- Stary, znajdź sobie jakąś dziewczynę, której imię nie kończy się na ‘.jpg’ – zaśmiał się Ray.

****************************

Niedzielne popołudnie. Gerard, Frank, Mikey, Bob i Ray wylegują się na kanapie oglądając Cartoon Network.
- Ale ta Deedee jest wredna – powiedział Frank.
- Mhm… Biedny Dexter… Młody geniusz gnębiony przez głupią siostrę – skomentował Gee.
- Nie wiedziałem, że można tak przeżywać kreskówki – mówiąc to Ray zmierzył Gerarda i Franka.
- Czepiasz się! Zygfrydek też nie lubi Deedee – powiedział Bob przytulając swojego misia.
- Przy was czuję się jak w przedszkolu… - podsumował Ray.

***************************

Ray poszedł do pokoju, zaczął się pakować.
- Stary, co ty robisz? – zapytał zdziwiony Gee.
- Jak to co? Przecież jutro zaczyna się nasza trasa koncertowa – odpowiedział mu Ray nie przerywając pakowania.
- O cholera! – krzyknął Gerard i zbiegł na dół poinformować o tym new’się resztę.
- O ŻESZ KURRRR…. CZĘ PIECZONE! – wrzasnął Frank poinformowany o wszystkim.
- Ja się nie zdążę spakować! – panikował Mikey.
- A mój Zygfrydek nie zdąży się psychicznie i fizycznie przygotować do podróży! - lamentował Bob.
- Zamiast gadać zacznijcie się lepiej pakować! – sprowadził wszystkich na ziemię Ray.

***********************

Podczas gdy Ray oglądał TV w sypialniach reszty dział się prawdziwy dramat.
- Gerry widziałeś mój tosteeeeeeeeer?! – Mikey krzyknął przez ścianę.
- Przecież Stefan is dead! – odpowiedział mu Gee.
- Ale ja nie mówię o Stefanie! Szczepan mi się zgubił!
- Sprawdź pod prysznicem… - zasugerował Gerard.
Mikey posłusznie udał się do łazienki.
- Szczepan, kici, kici, Szczeeeepan, taś, taś… - nawoływał Mikey – Oł maj faking gaaaaaaaad! Szczepan się utopił! – krzyknął spoglądając w brodzik prysznica.
- Jaki Szczepan?! Mamy trupa w wannie?! – do łazienki wleciał spanikowany Bob.
- Mój tostereeeek… - łkał Mikey.
- Znowu? Czy w ogóle ktoś ci kiedyś wytłumaczył do czego służy toster? – zapytał z ironią w głosie Bob.
- Jak to do czego? Tosterek trzeba kochać, przytulać, bawić się z nim i go pielęgnować… A Szczepan i Stefan tak lubili się kąpać…
- Mikey muszę zaburzyć twoją życiową teorię. Toster jest do tostów. Toster – tost, mówi ci to coś?
- Nie, mylisz się Bob. Ja robię tosty we frytkownicy…
- Aż się boję zapytać w czym robisz frytki… - powiedział niepewnie Bob.
- Jak to w czym? Każdy wie, że frytki robi się w czajniczku elektrycznym! – odpowiedział z dumą w głosie Mikey.
- Załamujesz mnie…

***********************

- Skończyłem! – krzyknął triumfalnie Gerard po półgodzinnym siłowaniu się z zamkiem, który nie chciał się dopiąć.
- Farciarz, ja chyba prędzej kopnę w kalendarz niż się spakuję… - powiedział Frank patrząc jak Gee wykonuje wokół torby podróżnej jakiś niezidentyfikowany taniec godowy.
Do sypialni Gerarda wszedł Mikey.
- Braciszkuuuu… - wypowiadając te słowa Mikey zrobił oczy jak kot ze Shreka.
- Co? – zapytał Gee nawet nie spoglądając na brata.
- Kupiłem sobie nowy toster, ale jest trochę większy od poprzedniego i nie mieści mi się w torbie, w związku z tym czy mógłbym spakować go do twojej torby?
Gerard spojrzał na Mikey’a jakby mówił po chińsku.
- Możesz powtórzyć? Zgubiłem się w środku tego jakże złożonego zdania…
- Spakuję mój toster do twojej torby! – Mikey zaczął rozpinać zamek od bagażu Gerarda.
- Nie!!!!!!! – krzyknął spanikowany Gee.
Na marne były jego starania, Mikey otworzył torbę, z której wyleciała cała, niemiłosiernie upchana zawartość.
- Mikey, ty pedale! Teraz to wszystko spakujesz!

********************


Wszyscy byli wyczerpani godzinami siłowania się z bagażami. Zasnęli na kanapie oglądając kreskówki. Noc minęła bardzo szybko, za szybko.
- Frank, Ray, Gerard, Mikey WSTAWAJCIE! – wrzasnął Bob.
- Co jest? – zapytał zaspany Gee.
- Poniedziałek, 6:30… - odpowiedział Bob.
- O żesz w mordę! WSTAWAĆ! – ponaglił wszystkich spanikowany Ray.
- Frank, zwlecz swój seksowny tyłek z kanapy i idź zrobić kanapki z tuńczykiem i bitą śmietaną na drogę – powiedział Gee.
Wszyscy spojrzeli na niego z odrazą.
- Fuuuuuuuuuj! – powiedzieli wszyscy chórem.
- No co? Musiałem jakoś go obudzić… - tłumaczył się Gerard.

******************

Ray robił za kozła ofiarnego i zanosił wszystkie bagaże do furgonetki.
- Ostatni raz dałem się w coś takiego wrobić – narzekał Ray.
- Ale masz z tego korzyść, nie będziemy ci dokuczać przez jeden dzień w trasie – powiedział Frank.
- Ależ wy jesteście łaskawi… - odpowiedział z ironią w głosie Ray.
- Ja jestem łaskawy! I wiesz jak ci to udowodnię? Zaniosę moją poduszkę SAM! – oznajmił Franek.
- Dzięki ci litościwy panie… Jesteś żałosny, Frank.

********************

Dom już prawie opustoszał.
- A gdzie jest Bob? – zapytał Mikey.
- Pewnie żegna się ze swoimi rzeczami… - odpowiedział Gee.
- To ja lepiej po niego pójdę, bo do jutra nie skończy…
- Papa łóżeczko, papa szafeczko, papa dywaniku, papa Zygfrydku… CO?! Boże, zapomniałbym cię wziąć, słońce ty moje… - rozczulał się Bob.
- Bob, streszczaj się! – ponaglił go Mikey.
- Ty nic nie rozumiesz! Ja tu prawie dostałem zawału, bo zapomniałbym o Zygfrydku, a ty mnie popędzasz?! – odpowiedział z miną obrażonego dziecka Bob.
- Z każdym dniem stajesz się coraz bardziej dziecinny…
- A ty wziąłeś swój toster? – zapytał Bob.
- Szlag by babcię telepał, NIE! Nie zmieścił się do torby Gerry’ego i go nie zapakowałem! – krzyknął spanikowany Mikey i pobiegł do łazienki po toster.

***********************

Ray, Gerard i Frank czekali w busie na dwóch zaginionych w akcji.
- Oni chyba sobie żarty robią… - oburzał się Gee.
- O! Idzie Bob! – zauważył Frank.
- Już jestem – oznajmił Bob z uśmiechem od ósemki do ósemki.
- Dzięki, że się łaskawie zjawiłeś – powiedział obrażony Gerard.
- A gdzie nasz tosteromaniak? – zapytał Ray.
- A jak myślisz? – odpowiedział Bob.
- Nie mów mi tylko, że odczuł nagłą potrzebę wykąpania się z tosterem… - powiedział z nadzieją w głosie Gee.
- Gerard, jako jego brat powinieneś zrobić dobry uczynek i zapisać go do psychologa… - powiedział Frank.

**********************

Kiedy Mikey w końcu zaszczycił wszystkich swoją obecnością, mogli wyruszyć w drogę.
- A gdzie my właściwie jedziemy? – zapytał Frank.
- No jak to gdzie? Na lotnisko. – odpowiedział mu Ray.
- Coooooo?! – krzyknął Gee z miną przepłoszonego wiewióra (xD)
- A myślałeś, że gdzie? Do babci na szarlotkę? – zapytał z ironią w głosie Mikey.
- Ja się nie zgadzam! Zygfrydek nie lubi szarlotki! – zaprotestował Bob.
- Przecież nie jedziemy do żadnej babci tylko na lotnisko, idioto… - powiedział Ray i zaczął grać na PSP.
- Przez was mój Zygfrydek miał stan przedzawałowy – oburzył się Bob.
- Nie, to JA mam stan przedzawałowy! Nienawidzę latać samolotem! – panikował Gerard.
- Chcesz o tym pogadać? – powiedział Frank obejmując Gee, w międzyczasie zaczynając się śmiać.
- Taaa… Śmiej się, śmiej, ale chyba nie musze ci przypominać, że mamy marne szanse na przeżycie jeśli się rozbijemy… Ktoś będzie nas zeskrobywać z betonu łyżeczką, wsadzi nas do mini-trumny i urządzi mini-pogrzeb dla mini-ludzi, może nawet zjawi się mini-Paris-Hilton ze swoim wyjątkowo-mini-pieskiem-chichuaua żeby rozkręcić mini-towarzystwo i przy okazji zarobić mini-miliony-dolców…
- Stary, ale pomyśl jaka będzie zajebista stypa! – ucieszył się Frank.
- Mini-stypa, Frank… - Gerard ostudził zapał Frania.

****************

Podróż na lotnisko wyjątkowo się dłużyła. Gerard zasnął, Ray nieprzerwanie grał na PSP, Bob ubolewał nad stanem przedzawałowym swojego misia, Frank wyobrażał sobie mini-stypę, a Mikey patrzył przez okno.
-W końcu jesteśmy na miejscu – ucieszył się Ray.
Wszyscy zerwali się z miejsc, naturalnie oprócz Gee, który był pogrążony w twardym śnie. Frank’owi przypadła niewątpliwa przyjemność obudzenia śpiącego królewicza.
- Zwlecz swój mini-tyłek z siedzenia!!! – krzyknął do ucha Gerard’a.
- Mamo, nie krzycz, to przez Mikey’a, to on spaprał mi kanapka… - mamrotał Gee.
- LOTNISKO!!!! – krzyknął jeszcze głośniej Frank.
- Aaaaaa! Co jest do cholery?!
- W końcu się obudziłeś, szybciej bo się spóźnimy – ponaglał go Frank.

*************************

Wszyscy chwiejnym krokiem udali się na lotnisko targając za sobą bagaże.
- Mam nogi jak z waty – lamentował Gee, w międzyczasie ziewając.
- Chłopaki, mam pytanie, może nieco niedyskretne, ale… Czy ktoś był na tyle łaskawy i kupił bilety? – zapytał Ray.
- Ja myślałem, że ty je kupiłeś – odpowiedział Mikey.
- Ja też! – wtórowała mu reszta.
- Czy ja mam na utrzymaniu stado nieślubnych dzieci? – powiedział zażenowany Ray.
- To co my teraz zrobimy? – zapytał spanikowany Bob.
- Trzeba będzie z kimś zagadać… - myślał Gee.
- Wiem! Użyję mojego nieodpartego uroku osobistego! – zakomunikował wszystkim Frank.
- No to działaj, ogierze! – zaśmiał się Mikey.

**********************

Frank pewnym krokiem wyruszył naprzód. Głowę miał podniesioną tak wysoko, że nie zauważał przechodzących koło niego ludzi. Nagle wpadł na kogoś.
- Patrz gdzie leziesz! – opieprzyła go dziewczyna.
To zmusiło Frania do spojrzenia w dół.
- Eee… Sorry, nie chciałem – powiedział podając jej rękę.
- Ok., wybaczam. Ale zaraz, zaraz… Czy ja ciebie skądś nie znam?
- Nie przypominam sobie, a mogę wiedzieć jak masz na imię? – zapytał.
- Magda, ale wszyscy mówią na mnie Mags.
- Miło mi, ja jestem Frank…
-WIEEEEEM! – krzyknęła Mags.
- Co wiesz?
- Wiem skąd cię znam, grasz w MCR, nie? – odpowiedziała dumna z siebie.
- No, tak… A właśnie, mam sprawę… - ciągnął Frank.
- Ale najpierw podpisz mi się, o tu! – powiedziała Mags odsłaniając… swój nadgarstek (a co myśleliście, zboki? xD)
- Ok., ale za chwilę… Bo muszę się dowiedzieć skąd mogę skołować 5 biletów do Berlina.
- Lecisz do Berlina?
- Mhm…
- JA TEEEEEEEEEEEEEEEEŻ! – pisnęła z radości Mags.
- Tylko jest uno picollo problemo, nie mamy biletów.
- Pfff… a myślałam, że jak się gra w kapeli to się ma kasę na bilety.
- Ale my mamy kasę, ale nie mamy biletów… Ray miał kupić, ale tego nie zrobił.
Podeszła do nich reszta zespołu.
- Dobra, Frank. Skończ już randkowanie bo się spóźnimy na samolot – powiedział Ray.
- Ale przecież mówiłeś, że nie masz biletów.
- Żartowałem.
- A ja się tak starałem! Dlaczego muszę przebywać z takimi kretynami… - szlochał Frank.

***********************

Podczas kiedy Frank rozczulał się nad sobą, Mags zapoznawała się z resztą zespołu.
- A tak w ogóle to po co lecisz do Berlina? – zapytał Gerard.
- Tak się składa, że na wasz koncert – odpowiedziała Mags.
- Serio? – Frank w końcu zaprzestał użalania się nad sobą.
- Mhm…
- Ale tak sama? – zapytał Bob.
- Nie, z moją znajomą. Zaraz powinna wrócić, poszła kupić Pepsi.
- Dwie samotne dziewczyny, mrauuuuuuu – ucieszył się Frank.
- A kto powiedział, że samotne? – odpowiedziała Mags pokazując Frank’owi język.

************************

Po dwóch minutach podeszła do nich kolejna dziewczyna.
- Myślałam już, że produkujesz tą Pepsi – powiedziała do niej Mags.
- Sorry, była kolejka. Musiałam udać, że źle się czuję żeby ktoś łaskawie mnie przepuścił… Chyba brakuje mi uroku osobistego – tłumaczyła się znajoma Mags.
Gerard bacznie się jej przyglądał.
- Mam wrażenie, że my się już znamy… - zaczął.
Dziewczyna zmierzyła go od góry do dołu.
- A tak, rzeczywiście. Spotykasz się z Darky?
- Nie, między innymi dzięki tobie już nie – powiedział z wyrzutem Gee.
- To wy się znacie? Nigdy mi nie mówiłaś, Sejd – zdziwiła się Mags.
- Bo nie ma o czym. Głupio wyszło… - tłumaczyła się Sejd.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że ktoś może specjalnie ze Stanów lecieć do Berlina na nasz koncert – podniecał się Frank.
- Nie jaraj się tak, to akurat po drodze, dlatego wpadniemy – ostudziła jego zapał Mags.
- Jak to po drodze? – zdziwił się Franiu.
- Bo wracamy do Polski, a chyba wiesz, że Niemcy są niedaleko… - tłumaczyła Sejd.
- Polska? Eeee… To tam gdzie wykryto homoseksualizm teletubisiów? – zaśmiał się Mikey.
- Widzisz jak mamy rozwiniętą naukę? Zaraz, zaraz… Mikey przecież ty masz czerwoną torbę podróżną! – zaśmiała się Mags.
- Spokojnie, Mikey jest tosteroseksualistą, jedno zboczenie mu wystarczy – zaśmiał się Frank.
W tym czasie Mikey pokazał mu środkowy palec.

*********************

Wszyscy rozmawiali jeszcze tak przez dłuższą chwilę.
- Chyba nie musze wam przypominać, że za 5 minut odleci nasz samolot – poinformował wszystkich Ray.
- Rzeczywiście! To może pójdziemy razem? – Frank spojrzał znacząco na Mags.
- Fajnie... A ja pójdę sama – powiedziała z wyrzutem Sejd.
- Ciebie też jakoś przygarniemy – odpowiedział wciąż na nią obrażony Gerard.
- To ja już wolę iść sama.
- Sejd, nie fochaj się! Nie wiem o co się pokłóciliście, ale na pewno da się to wyjaśnić – Mags próbowała załagodzić sytuację.
- Nie przejmujcie się nami, jakoś ze sobą wytrzymamy –zadeklarował Gerard.
- Z naciskiem na ‘jakoś’ – powiedziała Sejd.

***********************

Wszyscy grzecznie wchodzili do samolotu. Mags usiadła ze spragnionym uwagi i pochwał Frank’iem, Mikey z Ray’em, Bob ze swoim misiem, a Gerard sam.
- Bob, czy twój miś potrzebuje osobnego miejsca? – zapytała Sejd trzepocząc rzęsami.
- TAK! Usiądź z Gee – odpowiedział Bob.
- Ty chyba sobie żartujesz? Mags jak mogłaś zostawić mnie na lodzie…
Mags była zbyt pochłonięta interesującą konwersacją z Frank’iem na temat jego nowej fryzury, żeby usłyszeć co mówiła do niej Sejd.
- Dzięki za zlanie – oburzyła się Sejd po czym usiadła na podłodze.
Gerard patrzył się na nią z politowaniem.
- I co się gapisz? Usiąść sobie nie można?
- Masz rację, niewątpliwie podłoga jest najwygodniejszym miejscem w samolocie, ale będziesz przeszkadzać obsłudze w przemieszczaniu się - powiedział Gee.
- Mają pecha, trzeba było zrobić jedno miejsce więcej, albo spalić tego miśka Bob’a.
Nagle podeszła do niej stewardessa.
- Czy mogłaby pani zająć miejsce? – zapytała miłym głosem.
- A widzi tu pani jakieś miejsce nie zajęte przez jakiegoś obrażonego typa, bądź przez pluszaka? – zapytała z ironią Sejd.
- O tam – odpowiedziała stewardessa wskazując na miejsce obok Gee.
- Ten pan raczej nie życzy sobie mojej obecności – tłumaczyła się Sejd.
- Ależ nie, z chęcią podzielę z tobą miejsce – powiedział Gerard przysłuchujący się całej rozmowie.
Sejd potulnie usiadła obok niego.
- Musiałeś narobić mi takiego obciachu? – zapytała z wyrzutem.
- Ty zrobiłaś mi gorszy przy Darky.
- I nie żałuję!
- Ale pamiętam jak nazwałaś mnie przystojnym brunecikiem… - zaśmiał się Gee.
- Byłam pijana! W tym stanie różne głupoty się wygaduje.
- I różnych ludzi się całuje… - ciągnął Gerard.
- Zamknij się! – krzyknęła Sejd skupiając wzrok wszystkich pasażerów na sobie.
Po tej wymianie zdań nie spoglądając na siebie równocześnie zaczęli słuchać mp3.

*************************

Po 20 minutach Gerard wyłączył swoje mp3 i próbował usłyszeć czego słucha Sejd.
- Słucham Rise Against – zgasiła go Sejd.
- Skąd wiedziałaś, że o to zapytam? – zdziwił się Gee.
- Wcale byś nie zapytał. Próbowałeś sam usłyszeć.
- Zaczynam się ciebie bać…
- I słusznie – przytaknęła mu Sejd.

************************

Mags próbowała nakłonić Frank’a do zmiany fryzury.
- Ale ja nie muszę się nikomu podobać! – bronił się Frank.
- Musisz! – zachęcała go Mags.
- A niby komu?
- Na przykład…. mi.
- To zmienia postać rzeczy – Frank uśmiechnął się pokazując swoje wszystkie zęby.
- Hola, hola, nie jesteś Gee żeby móc eksponować swoje uzębienie – zgasiła go Mags.
- Z tym też jest coś nie tak?! – obruszył się Franiu.
- Nie martw się, nie jest tak tragicznie jak z fryzurą.
- To mnie pocieszyłaś…


(Jeśli ktoś nie wie skąd wziął się konflikt pomiędzy Gee i Sejd zapraszam do przeczytania jednej z pierwszych części opka :> Podpowiem – 3 żule xD)

*********************

Została godzina do lądowania.
- Ale jestem zmęczona – powiedziała Mags ziewając.
- To idź spać – zaproponował jej Frank.
- Ale za godzinę lądujemy, kto mnie obudzi?
- Dla mnie to żaden problem wręcz… - Frank zatrzymał się w połowie zdania.
- Dokończ, Frank.
- Nic takiego, śpij i się nie martw, obudzę cię.
Mags była tak zmęczona, że nieświadomie położyła głowę na jego ramieniu. Frank’owi to najwyraźniej nie przeszkadzało, bo uśmiechnął się sam do siebie.
Przed nimi siedział Ray i Mikey. Ray zmierzył ich wzrokiem.
- O co ci chodzi? - zapytał Frank.
- O nic, teraz to nam tylko paparazzi brakuje.
- Czepiasz się, jest zmęczona i tyle. Mam ją zwalić z ramienia?
- Spokojnie, nie denerwuj się – Ray uśmiechnął się i puścił oczko do Mikey’a po czym Mikey odwrócił się i również zmierzył ich wzrokiem.
- Bob! – zawołał siedzącego przed nim kumpla.
- Co jest? – zapytał zaspany Bob.
- Spójrz do tyłu!
Bob spojrzał się do tyłu i zasłonił oczy misiowi.
- Demoralizujesz mi Zygfrydka! – oburzył się Bob.
- Nie gadaj tylko podaj dalej!
- Psssssst… Gee…
- Co?
- Spójrz do tyłu.
- O jacie kręcę! Fraaaaaaaank.
Okrzyki Gerard’a zmusiły Sejd do odwrócenia się do tyłu.
- I czym się tak jaracie? – zapytała zawiedziona, bo liczyła na jakiś naprawdę bulwersujący widok.
- No bo Fraaaaaank… - zaczął Gee.
- Ile wy macie lat? 10? Jest zmęczona to się oparła, przecież nic lubieżnego nie robią, nie?
- Bo ty nic nie rozumiesz… - odpowiedział Gerard głosem obrażonego dziecka.
- Jak dzieci… - powiedziała Sejd i pogrążyła się w lekturze.


***********************

- Proszę zapiąć pasy, za chwilę lądujemy – obwieściła wszystkim stewardessa.
- Obudź się… - Frank szepnął do ucha Mags.
Nie dało to żadnego efektu. Postanowił obudzić ją podstępem.
- Mags, zobacz. Jared Leto robi striptiz! – powiedział już nieco głośniej.
- Co?! Gdzie?! – Mags obudziła się błyskawicznie w doskonałym humorze.
- Nigdzie, zapnij pasy, lądujemy – oświadczył jej Frank.
- To już? Strasznie szybko minęło… - powiedziała wyraźnie zasmucona.
- Możemy jeszcze nie raz gdzieś polecieć, jeśli oczywiście wyrazisz na to chęć.
- Chęć musi być obustronna…
- Z mojej strony już jest… - powiedział nieśmiało Frank, rumieniąc się przy tym jak małe dziecko.

*************************

Wszyscy zmęczeni podróżą wyszli z samolotu.
- To chyba na tym zakończy się nasza znajomość… Miło było. - powiedziała Sejd.
- Zawsze jeszcze możemy iść wszyscy razem po bagaże – zaproponował Gerard.
- Myślałam, że masz już dość mojego towarzystwa…
- Myślałem, ze tak będzie, ale się myliłem. Wcześniej poznałem cię z zupełnie innej strony, w sumie to nie mogę pojąć jak Sejd z żulami i Sejd w samolocie mogą być jedną i tą samą osobą. Chyba chcę poznać jeszcze trzecią Sejd.
- Eee… Trzecią?
- Sejd w życiu prywatnym.
- Czyżbyś posądzał mnie o roztrojenie jaźni? – zapytała z uśmiechem.
- Zawsze możesz pozostać przy rozdwojeniu, bo być może Sejd w samolocie i Sejd w życiu prywatnym się od siebie nie różnią.
- O tak, rozdwojenie to o wiele lepsza opcja – zaśmiała się Sejd.
Rozmawiając nie zauważyli, że reszta nie raczyła na nich poczekać.
- Gdzie oni są? – zapytała zaniepokojona.
- Zawsze to komuś robimy w trasie. Dzisiaj widocznie wypadło na mnie. O, widzę ich! Chodźmy! – powiedział Gee chwytając Sejd za rękę i prawie ciągnąc ją za sobą (xD).

**************************

Kiedy dotarli na miejsce wszyscy dziwnie na nich patrzyli.
- Czy ja o czymś nie wiem? – zapytała po chwili niezręcznej ciszy Mags.
W tym momencie Sejd i Gee zorientowali się o co chodzi i błyskawicznie puścili swoje ręce.
- Są nasze bagaże? – Gerard próbował zmienić temat.
- Nasze są – odpowiedział Ray.
- Nasze czyli czyje? – zapytała Sejd.
- Frank’a, Gerard’a, Bob’a, Mikey’a i moje.
- A NASZE?! – Sejd zapytała patrząc błagalnym wzrokiem na Mags.
- NIE MA! – odpowiedziała jej wyraźnie zirytowana tym Mags.
- Jak to nie ma?! Jak zrobię awanturę obsłudze to zaraz się znajdą! – powiedziała wkurzona Sejd.
- To nic nie da, już ich ostro opieprzyłam, a wiesz, że w tym jestem mistrzynią – próbowała uspokoić ją Mags.
- To rzeczywiście ja nic nie wskóram… I co teraz zrobimy? Dobrze, że dokumenty i pieniądze mam przy sobie… Ale wiecie co? Chyba dobrze się stało…
Wszyscy spojrzeli na nią jak na wariatkę.
- No co? Mam pretekst żeby zrobić wieeeeeeeelkie zakupy! – wyjaśniła uradowana Sejd.
- Przyda nam się chociaż jedna optymistka w ekipie – zauważył Bob.

****************************

- No to teraz, kiedy prawie wszyscy mają swoje bagaże chyba powinniśmy iść do hotelu – zauważył Mikey.
- A wy w jakim hotelu się zatrzymujecie? – zapytał Ray spoglądając na Mags i Sejd.
- Jak to w jakim? Takim, który znajduje się najbliżej miejsca koncertu – odpowiedziała Mags.
- To w tym samym co my, co nie Ray? – zapytał Frank, który zamiast spojrzeć na Ray’a cały czas obmacywał wzrokiem Mags (xD).
- Na to wygląda, no to chodźmy.
- Chyba musze przyznać rację Sejd – powiedziała przerywając ciszę Mags.
- Serio? – zapytała zdezorientowana Sejd.
- Miałam ogromny bagaż, miałabym problem z targaniem go za sobą.
- Myślisz, że pozwoliłbym ci to dźwigać? – zapytał Frank.
- Mhm…
- Za kogo ty mnie masz? – obruszył się Frank.
- Po prostu widzę jakich rozmiarów jest twój bagaż i z jakim wysiłkiem go wleczesz – zaśmiała się Mags.
- To tylko tak wygląda. Wasz polski Pudzianowski nie ma tyle energii i siły co ja – powiedział Frank dysząc przy tym niemiłosiernie.
- Właśnie widzę – odpowiedziała ironicznie Mags.

*****************************

Wszyscy jakimś cudem pokonali te 500m. dzielące lotnisko od hotelu.
- Rezerwujesz pokoje! – krzyknął Mikey spoglądając na brata.
- O nie, teraz twoja kolej! Mnie już dzisiaj zostawiliście na lotnisku, więc dajcie mi spokój chociaż w hotelu – protestował Gerard.
- Jakoś nie zauważyłem żeby nasza nieobecność ci przeszkadzała… - powiedział Frank.
Gdyby wzrokiem można było zabić, Frank już by nie żył, a Gee został zabójcą.
- Macie problem… Pójdę zarezerwować te pokoje jeśli dla was to taka trudność – powiedziała Mags po czym udała się do recepcji.
Po 10 minutach wróciła z pękiem kluczy.
- Pokoje są dwuosobowe, więc jakoś się podzielcie – powiedziała.
- A łóżka są wspólne czy oddzielne? – zapytał z uśmiechem Frank.
- Oddzielne – Mags sprowadziła go na ziemię.
- Jesteśmy nie do pary, ktoś będzie musiał mieć pokój sam – zauważył Mikey.
- Jak to nie do pary? Jak mogłeś pominąć Zygfrydka? – oburzył się Bob.
- A no tak… To problem z głowy.
Mags zaczęła rozdzielać wszystkich po pokojach, bo nikt nie mógł dojść do porozumienia.
- Mikey ty zamieszkasz z Ray’em, Gerard z Frank’iem, a ja z Sejd, proste – oświadczyła.
Frank’owi zrzedła mina.
- Frank, ja wiem, że wolałbyś dzielić pokój z Mags, ale ona nie należy do grouppiess, więc nie licz na zbyt wiele – skarciła go Sejd.
- No przecież ja nic nie mówię! – oburzył się Frank.
- Wystarczy twoja mina… - Ray spojrzał znacząco na Frania.
- O co wam chodzi? Przecież to chyba oczywiste, że zamieszkam z Sejd – powiedziała Mags.
- O nic, po prostu wiemy jak zachowuje się Frank kiedy… - tłumaczył Gerard.
- Zamknij się! – przerwał mu Frank.
- Przygadał kocioł garnkowi – zaśmiał się Mikey.
Gee i Frank spiorunowali go wzrokiem.

****************


Wszyscy poszli już do swoich pokoi. Bob z Zygfrydkiem zajęli pokój 66, Ray z Mikey’em 67, Gerard z Frank’iem 68, a Mags i Sejd 69 (xD).
- Właśnie chciałam się rozpakować, ale nie mam po co… Właściwie to nie mam czego rozpakowywać - zaczęła Sejd.
- Musimy iść na zakupy – powiedziała Mags.
- Łiiiiiiiiiiiiii!!! – Sejd wydała z siebie niezidentyfikowany dźwięk szczęścia.
Do ich pokoju wleciał Gerard.
- Coś się stało? – zapytał przestraszony.
- Nie, a co się miało stać? – zapytała zdziwiona Mags.
- No bo słyszałem jakieś piski, czy coś…
- Przesłyszało ci się – uśmiechnęła się Sejd.
- Możliwe… W każdym razie razem z Frank’iem i resztą zastanawialiśmy się czy wybierzecie się z nami na kolację do hotelowej restauracji… Dodam, że to propozycja nie do odrzucenia – powiedział Gee robiąc łobuzerską minę.
- Hmmmm… musimy się zastanowić – Mags grała na zwłokę, chciała zirytować Gerard’a.
- TAK! – krzyknęła Sejd.
- Sejd, zepsułaś mój genialny plan… - powiedziała zawiedziona Mags.
- No to super, widzimy się wszyscy o 21:00 przy stoliku nr 6 – oświadczył Gerard po czym szybko ulotnił się z pokoju.
- To oni już zarezerwowali stolik na tyle osób? – zdziwiła się Sejd.
- Najwyraźniej nie raczyli zaczekać na naszą odpowiedź – powiedziała Mags.
- Która jest godzina?
Mags spojrzała na zegarek.
- A to cwaniaki… jest 20:45.
- No to mamy jeszcze jakieś pół godziny – powiedziała Sejd.
- Umiesz liczyć? Mamy 15 minut.
- Nie wiesz, że nie wypada przyjść punktualnie? Trzeba się modnie spóźnić!
- Czasem nie mam do ciebie siły… - powiedziała zrezygnowana Mags.

*********************

W pokoju Gerard’a i Frank’a dział się prawdziwy dramat.
- Stary, ja się nie wyrobię na 21:00! – lamentował Frank.
- Trzeba było nie zapuszczać włosów, nie musiałbyś ich teraz prostować! Nie wiem jak ty, ale ja już idę, na razie! – powiedział Gee.
- Ej no, zostawisz kumpla w takim stanie? Pomóż mi wyprostować te włosy, to szybciej skończę!
- Dobra, ale to pierwszy i ostatni raz.
Gerard ze znudzoną miną zabrał się za włosy Frania.
- Ała!!!!! – wrzasnął Frank.
- Co znowu? – zapytał Gerard.
- Ciągniesz!
- A jak mam inaczej je wyprostować?
Po 10 minutach zadowolony z siebie Gee obwieścił Frank’owi, że to już koniec jego męczarni.
- KONIEC! – krzyknął triumfalnie Gerard.
- W końcu, myślałem, że już się nie doczekam…
- Ciesz się, że zgodziłem się robić za fryzjera.
- Jesteś w tym niezastąpiony! Nie myślałeś nigdy o zmianie zawodu? – zaśmiał się Frank, po czym dostał poduszką od Gee.
- Popsujesz mi fryzurę! – wrzasnął Franek.
- Oj i jeszcze Mags się wystraszy, kiedy zobaczy cię w takim stanie, co? – Gerard nie mógł opanować śmiechu.
- Ja się dla nikogo nie stroję! – zaprotestował Frank.
- Oczywiście, że nie. Nawet bym cię o to nie podejrzewał. Przecież tylko pierwszy raz w życiu użyłeś prostownicy do włosów i pierwszy raz w życiu przejąłeś się tym, że zepsuję ci fryzurę. To nic takiego…
- Poza tym to nie ja trzymałem za rękę dziewczynę poznaną kilka godzin wcześniej! – Frank próbował dogryźć Gee.
- Po pierwsze znam ją już od dawna, a po drugie to był nic nieznaczący przypadek – tłumaczył się Gerard.
- A krowy potrafią latać…
- Zamknij się już! Mamy 3 minuty! – powiedział Gee.
- Spokojnie, zdążymy… - uspokoił go Frank.

***********************

Pozostała ekipa MCR już dawno czekała na resztę przy stoliku.
- Czy mogę przyjąć zamówienie? – zapytał kelner.
- Eee… w prawdzie nie ma jeszcze wszystkich, ale ok. Weźmiemy… Ray co chcesz? – plątał się Mikey.
- Wezmę warzywa w sosie beszamelowym i kurczaka… - mówił z pełną powagą Ray.
- Ok., to to razy siedem – powiedział Mikey.
Do restauracji wlecieli zdyszani Frank i Gerard.
- Myślałem, że już nie przyjdziecie. A gdzie macie swoje królewny? – zapytał z uśmiechem Bob.
- Co?! – powiedzieli równocześnie Franiu i Gee.
- Dobra, nic. Siadajcie.
- Która jest godzina? – niecierpliwił się Gerard.
- 21:10… - odpowiedział niepewnie Mikey.
Nagle nieoczekiwanie pojawiły się Mags i Sejd.
- Jesteśmy! – powiedziała Sejd.
- To miło… - odpowiedział Gee z nieciekawą miną.
- O co ci znowu chodzi? – zapytała Sejd.
- Naczekaliśmy się trochę na was…
- Kto się naczekał, ten się naczekał! Ty z Frank’em przyszliście dopiero minutę temu! – powiedział Ray.
- Czyli jesteśmy prawie punktualne – zauważyła Mags.
Kelner przyniósł zamówienie.
- Czy to kurczak? – zapytała Mags patrząc się dziwnie na talerz.
- Tak. – rozwiał jej wątpliwości Frank.
- Jak można jeść mięso?! – oburzyła się Mags.
- Spokojnie, to tylko kurczak – tłumaczył jej Gee.
- TYLKO kurczak? To biedne stworzonko kiedyś biegało i dzióbało sobie ziarenka, aż tu przyszedł ktoś i odrąbał mu łepek, obskubał z piórek, wypatroszył i upiekł – lamentowała Mags.
Okazało się, że mówiła to dość głośno, bo wszyscy klienci w restauracji zaczęli wychodzić.
- Chyba obsługa nas za to powiesi – powiedział Frank.
- Ale za to około trzydziestu osób stało się dzisiaj wegetarianami! – ucieszyła się Mags.
- Tak, to swoisty sukces, ale lepiej spadajmy stąd, bo szef kuchni ma minę zabójcy i na dodatek idzie w naszym kierunku – powiedział Gerard.
- Niech ktoś pójdzie mu zapłacić, zanim on tu przyjdzie i zabije nas wszystkich… Jedna ofiara to nie to co siedem - zasugerował Mikey.
- Dlaczego z was są tacy panikarze? Ja pójdę – powiedziała Sejd po czym udała się na rozmowę z potencjalnym zabójcą.
Reszta wyszła i czekała na nią na zewnątrz.
Po 5 minutach Sejd wróciła.
- I co? Żyjesz? – zapytał Frank.
- A nie widać?
- Widać, widać… - powiedziała cała szóstka.
- Jakim cudem udało ci się z nim dogadać? Nawet nie wrzeszczał… - powiedział Gee.
- Tylko by spróbował na mnie wrzasnąć. Ale to naprawdę miły koleś! Nawet dał mi 15% rabatu!
- Chyba zacznę wierzyć w cuda – powiedział Ray.

*************************

Wszyscy byli tak zmęczeni wcześniejszą podróżą, że zmierzali do swoich pokoi na zasłużony, bądź niezasłużony odpoczynek.
- Jutro się gdzieś wybieracie? – zapytał Gerard Sejd i Mags.
- Przede wszystkim na zakupy – powiedziała Sejd.
- To może zabierzemy się z wami, bo nam też się parę nowych rzeczy przyda – zaproponował Frank.
- Wy to znaczy kto? – zapytała Mags.
- No ja, Gee, Ray… - zaczął Frank.
- Na mnie nie liczcie, muszę przećwiczyć nowe chwyty – powiedział Ray.
- Ja umówiłem się z Alicią, przyjeżdża jutro rano… - Mikey znalazł nawet sensowną wymówkę.
- A ty Bob? – zapytała Sejd.
- Ja? No ja mogę iść, to znaczy możemy, bo Zygfrydka samego nie zostawię, co to, to nie! – zadeklarował Bob.
- Sejd, właśnie popełniłaś masowe ludobójstwo łącznie z samobójstwem – powiedział Gee.
- Jak to? – zdziwiła się.
- Wiesz co to znaczy targać Bob’a na zakupy? Ogólnie targać Bob’a gdziekolwiek?
- Przesadzasz, miły jest – powiedziała Sejd i uśmiechnęła się do Bob’a.
- Przekonasz się jutro…
- To o której zbiórka? – zapytała Mags.
- Może zaczniemy o 10:00? Żeby spokojnie wyrobić się jeszcze na próbę no i na sam koncert – zasugerował Frank.
- Ok., może być.
- To my wpadniemy po was jutro, a póki co będziemy się już żegnać bo padamy z nóg – powiedział Gee.
W tym momencie wszyscy zaczęli ze wszystkimi się żegnać jakby mieli nie widzieć się co najmniej przez 5 lat.

*************************


Wszyscy błyskawicznie zasnęli, prawie wszyscy…
- Bu! – krzyknął Frank.
- Pogrzało cię? Wiesz która godzina? – krzyknęła Mags.
W tym momencie obudziła się Sejd.
- Co jest? – zapytała zaspana.
- Po prostu mi się nudzi… - tłumaczył Frank.
- To nie mogłeś obudzić Gee? – zapytała Mags.
- Nie wpadłem na to… Ale skoro już tu jestem to co robimy? – zapytał uśmiechając się.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar wykopać cię z pokoju i iść spać – powiedziała Mags.
- Spokojnie, nie agresywnie… - Frank poczuł się niepewnie.
- Nie Chojarskuj mi tu! – zaśmiała się Mags.
- Nie… Co?! – zdziwił się Frank.
- Ach… Gdybyś był Polakiem to wiedziałbyś o co chodzi, ale trudno.
- Chyba pójdę gdzieś poszukać wolnego łóżka, bo widzę, że już zdołałeś rozbudzić Mags – Sejd spojrzała znacząco na Frania.
- Ale gdzie pójdziesz? Przecież teraz nie zarezerwujesz pokoju – zapytała Mags.
- Wykopię misia Bob’a i po kłopocie, na razie! – powiedziała Sejd zamykając drzwi.
- Bob w życiu jej nie pozwoli ruszyć swojego miśka – powiedział Frank.
- No to do nas wróci – odpowiedziała Mags.
- Chyba nie…
- Skąd ta pewność?
- To znaczy… Mam nadzieję, że nie wróci.
- Ma takie prawo, bo to ty jesteś tu intruzem
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale wydaje mi się, że Sejd gdzieś sobie miejsce znajdzie… - ciągnął Frank.
- Chyba wyczuwam tu spisek… - powiedziała Mags rzucając podejrzliwe spojrzenie na Frania.
- Spisek? Ale masz wybujałą wyobraźnię.
- Wiem…

**************************

Sejd zastanawiała się, w którym pokoju zatrzymał się Bob.
- Wiem! To był pokój nr 66… - powiedziała sama do siebie.
Weszła do środka.
- Boooooooob! – krzyknęła.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Oooo… co ty tu robisz? – zapytał zdezorientowany Bob.
- Frank wparował do naszego pokoju, wołami się go stamtąd nie wyciągnie a mi się chce spać… Pomyślałam sobie, że twój przemiły, prześliczny i przeuroczy Zygfrydek użyczy mi miejsca…
- Nie ma mowy! – zaprotestował Bob.
- No ej, to tylko miś! – Sejd próbowała przemówić mu do rozsądku.
- Jak możesz?! Miś też ma prawo do swojego łóżka! Poza tym skoro Frank poszedł do Mags to u Gerard’a jest wolne łóżko.
- Masz rację, dobranoc! – powiedziała Sejd z wyrzutem i wyszła z pokoju.
Otworzyła drzwi pokoju nr 68. Gerard nie spał.
- Ty też nie śpisz? – zapytała.
- Jak widać… - odpowiedział.
- A Frank powiedział, że nie wpadł na to żeby cię obudzić i się nudził…
- Boooooo… Bo spałem przed chwilą – Gee zaczął się tłumaczyć.
- Chciałabym wyglądać tak jak ty od razu po przebudzeniu – powiedziała Sejd z podejrzliwością.
- To znaczy jak? – zapytał Gee z uśmiechem.
- Tak… Dobra, nieważne. Skoro nie śpisz to mógłbyś potowarzyszyć Fank’owi i Mags i użyczyć mi łóżko?
- Oni chyba nie chcieliby mojego towarzystwa…
- Dobra, koniec udawania. Wiem, że Frank kombinował jak się dostać do Mags i jak mnie wywalić z pokoju, dlatego go wyręczyłam i sama sobie poszłam – powiedziała Sejd.
Gerard otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
- Skąd wiesz? – zapytał.
- Chyba każdy głupi by się domyślił, to widać… Ale pozostała jeszcze jedna niejasność… Dlaczego okłamałeś mnie, że spałeś? Czekasz na kogoś? Może powinnam sobie pójść, nie chce nikomu zawadzać…
- Bo… Ja… Ten, noooooo… Nie spałem, nie chce mi się spać… - Gerard zaczął się plątać w swojej wypowiedzi.
- Kłamczuch! – krzyknęła Sejd i rzuciła go poduszką.
- Może i kłamczuch, ale musisz przyznać, że uroczy – zaśmiał się Gee i rzucił poduszką w Sejd.
- Niech będzie, uroczy kłamczuch.

*********************

Bitwa na poduszki trwała w najlepsze, była słyszalna w sąsiednich pokojach.
- Chyba Bob wywalił Sejd z pokoju – powiedział Frank.
- Ale co oni tam robią? – zapytała Mags i zaczęła się śmiać.
- Tego to już najstarsi Indianie nie wiedzą… Sprawdziłbym, ale chyba niebezpiecznie jest teraz tam wchodzić. Ale później nie omieszkam zobaczyć co tam się działo.
- A jeszcze niedawno nie mogli nawet na siebie patrzeć… - powiedziała Mags.
- Może teraz się kłócą? Dlatego jest tak głośno – zaśmiał się Frank.
- Tak, z pewnością…
- Wiesz… Tak sobie myślałem o moich włosach i chyba masz rację, trzeba coś z nimi zrobić.
- Gdybym miała nożyczki zademonstrowałabym ci mój talent fryzjerski – powiedziała Mags.
- Z tego co pamiętam, to Bob ma cały zestaw fryzjerski w


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Czw 21:29, 09 Sie 2007 Powrót do góry

wrauuuu, masz szczęście, że to znalazłaś


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CzarnaWiedzma
Administrator
Administrator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 423 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mars

PostWysłany: Czw 21:30, 09 Sie 2007 Powrót do góry

o, do tego momentu na pewno przeczytałam Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 21:30, 09 Sie 2007 Powrót do góry

bagażu, skoczę do niego i zaraz wracam, ok.? – zaproponował Frank.
- Ok. – zgodziła się Mags.

*********************

Frank nie mógł opanować swojej ciekawości i zajrzał do pokoju nr 68.
- W końcu już jest cicho – powiedział sam do siebie i uchylił drzwi.
Gee i Sejd spali na podłodze, a raczej na kilku poduszkach.
- Dobra, rozumiem… - szepnął Frank i wyszedł z pokoju.
Poszedł do Bob’a, który na jego szczęście zapadł w kamienny sen i zabrał mu jego zestaw fryzjerski.
- Już jestem! – obwieścił wchodząc do pokoju, w którym czekała na niego Mags.
- Coś długo ci to zajęło, prawie usnęłam.
- Sorry, tak jakoś wyszło – tłumaczył się Frank.
- Byłeś u Gee i Sejd?
- Byłem… Śpią.
- Razem?! – zapytała Mags.
- Ale nie na jednym łóżku, bo śpią na eeee… no na podłodze śpią.
- Siadaj tu, a ja zajmę się już twoją fryzurą – Mags zmieniła temat.
Frank usadowił się na mało wygodnym stołku.
- Nie kręć się tak! – skarciła go Mags.
- Ale tu jest niewygodnie… - lamentował Frank.
- Dla urody trzeba pocierpieć.
Po 30 minutach Frank wyglądał już jak człowiek.
- I jak ci się podoba? - zapytała Mags.
- Ważne, żeby tobie się podobało…
- Jak to?
- Naprawdę mi się podoba… Szkoda, że pojutrze już stracę taką dobrą fryzjerkę… - powiedział Frank.
- Takie jest życie.
- Ale nie musi tak być, możesz pojechać z nami w trasę! – zaproponował z zapałem Frank.
- Jak to z wami? W trasę? – Mags nie wiedziała co powiedzieć.
- Tak po prostu…
- Ale jako kto? Fryzjerka?
- Jako fryzjerka też…
Mags była zbyt oszołomiona tą wiadomością żeby zrozumieć aluzję Frank’a.
- No jasne, że pojadę z wami! – powiedziała i rzuciła się na szyję Franiowi.
Po chwili ochłonęła.
- Ale jest problem… - powiedziała.
- Jaki?
- Nie mogę zostawić Sejd.
- Chyba nie będziesz musiała…
- Ale ona nie będzie chciała pojechać jako ‘nikt’, będzie się czuła niepotrzebna… - tłumaczyła Mags.
- Zapewniam cię, że znajdzie tam swoją rolę…


*******************


Frank i Mags tak intensywnie rozmawiali ze sobą (xD), że nie zauważyli, że zrobiło się już jasno za oknem.
- Która godzina? – zapytała Mags.
- Eee… 8:15… - odpowiedział Frank.
- Już 8:15?! Niemożliwe…
- W dobrym towarzystwie czas szybko leci… Mówią też, że szczęśliwi czasu nie liczą, więc nie obchodzi mnie która jest godzina – powiedział Frank.
W tym momencie przysunął się do Mags. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, a kiedy miał być finał (xD) Frank’owi zadzwoniła komórka.
- Cholera jasna! Kto dzwoni o tej porze?! – oburzył się Frank.
- Spokojnie, może to coś ważnego, odbierz… - zasugerowała Mags.
Frank odebrał komórkę.
- Czy zamawiał pan budzenie na 8:30? – zapytał recepcjonista.
- To trzeba było zadzwonić o 8:30! – wkurzył się Frank.
- Ale teraz jest 8:30…
- Tak? A to sorry… - powiedział zmieszany Frank i odłożył słuchawkę.
Mags patrzyła na niego ze zdziwieniem.
- To była pomyłka – tłumaczył się Frank.
- W takim razie nie chciałabym przez pomyłkę do ciebie zadzwonić…
- Gdybyś to ty zadzwoniła to byłoby zupełnie inaczej.
- Powiedzmy, że ci wierzę…
- To ja na razie pójdę do swojego pokoju, muszę się trochę ogarnąć – powiedział Frank.
- Ok., jak możesz to przyprowadź mi ‘zagubioną w akcji’, bo będzie mi się nudzić.
- Ale obiecaj, że podpytasz się jej, bo Gerard raczej mi nic nie powie.
- Fraaaaaaank!
- Co?
- Plotkarzu!
- Dobra, lepiej już pójdę. To widzimy się o 10:00. Pa! – Frank pocałował Mags w policzek.

**************************

Frank wszedł do pokoju nr 68. Rolety były zasłonięte, więc nic nie widział. Nie wpadł na to, że można zapalić światło i zmierzał w kierunku okna. Nagle potknął się o ‘coś’.
- Ała! Frank, musisz tu łazić?! – Gerard został brutalnie wyrwany przez niego ze snu.
- Gdybyś nie spał na podłodze nie byłoby problemu. Poza tym nie zapominaj, że to też mój pokój!
- Ale umowa!
Nie wiedzieli, że Sejd już nie śpi.
- Jaka umowa? – zapytała.
- To ty nie śpisz? – zdziwił się Gee.
- Od jakiegoś czasu już nie. Wstałabym, ale nie chciałam cię budzić, więc skoro już nie śpisz to weź łaskawie ze mnie swoją rękę.
- Nie ma mowy! – zaśmiał się Gerard.
Chwilę się ze sobą ‘szarpali’, aż w końcu Gee dał za wygraną.
- Mags się o ciebie pytała – powiedział Frank.
- To ja już lepiej do niej pójdę… Na razie! – obwieściła Sejd, po czym szybko wyszła z pokoju.

**********************

Sejd błyskawicznie znalazła się w pokoju 69.
- Co tak na mnie patrzysz? – zapytała siedzącą na kanapie współlokatorkę.
- Byłaś u Bob’a? – zapytała Mags.
- Nie, wywalił mnie, miśkomaniak wredny! – skarżyła się Sejd.
- Oj ty biedna…
- O co ci chodzi?
- Bo chyba dobrze się stało, nie? – zapytała z podejrzliwością Mags.
- Gerard był na tyle wspaniałomyślny, że mnie przygarnął.
- Słyszałam… - zaczęła Mags.
- Co?
- Niezidentyfikowane odgłosy za ścianą.
- Bitwa na poduszki, ot co. To chyba nic złego?
- To była bitwa na poduszki? – zdziwiła się Mags.
- A myślałaś, że co? – Sejd zapytała z ironią.
- Haha, my tu z Frank’iem różne scenariusze układaliśmy, ale na bitwę na poduszki nie wpadliśmy! – zaśmiała się Mags.
- Widocznie macie za bujną wyobraźnię – powiedziała Sejd i rzuciła w Mags poduszką.
- Lepiej ze mną nie zaczynaj wojny na poduszki, bo Frank zacznie spekulować z Gee co się u nas dzieje! – powiedziała Mags i zaczęła się śmiać.
- Chyba masz rację – przytaknęła jej Sejd – Widziałam nową fryzurę Frania, domyślam się, że to twoja sprawka…
- Sam chciał, a właśnie… Bo on zaproponował mi wyjazd z nimi w trasę… Jako fryzjerka.
- Mam nadzieję, że się zgodziłaś.
- Zgodzę się o ile ty się zgodzisz pojechać z nami – powiedziała Mags.
- Nie ma mowy, ja jestem beztalenciem we wszystkich dziedzinach, więc na nic się nikomu nie przydam. Nie przejmuj się mną i nie trać takiej szansy! Ja sobie poradzę.
- Frank powiedział, że znajdziesz tam miejsce dla siebie.
- Jako kto? Przybłęda? Piąte koło u wozu? Nie i koniec! – powiedziała Sejd, po czym poszła do łazienki.

*****************************

Mags poszła do pokoju Gerard’a i Frank’a.
- Cześć! Nie przeszkadzam? – zapytała.
- Ty? Ty nigdy mi nie przeszkadzasz – Frank próbował się przymilić.
- Mamy problem… - zaczęła Mags.
- Jaki?
- Nie mogę jechać z wami. – obwieściła.
- Jak to? – zapytał zdezorientowany Frank.
- Sejd nie chce jechać z nami. – tłumaczyła Mags.
- Czemu? – zapytał Gerard.
- Nie chce być niepotrzebna, nie chce nikomu zawadzać.
- Ale kto jej takich głupot naopowiadał? – oburzył się Gee.
- Nikt. Sama tak pomyślała… I chyba ma rację. Ja też bym się dziwnie czuła…
- Musimy ją jakoś przekonać, Geeeeeee… - Lamentował Frank.
- A co ci tak zależy na niej? – zapytała Mags.
- Nie na niej… To znaczy, bardzo ją lubię, ale… No ten… - plątał się Frank.
- Dobra, już wszystko wiemy… Chyba dam radę ją przekonać – zadeklarował Gerard i spojrzał znacząco na Frania.

**************************


Do pokoju Gee i Frank’a weszła Sejd.
- Jest 10:05, a nikt po mnie nie przyszedł… - powiedziała udając obrażoną.
Gerard chwycił ją za rękę i pociągnął na kanapę obok siebie.
- To znaczy, że nie idziemy na zakupy? – rozczarowała się Sejd.
Gerard objął ją ramieniem.
- Czy ktoś może mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi? – zapytała zdezorientowana.
- Bo mamy problem… To znaczy z tobą problem i… - zaczął Frank.
- Powiedzcie po prostu, że ja jestem waszym problemem – powiedziała Sejd, po czym wyszła z pokoju trzaskając efektownie drzwiami.
- Dzięki Frank – powiedział Gee z wyrzutem.
- Oj, starałem się jak mogłem – tłumaczył się Frank.
- To ty już się lepiej nie staraj, bo to nikomu na dobre nie wychodzi – powiedziała Mags.
- Może ja pójdę za nią? – zaproponował Gerard.
- To na co jeszcze czekasz?! – zapytała Mags.
Gee błyskawicznie udał się do pokoju nr 69. Zapukał do drzwi, po czym lekko je uchylił.
- Sejd? Jesteś tu? – zapytał.
- Jestem. Wejdź jak chcesz – odpowiedziała.
- Dlaczego wyszłaś z pokoju?
- Bo jestem dla was problemem. Naprawdę chcę żeby Mags pojechała z wami w trasę. Wiem, że ona tego chce i nie chcę stać na przeszkodzie jej szczęścia. Z drugiej strony ona postawiła mi warunek, że pojedzie tylko wtedy, kiedy i ja się zgodzę. To sytuacja bez wyjścia. Nienawidzę nie mieć kontroli nad tym, co się wokół mnie dzieje…
Gerard słuchał uważnie każde słowo równocześnie starając się zrozumieć ich sens.
- To pojedź z nami – zaproponował po chwili namysłu.
- Nie mam po co... Nie chcę być przybłędą, która do niczego się nie przyda. Mags ma talent fryzjerski, a ja co? Ja nic nie potrafię, więc jestem wam zbędna…
- Pomyśl… Jesteś w tym momencie jej potrzebna. Mówiłaś, że ona tego bardzo chce… Z resztą jesteś potrzebna nie tylko jej – tłumaczył Gee obejmując Sejd ramieniem – Nie musisz nic robić… Ważne, że jesteś – powiedział i pogłaskał ją po policzku.
- Uważaj, bo jak będziesz mi tak słodzić to jeszcze się w tobie zakocham, a wtedy się od ciebie już na wieki nie odczepię – zaśmiała się Sejd.
W tym momencie do pokoju wszedł Frank.
- Widzę, że konflikt zażegnany – zauważył patrząc na obejmujących się Gee i Sejd.
- Tak jakby… - odpowiedział Gerard patrząc się na niego wymownie.
Frank od razu zrozumiał o co mu chodzi.
- W każdym razie zrobiłem z siebie idiotę. Nie chciałem żeby tak wyszło… Nie jesteś dla nas problemem… - tłumaczył się Frank.
- Kto ułożył ci te przeprosiny? – zapytała z uśmiechem Sejd.
- Mags… - przyznał się Franek patrząc na podłogę.
- Podziękuj jej odpowiednio, bo przeprosiny zostały przyjęte – Sejd puściła mu oczko.
- Tak zrobię… To co? Idziemy na zakupy? – zapytał z zapałem Frank.

**********************

O 12:00 Bob, Zygfrydek, Mags, Sejd, Frank i Gee byli już gotowi na podbój centrum handlowego.
- Zamawiamy taksówkę? – zapytał Bob.
- Po co? Do centrum jest niedaleko – powiedziała Sejd.
- W takim razie potrzymaj Zygfrydka, bo ja już nie daję rady – Bob przekazał jej pluszaka.
- Dobra, dawaj go, bo jak mam słuchać twojego marudzenia…
- Ale ładnie go trzymaj! – krzyknął Bob widząc jak Sejd targa jego ukochanego misia za ucho.
- Nie dość, że cię wyręczam to jeszcze masz jakieś wymagania?
- Oddaj go! W ogóle nie masz podejścia do takich kruchych istotek – oburzył się Bob zabierając Sejd misia.
- I lepiej dla mnie! – powiedziała Sejd.
- Zachowujecie się jak pięciolatki – skarciła ich Mags – Tak Sejd, ty też – dodała widząc minę Sejd.
- A nie mówiłem, że zabieranie Bob’a gdziekolwiek to samobójstwo? – zapytał Gerard.
- Rozumiem, że to pytanie retoryczne… - odpowiedział Frank.

**********************

Po czterech godzinach, masie kupionych rzeczy, mnóstwa wydanych pieniędzy, osiemnastu ‘fochach’ Bob’a i osiemnastu ‘a nie mówiłem’ Gerard’a zakupy oficjalnie się skończyły.
- Padam z nóg… - powiedziała Mags.
- Chodźmy coś zjeść – zaproponował Frank.
- Najbliżej jest McDonald’s… - zauważył Bob.
- Fuj! Tylko nie to! – krzyknęła Mags.
- Lepiej chodźmy już do hotelu – powiedział Gee.
Wszyscy resztkami sił szli do hotelu. Mags i Sejd miały nieco lżej.
- Jednak do czegoś się przydajecie – zaśmiała się Mags patrząc na Gee i Frania targających torby pełne zakupów.
- Liczę na jakiś dowód wdzięczności – powiedział zdyszany Frank.
- O nie, mój drogi. Teraz to właśnie ty się odwdzięczasz za tą piękną fryzurę, którą ci zrobiłam – Mags zgasiła Frank’a.

***********************

Kiedy w końcu doszli do hotelu wszyscy błyskawicznie ulotnili się do swoich pokoi.
- Maaaaaaaaaaaaaaaags… - zaczęła Sejd.
- Co?
- Ty coś ten tego z Franiem, nie?
- Eee…
- Oj, mi możesz powiedzieć!
- Ale nie ma o czym.
- To pewnie już niedługo, moja intuicja jest niezawodna – zapewniła ją Sejd.
W tym momencie do pokoju wszedł Frank.
- Mam coś dla was – powiedział pokazując dwie plakietki.
- Co to? – zapytała Mags.
- Dzisiaj wieczorem jesteście VIP’ami na koncercie, a po nim idziecie z nami na after party – wytłumaczył Frank.
- Teraz to już musze ci się jakoś odwdzięczyć – zauważyła Mags.
Nie mam nic przeciwko – powiedział Frank puszczając do niej oczko.
Sejd uśmiechnęła się znacząco do Mags.
- Dzięki Frank! – powiedziała i wyszła z pokoju.

*******************


Frank i Mags zostali sami.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jedziesz z nami… - zaczął Frank.
- Nie wiadomo czy wszyscy są tak zadowoleni z tego faktu, jak ty…
- Zapewniam cię, że wszyscy. No oprócz Bob’a, ale tu nie chodzi o ciebie. Sama wiesz, że posprzeczał się trochę z Sejd. Obraził się na nią.
- Zauważyłam… - powiedziała Mags – Tak się zastanawiam po co mi ten VIP’owski wstęp na koncert… I tak bym stała w pierwszym rzędzie, już kupiłam bilety.
- Wiesz… Z tym masz wstęp na backstage, na który cię gorąco zapraszam, after party, na które cię jeszcze goręcej zapraszam, no i nie dotyczą cię barierki na koncercie. Razem z Sejd możecie stać przed ochroniarzami i miło by było gdybyście właśnie tam się znalazły, miałbym cię na oku – tłumaczył Frank.
- Na oku? Przecież nic mi się tam nie stanie – uspokajała Mags.
- Chodzi mi przede wszystkim o moją przyjemność wizualną, ale mogą tam być też jacyś napaleńcy i…
- Frank, jedynymi napaleńcami będą piszczące laski, które będą chciały zgwałcić ciebie, albo ewentualnie kogoś z zespołu…

**********************

Sejd weszła do pokoju Gee i Frank’a.
- Dzięki – powiedziała.
- Za co? – zapytał Gerard.
- Za te plakietki i za zaproszenie na after party.
- Przyzwyczajaj się. Od teraz razem z Mags jesteście ekipą MCR, więc macie zaproszenie na każdy koncert i na każde after party.
- Nie wiem czy dam radę zaliczyć tyle imprez – zaśmiała się Sejd.
- Spokojnie, after party nie jest dzięki bogu po każdym koncercie, też chyba nie dałbym rady tak żyć – uspokoił ją Gee.
- To już jestem spokojna… I jeszcze raz dziękuję – powiedziała i pocałowała go w policzek – To ja już sobie pójdę, bo pewnie potrzebujesz czasu żeby przygotować się do koncertu. Pa! – Nie czekając na odpowiedź wyszła z pokoju.
Na swojej drodze spotkała Mags.
- Gdzie idziesz? – zapytała.
- Podziękować reszcie… - odpowiedziała Mags.
- Teraz lepiej nie, bo za chwilę jadą na próbę.
- No to trudno… Wiesz, że będziemy mogły stać przed ochroniarzami?
- To trochę niebezpieczne – zaśmiała się Sejd.
- Dlaczego?
- Fanki nas dosłownie zjedzą!
- Fakt… Ja na ich miejscu zrobiłabym dokładnie to samo – powiedziała Mags zaczynając się śmiać.
Z pokoju wyszedł Gee.
- Co wam tak wesoło? – zapytał.
- A nic takiego… - odpowiedziała Sejd.
- Chcecie jechać z nami na próbę?
Sejd już miała odpowiedzieć: „TAK!”, ale Mags skutecznie jej w tym przeszkodziła.
- Lepiej nie, wolimy nie znać całego planu koncertu – powiedziała Mags.
- Ok., jak chcecie. W każdym razie ja już muszę iść, bo wszyscy tam na mnie czekają. Do zobaczenia na backstage’u! – powiedział Gee i zniknął w trybie natychmiastowym.

************************

Dziewczyny zaczęły szykować się na koncert.
- Dobrze, że poszłyśmy na zakupy, bo musiałybyśmy iść na koncert bez make-up’u – zauważyła Sejd.
- Pożyczyłybyśmy coś od chłopaków – powiedziała Mags.
- Ach… Nie pomyślałam o tym – zaśmiała się Sejd – Maaaaaaaaaaaaags…? – dodała po chwili.
- Co?
- Bo wiesz… Kupiłam czarną farbę do włosów, a ty masz talent i…
- Mam ci pofarbować włosy?
- No tak, właśnie o to mi chodziło – powiedziała Sejd uszczęśliwiona tym, że Mags ją w tym wyręczyła.
- No to daj tą farbę, byle szybko, bo mamy mało czasu.
Po godzinie.
- I jak ci się podoba? – zapytała Mags.
- Super! Jak ja ci się odwdzięczę?
- Pewnie kiedyś będziesz miała okazję – uśmiechnęła się Mags.
- Chyba musimy już iść, bo się spóźnimy – zasugerowała Sejd.
- To na koncert nie trzeba się modnie spóźnić? – zdziwiła się Mags.
- Oj, to co innego. Musimy jeszcze wpaść na backstage pożyczyć chłopakom szczęścia.
- Oni nie potrzebują szczęścia, wystarczy im talent, który niewątpliwie mają.
- Ale Frank na pewno ucieszy się na twój widok.
- Znowu zaczynasz?
- Czepiasz się, no chodź! – powiedziała Sejd i pociągnęła Mags za sobą.

***************************

Po 30 minutach już były na miejscu. Weszły do garderoby MCR.
- Cześć! – powiedziały chórem.
- Ooo… Przyszłyście, a już traciłem nadzieję… - powiedział Frank.
- Sejd! Prawie cię nie poznałem. Co za zmiana! – zauważył Gee.
- Ja też bym cię nie poznała z tym make-up’em – zaśmiała się Sejd.
- Nie podoba ci się? – zapytał Gerard.
- Wręcz przeciwnie – uspokoiła go Sejd.
W tym czasie Frank i Mags się obejmowali.
- A nie mówiłam? – powiedziała sama do siebie Sejd.
- Co? – zapytał Gee.
- Spójrz na nich… Słodki widok…
- To prawda – powiedział Gerard przytulając Sejd.
- Co robisz?
- Niech oni też mają słodki widok – zaśmiał się Gee.
Do garderoby wszedł manager.
- Musicie już wychodzić na scenę – powiedział.
Prawie wszyscy zmierzali w kierunku wyjścia.
- Fraaaaaaank! – krzyknął Ray.
- Co? – zapytał oszołomiony Franek.
- Poobściskujesz się na after party, teraz chodź grać!
Frank spiorunował go wzrokiem, ale interwencja Ray’a okazała się skuteczna, bo odkleił się od Mags i poszedł z resztą na scenę.

**************************

Czas mijał bardzo szybko. Sejd i Mags szalały pod sceną raz po raz wysyłając wredne uśmieszki do reszty fanów (xD). To co dobre, szybko się kończy, więc te 1,5 godziny minęło błyskawicznie.
- Szkoda, że to już koniec – powiedziała Mags zmierzając na backstage.
- Nie martw się, jeszcze ci się znudzą te koncerty, tyle jeszcze przed nami… - pocieszyła ją Sejd.
- Masz rację – uśmiechnęła się Mags.

************************

Wchodząc do garderoby MCR spodziewały się widoku zdyszanych chłopaków, nic bardziej mylnego.
- Co tak długo? Gdzie byłyście? Już miałem was szukać… - Frank zadawał mnóstwo pytań wtulając się w Mags.
- Dzięki za zainteresowanie, Frank. Na przyszłość, mów do Mags w liczbie pojedynczej – powiedziała Sejd.
- Czepiasz się! – odpowiedział Frank nie puszczając Mags ze swoich objęć.
Sejd postanowiła być mądrzejsza (xD) i to przemilczała.
- Idziemy na after party? – zapytał z entuzjazmem Gee.
- No jasne! – krzyknął Mikey.

*************************

Kiedy dotarli na miejsce impreza trwała w najlepsze.
- Piwoooooo! – krzyknął Frank robiąc maślane oczy.
Po chwili przyniósł każdemu kufel tego napoju. Gerard zrobił dziwną minę.
- Co? – zapytał zdezorientowany Frank.
- Nic.
-Jak nic, to ja porywam Mags! – powiedział, po czym chwycił ją za rękę i pobiegł z nią na parkiet.
Gerard wylał piwo do najbliższego kwiatka.
- Ja też nie piję – powiedziała Sejd robiąc to samo.
- Musieliście to zrobić?! Ja bym was chętnie wyręczył w piciu! – oburzył się Mikey.
- Mikey, bo powiem mamie… - zaśmiał się Gerard.
Młodszy Way dał mu tylko pstryczka w nos i pobiegł na parkiet.
- Może zrobimy to samo? – zaproponował Gee.
- Popstrykamy się w nosy? – zaśmiała się Sejd.
- Nie… Pójdziemy potańczyć?
- Jasne! – powiedziała Sejd.
Niespodziewanie znaleźli się na parkiecie obok Mags i Frank’a. Właśnie leciała wolna piosenka, więc wyżej wymienieni wykonywali taniec-przytulaniec.
- Sejd? – powiedział Gerard wyrywając ją z zamyślenia.
- Tak?
- Nic, chciałem cię tylko sprowadzić na ziemię – zaśmiał się Gee.
- Po prostu cieszę się z ich szczęścia – powiedziała Sejd.
- Myślisz, że oni…? – Gerard nie zdążył dokończyć pytania, bo odpowiedź była tuż przed jego oczami.
Mags i Frank właśnie się całowali.
- Tak właśnie myślę – uśmiechnęła się Sejd.
- A myślisz, że my…? – Gee nie czekając na odpowiedź pocałował Sejd.
*****************************


Mags, Frank, Sejd i Gee zupełnie stracili poczucie czasu. Nie zauważyli, że muzyka już od jakiegoś czasu przestała grać, a sala opustoszała. Cieszyli się sobą.
Mikey podszedł do Gerard’a i Sejd.
- Braciszkuuuu… Którędy do domuuuu…? – zapytał ledwo trzymając się na nogach.
Gee od razu oprzytomniał i odkleił się od Sejd.
- Zostawili cię w takim stanie?! – oburzył się Gerard.
- Nieeee… Chciałem poczekać na was! Bez was nigdzie się stąd nie ruszam!
- Dobrze, że wylaliśmy te dwa piwa – wtrąciła Sejd.
W tym momencie podeszli do nich Mags i Frank trzymający się za ręce.
- Co jest? – zapytał Frank.
- Ktoś tu nie wie kiedy powiedzieć sobie dość… - odpowiedział Gee.
- I kto to mówi?! – oburzył się Mikey.
- Tego już za wiele! – powiedział Gerard, po czym chwycił brata za ubranie i pociągnął za sobą.
- Gdzie mnie wleczesz? – zapytał ledwo żywy Mikey.
- A jak myślisz?! Mags, Frank… Odprowadzicie Sejd do hotelu?
- Spoko, przygarniemy ją – zapewniła Mags.
- Sama też bym trafiła – powiedziała Sejd spoglądając na Gerard’a.
- Spokojnie, chciałem mieć po prostu pewność, że będziesz bezpieczna… -uspokoił ją Gee po czym zniknął razem z Mikey’em za drzwiami wyjściowymi.

******************************

Mags, Frank i Sejd stali jeszcze chwilę patrząc z niedowierzaniem na zamknięte drzwi.
- Po Mikey’u bym się tego nie spodziewała… - przerwała ciszę Mags.
- Jeszcze wiele o nas nie wiesz… - powiedział Frank.
- Aż się boję jakie tajemnice ty skrywasz…
- Jest jedna taka malutka… Kiedyś ci powiem.
- Kiedyś?
- Jak będzie na to odpowiedni czas i miejsce.
- I nie będzie mnie w pobliżu – wtrąciła Sejd.
- Eee… Yyy… - Frank wydobywał z siebie jakieś niezidentyfikowane dźwięki.
- No przecież zdaję sobie sprawę, że wam przeszkadzam. Ale spoko, miziajcie się, mi to nie przeszkadza… - zaśmiała się Sejd.
- Odezwała się niemiziająca! – powiedziała z uśmiechem Mags.
- Wszystko widzieliśmy – zapewnił Frank.
- Chyba nie wszystko, bo poza sobą nie widzieliście nic – powiedziała Sejd.
- Sejd! – Mags próbowała przywołać ją do porządku.
Sejd się tylko uśmiechnęła.
- Chodźmy już do hotelu, musimy się spakować… Jutro, a właściwie dzisiaj wyjeżdżamy – poinformował Frank.
- Szkoda, że nikt wcześniej nie raczył nam o tym powiedzieć – powiedziała Sejd.
- Gdzie jedziemy? – zapytała Mags.
- Do Anglii…
- ZAKUPY! – krzyknęła z entuzjazmem Sejd.
- Sejd, dla ciebie każde nowe miejsce oznacza zakupy… - zgasiła ją Mags.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 21:31, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Wszyscy grzecznie szli do hotelu.
Mags i Frank szli przodem trzymając się za ręce, Sejd szła z tyłu. To miejsce jej odpowiadało, przynajmniej mogła spokojnie robić balony z gumy do żucia (xD).
- Z tego co pamiętam to mieliście mnie pilnować – powiedziała Sejd.
- I właśnie to robimy – odpowiedział jej Frank.
Sejd już miała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie zadzwoniła jej komórka.
- Sejd, co to za dzwonek? – zaśmiała się Mags.
- Mój osobiście prywatny – powiedziała Sejd pokazując jej język.
Po pięciu minutach rozmowa przez telefon dobiegła końca.
- I nie będzie zakupów w Anglii… - zaczęła ze smutną miną.
- Co?! – Mags i Frank od razu się zatrzymali o odwrócili do niej przodem.
- Koncert odwołany, Mikey jest w szpitalu.
- Skąd wiesz? – zapytał Frank.
- Gerard dzwonił…
- Co jest z Mikey’em? – zapytała zaniepokojona Mags.
- Nic poważnego… Pomieszał tyle rodzajów alkoholu, że musiał się zatruć…
- I dobrze mu tak! – powiedział Frank.
- FRANK! – dziewczyny krzyknęły chórem.
- Dobra… Biedny Mikey… Lepiej?
- Załamujesz mnie – stwierdziła Mags.
- W każdym razie będzie lepiej jak tam pojedziemy – powiedziała Sejd.

****************************

Po drodze zatrzymali jakąś taksówkę.
- Dokąd jedziemy? – zapytał miło wyglądający facet po sześćdziesiątce siedzący za kierownicą.
- Do szpitala – oświadczył Frank.
- Ale do którego? Tu jest kilka szpitali…
- Cholera! Zadzwonię do Gee i się spytam – powiedziała Sejd.
Po krótkiej i nerwowej rozmowie telefonicznej Mags i Frank patrzyli na nią błagalnie.
- Gerard powiedział, że jakiś niebieski szpital… Mówił, że nie potrafi wymówić jego niemieckiej nazwy.
- Wie pan gdzie jest niebieski szpital? – zapytała z nadzieją w głosie Mags.
- Chyba tak… - odpowiedział spokojnie kierowca.
- CHYBA?! – zapytali wszyscy chórem.
- Jacy nerwowi…
- Niech pan nie przegina pały! – Frank już był wkurzony.
- To jaki miał być? Niebieski? – zapytał taksówkarz.
- TAK! – krzyknęła cała trójka.

******************************

Po 30 minutach byli już na miejscu.
Frank zaproponował, że zapłaci za taksówkę.
Sejd i Mags powoli zmierzały w kierunku szpitala.
- Zdzierstwo w biały dzień! – powiedział Frank płacąc kierowcy.
- Teraz jest noc proszę pana… - zauważył kierowca.
Frank już nic nie powiedział tylko efektownie trzasnął drzwiami samochodu.
Kiedy wszyscy weszli do szpitala od razu zauważyli Gerard’a.
- Gee! – krzyknęła Sejd rzucając mu się na szyję.
- I co tam z Mikey’em? – zapytała Mags.
- Już lepiej, Alicia jest u niego – odpowiedział Gee.
- Mogę go odwiedzić? – zapytała Sejd.
- Chyba tak… Pójdę z tobą – powiedział Gerard po czym obydwoje zniknęli za drzwiami Sali, w której leżał Mikey.
Frank objął Mags.
- Teraz chyba już mogę wyjawić ci ta moją małą tajemnicę… - szepnął jej do ucha.
- Więc co to za sekret? – zapytała Mags.
- Kocham cię… - powiedział Frank po czym namiętnie pocałował Mags.

************************


Dwa całujące się gołąbki nie zauważyły, że Sejd i Gerard już wyszli z sali.
- Ekhem… Przeszkadzamy? – zapytał nieśmiało Gee.
Frank i Mags natychmiast się od siebie odkleili.
- Nie, nie… - powiedziała niepewnie Mags.
- Co tam z Mikey’em? – zapytał Frank.
- O 8:00 rano będzie już wolny – zaśmiała się Sejd.
- To my już pojedziemy do hotelu, zawsze 4 godziny snu to lepsze niż nic… Przyjedziemy odebrać Mikey’a ze szpitala. Idziecie z nami? – zapytał Gerard.
- Chyba wypadałoby zajrzeć do Mikey’a, wrócimy za jakąś godzinę do hotelu – odpowiedział Frank spoglądając na Mags.
- Ok., to na razie! – powiedzieli chórem Gerard i Sejd po czym błyskawicznie się ulotnili.
- Idziemy do Mikey’a? – zapytała Mags.
- Za chwilę… Bo przed chwilą ci coś powiedziałem i… - zaczął Frank.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz o co…
- Frank, bo to nie jest takie proste jak myślisz. Nie wiem co do ciebie czuję.
- Ale odwzajemniłaś pocałunek.
- Bo nie jesteś mi obojętny, ale nie wiem czy czuję do ciebie coś na tyle poważnego, żeby można to było nazwać miłością – wyjaśniła mu Mags.
- Rozumiem… Ale jak nie jestem ci obojętny, to może dasz mi szansę?
W tym momencie z sali wybiegł Mikey, a za nim pielęgniarka.
- Niech pani mnie zostawi, żadnych zastrzyków! AAAAAAA!!! – wrzeszczał Mikey.
Mikey biegł prosto na Franka.
Frank zachował resztkę zdrowego rozsądku i złapał uciekiniera.
- Puść mnie!!!! – wrzeszczał spanikowany Mikey.
- Nie rób obciachu, zamknij się!
- Zdrajca! – oburzył się młodszy Way.
- Już po wszystkim – uśmiechnęła się pielęgniarka.
- Jak to? – zdziwił się Mikey.
- Już zrobiłam panu zastrzyk – wytłumaczyła.
- Tak? A wcale nie bolało…
- To może łaskawie ze mnie zejdziesz, bo nie ważysz 5kg – powiedział Frank.

*****************************
W tym samym czasie Sejd i Gerard wracali do hotelu.
- Zadzwonię po taksówkę – zaproponował Gee.
- Wolę się przejść… - powiedziała Sejd.
- Zdrowy tryb życia? – zaśmiał się Gerard.
- Nie… Po prostu po tych wszystkich wrażeniach spacer będzie najlepszym odpoczynkiem, ale jak chcesz to zamów taksówkę dla siebie, ja się przejdę.
- Przecież cię tu nie zostawię, poza tym masz rację. Świetna forma relaksu.
- Naprawdę tak myślisz?
- Nie – uśmiechnął się Gee – Ale czego się nie robi dla kogoś, na kim mi zależy.
- W życiu bym nie pomyślała, że w ogóle będę kiedykolwiek z tobą rozmawiać. Po tym co się stało wtedy… No wiesz… Nawet nie wiesz jak mi wstyd.
- Nie martw się, już o tym zapomniałem. Ja też nie mam bajkowej przeszłości, więc cię rozumiem. Tylko, że ja jestem w trochę gorszej sytuacji, bo filmiki ze mną w roli głównej, kiedy ledwo trzymam się na nogach, po wieki będą krążyć w Internecie.
- Ale Darky… - zaczęła Sejd.
- Zapomnijmy o Darky. Powiem ci w tajemnicy, że nigdy jej nie lubiłem – powiedział Gerard.
- I znowu kłamiesz – zaśmiała się Sejd.
- Cicho, bo się wyda! – uśmiechnął się Gee i chwycił Sejd za rękę – To daleko jeszcze do tego hotelu?
- Jakieś 5 kilometrów…
- Szkoda, że nie 10…
- Dlaczego? – zapytała Sejd.
- Dwa razy więcej czasu w miłym towarzystwie – uśmiechnął się Gee.
- Teraz tak mówisz, jeszcze będziesz miał mnie dość i wykopiesz mnie z tej całej ekipy MCR – zaśmiała się Sejd.
- Nie ma takiej opcji!
- Zobacz! Bob i Ray! – zauważyła Sejd.

**********************

Tymczasem w szpitalu…
- Widzę, że już się lepiej czujesz. Jesteś przepełniony energią – zaśmiała się Mags patrząc na Mikey’a.
- Stary, nigdy ci takiej akcji nie zapomnimy! – wtórował jej Frank.
- Jak o tatuażu Gee już nikt nie pamięta to o tym też zapomnicie! – powiedział Mikey robiąc minę obrażonego pięciolatka.
- Gerard ma tatuaż? On się podobno boi igieł… – zdziwiła się Mags.
Frank i Mikey zaczęli się śmiać.
- Jak to się stało, że o tym zapomniałem? Będę miał czym go wkurzać – ucieszył się Franek.
- Jak dzieci…
- Przyzwyczajaj się – powiedział Frank puszczając oczko do Mags.
- A pamiętacie w jaki sposób Gee dowiedział się, że spotykam się z Mikey’em? – zaśmiała się Alicia.
- To było niezłe! – wtrącił Bob.
- A wy skąd się tu wzięliście? – zapytała Mags spoglądając na Bob’a i Ray’a.
- Wychodząc z baru spotkaliśmy Gee i Sejd, wszystko nam powiedzieli… - tłumaczył Ray.
- A no właśnie, pamiętacie przygodę Mikey’a w klubie dla homoseksualistów? – zapytał Frank z ledwością hamując śmiech.
- I to twoje lodowisko przed domem… - uśmiechnęła się Alicia.
- Różowe włosy Gerard’a… - przypomniał sobie Ray.
- Daltonizm Bob’a… - wtrącił Mikey.
- Zygfrydek ma liliowy kapelusik!!! – oburzył się Bob.
- Fioletowy! – sprzeczał się z nim Frank.
- Zaczynam się was bać… - stwierdziła Mags.

************************


Tymczasem Gerard i Sejd jakimś cudem doszli do hotelu.
- Już 5:30… Nie opłaca się iść spać – stwierdził Gee.
- Chyba masz rację – przytaknęła mu Sejd.
- Teraz trzeba wymyślić coś, co wypełni nam czas oczekiwania na naszego biednego Mikey’a – powiedział Gerard obejmując Sejd.
- Co masz na myśli?
Gee nie odpowiedział na to pytanie, tylko od razu zabrał się do rzeczy (czyt. całowania xD).
- Myślałam, że wymyślisz coś bardziej oryginalnego… - zaśmiała się Sejd.
- Starałem się jak mogłem…
- Chodźmy lepiej do pokoju… - zaproponowała Sejd z łobuzerskim uśmiechem.
Gerard bez wahania podążył za nią…
Po 5 minutach…
- Przełącz na MTV!
- Cartoon Network jest lepszy! – sprzeczał się Gee.
- Łaski bez – powiedziała Sejd odwracając się do niego plecami.
- Seeeeeeeeeeeeeejd…
Sejd pokazała mu środkowy palec.
- Tak sobie pomyślałem czy… No wiesz… Czy my… Razem… Ten… No…
- O nie, telewizji z tobą już nie będę oglądać, wybij to sobie z głowy – powiedziała Sejd.
- Ale nie o to mi chodzi…
Ciekawość Sejd była zbyt duża, więc zapomniała o swoim fochu (xD).
- A o co?
- Czy nie zauważyłaś, że wiele zmieniło się w naszych relacjach? – zaczął Gee.
- Zauważyłam…
- Bo… Znajomi chyba tak się względem siebie nie zachowują…
- Coś jest nie tak? – zapytała zaniepokojona Sejd.
- Wręcz przeciwnie. To może inaczej… Ze wszystkimi znajomymi się całujesz?
- Co za głupie pytanie. Jasne, że nie.
- Więc kim ja dla ciebie jestem?
Sejd pierwszy raz w życiu nie wiedziała co powiedzieć.
Gerard przerwał chwilę niezręcznej ciszy.
- W związku z tym pomyślałem sobie czy… Czy moglibyśmy spróbować być ze sobą… No wiesz, razem…
- Zgubiłam się w połowie zdania… - zaśmiała się Sejd.
- Psujesz nastrój! – powiedział Gee z uśmiechem.
- Jeżeli chcesz ze mną być musisz do tego przywyknąć.
- To znaczy, że się zgadzasz?
Sejd w ramach odpowiedzi pocałowała go delikatnie w usta.

**************************

W tym momencie do pokoju weszli roześmiani Frank i Mags.
Huk drzwi sprawił, że Sejd i Gee od razu się od siebie odkleili.
- Już wróciliście? – zapytał zdziwiony Gerard.
- Lekarze zobaczyli, że Mikey jest w świetnej formie i wypuścili go wcześniej… Ale spoko, nie krępujcie się, pójdziemy do innego pokoju. Na razie! – powiedział Frank wychodząc razem z Mags z pokoju.
Kiedy zamknęli drzwi Mags zaczęła się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał Frank.
- Mieli niezłe miny!
- To fakt… Przyłapaliśmy ich… Oni chyba są ze sobą… - uśmiechnął się Frank.
- Niewątpliwie tak…
- Pamiętasz moje pytanie? – zaczął niepewnie Frank.
- Zadajesz ich mnóstwo, więc nie bardzo wiem o które ci chodzi – uśmiechnęła się Mags.
- O to, na które jeszcze nie uzyskałem odpowiedzi…
- Nie mów takim poważnym tonem…
- Dlaczego? – zapytał Frank.
- Bo dziwnie się czuję… Nie znam cię od tej strony.
- Są rzeczy, z których nie żartuję… A to pytanie było jednym z najważniejszych, które zadałem w swoim życiu…
- I jedno z najtrudniejszych, na jakie przyszło mi odpowiedzieć… - powiedziała Mags.
Frank pogładził ją po policzku.
- Jeżeli nie chcesz, zrozumiem to… Chcę twojego szczęścia, nawet jeśli będzie to oznaczało, że cię stracę…
- Frank, dlaczego jesteś taki…
- Jaki?
- Hmmm… Słodki? Przez ciebie czuję się jakbym występowała w jakiejś brazylijskiej telenoweli – uśmiechnęła się Mags.
- A już obawiałem się czegoś gorszego, ale w twoich ustach nawet słowo ‘idiota’ brzmi jak najlepszy komplement – zaśmiał się Frank.
Nastała niezręczna cisza.
- Tak… - powiedziała Mags.
- Co tak? – zapytał Frank.
- Zgadzam się…
- Serio?! Jeeeeee!!! – Frank zaczął krzyczeć z radości przytulając Mags.
- A przez chwilę wydawałeś się taki poważny – zaśmiała się Mags.
Z pokoju wyszedł Gee.
- Co jest Frank, wygrałeś w totka?
- Lepiej!
- No nie mów, że zdobyłeś pierwsze wydanie ‘Spider Man’a’!
- Gerard, jesteś ignorantem… - powiedział zrezygnowany Frank.
Gee spojrzał tylko znacząco na Mags i się uśmiechnął.
- Dobra, rozumiem… Bym zapomniał, Frank… Ja też!
- Już zauważyłem…
- Co też? – zapytała zdezorientowana Mags.
- Nic… Nie przeszkadzajcie sobie, już stąd spadam… - powiedział Gee i zniknął za drzwiami pokoju 68.
- Pójdę chyba się położyć na chwilę, jestem strasznie zmęczona – powiedziała Mags.
- Pamiętaj, że zawsze służę ramieniem – zaśmiał się Frank.
- Ok… Ale teraz chcę pobyć… No wiesz… Sama.
- Rozumiem… No to wyśpij się. Może wieczorem gdzieś wyskoczymy?
- Może…
********************************

Mags poszła do pokoju 69 zostawiając Frank’a na korytarzu.
- Fraaaaaaaaaaank! – krzyknął Gee otwierając drzwi – A tu jesteś!
- Jestem, jestem…
- Mam do ciebie małą sprawę…
Po 5 minutach.
- Ja się zgadzam, ale nie wiem czy Mags… - powiedział Frank.
- To pozostaw mi, jakoś sobie z nią poradzę – uśmiechnęła się Sejd po czym pocałowała Gee w policzek i zmierzała w kierunku drzwi wyjściowych.
- A ja? – powiedział Frank.
Gerard spiorunował go wzrokiem.
- No przecież żartowałem!
- Zaraz wracam – powiedziała Sejd wychodząc z pokoju.
Mags leżała na łóżku oglądając TV.
Sejd weszła do pokoju i zaczęła się pakować.
- Co robisz? – zapytała Mags.
- Pakuję się – odpowiedziała Sejd.
- No przecież widzę.
- To czemu pytasz?
- Ale czemu to robisz? Wyjeżdżamy?
- Nie, dopiero za 3 dni.
- To o co chodzi?
- Przenoszę się do pokoju Gee… - odpowiedziała niepewnie Sejd.
- Jak to? Sejd, to jest pokój dwuosobowy, a tam jest jeszcze Frank.
- Frank przeniesie się tu…
- Co?!
- Miałam z tobą o tym pogadać, ale pomyślałam, że postawienie cię przed faktem dokonanym da lepszy skutek…
- Chyba nie muszę ci mówić, że źle myślałaś – powiedziała oburzona Mags.
- Maaaaaaaaags… Przecież ty i Frank jesteście razem, więc możecie zamieszkać razem w pokoju… - Sejd próbowała ją przekonać.
- Jesteśmy ze sobą od niespełna pół godziny!
- Co za różnica?
- Rzeczywiście, subtelna… Nie i koniec.
- Dlaczego go od siebie odsuwasz?
- Nie odsuwam go od siebie, po prostu wszystko za szybko się dzieje… Postaraj się mnie zrozumieć… - powiedziała Mags zmieniając ton z zirytowanego na dziwnie poważny.

***********************


Zrezygnowana Sejd chwyciła się ostatniej deski ratunku, czyli wyszła trzaskając efektownie drzwiami. Miała nadzieję, że to sprawi, że Mags wymięknie i się zgodzi. Myliła się.
- Cholera! – powiedziała sama do siebie i poszła poinformować Frank’a o nieudanej misji.
Nagle wpadła na kogoś.
- Frank, co ty tu robisz? – zapytała spoglądając na niego i na jego torbę podróżną.
- Przenoszę się do Mags – odpowiedział dumnie Frank.
- Nic z tego. Wracaj do pokoju i to szybko, bo jak Mags cię zobaczy to będziesz miał przechlapane.
Zdezorientowany Frank potulnie wrócił do pokoju ciągnąc za sobą swój bagaż.
- Wróciłem… - obwieścił wchodząc do pokoju, w którym był Gee.
- Nie będę udawać, że się cieszę… - powiedział Gerard.
- Nie dałam rady, jednak nie jestem dobrą dyplomatką – tłumaczyła się Sejd.
- To się porobiło… - zaczął Frank.
- Spokojnie, powiem jej, że nic o tym nie wiedziałeś. Lepiej jak obrazi się na mnie niż na ciebie – uspokoiła go Sejd.
- Ale co ja robię nie tak? Staram się jak mogę…
- Frank, wszystko jest ok. Ona po prostu uważa, że wszystko dzieje się za szybko i chyba ma trochę racji… Wszyscy znamy się od zaledwie kilku dni…
- Ekhem.. – wtrącił Gerard.
- Oj… Dobra, ciebie znam dłużej, ale to nie o nas mowa.
- Ale to tylko wspólny pokój! Czy to coś złego, że chcę przebywać z nią jak najdłużej? – zapytał Frank.
- Podobno cierpliwość popłaca, więc poczekaj trochę… W trasie będziecie mieli mnóstwo czasu żeby ze sobą ‘poprzebywać’ – uśmiechnął się Gee.
Frank chyba chciał się uśmiechnąć, ale mu nie wyszło. W efekcie zrobił minę rozkapryszonego dziecka.
- Muszę iść dogadać się z Mags, bo nie będę miała gdzie dzisiaj spać – zaśmiała się Sejd.
Gerard miał właśnie coś powiedzieć, ale Sejd zasłoniła mu usta ręką.
- Nic nie mów. Lepiej chodź ze mną z nią pogadać, bo przez nas to wszystko…
Gee tylko skinął głową.

****************************

Kiedy Gee i Sejd weszli do pokoju nr 69 Mags nawet nie spojrzała w ich stronę.
- Mags… - zaczęła niepewnie Sejd, ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi.
- Chcieliśmy ci coś wyjaśnić i przeprosić… - Gerard próbował uratować sytuację.
- To chyba Frank powinien mieć coś do powiedzenia w tej sprawie – powiedziała Mags.
- Nie, on o niczym nie wiedział. To był nasz głupi pomysł… - tłumaczył Gee.
- Z naciskiem na ‘nasz’ i ‘głupi’ – wtrąciła Sejd.
- Pomyśleliśmy sobie, że nie byłoby w tym nic złego… Bo skoro ja i Sejd mielibyśmy wspólny pokój to dlaczego wy nie moglibyście mieć? – Sejd delikatnie kopnęła Gerard’a w kostkę.
- No co?! – zapytał Gee z wyrzutem.
- To nie było zbyt mądre.
- Bo tak sobie pomyślałem…
- W takim razie myślenie pozostaw mi, lepiej ci idzie bycie ślicznym – zaśmiała się Sejd.
Ta mini-sprzeczka poprawiła atmosferę.
- Dobra, zapomnijmy o tym… Frank mówił, że wieczorem możemy się gdzieś wybrać. Z chęcią poszłabym do kina… Idziecie z nami? – zapytała Mags.
Gerard tylko spojrzał na Sejd, bo bał się, że znowu powie coś głupiego.
- Nie chcemy wam przeszkadzać… - zaczęła Sejd.
- Gdybyście nam przeszkadzali to nie proponowałabym wam wspólnego wyjścia – wyjaśniła Mags.
- Ale pójdziemy na Spider Man’a? – zapytał Gee głosem pięciolatka i maślanymi oczami.
Mags i Sejd się roześmiały.
- Slicny mały chłopcyku, pójdziemy na Spider Man’a – odpowiedziała Mags.
- Ależ będzie romantycznie – powiedziała ironicznie Sejd uśmiechając się przy tym.
- Nie znasz się, ‘Spider Man’ jest romantyczny… - tłumaczył Gerard.
- To zależy jak kto rozumie pojęcie ‘romantyzmu’… To ja pójdę po Frank’a, po co ma sam siedzieć w pokoju…

****************************

Frank z niepokojem czekał na wieści od Gee i Sejd.
Kiedy Sejd weszła do pokoju zadawał masę pytań.
- I jak? Wszystko już ok.? Nienawidzi mnie trochę czy bardzo? Mogę się jej pokazać na oczy?
- Spokojnie! – uciszyła go Sejd – Wszystko już wyjaśniliśmy. Teraz udawaj, że nic o tym nie wiesz, jasne?
- Ale jak będę udawać to wyjdę na idiotę.
- Nie, bo ona myśli, że ty o tym nic nie wiedziałeś.
- Kryliście mnie?
- Tak wyszło…
- Dzięki – powiedział uradowany Frank przytulając Sejd.
- Dobra, dosyć tych czułości, chodźmy do reszty. Mags i Gee na nas czekają.
Frank grzecznie poszedł za Sejd.
- Jesteśmy! – zakomunikował wchodząc do pokoju 69.
Mags mimowolnie się uśmiechnęła.
- Stary, szykuj się! Idziemy dzisiaj na ‘Spider Man’a’!!! – zakomunikował pełen entuzjazmu Gerard.
- Super, a już myślałem, że w trasie nie będę mieć czasu na kino.
- To ostatnie takie dni, później mamy koncert za koncertem.
- Mam nadzieję, że znajdziecie trochę czasu dla nas… - powiedziała Sejd.
- Trochę na pewno się znajdzie – powiedział Frank spoglądając na Gerard’a.
- Trochę?! – zapytała Mags udając oburzoną.
- Dla ciebie to nawet ‘trochę, trochę’ – uspokoił ją Frank obejmując ją ramieniem.
Sejd i Gerard spojrzeli na siebie znacząco.
W końcu udało im się odkręcić tą sytuację bez szwanku.
- Czy ktoś w ogóle sprawdził o której ten film leci w kinie? – zapytała Mags.
- Eeee… - Gerard wydawał z siebie niezidentyfikowane dźwięki.
- Trzeba sprawdzić w necie, my się tym zajmiemy – powiedział Frank ciągnąc za sobą Gee.
- I znowu zostałyśmy same… - powiedziała Mags.
- Jeszcze raz przepraszam za tamto, głupio wyszło… - tłumaczyła się Sejd.
- Już o tym zapomniałam, poza tym może zbyt nerwowo na to wszystko zareagowałam. Było minęło – uśmiechnęła się Mags.

*************************


Do pokoju wleciał zdyszany Frank.
- Chodźcie! Szybko, bo się spóźnimy!
- Co jest? – zapytała zdezorientowana Mags.
- Ostatni dzisiejszy seans Spider Man’a zaczyna się za 20 minut, jak się streścimy to zdążymy.
- A gdzie Gee? – zapytała Sejd,
- Gada z taksówkarzem… Próbuje mu wyjaśnić dokąd chcemy jechać. Niestety ten mówi tylko po niemiecku.
Wszyscy zbiegli przed hotel.
Od razu zauważyli taksówkę.
- Wsiadajcie – powiedział Gerard.
- I co, wyjaśniłeś mu dokąd chcemy jechać? – zapytał Frank.
- Jestem w trakcie…
- To się streszczaj!
- Proszę pana, chcemy jechać do k-i-n-a. S-p-i-d-e-r M-a-n. Taki f-i-l-m. – tłumaczył Gerard obrazując wszystko rękoma.
Kierowca chyba w końcu zrozumiał, bo skinął głową i w końcu ruszył z miejsca.
- Chyba się udało – powiedział zadowolony z siebie Gerard.
I rzeczywiście, zatrzymali się obok kina.
- To ja pójdę po popcorn i colę! – zadeklarował Frank i pobiegł do budynku.
Reszta spokojnie wysiadła z taksówki i weszła do kina.
Było tak jak mówił Frank, trafili na ostatni seans Spider Man’a w tym dniu.
- Gdzie siadacie? – zapytał Frank.
- Z tyłu… - odpowiedział Gee.
- To my w takim razie usiądziemy bardziej z przodu – powiedział Frank nie dopuszczając Mags do słowa.
Kiedy zajęli swoje miejsca zaczął się film.
Wstęp był niezwykle zachęcający, ale po chwili okazało się, że film posiada niemiecki dubbing.
- Fraaaaaaaaaaaaaaaaaaank ty idioto! – krzyknął Gee skupiając na sobie wzrok wszystkich ludzi.
- Zamknij się! Myślałem, że ten film będzie po angielsku z niemieckimi napisami… - odkrzyknął Frank.
Jakiś gość siedzący przed Gee i Sejd powiedział coś po niemiecku.
- Co on powiedział? – zapytała Sejd.
- Nie wiem, ale pewnie, że mamy się zamknąć…
- Zanudzę się tu na śmierć, nic nie rozumiem z tego filmu… - narzekała Sejd.
- Już ja się postaram żebyś się nie nudziła… - powiedział Gee z łobuzerskim uśmiechem.
Starał się ją pocałować.
- Puszczaj zboku! – droczyła się z nim Sejd śmiejąc się przy tym.
Niemiec przed nimi znowu coś powiedział.
- On zaczyna mnie wkurzać – powiedział Gerard.
- To my go wkurzamy.
- My?
- Po prostu siedź spokojnie i oglądaj film.
- Ale ja nic nie rozumiem.
- Sam chciałeś iść na Spider Man’a, więc nie narzekaj…
- Ale to ty pierwsza powiedziałaś, że się zanudzisz, więc starałem się do tego nie dopuścić.
- Nie odwracaj kota ogonem – uśmiechnęła się Sejd.
W tym momencie Niemiec znów się obrócił z miną zabójcy.
- Przepraszamy – Sejd i Gee powiedzieli chórem.
Niemiec chyba zrozumiał, bo z powrotem odwrócił się w stronę ekranu.

**************************

Tymczasem u Franka i Mags…
- Chodźmy stąd – zaproponował Frank.
- Nie chcesz obejrzeć filmu do końca?
- I tak nic nie rozumiem… - powiedział Frank chwytając ją za rękę.
Powoli przemieszczali się pomiędzy siedzeniami.
- Czemu oni się tak na nas dziwnie gapią? – zapytała Mags.
- Zasłaniamy im ekran…
- Tak, to może być powód…
W końcu udało się im wydostać na zewnątrz.
- Poczekamy na Sejd i Gee? – zapytała Mags.
- Chyba nie ma sensu, zadzwonię do Gerard’a i powiem mu, żeby w razie czego nas nie szukali.

***********************

- Dlaczego nie wyłączyłeś telefonu? – zapytała Sejd słysząc dźwięk dzwonka.
- Zapomniałem… To Frank. Odbiorę, może to coś ważnego.
Podczas kiedy Gerard rozmawiał przez telefon facet przed nimi już nie wytrzymywał nerwowo.
Sejd starała się robić dobrą minę do złej gry i obdarzyła go serdecznym uśmiechem.
Koleś znowu zaczął nawijać po niemiecku. Miał niezbyt miły ton głosu.
- Gerard!! – krzyknęła Sejd zabierając mu komórkę.
- Co? – zapytał zdezorientowany Gee, po minie Niemca zorientował się o co chodzi – Przepraszam…
Niemiec z resztką cierpliwości dał im spokój.

***********************

- Eeee… rozłączył się… - powiedział zdziwiony Frank.
- Przecież oni są w kinie, nie mogą rozmawiać.
- A no tak. Nie pomyślałem o tym.
- To gdzie idziemy? – zapytała Mags.
- Może na spacer? – zaproponował Frank.
Jednak nie czekał na odpowiedź, chwycił Mags za rękę i zmierzał w kierunku wyjścia.
- W końcu jesteśmy sami… - powiedział Frank po chwili ciszy.
- Przeszkadza ci towarzystwo innych osób?
- Nie… Ale czasem chciałbym być z tobą… No wiesz… Sam.
- Kiedy jesteś ze mną, nie jesteś sam – zauważyła Mags.
- Zadziwia mnie twoja pomysłowość – zaśmiał się Frank – Ale masz rację, nie jestem sam. Bycie samotnym to najgorsza rzecz, jaka może spotkać człowieka.
- Ale kiedy byłbyś sam nie miałbyś żadnych zobowiązań. Nie musiałbyś pamiętać o moich urodzinach, imieninach, zabierać mnie gdziekolwiek…
- Kiedy na kimś mi zależy pamiętanie o tych wszystkich datach jest przyjemnością.
- A pamiętasz? -zapytała Mags.
- Eee… No w sumie to nie, bo nawet nie znam twojej daty urodzenia… Ty to potrafisz zagiąć człowieka.
- To jeden z moich talentów – zaśmiała się Mags.
- Muszę dać ci prezent za wszystkie urodziny w twoim życiu, o których nie wiedziałem… - powiedział Frank.
- Jak ty mi to wynagrodzisz? – zaśmiała się Mags.
- Najlepiej jak potrafię – odpowiedział Frank.
Obejmując ją spojrzał jej w oczy.
Patrzeli tak na siebie przez dłuższą chwilę.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytała Mags.
- Podziwiam… - powiedział Frank całując ją delikatnie w usta.

************************


Pocałunek przerwała jakaś około trzynastoletnia dziewczyna.
- Fraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaank! – krzyknęła z entuzjazmem.
Zdezorientowany Frank spojrzał w dół.
Nieczęsto zdarzało się, że ktoś był tak dużo niższy od niego.
- Koooooooooocham cię!!!!! Podpiszesz mi się?
- Eeee… Tak. Jasne… - odpowiedział Frank zabierając się za podpisywanie kartki.
- A wiesz gdzie jest Gerard? – zapytała pełna nadziei dziewczyna.
- Nie… - Frank obronił kumpla przed napastowaniem – Zobacz, tam jest Bill z Tokio Hotel!
- Gdzie?
- Tam!
Trzynastka pobiegła w stronę wskazaną przez Frania.
- Pomysłowy jesteś… - zaśmiała się Mags.
- Lepiej chodźmy stąd zanim się zorientuje, że żadnego DeBilla tam nie ma – uśmiechnął się Frank.

***********************

Tymczasem w hotelu…
- Kiedy stąd wyjeżdżamy? – zapytał Mikey.
- Dwudziestego – odpowiedział spokojnie Ray.
- Aha… A który dzisiaj jest?
- Nie wiem… O cholera, dzisiaj jest 19! Jutro o 7:00 rano mamy samolot do Norwegii!
- Mówiłeś, że jedziemy za trzy dni… - zauważył Bob.
- Mówiłem tak, ale dwa dni temu ciołku!
- Trzeba powiadomić resztę, bo oni chyba o tym nie wiedzą… - zauważył Mikey.
- To na co jeszcze czekasz? Dzwoń do nich – powiedział Ray.
- Gdybym tylko wiedział gdzie mam komórkę…
- Mikey! – Ray już powoli tracił cierpliwość.
- Zaraz znajdę, na pewno… - powiedział Mikey po czym poszedł do łazienki.
- Nie marnuj czasu na stanie przed lustrem tylko szukaj tej komórki! – ponaglał go Ray.
- Ale ja sprawdzam czy nie ma jej w łazience… Może z tosterem się bawi.
- Albo może jest u mnie i bawi się z Zygfrydkiem! Tylko oby z tej zabawy nie wyszły Zygfrydki z guzikami… – zauważył Bob.
- Maaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam! – krzyknął Mikey.
- Komórkę? – zapytał z nadzieją w głosie Ray.
- Nie… Guziczek! Odpadł mi od koszuli. Włożę go do kieszeee… O! Komórka!
- Tylko nie mów mi, że przez cały ten czas miałeś komórkę w kieszeni…
- Dobra, mogę tego nie mówić…
- I nie będzie Zygfrydków z guziczkami… - zauważył Bob.
- To ja zadzwonię do Gerry’ego.

***********************

- Znowu ktoś dzwoni – zauważył Gee.
- Nie odbieraj! – powiedziała Sejd.
- Ale to Mikey… W sumie masz rację, pewnie toster mu się zgubił.
Sejd zabrała mu komórkę i wyłączyła ją.
- Teraz dostanę buzi? – zapytał Gerard.
- A niby za co?
- Za to, że się ciebie posłuchałem.
- Hmmm… Pomyślmy… - zaśmiała się Sejd po czym pocałowała go w policzek.
- Tylko w policzek?
- Na coś innego musisz się bardziej postarać.
- Ależ ty jesteś wymagająca – uśmiechnął się Gee.
- To prawda, musisz przywyknąć.
Gerard już nic nie odpowiedział tylko objął ją ramieniem.
Oboje oglądali film, z którego nic nie rozumieli.
- Ale efekty są fajne… - zaczął Gee.
- Mhm…

*************************

- Gerry wyłączył komórkę… - powiedział Mikey.
- To zadzwoń do Frank’a – zaproponował Ray.
- Ok., ale najpierw napiszę sms’a do Gerry’ego.
- To ja zadzwonię do Frank’a! – zadeklarował Bob.

***********************

Frank i Mags spacerowali po parku.
- Usiądziemy na chwilę? -zapytał Frank wskazując na ławkę.
- Ok.
Kiedy miał objąć Mags zadzwoniła jego komórka.
- Ktoś ma wyczucie czasu… Halo?
*Frank, jutro o 7:00 mamy samolot do Norwegii!*
- Co?!
*Jest 22:00, więc będzie lepiej dla ciebie jak już wrócisz do hotelu i się wyśpisz…*
- Ale mieliśmy jechać dwudziestego…
*Jutro jest dwudziesty… Dobra, ja kończę, bo Zygfrydek jest zazdrosny. Pa!*
- Coś się stało? – zapytała zdezorientowana Mags.
- Jutro lecimy do Norwegii.
- Już jutro?
- Mhm… Lepiej wracajmy już do hotelu.
- Masz rację, chodźmy.
- Ale wypad do kina możemy zaliczyć do udanych? – zapytał Frank.
- Tak, w szczególności niesamowicie interesujący film – zaśmiała się Mags.

***************************

Sejd i Gee właśnie wychodzili z kina.
- Chyba nie lubię Spider Man’a – zaśmiała się Sejd.
- Ja też chyba coraz mniej… Włączę komórkę i zadzwonię do Mikey’a.
- Ok.
Po włączeniu telefonu usłyszeli sygnał nadchodzącej wiadomości sms.
- To Mikey – powiedział Gerard.
Sejd się tylko uśmiechnęła.
- O cholera! – krzyknął Gee.
- Co się stało? Coś z Mikey’em? – zapytała przestraszona Sejd.
- Gorzej! Jutro już wyjeżdżamy dalej w trasę!
- Już jutro?
- Ostatnie dni minęły strasznie szybko…
- To prawda.
- Już późno, wracajmy do hotelu. Mogłem cię nie posłuchać i odebrać tą komórkę.
- Tak, zwalaj wszystko na mnie.
- Mielibyśmy więcej czasu.
- Ale nie dostałbyś buziaka – zauważyła Sejd.
- Rozbrajasz mnie – zaśmiał się Gerard po czym chwycił ją za rękę i dumnym krokiem wracali do hotelu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 21:32, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Frank i Mags wrócili około 23:30.
Wszyscy już spali.
- Co tu tak cicho? – zapytała Mags.
- Pewnie wszyscy śpią… Wiesz, jutro wyjeżdżamy.
- No tak… Sprawdzę czy Sejd już śpi.
Mags otworzyła drzwi pokoju nr 69.
Okazało się, że nikogo tam nie ma.
- Frank, oni chyba są w pokoju twoim i Gee.
- Tam nikogo nie ma, sprawdzałem. Widocznie jeszcze nie wrócili.
- Najwyraźniej.
- Ale jak nie chcesz być sama to możesz zawsze wpaść do mojego pokoju – zaproponował Frank.
- Chyba tak zrobię, poczekam u ciebie na Sejd.
- Teraz możemy pooglądać coś w normalnej wersji językowej – powiedział Frank włączając TV.
- Może nie normalnej, ale bardziej zrozumiałej – zaśmiała się Mags.
Oboje usiedli na łóżku, które znajdowało się naprzeciw telewizora.
Frank objął Mags ramieniem.
- Niezwykle wygodnie ogląda się z tobą TV – uśmiechnęła się Mags.
- Zawsze do twoich usług – odwzajemnił jej uśmiech Frank.
Po kilku minutach Frank spostrzegł, że Mags zasnęła.
Położył ją delikatnie na łóżku, okrył ją kołdrą, a sam położył się obok niej.
Po chwili oboje spali przytuleni do siebie.

*****************************

Około 2:00 w nocy do hotelu wrócili Gee i Sejd.
- To był najdłuższy spacer w moim życiu – zauważył Gerard.
- Nie podobało ci się?
- Wręcz przeciwnie. Dzisiaj mi się podobało, ale jutro, kiedy będę musiał wstać o 6:00 już nie będzie mi tak wesoło.
- Masz aż cztery godziny snu – uśmiechnęła się Sejd.
- To mnie pocieszyłaś… Chętnie zostałbym jeszcze z tobą, ale nawet te kilka godzin snu się przyda. Do zobaczenia za cztery godziny – powiedział Gee delikatnie całując Sejd.
Sejd poszła do swojego pokoju.
Była tak zmęczona, że nie zauważyła nieobecności Mags.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Okazało się, że to był Gee.
- Czyżbyś zrezygnował ze spania? – zapytała zdziwiona Sejd.
- Nie…
- To co się stało?
- Nie zauważyłaś, że Mags nie ma?
- Nie ma? – zapytała Sejd spoglądając na puste łóżko, na którym teoretycznie powinna spać Mags – No rzeczywiście… Nie zwróciłam na to uwagi. Wiesz gdzie ona jest?
- Wiem… I dlatego tu przyszedłem.
- Tylko nie mów, że oni…
- Jak nie chcesz to mogę nie mówić – uśmiechnął się Gee.
- Oj, wiesz o co mi chodzi.
- Wiem. Oni śpią po prostu… I tyle.
- Razem?
- Na jednym łóżku.
- To ja już nic nie rozumiem. Najpierw była wielka afera jak mieli razem zamieszkać, a teraz tak po prostu śpią razem…
- Ja też nic nie rozumiem… Ale trudno. Lepiej dla nich i dla nas.
- Jak długo leci się do Norwegii? – zapytała niespodziewanie Sejd zmieniając temat.
- Jakieś trzy godziny… Czemu pytasz?
- Tak tylko…
- Nienawidzę latać samolotem… - powiedział Gee.
- Ty też?
- Czyli ty też?
- Mhm…
- W końcu ktoś kto mnie będzie rozumieć – ucieszył się Gerard.
- Teraz chodźmy już lepiej spać, bo czas ucieka… - powiedziała Sejd.

************************

O 6:00 rano Bob biegał od pokoju do pokoju budząc wszystkich.
- Frank! Mags! Wstawać! – krzyknął po czym zdezorientowany spojrzał na łóżko.
- Zaraz wstanę, jeszcze 5 minut… - powiedział zaspany Frank.
- Matko… Wy mnie uprzedzajcie, a nie ja tu się pakuję z Zygfrydkem! Demoralizujecie go! Już drugi raz! – powiedział oburzony Bob po czy wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Następnie udał się do pokoju nr 69.
Dla bezpieczeństwa zostawił Zygfrydka przed drzwiami.
- Wstawaaaaaaać! – krzyknął Bob.
- Już 6:00? – zapytał zdezorientowany Gee.
- Czy już 6:00?! Już 6:10! Trzeba było wrócić wcześniej!
- Nie matkuj nam! – zaśmiała się Sejd rzucając Bob’a poduszką.
- O 6:30 wszyscy mamy być przed hotelem… - powiedział Bob wychodząc z pokoju.
Na tą wiadomość Sejd i Gee pobiegli do łazienki.
- Widziałeś moją kredkę do oczu? – pytała spanikowana Sejd.
- Chyba Mikey ostatnio ją pożyczał…
- Cholera! No trudno, dzisiaj obędzie się bez kredki…
- Ale ja mam swoją zawsze przy sobie, mogę ci pożyczyć – uśmiechnął się Gee.
- Nawet ja nie noszę kosmetyków zawsze przy sobie – zaśmiała się Sejd.
- I widzisz jaki błąd popełniasz. Mikey zakosił ci kredkę.
- Ale odda mi ją…
- Nie liczyłbym na to… On gubi wszystko – Gerard rozwiał jej nadzieje.
Punktualnie o 6:30 wszyscy byli pod hotelem.
Prawie wszyscy.
Zabrakło Mags i Frank’a.

*****************************


- Gdzie oni są? – niecierpliwił się Mikey.
- Bob, byłeś u nich? – zapytał Ray.
- Byłem…
- Powiedziałeś im, że o 6:30 mają tu być? – dopytywał się Gee.
- Powiedzia… O kurczątko! Nie!
- To leć po nich! – ponagliła go Sejd.
Bob bez namysłu pobiegł do hotelu.
Wszedł do pokoju i zamurowało go.
Zastał półnagich Frank’a i Mags na łóżku.
Właściwie to Frank właśnie zaczynał ściągać kolejną część garderoby z Mags.
Bob nie wiedział co ma w tym momencie zrobić, więc zasłonił oczy rękoma i przekazał im informację mówiąc najszybciej jak tylko potrafił.
- Szybko schodźcie na dół, wszyscy na was czekają! – mówił prawie krzycząc i szybko wybiegł z pokoju.
Mags i Frank patrzeli nieruchomo na zamknięte drzwi.
Gdyby Bob się nie odezwał, nawet nie zauważyliby jego obecności.
- Myślisz, że on im powie? – zapytała z niepokojem Mags.
- Nie… Chyba nie…
Mags i Frank błyskawicznie się ubrali i w trybie natychmiastowym zeszli na dół.
- Udawaj, że się nic nie stało… - szepnął do niej Frank.
- W końcu jesteście! – powiedział Gerard.
- Co zrobiliście Bobikowi? – zapytała Sejd przytulając roztrzęsionego Bob’a.
- My? Przecież nic mu nie zrobiliśmy… - tłumaczył się Frank.
- To czemu wybiegł z hotelu jak oparzony i nie chce powiedzieć co się stało? – dopytywała się Sejd.
- Może coś zobaczył… Coś co go przestraszyło… - powiedziała Mags.
Słysząc te słowa Bob jeszcze bardziej wtulił się w Sejd.
- Bob! Starczy tego! – krzyknął Gee odklejając go od Sejd.
- O co ci chodzi? – oburzyła się Sejd.
- Niech znajduje pocieszenie u kogoś innego – powiedział Gerard.
- Jesteś okropny! Nie widzisz w jakim on jest stanie?
Gee chyba uznał, że bezpieczniej będzie już nic nie mówić, bo nie odpowiedział na to pytanie.
- Na sprzeczki będziecie mieć dużo czasu w samolocie! Teraz lepiej się pospieszmy – ponaglał ich Ray.
Droga na lotnisko była wyjątkowo cicha. Sejd i Gee się do siebie nie odzywali, a Mags i Frank woleli nie zaczynać jakiegokolwiek tematu.

**************************

Wyjątkowo szybko poszło im załatwianie formalności na lotnisku.
Wszyscy zaczęli wchodzić do samolotu.
- Jak ja nienawidzę latać – narzekała Sejd.
- No nie… Kolejna maruda… a już myślałem, że marudzący Gerry to coś najgorszego - powiedział Mikey.
Gerard spiorunował Mikey’a wzrokiem i wszedł do samolotu nie czekając na Sejd.
- Mags, mogę usiąść z tobą? – zapytała błagalnie Sejd.
- Jasne… - odpowiedziała Mags, ale widać było, że nie bardzo jej pasowało.
- Dzięki, jesteś kochana – Sejd pocałowała ją w policzek.
- Wiem – zaśmiała się Mags.
W efekcie Mikey usiadł tradycyjnie z Ray’em, Bob również tradycyjnie z Zygfrydkiem, Sejd z Mags, a Frank z Gerard’em.
- To powiesz mi czego Bob się tak przestraszył? – zapytała Sejd.
Mags oblała się rumieńcem.
- Chyba zaczynam rozumieć… Zważając na to, że Bob ma świra na punkcie demoralizacji… Czy wy… no wiesz…?
- Prawie… - Mags ledwo to z siebie wykrztusiła.
- Rozumiem… - powiedziała Sejd nie kryjąc zaskoczenia.
- Ale chyba dobrze się stało, że Bob wtedy wszedł do pokoju.
- Czemu?
- Bo ja chyba nie chcę już… To znaczy jeszcze nie teraz… No wiesz…
- Sama się zdziwiłam, bo była awantura jak miałaś z nim dzielić pokój… A tu takie coś – uśmiechnęła się Sejd.
- A ty pokłóciłaś się z Gee? – Mags chciała zmienić temat.
- Na to wygląda… Z resztą sama widziałaś.
- Na pewno pogodzicie się niedługo…
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? – zdziwiła się Mags.
- Dopiero teraz zaczęłam zauważać, że on też ma wady… - tłumaczyła Sejd.
- Każdy je ma.
- Wiem… Byłam w niego tak zapatrzona, że ich nie widziałam.
- I tak jestem przekonana, że wszystko się wyjaśni – powiedziała Mags uśmiechając się.

********************************

Lot minął bardzo szybko.
Tym razem nawet nikomu nie zginęły bagaże.
Wszyscy szybko znaleźli się w hotelu.
- Kto teraz będzie rezerwować pokoje? – zapytał Mikey.
Wszyscy spojrzeli na Mags.
- Rozumiem, że to już moja praca na pełen etat? – zapytała ironicznie Mags.
- Tak jakby… - uśmiechnął się Frank.
Mags bez najmniejszych problemów zarezerwowała pokoje.
- I znowu są wolne tylko dwuosobowe… - zaczęła.
- To dobrze! – ucieszył się Frank – Zamawiam pokój z tobą!
- Ja z Zygfrydkiem! – obwieścił Bob.
- Wiemy… - powiedzieli wszyscy chórem.
- No to ja jak zawsze z Mikey’em – oświadczył Ray.
- A ja z Sejd… - powiedział Gerard bardziej z grzeczności niż chęci zamieszkania z Sejd.
Mags tylko się uśmiechnęła.
Pomyślała, że konflikt pomiędzy Sejd i Gee jest już zażegnany.

**********************

Kiedy wszyscy zostawili bagaże w swoich pokojach umówili się na mini-posiadówę w pokoju Frank’a i Mags.
Wszyscy w pełni oddali się rozmowie.
Oprócz Bob’a, który nie mógł dojść do siebie oraz Sejd i Gee, którzy nie byli w dobrych nastrojach.
- W życiu bym nie pomyślał, że życie w trasie może być takie przyjemnie i przynieść ze sobą tyle korzyści – zaczął Frank.
- Jakich korzyści? – zapytała Mags.
- Wiele, ale jest jedna najważniejsza… Ty – powiedział Frank, po czym delikatnie pocałował Mags.
Bob zrobił się blady jak ściana.
- Bob, co ci jest? – zapytał Mikey.
W ramach odpowiedzi Bob się tylko na siłę uśmiechnął.
Widocznie to, co zobaczył pozostawiło trwały ślad w jego niezwykle delikatnej psychice.
Sejd uśmiechnęła się sama do siebie, mimowolnie wyobraziła sobie minę Bob’a kiedy wszedł do tego nieszczęsnego pokoju.
Zważając na to, że prawie dostał zawału na widok Mags opierającej się o Frank’a, na widok tamtego incydentu pewnie prawie umarł.
- To ja przyniosę piwo! – zaproponował Frank.
- Ok. – odpowiedział wyraźnie zadowolony Mikey.
Gerard szturchnął go ramieniem.
- No przecież się nie upiję! – Mikey od razu zrozumiał o co chodzi.
- W każdym razie pamiętaj, że wieczorem mamy koncert – pouczył go Gee.
- Dla każdego coś dobrego! – powiedział Frank dając każdemu po puszce piwa.
Wielkie było jego zaskoczenie, kiedy Gerard wziął napój bez żadnego gadania.
- No to za udaną trasę koncertową! – wzniósł toast Ray.
Wszyscy stuknęli się puszkami po czym wzięli łyk piwa.
Sejd tradycyjnie nic nie wypiła.
Oddała puszkę Mikey’owi.
- Przeproszę was na chwilę. Zaraz wracam – powiedziała wychodząc z pokoju.
Nikomu to nie zrobiło wielkiej różnicy, bo i tak nie udzielała się w rozmowie.
- Co jej jest? – zapytał zdezorientowany Frank.
Mags tylko znacząco spojrzała na Gee.
- Przecież nic jej nie zrobiłem! Pewnie ma gorszy dzień, czy coś… – tłumaczył się Gerard.
- Taa… W końcu kto zrozumie kobiety? – zaśmiał się Frank, po czym natychmiast dostał poduszką w głowę od Mags.
- Za co to?
- Za głupie gadanie – powiedziała Mags pokazując mu język.
- No przecież nic takiego nie powiedziałem…
- A chcesz dostać jeszcze raz?
- Zależy co… – powiedział Frank z rozbrajającym uśmiechem..
- Ja bym na twoim miejscu nie liczył na nic fajnego – zaśmiał się Mikey.
- Mikey pierwszy raz powiedział coś mądrego! – zauważył Ray.
- No to żeby to uczcić przyniosę po jeszcze jednym piwku dla każdego! – oświadczył Frank.
- Alkoholik! – droczyła się z nim Mags.
- Nie alkoholik tylko smakosz – uśmiechnął się Frank.
Po trzydziestu minutach wróciła Sejd.
- Muszę wam coś powiedzieć… - zaczęła.
W tym momencie wszyscy zaprzestali rozmów i spojrzeli na nią z niepokojem, bo nie wyglądała na specjalnie szczęśliwą.
- Wracam do Polski – powiedziała wlepiając wzrok w podłogę.

*****************


- Cooooooooo?! – zapytali wszyscy chórem.
- To co słyszeliście. Jutro mam samolot – powiedziała Sejd i szybko poszła do swojego pokoju żeby uniknąć większej ilości pytań.
Pozostali siedzieli w ciszy przez dłuższą chwilę.
- Niech ktoś z nią pogada, ona nie może tak po prostu stąd wyjechać… - zaczęła Mags.
- Nikt nie będzie w stanie jej zmusić żeby została… - powiedział Ray.
- Ale można jakoś spróbować ją przekonać…
Gerard siedząc na kanapie schował twarz w dłonie.
- Gee… Może ty spróbujesz? – zapytał Frank.
- Wydaje mi się, że to przeze mnie chce wyjechać… - tłumaczył Gerard.
- Więc tylko ty jesteś w stanie to odkręcić – zauważył Mikey.
- Nie wiem czy chcę.
- Chcesz tak łatwo zrezygnować? – zapytała Mags.
- Nie mogę jej trzymać na siłę.
- Wierz mi, że jej się nie da trzymać na siłę. Ona ma charakterek.
- Zauważyłem – powiedział Gerard wychodząc z pokoju.
- Myślicie, że poszedł do Sejd? – zapytał Frank.
- Mam taką nadzieję… - powiedziała Mags.

*******************

Gerard długo czaił się przed drzwiami pokoju, który przecież również należał do niego.
Po chwili namysłu postanowił tam wejść.
Zastał Sejd siedzącą nieruchomo na łóżku, wpatrzoną w podłogę.
- Dlaczego to robisz? – zapytał Gee.
- Bo chcę – odpowiedziała Sejd nawet na niego nie spoglądając.
- Jeszcze dzisiaj rano było wszystko dobrze…
- Masz rację. Było.
- O co ci chodzi?
- Jeszcze dzisiaj rano nie czepiałeś się Bob’a i…
- Nie zauważyłaś dlaczego to zrobiłem? Więc ci powiem. Bo zależy mi na tobie – przerwał jej Gerard nie pozwalając dokończyć jej zdania.
- Jakoś tego nie zauważyłam.
- Co zrobiłem nie tak?
- Piłeś.
- A więc to o to chodzi… Przecież nic się nie stało. To tylko dwa małe piwka.
- Jakoś wcześniej potrafiłeś tego sobie odmówić.
- Dobra, byłem na ciebie trochę… Nie ważne.
- I taki jest twój sposób rozwiązywania problemów? Tylko pogratulować.
- Przez to chcesz to wszystko skończyć i tak po prostu wyjechać? – zapytał Gee przysiadając się do niej.
Sejd odwróciła głowę w drugą stronę byleby tylko na niego nie patrzeć.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że chcesz to skończyć – powiedział Gerard.
Sejd na chwilę spojrzała na niego, ale nie mogła wykrztusić z siebie słowa.
Do jej oczu napłynęły łzy.
Gee widząc to objął ją ramieniem.
- Zamówiłam już bilet – powiedziała Sejd.
- Możesz to odwołać, wiesz przecież o tym.
- Chcesz żebym została?
- Musisz postąpić według własnej decyzji. Tylko pamiętaj o tym, że wyjeżdżając coś stracisz. Być może już bezpowrotnie. Jeśli tego chcesz, zrozumiem.
Sejd liczyła na nieco inną odpowiedź.
Ta jeszcze bardziej skomplikowała sytuację.
- Pomyśl też o Frank’u i Mags. Chyba nie chcesz zrujnować ich szczęścia? A kiedy ty wyjedziesz, Mags na pewno będzie chciała jechać z tobą. Jeśli nie zostaniesz dla mnie, to zostań dla nich.
- Mas rację… Zostanę.
Gerard nie spodziewał się, że tak szybko zdoła ją przekonać.
Chciał ją pocałować.
- Ale my dajmy sobie trochę czasu… - powiedziała Sejd odsuwając się od niego.

***************************

Pokój Mags i Frank’a opustoszał.
Pozostali w nim tylko oni.
- Jeśli ona pojedzie, ja też to zrobię… - zaczęła Mags.
- Jest dorosła, da sobie radę – Frank próbował zniechęcić ją do tego pomysłu.
- Ale jest moją przyjaciółką i nie mogę jej tak po prostu zostawić.
- Skoro tak, to ona powinna pomyśleć o tobie i nie wyjeżdżać.
Mags to przemilczała, bo musiałaby przyznać Frank’owi rację.
- Nie pozwolę ci nigdzie wyjeżdżać. Przywiążę cię do kaloryfera jeśli będzie taka potrzeba – uśmiechnął się Frank przytulając Mags.
- Jesteś niemożliwy…
- Ktoś musi… - powiedział Franek i zaczął całować ją po szyi.
- „Ktoś” to tu może wejść… - szepnęła Mags.
- Dzisiaj już nas przyłapali, więc chyba nie będziemy mieć takiego pecha drugi raz…
- A jeśli…?
- To wykopię takiego delikwenta za drzwi! – zaśmiał się Frank kładąc Mags na łóżku.
W tym momencie do pokoju weszła Sejd.
- Eee… Sorry… To ja przyjdę później – powiedziała zmieszana.
- Nie, zaczekaj! – krzyknęła za nią Mags tym samym uwalniając się z objęć Frank’a.
Wybiegła za nią na korytarz.
- Ja naprawdę nie chciałam… Wróć do niego – tłumaczyła się Sejd.
- Ale chyba nie przyszłaś bez powodu?
- Chciałam was wszystkich przeprosić, bo zachowałam się nieodpowiedzialnie…
- To znaczy, że zostajesz? – zapytała Mags.
- Na to wygląda – uśmiechnęła się Sejd.
- Zastanawiam się jak mogłaś w ogóle wpaść na taki pomysł. Przecież ty i Gerard…
- Nie jesteśmy razem – przerwała jej Sejd.
- Jak to? – Mags nie kryła zaskoczenia.
- Postanowiłam zostać tylko dla ciebie nie dla niego. Może po jakimś czasie będę mogła wyjechać, ale obiecaj, że zostaniesz z Frank’iem.
- Nie mogę…
- Musisz!
- Ale ty nie wyjedziesz.
- Nie będę mogła wykorzystywać uprzejmości wszystkich i siedzieć wam na głowie.
- Nie wyjedziesz – upierała się Mags,
Sejd już nie wiedziała co powiedzieć.
Skąd ta pewność u jej przyjaciółki?
- Nie wyjedziesz, bo nie będziesz w stanie go zostawić.
- O kim mówisz?
- Doskonale wiesz o kim mówię. Na razie! – pożegnała się z nią Mags.
Sejd jeszcze przez chwilę stała w miejscu.
Ta rozmowa była dziwna, ale taka prawdziwa.
Wróciła do swojego pokoju.

***********************

- Dzisiaj chyba mamy pechowy dzień – uśmiechnął się Frank.
- Na to wygląda – Mags odwzajemniła jego uśmiech.
- Sejd zostaje?
- Tak.
- Wiedziałem, że Gee da sobie radę.
- Została dla nas.
- Jak to dla nas? – zdziwił się Frank.
- Nie chciała, żebym cię zostawiła.
- A tam, to tylko takie gadanie, wiadomo o kogo chodzi…
- I tu się mylisz. Oni nie są już ze sobą.
- Ale będą.
- Miejmy nadzieję…
- Oj, nie zamartwiaj się wszystkimi. Teraz jesteśmy my. Sami… - powiedział Frank całując Mags.

**********************

Godzina koncertu zbliżała się nieubłaganie.
Tym razem to Gerard pamiętał o wszystkim i chodził od pokoju do pokoju przypominając, że powinni już się zbierać.
Delikatnie zapukał do pokoju Mags i Frank’a po czym lekko uchylił drzwi.
Sam nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.
Wszędzie walały się ubrania, a Mags i Frank spali w jednym łóżku.
Na ten widok postanowił się wycofać.
Poszedł do pokoju Mikey’a i Ray’a.
- Zbierajcie się! Niedługo gramy.
- Rzeczywiście… - zauważył Ray.
- Tylko teraz ktoś musi obudzić Frank’a… - zaczął Gee.
- A sam nie mogłeś? – zdziwił się Mikey.
- Booo… To tak głupio…
- Przecież nie raz już go budziłeś – powiedział jak zawsze trzeźwo myślący Ray.
- Tak, ale nigdy kiedy leżał nagi pod kołdrą ze swoją dziewczyną…
- Nie gadaj! – Mikey od razu się ożywił.
- Serio… Już wiem co zrobię! Napiszę do niego sms’a i udam, że o tym nic nie wiem… Wy też się nie wygadajcie!
- Spoko… - uspokoił go Ray.

*************************

W pokoju Mags i Frank’a rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Znowu komórka… - narzekał zaspany Frank.
Zabrał się za czytanie sms’a.
- To od Gee. Napisał, że za 10 minut wszyscy wychodzą na koncert… O cholera! Koncert! – krzyknął Frank, po czym szybko pobiegł do łazienki.
Po 10 minutach zarówno Frank jak i Mags byli gotowi do wyjścia.
Kiedy wyszli z pokoju okazało się, że już wszyscy na nich czekają.
Mikey, Ray i Gerard nie mogli powstrzymać się od patrzenia na nich.
- Czemu się na nas tak patrzycie? – zapytała zdezorientowana Mags.
- Eee... Nic… Chodźmy już – ponaglił ich Ray.
- A gdzie Sejd? – zapytał Frank.
- Powiedziała, że może dołączy do nas później… Ale sam osobiście w to wątpię… - powiedział Gee.


*****************************


Wszyscy (naturalnie oprócz Sejd) znaleźli się na backstage’u.
- No to czas zająć się naszymi fryzurami – powiedział Frank uśmiechając się do Mags.
- Jak ładnie poprosisz… - Mags odwzajemniła jego uśmiech.
- Może nie będę zbyt oryginalny, ale… - Frank pocałował Mags.
- Liczyłam na coś nowegooo…
- Chyba już nic nowego zrobić się nie da… - wtrącił Gee.
- O co ci chodzi? – zapytał zdziwiony Frank.
- Eee… No o to, że… A tam, nieważne – tłumaczył się Gerard z rozbrajającym uśmiechem.
- Nie przejmujcie się nim, on teraz przechodzi kryzys… No wiecie… – zaśmiał się Mikey odwracając uwagę od wypowiedzi brata.
Gee spiorunował go wzrokiem, ale postanowił to przemilczeć.
Tak było bezpieczniej.
Rzeczywiście powinien panować nad tym co mówi.
- Nie martw się, wszystko się ułoży – uspokoiła go Mags gładząc Gee po włosach.
- Ekhem… To co z moją fryzurą? – upominał się Frank.
- Frank jest zazdrosny! – zaśmiał się Ray.
- Wcale nie! – upierał się Frank z miną dziecka, któremu właśnie ktoś zabrał zabawkę.
- Myślałem, że jesteś no wiesz… Już dojrzalszy… - Gee nie mógł się pohamować.
- Gerard! – Ray i Mikey krzyknęli chórem.
- No co?
- Ty już dobrze wiesz co! – upomniał go Ray po czym spojrzał na Mags.
- Tak… Wiem… Kryzys – powiedziała Mags.
- Idę zapalić – oznajmił Gee wychodząc z garderoby.
- To na pewno kryzys wieku średniego - zauważył Frank.
- Przynajmniej nie mam syndromu przedszkolaka! – powiedział Gerard pokazując mu środkowy palec.
Po tej małej sprzeczce szybko wyszedł na korytarz.
- Trzeba ich jakoś pogodzić ze sobą, bo Gee jest nie do wytrzymania – oznajmił Frank.
Ray i Mikey tylko spojrzeli na siebie znacząco.
- No co? Wy też macie kryzys?
- Nie… Skądże znowu…
- Co za pokręcony dzień… - powiedział zrezygnowany Frank.
Mikey już miał coś powiedzieć, ale Ray w porę szturchnął go w ramię.

*************************

Gee właśnie wyciągał z kieszeni paczkę Malboro, gdy zobaczył idącą w jego kierunku Sejd.
- Cześć – rzuciła Sejd.
- Jednak przyszłaś…
- Nie mogłabym ominąć koncertu mojego ulubionego zespołu – powiedziała z uśmiechem.
- To miło… - wydusił z siebie Gerard będąc myślami zupełnie gdzie indziej.
- Coś się stało? – zaniepokoiła się Sejd.
- Nic, zupełnie nic – powiedział z ironią w głosie Gee.
- Jeśli o to ci chodzi, to niektórym się po prostu nie układa. Tak już jest…
- Tylko szkoda, ze to zawsze wypada na mnie. Jakoś Frank ma dużo więcej szczęścia.
- Och, nie użalaj się nad sobą – Sejd nie miała zamiaru okazać mu nawet odrobiny współczucia.
Przecież była w takiej samej sytuacji co on.
- Oni znają się krócej niż my, a…
- Co? – zaciekawiła się Sejd.
- Nic… Nie ważne.
- Dokończ jak już zacząłeś.
- Oj, bo oni… No wiesz… Nie rozumiem o co była ta awantura z pokojem.
- Wybacz, ale w dalszym ciągu nie wiem o co ci chodzi. Co oni?
- A podobno kobiety takie domyślne są – uśmiechnął się Gee.
Ten jeden uśmiech jakoś uratował sytuację i atmosfera zrobiła się milsza.
- Dobra, przeanalizujmy. Mieszkają ze sobą w jednym pokoju…
- Ciepło…
- Są ze sobą…
- Cieplej…
- Najprawdopodobniej śpią w jednym łóżku…
- Gorąco!
- Żartujesz?! Oni?! – Sejd zrozumiała o co chodzi.
- Bingo!
- Nie wierzę, rozmawiałam o tym z Mags i nie wyglądało na to, że…
- A jednak… Widziałem porozrzucane ubrania i ich pod cieplutką kołderką – zaśmiał się Gee.
- Nakryłeś ich?
- Nie, spali…
W tym momencie na korytarz wyszła Mags.
- Gerard, teraz kolej na twoją fryzurę! – uśmiechnęła się.
- Hej! – przywitała ją Sejd.
- O! Jesteś!
- Jak widać…

*******************************

Po godzinie cały zespół był gotowy do wyjścia.
- Poproszę buziaka na szczęście! – upomniał się Frank spoglądając znacząco na Mags.
- Na szczęście daje się kopniaka!
- Dobre i to – uśmiechnął się Frank.
- No to powodzenia… - powiedziała Sejd.
- Dzięki, przyda się… - odpowiedział Gerard.
Chyba zapomniał o wszystkim co się stało, bo ją przytulił.
Ku zaskoczeniu wszystkich Sejd nie protestowała.
- Lećcie już! – ponagliła ich Mags.
Po kilku minutach w garderobie zostały tylko dwie dziewczyny.
- To idziemy na koncert? – zapytała Mags.
- A możemy najpierw pogadać? – zapytała Sejd.
- O czym? Widziałam, że wróciłaś do Gee.
- Nie wróciłam, ale nie o tym chciałam rozmawiać…
- A o czym?
- Raczej o Frank’u i o tobie.
- Nie rozumiem… - Mags była zaskoczona.
- Mówiłaś, że ty i on. No wiesz… Że na razie nie chcesz.
- I nie cofam tych słów.
- Ale jak to?
- Ja naprawdę nie rozumiem o co chodzi.
- Dobra, koniec owijania w bawełnę. Gerard mi mówił, że wszedł do waszego pokoju kiedy spaliście… Że naokoło walały się ubrania i… No wiesz… Domyśl się co sobie pomyślał.
Mags zaczęła się śmiać.
- Więc to dlatego tak wszyscy się na nas gapili. I dlatego Gerard dogryzał Frank’owi. Teraz już wszystko rozumiem.
- Ale ja coraz mniej… - powiedziała zdziwiona Sejd.
- Chcieliśmy, ale zrezygnowaliśmy. Długo o tym rozmawialiśmy… Tak długo, że aż oboje zasnęliśmy. A ubrania się walały, bo próbowaliśmy się rozpakować – tłumaczyła Mags ledwo hamując śmiech.
- Ale wszystkich nabraliście! – zaśmiała się Sejd.
- Nieświadomie.
- Gee mówił to z taką pewnością… Co za głupia sprawa.
- Spokojnie… Ja też bym pewnie tak pomyślała gdybym zobaczyła was w takiej sytuacji.
- Możliwe… - powiedziała Sejd spuszczając głowę w dół.
- Widzę, że sprawa z Gerard’em jednak nie daje ci spokoju – Mags zmieniła temat, a przy okazji ton głosu z wesołego na poważny.
- Nie, wszystko jest ok.
- Dlaczego siebie okłamujesz?
- Chodźmy już na ten koncert – powiedziała Sejd.
- Nie zmieniaj tematu.
- Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz?
- Prawdziwej.
- Tak, jest mi ciężko, ale tak będzie lepiej.
- Lepiej? A co jest teraz lepiej? Oboje chodzicie podłamani, tylko tyle z tego wynikło.
- Nie chcę teraz o tym gadać…
- Wesz, że możesz go stracić?
- Chyba już gdzieś to słyszałam… - zauważyła Sejd.
- Po prostu chcę żebyś to przemyślała. Martwię się o ciebie.
- Nie musisz, mówiłam, że jest wszystko dobrze.
- Dobra, nie będę cię już męczyć, ale przemyśl to, co ci powiedziałam.
- Wiesz… Chyba odpuszczę sobie ten koncert. Zostanę tu.
- Nie zostawię cię samej – upierała się Mags
- Idź, Frank się ucieszy – namawiała ją Sejd.
- Pod warunkiem, że to przemyślisz. Tu i teraz.
- Ok., idź już i baw się dobrze – uśmiechnęła się Sejd.
- Trzymaj się! – powiedziała Mags wychodząc.
- Przecież nie będę się puszczać! – zaśmiała się Sejd.

******************


Tym o to sposobem Sejd została sama ze swoimi myślami, a Mags poszła na koncert.
Jednak po chwili żałowała tej decyzji.
W jej oczach występ okazał się kompletną katastrofą.
Gerard był w złym nastroju, Frank był wkurzony na Gee, Bob nadal był w szoku…
Tylko Mikey i Ray jakoś ratowali sytuację.
Tym razem Frank nie robił za showman’a, stał z boku i brzdąkał na gitarze, Bob nie mógł złapać rytmu, Gerard śpiewał bez emocji.
Atmosfera istnie pogrzebowa.
Nawet nie było bisów, bo publiczność chyba już miała dosyć.
Z resztą nie tylko ona…
Po godzinie wszyscy wrócili do garderoby.
- Co tak szybko? – zapytała zdziwiona Sejd.
- A tak jakoś wyszło… - tłumaczył się Gerard.
- Trzeba było lepiej śpiewać! – czepiał się go Frank.
- To trzeba było się ruszać, a nie stać gdzieś z boku! – Gee nie pozostał mu dłużny.
- Zamknijcie się! – uciszyła ich Mags.
- Ludzie, co się z wami dzieje?! – zapytał z wyrzutem Ray.
- Ze mną wszystko ok. – zapewnił go Mikey.
- Nie mówię o tobie, głupku!
- To ja już się nie odzywam…
- No pięknie, teraz najlepiej się wszyscy na siebie poobrażajcie! – krzyknęła Sejd.
- I kto to mówi?! – oburzył się Mikey.
- O co ci chodzi?!
- Dobrze wiesz!
- Cichooooooooo! Czy wy wszyscy macie 5 lat?! – Mags próbowała zapanować nad sytuacją.
- Niektórzy pewnie tak… - powiedziała Sejd piorunując wzrokiem Mikey’a.
- Sejd! – upomniała ją Mags.
- Jak macie zamiar się wszyscy na sobie wyżywać to ja wracam do hotelu. Nie mam zamiaru w tym uczestniczyć! – zakomunikowała Sejd trzaskając drzwiami.
- Ja chyba pójdę się przejść… - powiedział spokojnie Gerard, po czym szybko ulotnił się z garderoby.
- Mam nadzieję, że chociaż ten jeden problem się rozwiąże… - Mags powiedziała sama do siebie.
- Kryzys wieku średniego to coś, na co nie ma lekarstwa – uświadomił ją Frank.
- Frank! Nie zaczynaj znowu! – upomniał go Ray.

**************************

Sejd usłyszała czyjeś kroki za sobą.
Odwróciła się.
- Co ty tu robisz? – zapytała.
- Chciałem się przejść – odpowiedział Gerard.
- Korzystając z okazji… Powiesz mi co się stało?
- O co konkretnie ci chodzi?
- O tą kłótnię w garderobie.
- Czasem tak jest, nie możemy być wszyscy dla siebie mili 365 dni w roku.
- Ale dlaczego koncert się nie udał? – dociekała Sejd.
- Oj… Frank jest na mnie zły, ja jestem w nienajlepszym nastroju, a Bob nie może dojść do siebie. Chyba musimy zrobić sobie chwilę przerwy i odwołać kilka koncertów zanim wszystko wróci do normy…
- Niepotrzebnie czepiałeś się Frank’a.
- Nie czepiałem się go!
- Rozmawiałam z Mags. Na przyszłość… Czasem lepiej z kimś pogadać niż snuć domysły.
- Nie rozumiem… Dokąd prowadzi ta rozmowa?
- Idź drogą dedukcji i się domyśl.
- Łatwiej by było jakbyś powiedziała wprost.
- Pomiędzy Mags i Frank’iem do niczego nie doszło.
- Ale przecież widziałem!
- Widziałeś jak spali. Teraz powinieneś przeprosić Frank’a za te docinki. Z resztą nie rozumiem dlaczego tak się nad nim pastwiłeś. Nawet gdyby to się stało to co z tego? Ich życie. Są dorośli.
- Chyba trochę im zazdrościłem… No wiesz… że im się tak dobrze układa – tłumaczył się Gerard.
- Frank to twój przyjaciel, powinieneś cieszyć się z jego szczęścia.
- Wiem. Głupio mi.
- I prawidłowo.
- Szczerze to liczyłem na jakieś słowa wsparcia.
- To nie działa tylko w jedną stronę.
- Ja już naprawdę nie wiem co mam zrobić, żeby już wszystko się ułożyło… Masz strasznie trudny charakter.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- Ale wcale nie musi być tak jak jest teraz, tylko daj mi szansę.
- Tylko skąd mam mieć pewność, że to będzie dobre?
- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz…
- Masz rację – uśmiechnęła się Sejd całując Gee.
- Wracamy do nich? – zapytała po chwili.
- Jakoś nie chce mi się… Chodźmy do hotelu – zaproponował Gerard z łobuzerskim uśmiechem.
- Ale ja już nie chcę oglądać kreskówek! – zaśmiała się Sejd.
- To wymyślę nam inne zajęcie… - szepnął Gee.
W tym momencie z garderoby wyszli Mags i Frank.
- No to mamy jeden problem z głowy – powiedziała Mags widząc obejmujących się Sejd i Gee.
- Dwa! – wtrąciła Sejd znacząco spoglądając na Gee.
- Jak to dwa? – zdziwił się Frank.
- Sorry stary, że tak na ciebie dzisiaj naskoczyłem… - zaczął Gerard.
- Spoko… - Frank był zaskoczony.
Sejd i Mags tylko się do siebie uśmiechnęły.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 21:33, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Ray, Mikey i Bob wyszli już z garderoby.
Tym razem Bob wyglądał normalnie.
- Bob, wszystko już ok.? –Sejd chciała się upewnić.
- Mhm… - powiedział dumnie Bob i pomaszerował przed siebie.
- Co mu nagadaliście? – zaciekawiła się Mags spoglądając na Ray’a i Mikey’a.
- A nic takiego… - zaczął się tłumaczyć Mikey.
- Ważne, że poskutkowało – uciął rozmowę Ray.
- Dobra, widzę, że niebezpiecznie jest drążyć ten temat… - zauważyła Sejd.
- Ja z Ray’em i Bob’em idziemy na imprezę, musimy ochłonąć po tym wszystkim. Idziecie z nami? – zapytał Mikey.
- Jasne! – zadeklarował Frank.
- A wy? – zapytała Mags patrząc na Gee i Sejd.
- My…? Mieliśmy… No ten… Inne plany… - plątał się Gerard.
- Ale z przyjemnością pójdziemy! – powiedziała Sejd.
- Co? – Gee był zaskoczony, bo z wcześniejszej rozmowy wynikało coś innego.
- Powiedziałam, że z przyjemnością pójdziemy… Prawda?
- No niech będzie… - Gerard zgodził się bez widocznego entuzjazmu.
- Więc prowadź imprezowiczu! – powiedział Ray do Bob’a.
Wszyscy byli zszokowani, ale nikt nie protestował.
Wszyscy potulnie szli za Bob’em.
- Dzięki, Mags… - powiedziała Sejd.
- Za co?
- Za to, co mi powiedziałaś. Dzięki tobie się wszystko ułożyło.
- Od tego są przyjaciele – uśmiechnęła się Mags przytulając Sejd.
- Ej! Nie miziać mi się tu! – zaśmiał się Frank.
- Już ci ją oddaję zazdrośniku!
Tak oto Mags znalazła się w ramionach Frank’a.
Oczywiście od razu zaczęli okazywać swoje uczucia w postaci pocałunków.
Sejd zwolniła tempo i tym samym wylądowała na samym końcu.
Nie chciała im przeszkadzać.
Nagle poczuła czyjąś dłoń na swojej.
Gerard się tylko do niej uśmiechnął.
- Jak dobrze, że już wszystko jest w porządku… - powiedziała Sejd wtulając się w niego.

********************************


- Bob, daleko jeszcze? – zapytał już lekko poirytowany Mikey.
- Nie wiem – odpowiedział spokojnie Bob.
- Jak to nie wiesz?!
- No przecież nie znam Oslo, to skąd mam wiedzieć?
- Suuuuuuper… Dobrze, że chociaż wiesz w jakim mieście jesteś - powiedział ironicznie Ray.
- A nie możemy po prostu trochę sobie pospacerować, pogadać…? – zapytała Sejd.
- Nie! – wszyscy chórem rozwiali jej nadzieje.
- Tyko pytałam…
- Nie panikujcie, w końcu to jest stolica, więc na każdym kroku jest jakieś centrum rozrywki… - tłumaczyła Mags.
- AUTOMATYYYYYYYYY! – krzyknął entuzjastycznie Frank na widok klubu z automatami do gier.
- No to będzie zabawa… - powiedziała sama do siebie Sejd.
Już po kilku minutach byli na miejscu.
- Dziewczyny, idziecie grać? – zapytał Frank.
- Może później… - odpowiedziała Sejd.
- Ja też później do was dołączę – wtrąciła Mags.
- Jak chcecie… - powiedział Frank, a po chwili już go nie było.
- Jak dzieci… - zaśmiała się Sejd.
- Jak to się stało, że już pogodziłaś się z Gee? – zapytała Mags.
- Bo miałaś rację… Głupio by było przez taką drobnostkę tak po prostu wszystko skończyć.
- Słuchaj się mnie! – uśmiechnęła się Mags.
Sejd odwzajemniła jej uśmiech.
- Jutro gdzieś wyjeżdżamy?
- Frank mi mówił, że jutro mają jakiś wywiad dla MTV udzielać czy coś… Wyjeżdżamy pojutrze – uspokoiła ją Mags.
- No to dzisiaj możemy się zabawić! – powiedziała Sejd z łobuzerskim uśmiechem.
- W salonie z automatami?
- No tak, pewnie ciężko ich będzie odciągnąć od grania….

******************************

Po dwóch godzinach Frank zaszczycił swoją obecnością Mags i Sejd.
- To co? Idziemy? – zapytał.
- Gdzie? – zapytała Mags.
- Gdzie tylko zechcesz… - uśmiechnął się Frank.
Mags spojrzała na Sejd.
- Spoko, idźcie. Poradzę sobie – uspokoiła ich Sejd – No już! Nie ma was! – zaśmiała się.
- No to miłej zabawy z automatami – powiedział Frank.
- Dzięki…
Już po chwili po Mags i Frank’u nie było śladu.
Do Sejd przysiadł się Gerard.
- Gdzie zgubiłaś Mags?
- Tam gdzie ty Frank’a.
- Aha… Rozumiem…
- Znowu jakieś podejrzenia?
- Nie… Skądże.
- Jesteś okropny! – zaśmiała się Sejd.
- Po prostu kiedyś Frank’a wołami nie można było odciągnąć od automatów.
- Jak widać, Mags dokonała tego cudu.
- Ciekawe jakim sposobem…
- Gerard!
- No co? – zaśmiał się Gee.
- Ja wiem, że masz skojarzenia do wszystkiego, ale postaraj się nad tym panować – uśmiechnęła się Sejd.
- Święta się odezwała!
- Ja nie mam skojarzeń!
- Na pewno?
- Na pewno.
W tym momencie podszedł do nich Mikey.
- Idziecie grać? – zapytał.
- Z chęcią zagram w Flipper’a – powiedziała Sejd.
- Ja jestem mistrzem Flipper’a! – krzyknął z entuzjazmem Gerard.
- Zobaczymy…
- To wyzwanie?
- No jasne! – powiedziała Sejd po czym pobiegła do automatów.
Mikey i Gee zrobili to samo.

*************************************

Podczas gdy w salonie gier rozstrzygało się, kto zostanie mistrzem Flipper’a Mags i Frank spacerowali trzymając się za ręce.
- Nie podobały ci się automaty? – zapytała Mags.
- Podobały mi się, ale ty podobasz mi się bardziej – powiedział Frank.
- Nie jestem tak kolorowa i świecąca jak one. No i nie jestem w stanie dać takiej rozrywki – zaśmiała się Mags.
- Nie musisz być kolorowa i świecąca żeby mi się podobać. A z tą rozrywką to polemizowałbym… - uśmiechnął się Frank.
- Zbok!
- I wcale się z tym nie kryję!
- Nie dość, że zbok to jeszcze bezwstydnik! – zaśmiała się Mags.
Ta miła pogawędka zajęła im dość sporo czasu.
Na tyle dużo, że zdążyli dojść do hotelu.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział Frank.
- To my szliśmy do hotelu? – zdziwiła się Mags.
- Chyba nie, ale skoro już tu jesteśmy…

********************************

- Wygrałam! – krzyknęła triumfalnie Sejd.
- Moje gratulacje! – powiedział Gerard całując ją.
- I moje kondolencje… - odpowiedziała Sejd całując go jeszcze raz.
- Chyba wolałem jak się do siebie nie odzywaliście… - wtrącił Bob.
- Samolub! – skarcił go Gee śmiejąc się przy tym.
- Bob… Kiedyś kogoś spotkasz i zmienisz zdanie – tłumaczyła Sejd.
- Sądzisz, że ktoś będzie w stanie konkurować z misiem? – zaśmiał się Ray.
- ZYGFRYDEEEEEEEEEK! – krzyknął spanikowany Bob.
- Co się stało? – zdziwił się Mikey.
- Został w hotelu! Bezbronny miś pozostawiony sam na pastwę losu… Musze do niego wrócić! Muszę!
- Tak, wszyscy marzą o zgwałceniu misia… - powiedział ironicznie Ray.
- Idę po niego! – oznajmił Bob.
- Gdzie go zostawiłeś? – zapytała Sejd.
- W pokoju Mags i Frank’a.. Kiedy… Oni… O mój Boże! On nie może tego oglądać! – wrzasnął panicznie Bob i wybiegł na zewnątrz.
- Bob nie wchodź do ich pokoju!!!!! – krzyknęła za nim Sejd.
- Chyba cię nie usłyszał… - powiedział Gerard.
- No to ładnie… - westchnęła Sejd.
- Coś czuję, że musimy się szykować na kolejny stan przedzawałowy Bob’a – zaśmiał się Gee.
- Skąd wiesz, że wtedy to było od tego?
- Domyśliłem się.
- O czym wy mówicie? – zaciekawił się Mikey.
Gerard i Sejd tylko spojrzeli na siebie wymownie i zaczęli się śmiać.

***************************


- Może powinienem zadzwonić do Frank’a i ich uprzedzić? – zapytał Gee.
- No jasne, że tak! Dzwoń – zachęciła go Sejd.
Niestety na nic były ich próby.
- Nie odbiera…
- Mags też nie…
- Ale przynajmniej próbowaliśmy ich ostrzec, mamy czyste sumienie – zaśmiał się Gerard.
- Jednak szkoda mi Bob’a… Ale z drugiej strony przecież nie powiedzieli gdzie idą. Może nie poszli do hotelu…
- To dlaczego nie odbierają telefonów?
- Bo są… Zajęci?
- No właśnie… - uśmiechnął się Gee.
- A ja w dalszym ciągu nie rozumiem o co wam chodzi – wtrącił Mikey.
- Braciszku, jak dorośniesz to zrozumiesz…
- Bardzo śmieszne! A jak już jesteśmy przy tematach rodzinnych… Mama dzwoniła. Powiedziała, że przyjeżdża jutro.
- Co?! – zapytał spanikowany Gerard.
- Halo, tu Ziemia! Mama jutro przyjeżdża!
- Przecież usłyszałem! – krzyknął Gee.
- No to po co się głupio pytasz?
- Nie mogłeś jej jakoś zniechęcić?
- Nie dałbym rady. Już od dawna planowała wyjazd do Oslo.
- Ale czemu akurat teraz?!
- Powiedziała, że to świetna okazja aby poznać Sejd…
- Co?! Jak to mnie poznać?! Po co?! – Sejd nie kryła zaskoczenia.
- Spoko, Alicia przeszła to samo – uśmiechnął się Mikey.
- Chyba zaczynam się bać…
- Ja bardziej! – wtrącił Gerard.
- A to dlaczego? - zdziwiła się Sejd.
- Jak zacznie ci opowiadać jakim to byłem rozkosznym dzieckiem to zapadnę się pod ziemię…
- Przesadzasz. Chętnie posłucham jakim byłeś bobaskiem – zaśmiała się Sejd.
- Okaż mi choć odrobinę współczucia!
- Ok. – powiedziała Sejd całując Gee – Może być?
- Jak zawsze niezawodna… - uśmiechnął się Gerard.
- Pewnie przywiezie album ze zdjęciami! – powiedział rozbawiony Mikey.
- To będzie koszmar…

******************************

Bob właśnie wszedł do hotelu.
Pomyliły mu się numerki i zamiast wejść do pokoju Mags i Frank’a wszedł do Gee i Sejd.
Dopiero po 30 minutach i poprzewracaniu wszystkich rzeczy w poszukiwaniu misia zorientował się, że to nie tu go zostawił.
- Zygfrydku, uratuję cię… Trzymaj się… - powiedział sam do siebie.
Z impetem otworzył drzwi do pokoju Mags i Frank’a.
Dzięki bezcennym radom Mikey’a i Ray’a nie spojrzał na łóżko.
Rady okazały się bardzo pomocne, bo zobaczyłby Frank’a i Mags w dość jednoznacznej sytuacji pod kołdrą…
- Bob! Co ty tu robisz?! – krzyknął zirytowany i jednocześnie skrępowany Frank.
- Ja po Zygfrydka… - wyjaśnił Bob nie patrząc w ich stronę.
- To zabieraj go i wynieś swoje cztery litery z pokoju!
- Tylko nie wiem gdzie on jest…
- Frank, chyba go widzę pod twoimi bokserkami… - szepnęła Mags.
- Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok… Bob, później przyniosę ci tego miśka, a teraz stąd wyjdź.
- Spoko, już go widzę! – krzyknął uradowany Bob – Dzięki, że pomyśleliście o jego wrażliwej osobowości i przykryliście go tymi… bokserkami?! Frank, jak mogłeś?!
W tym momencie Bob nie wytrzymał i spojrzał w ich stronę.
- Mam zawał… - powiedział wybiegając z pokoju.
- I znowu to samo… Muszę poszukać te cholerne klucze od pokoju… - powiedział Frank rzucając poduszką w drzwi.
- Niepotrzebnie wyrzuciłeś tą poduszkę, mogła się przydać… - zaśmiała się Mags.
- To na czym skończyliśmy? – Frank najwyraźniej nie zamierzał czekać na odpowiedź, bo od razu zabrał się do rzeczy.

******************************

Tymczasem u reszty…
- Nie wiem jak wy, ale ja już wracam do hotelu – powiedział Ray.
- A która jest godzina? – zapytał Mikey.
- Jakoś po 3:00…
- Lepiej wracajmy, trzeba sprawdzić czy Bob jeszcze żyje – zaśmiał się Gerard.
- Ciekawe dlaczego on jest taki wrażliwy na tym punkcie… - zastanawiała się Sejd.
- Odkąd go znam taki jest. Ale nie wiadomo co wyprawiał wcześniej – uśmiechnął się Ray.
- Oj, przestańcie… Lepiej już wracajmy.
Po godzinie wszyscy byli już na miejscu.
- No to dobranoc wszystkim! – powiedział Mikey.
- Raczej dzień dobry, już się przejaśnia… - zauważył Ray.
Sejd i Gerard weszli do swojego pokoju.
- Czy tędy przeszedł huragan?! – zapytał Gee patrząc na walające się naokoło rzeczy.
- Najwyraźniej… Trzeba tu jakoś ogarnąć…
- Ale najpierw… - Gerard pocałował Sejd.
- Nie ma mowy, najpierw posprzątamy - Sejd bezlitośnie sprowadziła go na ziemię.
- W sumie mama nie byłaby zadowolona z takiego powodu… Układałaby już sobie różne scenariusze.
- Widzisz jaka mama może być motywująca? – zaśmiała się Sejd.
- Szkoda, że motywuje ciebie do sprzątania.
- A do czego byś chciał?
- Pomyślmy… - powiedział Gee obejmując Sejd.
- Zobacz, twoje PSP jest na parapecie za oknem! – odwróciła jego uwagę Sejd.
- Gdzie?!
- Nabrałeś się! – zaśmiała się Sejd.
- Przez ciebie prawie dostałem zawału…
- Zawał! No właśnie, musimy zobaczyć co z Bob’em!
- To ty idź, a ja tu ogarnę. Zostanie nam więcej wolnego czasu – zaproponował Gee.
- To chyba dobry pomysł…

******************************

Sejd wyszła na korytarz.
- Cześć! – usłyszała za sobą.
- O, cześć Mags… Myślałam, że już spisz.
- Właśnie zamierzałam się położyć…
- Dzwoniliśmy do was. Czemu nie odbieraliście?
- Widocznie nie usłyszeliśmy… Czy coś…
- Ok… A Bob żyje? – zaśmiała się Sejd.
- Skąd wiedziałaś? – zaciekawiła się Mags.
- Właśnie dlatego dzwoniliśmy do was. Chcieliśmy was ostrzec przed jego wizytą…
- To było niezręczne…
- Domyślam się. Ale przeżył to? – uśmiechnęła się Sejd.
- Właśnie od niego wracam. Wszystko z nim ok.
- Na drugi raz nie ignorujcie naszych telefonów.
- Tak chyba będzie lepiej – powiedziała Mags z uśmiechem.
- Chyba Bob najpierw zawędrował do pokoju mojego i Gee, bo jak wróciliśmy wyglądało tam jak po tornadzie. Gerard właśnie zajmuje się tym bałaganem.
- Cwaniara, wymigałaś się!
- Nieprawda! Wyobraź sobie, że on sam to zaproponował…
- Coś takiego…
- Przyjazd mamy jest strasznie mobilizujący.
- Czyjej mamy? – zaciekawiła się Mags.
- Jego i Mikey’a. Przyjeżdża jutro…
- No ładnie – Mags z trudem pohamowała śmiech.
- Mam przechlapane…
- Nie mów tak, wszystko będzie dobrze.
- Przecież wiesz, że ja zawsze robię z siebie idiotkę. Teraz też pewnie tak będzie.
- Będę cię pilnować – zaoferowała swoją pomoc Mags.
- Ok., liczę na ciebie – uśmiechnęła się Sejd – To ja już lepiej pójdę zobaczyć jak tam Gee radzi sobie z porządkami, bo mam pewne wątpliwości co do jego umiejętności w sprzątaniu.

**************************


Tym oto sposobem Mags i Sejd rozdzieliły się idąc w dwie przeciwne strony.
- Już jestem – obwieściła Mags wchodząc do pokoju.
- Coś długo cię nie było… Stęskniłem się – powiedział Frank całując Mags.
- Spotkałam Sejd i się zagadałam.
- Czyli już wszyscy wrócili?
- Na to wygląda. Jutro a właściwie to dzisiaj przyjeżdża mama Gee i Mikey’a.
- No nieźle, zrobi kontrolę? – zaśmiał się Frank.
- Frank! Po prostu chciałabym żebyś nie zrobił niczego głupiego w jej towarzystwie…
- Ja nigdy nic takiego nie robię…
- Obiecałam Sejd, że pomogę jej przetrwać ten dzień, a tobie czasem przychodzą różne pomysły do głowy…
- Ale to raczej Sejd powinna zrobić dobre wrażenie – zauważył Frank.
- Nie zaszkodzi zrobić miłej atmosfery.
- No niech będzie… Ale to tylko dla ciebie. A jak tam Bob? – zapytał Frank.
- Jakoś się trzyma… Przeprosiłam go.
- A niby za co?
- Za co się trzyma czy za co go przeprosiłam? – zapytała z uśmiechem Mags.
- Cóż to za aluzje? Pytałem za co go przeprosiłaś, przecież to on wszedł bez pukania – tłumaczył Frank.
- Ale to my nie zakluczyliśmy drzwi.
- To nie nasza wina, że zgubiłem klucz.
- O właśnie, nasza na pewno nie. Raczej twoja – powiedziała Mags pokazując mu język
- Znajdę go.
- Masz czas do jutra… Bo później musimy oddać klucz do recepcji.
- To już jutro wyjeżdżamy?
- Zapomniałeś?
- Przy tobie jakoś szybko leci mi czas… - powiedział Frank przytulając ją.
- Uważaj, bo zanim się obejrzysz będziesz już na emeryturze – zaśmiała się Mags.
- Na emeryturze będę miał przynajmniej więcej czasu dla ciebie.
- I mniejsze możliwości – uśmiechnęła się Mags.
- Ej, to ja tu robię za zboka! Nie kradnij mi mojej roli! – powiedział Frank kładąc Mags na łóżku.
- Drzwi są odkluczone, zboku.
- To co?
- Z naszym szczęściem znowu ktoś tu wejdzie.
- Mam genialny pomysł! – obwieścił Frank po czym wziął fotel i zastawił nim drzwi wejściowe.
- Mój ty geniuszu! – zaśmiała się Mags.
- Teraz już nie masz wymówki – powiedział wyraźnie uradowany Frank.
- No trudno, jakoś przeżyję – zaśmiała się Mags.
- Jak ja kocham twoje poczucie humoru…
Frank położył się obok Mags.
- Zamierzasz tak leżeć i wlepiać we mnie swój wzrok? – zapytała Mags.
- A liczyłaś na coś więcej, zboku? – uśmiechnął się Frank.
- Musisz wszędzie szukać podtekstów?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – pouczył ją Frank.
Nie pozwolił jej już odpowiedzieć na zarzuty zamykając jej usta pocałunkiem.

*******************************

Sejd wchodząc do pokoju zastała jeszcze większy bałagan niż był, kiedy wychodziła.
Gerard siedział na środku tego ‘czegoś’, bo pokojem hotelowym nie można było tego w tej chwili nazwać.
- Coś ci nie idzie… - powiedziała Sejd wyrywając Gee z zamyślenia.
- Już wróciłaś?
- Widzę, że bardzo się cieszysz…
- Nie o to chodzi, po prostu miałem nadzieję, że zdążę posprzątać przed twoim powrotem – tłumaczył się Gerard.
- Ciężko jest sprzątać siedząc i nic nie robiąc. Chyba, że wypróbowywałeś siłę swojego umysłu i chciałeś zrobić porządek oczami – zaśmiała się Sejd.
- Można tak powiedzieć – Gee odwzajemnił uśmiech.
- Chyba jednak ci pomogę – powiedziała Sejd zaczynając zbierać ubrania z podłogi.
- Wiesz co… Ja pozbieram ubrania, a ty możesz zająć się resztą – zaproponował Gerard zabierając Sejd ubrania.
- Umiesz je składać?
- Nie, ale dam radę.
- No to może będzie lepiej jak ja się tym zajmę?
- Mówiłem już, że sobie z tym poradzę.
W tym momencie z kieszeni spodni trzymanych przez Gee wypadł mały kartonik.
- A więc to dlatego nie chciałeś żebym ruszała twoje ubrania – Sejd była wyraźnie rozbawiona ta sytuacją.
- Eee… Ten… No… - plątał się Gerard oblewając się rumieńcem, po czym kopnął to pod łóżko.
- To teraz już mogę poskładać te ubrania, a ty zajmij się ustawianiem tych wszystkich lamp i dodatków na swoje miejsce – uśmiechnęła się Sejd.
- Ok… - Gee już nie zamierzał protestować.
Po godzinie w końcu wszystko wróciło do normy.
- Myślałam, że już nigdy nie skończymy – powiedziała Sejd.
- Ale się udało.
- O której macie ten wywiad?
- O 14:00 mamy być na miejscu…
- Jest już 7:00, więc lepiej chodźmy już spać żebyś tam nie zasnął – uśmiechnęła się Sejd.
- Ale mi się nie chce spać… - powiedział Gerard zbliżając się do Sejd.
- To czemu ziewasz?
- Booo… Eee.. Nie wiem.
- Kłamczuch! Nie chciałabym też żebyś zasnął przy mamusi…
- Nawet mi o tym nie przypominaj…
- To pójdziesz w końcu spać?
- To szantaż?
- Tak.
- Niech będzie… Wracam za 10 minut – oświadczył Gee wchodząc do łazienki.

**************************

Z całej siódemki tylko Ray pomyślał o nastawieniu budzika.
Tym samym o 12:30 był już razem z Mikey’em na nogach.
- Jak myślisz, wszyscy już wstali? – zapytał Mikey.
- A jedzie mi tu czołg? – powiedział ironicznie Ray.
- Rozumiem…
- No to idź wszystkich obudź, bo o 14:00 musimy być na miejscu, a nie wiemy dokładnie gdzie to jest.
- Czemu ja?
- A co, boisz się?
- Nie mam czego.
- No to idź ich obudź.
- Niech będzie… - powiedział niechętnie Mikey i poszedł na ‘misję’.
Najpierw postanowił odwiedzić Bob’a.
- Bob, wstawaj!
Powtórzył to jeszcze kilka razy, ale ze strony Bob’a nie było żadnej reakcji.
Mikey wpadł na genialny pomysł. Zabrał misia, do którego Bob był przytulony.
- Oddawaj go! – krzyknął Bob.
- A jednak da się ciebie obudzić… - zaśmiał się Mikey trzymając misia za łapkę.
- Chcesz mu łapkę złamać?! Oddawaj!
- Nie panikuj, trzymaj! – Mikey rzucił w jego kierunku Zygfrydka.
- Naderwałeś mu ścięgno, brutalu!
- Coś takiego…
- Dobrze, że mam zabrałem ze sobą bandaż. Nie płacz Zygfrydku, zaraz cię opatrzę.
- Załamujesz mnie… - powiedział Mikey wychodząc na korytarz.
Kolejnym pokojem z kolei był pokój Mags i Frank’a.
- To będzie ciężka artyleria… - powiedział sam do siebie.
Stwierdził, że ostrożniej będzie zapukać.
Nikt nie odpowiadał, więc postanowił otworzyć drzwi.
Jednak one ani drgnęły.
- Co jest?! – Mikey nie krył zaskoczenia.
W tym momencie obudziła się Mags.
- Frank, chyba ktoś się dobija do naszego pokoju…
- To ma pecha, śpij… - powiedział zaspany Frank.
- Otwierajcie! – krzyknął Mikey.
- Pali się? – odkrzyknęła Mags.
- Jest już prawie 13:00, a my o 14:00 musimy być na miejscu!
- O cholera! – Frank zerwał się na równe nogi i od razu odstawił fotel zastawiający drzwi.
- Z wami zawsze są jakieś problemy… - powiedział Mikey wchodząc do pokoju.
Mags spiorunowała go wzrokiem.
- A co? Nie mam racji?
- Nie masz jeszcze nikogo więcej do obudzenia? – zapytał Frank wyraźnie starając się pozbyć Mikey’a z pokoju.
- No tak… Sejd i Gee.
- To na co czekasz?
- Jak chcieliście mnie stąd wywalić, wystarczyło tylko powiedzieć…
- Mikey! – krzyknęła Mags.
- Jeżeli chciałeś wzbudzić w nas współczucie to ci nie wyszło – powiedział Frank.
- Jesteście bezduszni… - rzucił Mikey na pożegnanie.
- Tu nie powinno być problemów… - powiedział sam do siebie wchodząc do pokoju.
I rzeczywiście nie było.
Sejd i Gee już nie spali.
- Chciałem tylko przypomnieć, że zaraz musimy jechać na ten wywiad… - obwieścił Mikey.
- Wiem – odpowiedział spokojnie Gerard.
- To ja w tym czasie kupię jakieś ciasto dla waszej mamy… A tak w ogóle to o której ona przyjeżdża? – zapytała Sejd.
- O 15:00… - odpowiedział Mikey.
- Zdążycie wrócić do tego czasu?
- Raczej nie – rozwiał jej nadzieje Gee.
- No to pięknie…

*********************************

Po 30 minutach po MCR nie było już śladu.
- Mags, mamy problem… - zaczęła Sejd.
- Jaki?
- Mama Gee i Mikey’a przyjeżdża o 15:00.
- Przecież oni wtedy będą w studiu nagraniowym.
- No właśnie…
- Damy radę… - uspokoiła ją Mags, chociaż sama w to nie do końca wierzyła.
- Teraz chodźmy do cukierni po jakieś ciasto… Bo chyba się przyda…
- Na pewno nie zaszkodzi.
I tym oto sposobem na stole w pokoju Sejd i Gee wylądowało ciasto czekoladowe.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Mags, która godzina? – zapytała spanikowana Sejd.
- 14:30… Nie martw się, to nie może być ona. Jest za wcześnie.
- Kamień z serca… - powiedziała Sejd otwierając drzwi.
Jej oczom ukazała się blond włosa, dosyć już dojrzała kobieta.
- Dobrze trafiłam? – zapytała przerywając chwilę ciszy.
- Pani jest mamą Mikey’a i Gerard’a? Witamy serdecznie – powiedziała Mags ratując sytuację.
- Tak, Donna Way. Miło mi… A ty pewnie jesteś Sejd? – zwróciła się do Mags.
- Nie do końca… To znaczy ja jestem Mags, a to Sejd – tłumaczyła Mags wskazując na Sejd.
Sejd się tylko uśmiechnęła.
- Aha, rozumiem… A gdzie moi chłopcy?
- Właśnie są w jakimś programie MTV… Możemy obejrzeć, jeśli pani chce – zaproponowała Sejd.
- W sumie czemu nie…
- To niech się pani rozgości, a ja przyniosę talerzyki do ciasta.
- Czy to ciasto czekoladowe?
- Tak…
- To ja w takim razie podziękuję… Nie lubię ciasta czekoladowego.
- Nie wiedziałam… - tłumaczyła się zakłopotana Sejd.
- To może chociaż zechciałaby się pani napić kawy? – zaproponowała Mags.
- Z chęcią – powiedziała Donna uśmiechając się do Mags.
- To ja ci… pomogę – zaoferowała Sejd.
Po chwili obie znalazły się w kuchni.
- To katastrofa! – powiedziała Sejd.
- Nie jest tak źle… - pocieszała ją Mags.
- Ona mnie nie lubi…
- Przesadzasz…
- Od początku jej się nie spodobałam, a teraz jeszcze to ciasto… Mam wrażenie, że ona wolałaby żebyś ty była mną.
- To tylko kilka godzin, dasz radę.
- Zanieśmy jej ta kawę, bo nie jeszcze bardziej znienawidzi…

***********************

Kiedy weszły do pokoju program, w którym brali udział MCR właśnie się skończył.
- No to niedługo powinni wrócić… - powiedziała Sejd.
- Czekam na to z niecierpliwością – odpowiedziała Donna.
- Ja również – wtrąciła Mags.
- Więc ty spotykasz się z Frank’iem? – zaczęła Donna.
- Eee… No tak.
- Ma chłopak szczęście.
- Niewątpliwie – wtrąciła Sejd.
- Coś leży pod łóżkiem – zauważyła Donna.
- Tak? Niemożliwe… - Sejd właśnie sobie przypomniała o zgubie Gee.
- No przecież widzę.
- To pewnie jakaś zabawka naszego… kota.
- Uwielbiam koty! Gdzie jest to ślicznie stworzenie?
W tym momencie do pokoju wszedł Gerard, Mikey, Frank, Bob i Ray.
Jak to w takich momentach uścisków i buziaków nie było końca.
Po chwili już wszyscy siedzieli na kanapach.
- Więc… Gdzie ten twój kotek, Gerard? – zapytała mama Way.
- Kotek?!
Sejd szturchnęła go delikatnie w ramię.
- Później ci wytłumaczę… - szepnęła do niego.
- Pewnie się szwęda gdzieś po hotelowych korytarzach – wytłumaczyła Mags.
- No tak, koty to cudowne zwierzęta. Chodzą własnymi drogiami – uśmiechnęła się Donna.
- To może my pójdziemy go poszukać? – zaproponował Frank patrząc znacząco po kolei na Bob’a, Ray’a i Mags.
- Tak… Przecież nie chcemy żeby się zgubił… - powiedziała Mags.
- Frank, widzisz jaką masz troskliwą dziewczynę? Pilnuj jej, bo ze świecą takiej szukać – wtrąciła Donna.
Frank się tylko uśmiechnął.
Po chwili cała czwórka opuściła pokój.
- Czy mi się zdaje, czy mama Way’ów cię bardzo polubiła? – zaczął Frank.
- Nawet nic mi o tym nie wspominaj… Bedna Sejd.
- Ale to z tym kotem było dobre! Tylko o co w tym chodziło? – zapytał Bob.
- Sama do końca nie wiem… Coś leżało pod łóżkiem, ale widocznie Sejd uznała, że lepiej będzie jak Donna się nie dowie co to jest, więc zwaliła wszystko na nieistniejącego kota – wyjaśniła Mags.
- To teraz lepiej zaszyjmy się gdzieś na te kilka godzin, bo co jej powiemy kiedy znowu zapyta o tego nieszczęsnego kota? – zaproponował Ray.
- Masz rację… - przytaknęła mu Mags.
- W takim razie zapraszamy do naszego pokoju – powiedział Bob.
- Jakiego naszego? – zapytał Frank.
- Jak to jakiego? Mojego i Zygfrydka.
- No tak, mogłem się domyślić…

*******************************

Po chwili wszyscy już byli u Bob’a.
- Bob, nie nudzi ci się tu samemu? – zapytała Mags.
- Ja nigdy nie jestem sam, mam przecież Zygfrydka!
- No tak… - Mags poczuła, że lepiej skończyć ten temat.
- Mówiłem ci już, że wyjeżdżamy pojutrze a nie jutro? – zapytał Frank.
- Nie… A to dlaczego?
- Mieliśmy jechać do Szwecji na jakiś festiwal, ale przełożyli go na pojutrze, bo podobno strasznie tam pada teraz.
- Rozumiem…
- Ja się cieszę, więcej wolnego czasu oznacza więcej czasu z tobą – powiedział Frank obejmując Mags ramieniem.
- A ja wolałbym grać codziennie – wtrącił Ray.
- A to czemu? – zdziwił się Frank.
- Lubię to, po prostu.
- Wiesz co, Ray? Znajdź sobie kogoś.
- Frank! – Mags chciała sprowadzić go do porządku.
Ray zrobił to w inny sposób.
Frank dostał od niego poduszką prosto w twarz.
Rozpętała się bitwa na poduszki.
Jednak Mags i Frank już po chwili przestali w niej uczestniczyć zajmując się sobą.
- Frank, zboku! – Mags próbowała zwalić z siebie leżącego na niej Frank’a.
Frank żeby uciszyć Mags, pocałował ją.
- Ekhem… - odchrząknął Ray przyglądając się wyżej wymienionym.
- Daj im spokój! – powiedział Bob.
- Bob, dobrze się czujesz? Co ci jest? – zaniepokoił się Ray.
- Nic, powiedziałem tylko żebyś dał im spokój.
- Nie poznaję cię. Oddawaj Bob’a!
Bob pokazał mu fuck’a.
- Jaki agresywny – zaśmiał się Frank.
- Dostałam sms’a od Sejd. Donna już poszła – zakomunikowała Mags.
- No to teraz możemy bezpiecznie wyjść z ukrycia – zauważył Frank.
- Pójdę zobaczyć czy Sejd jeszcze żyje – zaśmiała się Mags.
- A ja pójdę do naszego pokoju. Pamiętaj, że czekam na ciebie z niecierpliwością – powiedział Frank całując Mags.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Czw 21:33, 09 Sie 2007 Powrót do góry

Mags ostrożnie weszła do pokoju Sejd i Gee.
- O, cześć Mags – powitał ją Gerard.
- Jak tam poszukiwania kotka? – zaśmiał się Mikey.
- O właśnie, Sejd. Teraz już możesz mi powiedzieć o co chodziło z tym kotem – wtrącił Gee.
- O twoją wczorajszą zgubę. Twoja mama zauważyła, że coś leży pod łóżkiem, musiałam jakoś odwrócić jej uwagę.
- Wczorajszą zgubę? – zaciekawiła się Mags.
- Eee… Nieważne – Gerard był zmieszany.
- Ja za chwilę wracam – powiedziała Sejd wychodząc z pokoju.
Weszła do pokoju Mags i Frank’a.
Frank widząc otwierające się drzwi rzucił się na nią.
- Ej, spokojnie! – przystopowała go Sejd.
- A… To ty… - powiedział zmieszany Frank.
- Wiem, że czekałeś na kogoś innego.
- Tak jakby…
- Chciałam się tylko upewnić, ze wiesz, że jutro Mags ma urodziny.
- Co?!
- Czyli nie wiesz?
- Nie mogłaś mi powiedzieć o tym wcześniej?
- A skąd miałam wiedzieć, że ty nie wiesz? Jesteście ze sobą już dosyć.. blisko. Myślałam, że wiesz o takiej podstawowej rzeczy.
- Czy to aluzja?
- Nie.
- Chyba będzie lepiej jak pojade po prezent dla niej… Teraz.
- To ja postaram się ją zatrzymać w moim pokoju zanim nie wrócisz.
- O, to dobry pomysł!
- Jak wrócisz napisz mi sms’a. To ja już lecę, na razie! – powiedziała Sejd wychodząc z pokoju.

************************

- Wróciłam – obwieściła Sejd wchodząc do pokoju.
- A ja chyba powinnam już iść.. – powiedziała Mags.
- Oj, posiedź z nami jeszcze chwilkę.
- Ale tylko chwilkę, Frank na mnie czeka.
- Przeżyje – uśmiechnęła się Sejd.
- I jak tam minęła wizyta mamy? – zapytała Mags spoglądając na Gerard’a.
- Nienajgorzej…
- Wiesz jakie śliczne bobaski były z Gee i Mikey’a? – zaśmiała się Sejd.
- Cicho!
- Szkoda, że nie miałam okazji tego zobaczyć – powiedziała Mags.
- Ale to i tak nie zmienia faktu, że raczej za mną nie przepada.
- Nie przesadzaj, lubi cię – uspokajał Gee.
- Jakoś dziwnie to okazuje… Mags, ale za to ciebie ubóstwia.
- To prawda – przytaknął Gerard.
- Ma się ten urok osobisty – zaśmiała się Mags.
Na tej pogawędce minęło im kiolka dobrych godzin.
Frank już dawno zdążył napisać sms’a do Sejd, że już wrócił.
- To ja już pójdę… Dobranoc! – pożegnała się Mags.

*************************

Nazajutrz Frank wstał dosyć wcześnie.
Jeszcze przed Mags.
Położył koło niej jej prezent urodzinowy, sam usiadł na fotelu, które znajdowało się naprzeciw łóżka.
- Już nie śpisz? – zdziwiła się Mags.
- W tak ważny dzień nie można spać…
Mags wstając z łóżka poczuła coś za sobą, odwróciła się.
- Co to?
- Twój prezent urodzinowy, wszystkiego najlepszego, kochanie – powiedział Frank całując ją w usta.
- Ona jest… Śliczna! Skąd wiedziałeś, że zawsze chciałam się nauczyć grać na elektryku?
- Domyśliłem się.
- Nauczysz mnie grać?
- Ale to później… - powiedział Frank znów zaczynając ją całować.
Kiedy tak leżeli nałóżku zajęci sobą, do pokoju wbiegli Bob, Ray, Sejd, Gee i Mikey z wielkim tortem śpiewając ‘Sto lat’.

************************


W dzień swoich urodzin oprócz gitary Mags wzbogaciła się o misia płci żeńskiej (przynajmniej tak twierdził Bob) Zefirynkę, wielki, błyszczący toster, ogromną torbę kosmetyków do stylizacji włosów (co szczególnie ucieszyło Frania), piżamkę imitującą kościotrupa i dosyć okazały zarówno jeśli chodzi o wygląd i wielkość budzik od Ray’a.
No cóż, można się doszukiwać w tym podtekstów, ale po co?
- Rozumiem, że dzisiaj mamy imprezę? - zapytał z nadzieją Frank.
- No jasne! – powiedziała z entuzjazmem Sejd.
- Fajnie, że ktoś mnie pyta o zdanie – wtrąciła Mags.
- Dzisiaj zdaj się na nas, będzie fajnie… - uspokoił ją Gerard.
- No to szykuj się, zaraz wychodzimy! – powiedział Frank.
- Gdzie? Przecież jest jeszcze wcześnie rano… – zauważyła Mags.
- Bez nas? – zapytał Bob.
- Naturalnie – rozwiał jego nadzieje Frank.
- Bob, wystarczy, że znowu im przeszkodziliśmy – zaśmiała się Sejd.
- Niby w czym?
- A już myślałem, że zmądrzałeś… - westchnął Ray.
- No to ja poświętuję sobie twoje urodziny razem z Sejd – powiedział Gee chwytając Sejd za rękę i pospiesznie wychodząc z pokoju.
Mags spojrzała znacząco na Frank’a.
Reszta zaczęła się śmiać.
- No cóż… To my też już wam damy spokój. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Mags – powiedział Mikey.
Już po chwili w pokoju została tylko jubilatka i Frank.
- Oni zawsze mają wyczucie czasu… - zaśmiał się Frank.
- Chcieli być mili – uśmiechnęła się Mags.
- Wiem… Ja chciałem być dzisiaj dla ciebie najmilszy, ale oni zepsuli mój plan… A raczej pierwszy punkt dzisiejszego planu.
- Jeszcze nic straconego… - uśmiechnęła się Mags.
- Czy to propozycja?
- Nie do odrzucenia.
- Muszę się zastanowić…
- Jesteś okropny! – zaśmiała się Mags.
- Ale takiego mnie kochasz – odwzajemnił uśmiech Frank.
- Skąd ta pewność?
- To wynika z ostatnich wydarzeń.
- Jaki ty spostrzegawczy jesteś.
- To jedna z moich wielu zalet.
- I do tego jaki skromny!
- Wiesz… Wracając do tej propozycji…
- To…?
- Przemyślałem to i… - Frank pocałował Mags kładąc ją na łóżko.

*********************







Gee i Sejd poszli do swojego pokoju.
- Gratulacje… - zaczęła Sejd.
Gerard spojrzał na nią badawczo nie wiedząc o co chodzi.
- W końcu zaczynasz logicznie myśleć. Zostawiłeś ich samych – zaśmiała się Sejd.
- A już myślałem, że znowu coś zrobiłem nie tak – Gee odetchnął z ulgą.
- Teraz ta twoja przypadłość robienia głupot przeszła na mnie. Twoja matka uważa mnie z idiotkę.
- Ona zawsze taka jest na początku, nie przejmuj się.
- W każdym razie mam nadzieję, że nie będzie składać nam wizyt zbyt często…
- Zapewniam cię, że nie będzie nas często odwiedzać – uśmiechnął się Gerard.
- No to dobrze, już myślałam, że będę musiała kupić tego kota – odwzajemniła uśmiech Sejd.
- Mogłaś wymyślić coś innego.
- A ty mogłeś nie kopać tego pod łóżko.
- A co miałem zrobić w tak głupiej sytuacji?
- Kulturalnie to podnieść i schować.
- Więc zrobię to teraz – powiedział Gee nurkując pod łóżko.
Sejd zaczęła się śmiać.
- Czemu się śmiejesz?
- Zabierasz zabawkę naszemu kotkowi!
- Kotkowi to się nie przyda…
- Chyba załapałam aluzję…
Gerard się tylko uśmiechnął i usiadł koło niej.
Objął ją ramieniem.
- Pooglądamy kreskówki? – zapytała Sejd.
- Mówiłaś, że już nie chcesz ich ze mną oglądać.
- Zmieniłam zdanie…
- Jak chcesz…
- A gdzie się podział twój entuzjazm, którym byłeś przepełniony przed chwilą? Przecież lubisz kreskówki.
- Ale ciebie bardziej.
- Masz mnie cały czas przy sobie.
- Mówiłaś, że załapałaś aluzję.
- To pójdziesz nacisnąć ten guzik przy telewizorze czy ja mam to zrobić?
- Ani ty tego nie zrobisz ani ja – powiedział Gee, po czym pocałował Sejd.
W tym momencie miało nastąpić ściąganie ubrań. No właśnie… Miało.
- Idziecie z nami na miasto? – zapytał Mikey wbiegając do pokoju.
Gerard spiorunował go wzrokiem.
Mikey spojrzał po kolei na brata, Sejd i na zgubę spod łóżka, która teraz znajdowała się na łóżku.
- Sorry, chciałem z kimś wyjść, ale nie chciałem… No wiecie… Przeszkadzać Frank’owi i Mags… I tak sobie pomyślałem, że wy jesteście sami i się pewnie nudzicie… Ale widzę, że się myliłem i wcale się nie nudzicie… No to uznajmy, że mnie tu nie było… - tłumaczył się zmieszany.
- Zostań – powiedziała Sejd tym samym zatrzymując Mikey’a.
W tym momencie ani Mikey, ani Gerard nie wiedzieli o co jej chodzi i jak zareagować.
- Co się tak na mnie patrzycie? Z chęcią pójdę na miasto.
- Jak to? – zapytał zdziwiony Gee.
- Normalnie. Idziemy na miasto – oznajmiła Sejd zapinając Gerard’owi trzy odpięte guziki od koszuli.

*******************

Tymczasem u Frank’a i Mags…
- Chcesz przeleżeć cały dzień? – zapytała Mags wtulona w Frank’a.
- W sumie jest tu całkiem miło… - uśmiechnął się Frank.
- Aż dziwne, że nikt tu nie wszedł – odwzajemniła uśmiech Mags.
- Może przerzucili się na Gee i Sejd?
- No to nie będą mieli takich atrakcji jak z nami – zaśmiała się Mags.
- Skąd wiesz?
- Tak myślę…
- Ja bym nie był tego taki pewien.
- Wiedziałabym o tym.
- A więc wy wszystko sobie mówicie? – zapytał wyraźnie zaciekawiony Frank.
- Na tym polega przyjaźń, słońce – powiedziała Mags całując go w usta.
- Przyjaźń polega na całowaniu? – uśmiechnął się Frank.
- Oj, przestań zboku! – Mags rzuciła w niego poduszką.
Bitwa na poduszki była na tyle zacięta, że oboje z wielkim hukiem wylądowali na podłodze.
Właściwie to tylko Frank spadł na podłogę, a Mags na niego.
- Teraz już wiem, że z tobą nie można zaczynać… - uśmiechnął się Frank.
Mags w ramach odpowiedzi pocałowała go w usta.
- Odwołuję to co powiedziałem! Za buziaka mogę spadać z łóżka.
- Aż tak się jesteś w stanie poświęcić? – zaśmiała się Mags.
- Czasem trzeba… To co idziemy?
- Gdzie?
- Chyba nie chcesz przesiedzieć swoich urodzin w hotelu.
- Nie… Ale gdzie idziemy?
- Zobaczysz…


*********************************

W pokoju Sejd i Gee toczyła się burzliwa dyskusja.
- Ale ja naprawdę mogę iść z kimś innym… - wykręcał się Mikey czując na sobie wzrok wkurzonego brata.
- Powiedziałam już, że chcę pójść na miasto – przekonywała go Sejd.
- Mi się już odechciało w sumie…
- Mikey, o co ci chodzi?
- No ten… Ja nie idę… Taki głupi pomysł miałem. Niewypał. No wiesz… Ale ja naprawdę nie chciałem wam przeszkadzać… - tłumaczył się Mikey.
- Ale ty nam w niczym nie przeszkodziłeś – powiedziała Sejd.
Gerard postanowił nie wtrącać się do rozmowy.
I tak samym spojrzeniem na brata zdziałał najwięcej.
O wiele więcej niż mógł zrobić słowami.
- Słyszę, że dzwoni moja komórka! Zostawiłem ją w pokoju – powiedział Mikey.
- Nic nie dzwoni – zauważyła Sejd.
- Dzwoni!
- Nie!
- Tak!
- Gee powiedz, że nie dzwoni! – powiedziała Sejd patrząc błagalnie na Gerard’a.
- Ja się nie wtrącam… - odpowiedział Gee.
- Dzwoni! – wtrącił Mikey.
- No to idź odebrać, bo już nie wkurzasz.
- Ok. – uśmiechnął się zadowolony z siebie Mikey.
Już po chwili go nie było.
- To było dziwne… - przerwała ciszę Sejd.
- Odrobinkę. Ale już go nie ma – uśmiechnął się Gerard.
- Wcale nie chciałam żeby sobie poszedł.
- Ale sama go wywaliłaś z pokoju.
- Bo mnie irytował.
- Nie powiem żebym był zmartwiony z tego powodu…
- Z jakiego powodu?
- Że nie idziemy na miasto.
- To ja pójdę włączyć ten telewizor… - powiedziała Sejd i po chwili wróciła na łóżko.
- Wiesz gdzie jest pilot? – zapytała.
- Nie…
- Co za złom, bez pilota nic się nie da z tym zrobić – narzekała Sejd.
Poczuła pod swoją ręką zgubę Gee.
- Miałeś to schować.
- Równie dobrze mogę to wyrzucić.
- Rób jak chcesz… Idę się przejść – powiedziała Sejd wychodząc z pokoju.

************************

Kiedy wyszła na korytarz spotkała na swej drodze Mags i Frank’a.
- Coś się stało? – zapytała zaniepokojona Mags widząc niewyraźną minę przyjaciółki.
- Wszystko jest ok… No to idźcie już i bawcie się dobrze. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! – powiedziała Sejd chcąc się ich pozbyć jak najszybciej.
- Ale… - zaczęła Mags.
- Później pogadamy. Idźcie już.
W końcu Mags i Frank dali za wygraną i wyszli z hotelu.
- Coś jest nie tak… - powiedziała Mags kiedy byli już nazwenątrz.
- Oj, nie zamartwiaj się – uspokajał ją Frank.
- A jak znowu ze sobą zerwali?
- Skąd ci to przyszło do głowy? A nawet jeśli to co z tego? Ostatnio rozstali się na kilka godzin – uśmiechnął się Frank.
- Jesteś okropny! – odwzajemniła uśmiech Mags.
- Oboje są zbyt podobni z charakteru do siebie. Muszą się kłócić. To nieuniknione.
- Może masz rację…
- Jasne, że mam rację! Jesteśmy na miejscu.
Ten dzień mijał bardzo szybko, więc był już wieczór.
Okazało się, że to ‘miejsce’ to restauracja.
- Myślałam, że będziesz bardziej oryginalny – zaśmiała się Mags.
- Czepiasz się. Chodź – powiedział Frank chwytając ją za rękę.
Po chwili byli już w środku.
- Tu jest jakoś tak… - zaczęła Mags.
- Jak?
- Romantycznie?
- Możliwe… Nie znam się na tym – uśmiechnął się Frank.
Na małą scenę wszedł jakiś hiszpański zespół.
Skąd ta pewność, że hiszpański?
Kapelusze mówiły same za siebie.
Zaśpiewali coś w rodzaju serenady.
Wszystko oczywiście po hiszpańsku.
- Wiesz… Zamówiłem ich dla ciebie – powiedział Frank, kiedy zespół już przestał grać.
- Serio? To słodkie… Szkoda, że nic nie rozumiałam – uśmiechnęła się Mags.
- Ja też nic nie rozumiałem, ale wyraźnie co piąte słowo to było ‘Mags’.
- Nie słyszałam…
- Psujesz klimat! – zaśmiał się Frank.
- Już nie będę… - odwzajemniła uśmiech Mags.
- A jak już jesteśmy przy takich klimatach to… - Frank wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko.
Otworzył je…
- Ja wiem, że na oświadczyny jest jeszcze dużo za wcześnie, więc pomyślałem sobie, że kupię ci taki drobny upominek… Tak po prostu, żebyś miała go zawsze przy sobie. Żebyś pamiętała, że to ode mnie i że tak jak on jestem zawsze przy tobie. Jak nie ciałem to myślami… - powiedział Frank wsuwając Mags pierścionek na palec.
- Frank… Nie musiałeś… Dostałam już dzisiaj od ciebie prezent…
- Ale gitary nie będziesz nosić zawsze przy sobie – uśmiechnął się Frank.
- Racja… - zaśmiała się Mags.
- Czy mogę liczyć na małgo buziaka?
- A więc to po to to wszystko – powiedziała podejrzliwie Mags.
- Po to też – odpowiedziałł Frank całując ją delikatnie w usta.

***************************

W tym samym czasie Sejd poszła do Mikey’a.
- To idziemy na to miasto? – zapytała.
- Przecież jest już ciemno… - zdziwił się Mikey.
- No tak…
- Co jest?
- Nic.
- Przecież widzę.
- Wybacz, ale nie będę się tobie spowiadać.
- A to dlaczego?
- Hmmm… Bo mam od tego przyjaciółkę?
- Zawsze możesz mieć jeszcze przyjaciela.
- Twój sposób wyciągania informacji jest nieskuteczny.
- No coż…. Ale próbowałem – uśmiechnął się Mikey.
- To ja już pójdę…
- Ok… I jeszcze raz przepraszam, że wtedy wszedłem.
- Mówiłam ci już, że nic się nie stało.
- Ja wiem swoje.
- Ciebie się nie da przegadać.. Na razie! – powiedziała Sejd wychodząc z pokoju.
I znowu spotkała, tym razem już wracających, Mags i Frank’a.
- A ty tak kręcisz się po tym korytarzu? – zapytał Frank.
- Taka mała forma rozrywki… - odpowiedziała Sejd.
- Frank, idź już do pokoju. Ja za chwilę do ciebie dołączę – powiedziała Mags.
Tym sposobem pozbyła się Frank’a.
- Widzę, że dzisiejszy dzień zaowocował – zaczęła Sej spoglądając na pierścionek Mags.
- To nie tak… To tylko pierścionek – tłumaczyła się Mags.
Sejd się tylko uśmiechnęła.
- Lepiej powiedz co się stało – zmieniła temat Mags.
- Nic, pilot od telewizora się zgubił i nie mam co robić.
- Czemu kłamiesz?
- Nie kłamię, serio się zgubił.
- Wiesz o co mi chodzi.
- Naprawdę nic się nie stało. Wiesz, że czasem mam humorki.
- Ale z tobą i Gee wszystko ok.?
- Tak.
- Mags idziesz? – ponaglał ją zniecierpliwiony Frank wyglądając z pokoju.
- No idź już. Pa – pożegnała się z nią Sejd i sama poszła do swojego pokoju.
Gerard już spał, a w TV leciały kreskówki.
- Pilot się znalazł… - powiedziała sama do siebie Sejd.
Położyła się obok Gee wtulając się w niego.
To od razu go obudziło.
- Już jesteś? – zapytał zaspany.
- Jak chcesz to mogę sobie pójść – uśmiechnęła się Sejd.
- To lepiej zostań… - odwzajemnił uśmiech Gerard..
Leżeli patrząc na siebie dłuższą chwilę.
- Wyrzuciłeś? – zapytała Sejd przerywając ciszę.
- Co?
- Wiesz co…
- Nie.
- Nie wiesz co czy nie wyrzuciłeś?
- Nie wyrzuciłem…
- To dobrze.
- Dobrze?
- Może się jeszcze przydać… - powiedziała Sejd puszczając mu czoko.
Gee się tylko uśmiechnął łobuzersko i zamknął jej usta pocałunkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Nie 13:42, 12 Sie 2007 Powrót do góry

Na drugi dzień wyjątkowo prawie wszyscy pamiętali żeby wstać wcześniej na samolot.
Jak widać prezent od Ray’a się przydał, bo już o 6:00 Mags i Frank byli na nogach.
- Widziałeś gdzieś moją prostownicę? – zapytała Mags pakując wszystko do torby.
- Nie, ale widziałem to – uśmiechnął się Frank wymachując górną częścią bielizny Mags.
- Super… Możesz mi to oddać?
- Nie – odpowiedział chowając bieliznę do kieszeni.
- To nie – Mags nie przerywała pakowania.
Do ich pokoju wszedł Mikey.
- Ray mnie wysłał żebym was obudził… Wy nie śpicie?! – nie krył zaskoczenia.
Frank znacząco spojrzał na budzik.
- Aaa… Teraz rozumiem – zaśmiał się Mikey.
Mags właśnie zapinała walizkę.
- Zaczekaj! – krzyknął Mikey.
- Co jest?
- No bo widzę tam tego miśka od Boba… Lepiej nie chowaj go do torby, bo będzie lamentował cały dzień.
- Kto? Miś?
- Bob!
- To co mam z nim zrobić? Nosić na rękach?
- Tak będzie bezpieczniej… - przyznał Frank.
- Chyba sobie żartujecie…
- Patrzcie! Prostownica leży pod lampą – zauważył Mikey.
- Znalazłeś ją! Dzięki! – ucieszyła się Mags.
Na dowód wdzięczności pocałowała Mikeya w policzek.
- Ekhem… - wtrącił Frank.
- No to żebyś nie czuł się pokrzywdzony… - powiedziała Mags całując Frania w usta.
- Ekhem… - tym razem wtrącił Mikey.
- Wybij to sobie z głowy! – oburzył się Frank.
- No przecież żartowałem…
Po chwili w pokoju Mags i Franka znaleźli się też Ray i Bob.
- Co to za schadzka? – zapytał Frank.
- No bo tak ustaliliśmy, że przed wyjazdem posiedzimy wszyscy razem u was – tłumaczył Ray.
- Dlaczego akurat u nas? – zapytała Mags.
- Bo trafił się wam największy pokój – odpowiedział Bob.
- A Gee i Sejd o tym wiedzą? – zainteresował się Frank.
- No jasne. Zaraz pewnie się tu zjawią – zapewnił go Mikey.
- A jak tam się czuje Zefirynka? – wtrącił Bob.
- Zefirynka? Eeee.. Świetnie – powiedziała Mags.
- Dałaś jej buzi na dobranoc? – zapytał z pełną powagą Bob.
- Eee… Ni…
W tym momencie Ray delikatnie szturchnął ją w ramię.
- Tak, jasne, że tak – Mags od razu zrozumiała o co chodzi.
- To dobrze – Bob odetchnął z ulgą.
- Frank coś ci wystaje z kieszeni – zauważył wyraźnie tym rozbawiony Ray.
- A to na pamiątkę – zaśmiał się Frank.
- Tak, na pewno ci się przyda – wtrąciła Mags.
- Nie wiedziałaś, że Frank jak nikt nie widzi przebiera się w damskie ciuszki? – zaśmiał się Mikey.
- To nieprawda! – oburzył się Franek.
Reszta zaczęła się z niego śmiać, bo zrobił przy tym minę obrażonego pięciolatka.
- Biedny Franio… Przytulić cię? – zapytał roześmiany Mikey.
- Zamknij się! Lepiej idź po swojego braciszka, bo coś tu dotrzeć nie może.
- Rzeczywiście ich nie ma – zauważył Bob.
- Szybki jesteś… - powiedziała Mags.
- No tak, ty jesteś szybsza – odgryzł się Bob.
- Bob! – krzyknął Frank.
- No co?
- To było nie na miejscu.
- Ale to ona zaczęła…
- Jesteś przedszkolakiem?!
- Dorosły się znalazł…
- Spokój! - Mags starała się opanować sytuację.
- Nie będzie spokoju dopóki on cię nie przeprosi! – Frank nie dawał za wygraną.
- Wymknęło mi się, wcale tak nie myślę… - tłumaczył się Bob.
- Cieszę się, że już się wszystko wyjaśniło, ale teraz chodźmy po dwójkę zaginionych – wtrącił Ray.
- Wszyscy? – zapytał Mikey.
- A czemu nie?
- Ale będą mieli pobudkę! – zaśmiał się Frank.
- Skąd wiesz, że śpią? Zapytała Mags.
- No to czemu ich jeszcze nie ma?
- Nie wiem…

**************************

Wszyscy cicho weszli do pokoju Gee i Sejd.
Tylko Bob został na zewnątrz.
- Mówiłem, że śpią – szepnął Frank spoglądając na łóżko.
- Aż żal ich budzić – rozmarzył się Bob, który właśnie wszedł do pokoju.
Wszyscy zmierzyli go wzrokiem.
- No co? – zapytał Bob.
- Z tobą się coś niedobrego dzieje… - powiedział zaniepokojony Ray.
- Ja bym raczej powiedziała, że Bob powraca do normy – wtrąciła Mags.
- Racja… - przytaknął jej Mikey.
- Kto ich obudzi? – Ray przypomniał wszystkim cel misji.
- Ja! – krzyknął Frank wskakując na łóżko.
- AAAAAAAAAA!!! – Gee i Sejd krzyknęli chórem.
- Frank, idioto! – wrzasnął Gerard.
- Ja tu wam pomagam, a ty jeszcze narzekasz.
- Pomagasz?!
- Jak tylko potrafię! – powiedział Frank ciągnąc za kołdrę.
Jednak spotkał się z oporem.
- Zostaw! – krzyknęła Sejd.
- Nie! – Frank nie dawał za wygraną.
- Tak!
- Nieeeee!
- Taaaaaaaaaaaaak!
- Frank, zostaw ich… – powiedziała niepewnie Mags.
- Nie ma mowy!
- Zostaw ich!
- Czemu?
Mags tylko spojrzała na niego znacząco.
- Aaa.. Ten no… Sorry… Zbierajcie się, będziemy czekać na was w naszym pokoju… - Frank plątał się w swojej wypowiedzi schodząc z łóżka.
Krótko po tym pokój opustoszał.
- Super… - powiedziała Sejd zakrywając twarz poduszką.
- Czemu ten budzik w telefonie nie zadzwonił…? - zastanawiał się Gee.
- Bo go nie nastawiłeś.
- No tak… - uśmiechnął się Gerard.
- To nie jest śmieszne…
- Przecież nie będę z tego powodu płakać.
- Mogłeś być bardziej odpowiedzialny i nastawić ten budzik.
- Ty też mogłaś.
Sejd się tylko uśmiechnęła.
- To nie jest śmieszne! – zaśmiał się Gee.
- To czemu się śmiejesz?
Gerard w ramach odpowiedzi pocałował ją w usta.

****************************

Po 30 minutach już wszyscy byli w komplecie w pokoju Mags i Franka.
Panowała niezręczna cisza.
Sejd i Gee czuli wzrok wszystkich na sobie.
- O co wam chodzi? – Sejd nie wytrzymała.
- Przecież nic nie mówimy… - powiedział Frank.
- No właśnie!
- Ładną mamy dziś pogodę, nie? – Bob próbował zmienić temat.
- Pada deszcz… - zauważył Gerard.
- A no tak…
- Frank, znalazłeś klucze do pokoju? – zapytała Mags.
- O cholera! – krzyknął spanikowany Frank – pomóżcie mi ich szukać!
Po 15 minutach intensywnych poszukiwań klucze w końcu się znalazły.
- Znalazłam! – krzyknęła triumfalnie Mags.
- I jak ja ci się odwdzięczę? – zapytał uśmiechnięty Frank.
- Ty potrafisz tylko w jeden sposób – dogryzł mu wciąż na niego wkurzony Gee.
- Święty się odezwał.
- Skąd wiesz co sobie pomyślałem?
- Ty zawsze myślisz tylko o jednym.
- Nieprawda!
- Ta pogoda chyba źle na was działa… - powiedziała zrezygnowana Sejd.
- Na kłótnie będziecie mieć czas w samolocie, chodźmy już, bo się spóźnimy – ponaglił ich Ray.
- Chyba już gdzieś to słyszałam… - zauważyła Sejd.
- To nie moja wina, że zawsze jak wyjeżdżamy ktoś się ze sobą kłóci.
- I dziwnym trafem zawsze jest to Gerard – powiedział Frank.
- Zamknij się! – uciszył go Gee.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Nie 13:48, 12 Sie 2007 Powrót do góry

świetne jak zawsze XD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
paula1192
Bywalec
Bywalec



Dołączył: 10 Sie 2007
Posty: 80 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Finlandii^^ xD

PostWysłany: Czw 20:32, 30 Sie 2007 Powrót do góry

bYoosYkYiiEe xD
nie no naprawde świetne ;DVery Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Sob 11:44, 01 Wrz 2007 Powrót do góry

Tygodnie w trasie mijały bardzo szybko.
Głównie za sprawą wciąż zwiększającej się liczby obowiązków spoczywających na MCR.
Koncerty, wywiady i konferencje prasowe stały się niemal codziennością.
Na życie osobiste pozostawało niewiele czasu…
Po ostatnim koncercie przed dwutygodniową przerwą wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Już nie mogłem się doczekać – powiedział Gerard idąc, a raczej prawie czołgając się do garderoby.
- Zawsze myślałam, że muzycy tylko imprezują, obijają się i biorą kasę za półdarmo – wtrąciła Sejd.
- Widzisz w jakim byłaś błędzie… - odezwał się resztkami sił Frank.
- Wreszcie będę mógł należycie zająć się Zygfrydkiem… Ostatnio z braku czasu zaniedbywałem go okrutnie… - zamyślił się Bob.
- A ja mam lepsze plany! – poinformował wszystkich Frank.
- Znając ciebie, to ten lepszy plan to napastowanie biednej Mags przez całe dwa tygodnie… - wtrącił Ray wycierając twarz ręcznikiem.
- Bardzo śmieszne… Za kogo wy mnie macie?!
- Za zboka – rozwiał jego wątpliwości Gee.
Mags już chciała stanąć w obronie Franka i dogadać Gerardowi, ale Sejd w porę jej przeszkodziła zasłaniając jej usta ręką.
- Obśliniłaś mnie! – krzyknęła wyraźnie rozbawiona Sejd.
- Trzeba było dać mi powiedzieć – powiedziała Mags pokazując jej język.
- To już wolę być obśliniona… - przyznała Sejd wycierając rękę w bluzę Mikeya.
- Spadaj! – krzyknął zdezorientowany Mikey.
- Spokojnie, to tylko ślina…
- To aż ślina! – Mikey wytarł bluzę w rozpinaną bluzę Sejd.
W tym momencie rozpoczęli ‘bójkę’.
W efekcie oboje wylądowali na podłodze leżąc na sobie.
Wszyscy patrzeli na nich w osłupieniu.
- No co? – zapytała Sejd leżąc na Mikeyu.
Nie czekając na odpowiedź wytarła obślinioną bluzę w twarz młodszego Way’a.
- To nie fair! – wrzasnął Mikey, ale po chwili zaczął się śmiać.
- Jak dzieci… - podsumowała ich Mags.
- To on zaczął! – tłumaczyła się Sejd schodząc z Mikeya.
- Nieprawda! – bronił się Mikey.
- Sejd, ty pierwsza się w niego wytarłaś… - zauważyła Mags.
- Ale to ty mnie obśliniłaś!
- Bo ty mi zasłoniłaś usta jak chciałam coś powiedzieć!
- No to co? Ale wychodzi na to, że ty zaczęłaś!
- Dobrze wiesz, że nie!
- Cichooooooooo! – uspokoił ich Ray.
- Frank, nie dokończyłeś mówić o swoich planach na najbliższe dwa tygodnie… - zmienił temat Gee.
- Ach, tak… No więc lecimy na Jamajkę! – oznajmił entuzjastycznie Frank.
- Jak to lecimy? My? – zdziwił się Bob.
- No przecież ciebie nie zabiorę! My to znaczy Mags i ja.
Mags spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Pierwsze słyszę… - powiedziała.
- Nie cieszysz się? – zapytał Frank.
- Cieszę się, podróżniku ty mój – odpowiedziała Mags całując go w policzek.
- A wy jakie macie plany na te dwa tygodnie? – zapytał Frank patrząc na resztę zespołu.
- No w sumie ja też już jakieś mam… - zaczął Gerard.
- Jakie? – zaciekawiła się Sejd.
- Chcę, a raczej moja mama chce… Żebyśmy pojechali do niej do New Jersey… Próbowałem ją odciągnąć od tego pomysłu, ale się uparła… Nie będzie tak źle…
Sejd z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez Gerarda rzedła mina.
- Chyba Sejd woli Jamajkę! – zaśmiał się Frank.
- Tak jakby… - powiedziała Sejd przytłumionym głosem.
- Przed wyjazdem kupcie kota – przypomniał im Mikey.
- O cholera! Kot! – krzyknął Gee.
- Kotem się nie martwcie… Powiecie, że ja i Frank się nim opiekujemy, czy coś w tym stylu… - zaoferowała swoją pomoc Mags.
- Jesteś genialna! – powiedział Gerard przytulając się do niej.
- Ekhem… - przerwał im Frank.
- To tylko po przyjacielsku było… - tłumaczył się Gee.
- Po przyjacielsku czy nie, łapy precz od Mags – zaśmiał się Frank przytulając swoją dziewczynę.
- A ja jadę z Alicią do Paryża! – pochwalił się Mikey.
- Ale fajnie… - powiedziała Sejd wciąż nie mogąc dojść do siebie.
- Ja wracam do Chicago – wtrącił Bob.
- Ja też wracam do domu. Tam najlepiej odpocznę – przyznał Ray.
- Wygląda na to, że wszyscy się rozdzielimy… - zauważył Frank ze smutną miną.
Jednak po chwili w jego oczach było widać dziką radość.
- Musimy zrobić imprezę pożegnalną! – krzyknął z entuzjazmem.
- Ale nie będziemy się widzieć tylko przez dwa tygodnie… - Gerard próbował ostudzić jego zapał.
- Teraz przebywamy ze sobą 24/7, więc dwa tygodnie to będzie wieczność!
- To prawda… - przytaknął Bob.
- Zaprosimy Brian’a* i całą ekipę techniczną. Jak przyprowadzą ze sobą swoich znajomych to zrobi się niezły tłum! – gorączkował się Frank.
- Wyjeżdżamy już jutro. Zdążysz wszystko załatwić w kilka godzin? – Ray najwyraźniej wątpił w możliwości kumpla.
- Spokojna twoja rozczochrana! A teraz wybaczcie na moment, musze wszystkich obdzwonić – powiedział Frank wychodząc z garderoby.

*********************************

- Wszystko załatwione! – oznajmił triumfalnie Frank.
- A tak właściwie to gdzie ta impreza? – zainteresował się Ray.
- Wynająłem klub.
- Klub nie będzie za duży dla takiej ilości osób? – zapytała Mags.
- Mówiłem już, że będą tłumy. No to szykujcie się, impreza zaczyna się za godzinę – obwieścił Frank.
Zaczął się prawdziwy dramat.
Chłopaki próbowali doprowadzić się do porządku po koncercie, a dziewczyny zajęły się fryzurami i make-up’em.
Godzinę później wszyscy już byli na miejscu.
- No, no… Frank, postarałeś się – powiedział Mikey klepiąc Franka po ramieniu.
W międzyczasie spoglądając na niezliczoną ilość osób.
- Macie zamiar podpierać ściany? Mags, chodź, zatańczymy! – oznajmił Frank wyciągając Mags na parkiet.
- No to ja pójdę po coś do picia… - powiedział Mikey.
- Mikey! – Gerard przywołał go do porządku.
- Spokojnie, wypiję mniej niż ostatnio…
- Pamiętaj, że ja cię już nie będę wlec do szpitala!
- Przestańcie… - uspokoiła ich Sejd.
- To on zaczął! – tłumaczył się Mikey.
- Gee, chodź na parkiet… - powiedziała Sejd chwytając go za rękę.
W ten sposób uniknęła kłótni pomiędzy braćmi.

********************************

Po godzinie.
- Mówiłem ci już, że świetnie tańczysz? – zapytał Frank.
- Nie licząc tych 11501 razy, to nie – uśmiechnęła się Mags.
W tym momencie poleciała wolna piosenka.
- To powiem to 11502 raz i pewnie to nie ostatni… - szepnął Frank przytulając Mags.
- Będzie mi ich brakować… - zaczęła Mags wtulona we Franka.
- Kogo? – zapytał Franek łaskocząc ją swoim oddechem.
- Wszystkich… Boba, Gee, Raya, Sejd, Mikeya…
- Ale za to będziesz mieć mnie na swoją wyłączność przez całe dwa tygodnie. Wynagrodzę ci brak reszty .
- W jaki sposób?
- Najlepszy z możliwych… - powiedział Frank patrząc jej głęboko w oczy.
Po chwili ciszy złożył na jej ustach namiętny pocałunek.

************************************

- Aż się dziwię, że jeszcze małe Franiątko się nie pojawiło – powiedział przytulony do Sejd Gerard obserwując pogrążonych w pocałunkach Franka i Mags.
- Dzieci nie powstają z pocałunków – zaśmiała się Sejd.
- Obaliłaś moją teorię! – odwzajemnił uśmiech Gee.
- Ale miło jest popatrzeć jak są sobą zafascynowani. Wciąż tak samo, jak na początku.
Gerard zaczął się jej przyglądać.
- O co ci chodzi? – zapytała zdezorientowana Sejd.
- Tak się tylko zastanawiam czy ty też jesteś mną zafascynowana tak samo jak na początku.
- Nie.
- Jak to? – Gee najwyraźniej oczekiwał innej odpowiedzi.
- Na początku przecież cię wręcz nienawidziłam, a przebywanie w twoim towarzystwie było dla mnie męczarnią – uśmiechnęła się Sejd.
- Wciąż mnie zaskakujesz – zaśmiał się Gerard.
- I to chyba jest właśnie fascynacja – powiedziała Sejd całując go w usta.
Podszedł do nich Ray.
Chwycił Gee za ramię.
- Co jest? – zapytał Gerard odklejając się od Sejd.
- 5 rano, za godzinę mam samolot i muszę się już zbierać… - powiedział Ray.
- Tak szybko? – zapytała Sejd z zaszklonymi oczami.
- Ej, nie rozklejaj się! To tylko dwa tygodnie – starał się pocieszyć ją Ray.
Po chwili już wszyscy znaleźli się w jednym miejscu na środku parkietu.
- Ja lecę jednym samolotem z Ray’em – oznajmił Bob.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że będę za wami tęsknić… - przyznała Mags.
- To tylko dwa tygodnie… - powiedziała cicho Sejd.
- To ty się pierwsza popłakałaś, mądralo! – uśmiechnął się Gee próbując uratować atmosferę.
- Ja wcale nie płaczę! – zaprotestowała Sejd ukradkiem wycierając kroplę spływającą po policzku w rękaw.
- Taaa… Tylko ci się oczy pocą… - zaśmiała się Mags.
Sejd dała za wygraną i zaczęła się śmiać razem z wszystkimi.
- Musimy już iść… - powiedział Ray.
Wszyscy zaczęli obściskiwać Boba i Raya.
- Trzymajcie się… - pożegnał ich Frank.
- Do zobaczenia za dwa tygodnie, wykorzystajcie je dobrze – zaśmiał się Ray puszczając oczko do Franka, Gee i Mikeya.
- A ty, Mikey? Kiedy masz samolot? – zapytała Mags.
- O 6:30… O cholera! Chłopaki, czekajcie na mnie! –wrzasnął spanikowany Mikey i pobiegł za Bobem i Rayem.
- Miłego wypoczynku braciszku! – krzyknął za nim Gee.

***********************

Mimo, że dochodziła 6:00 rano sala wciąż była pełna.
Cała ekipa przecież od tego dnia miała już urlop.
Wszyscy mogli się wyluzować.
Kilka osób nie wytrzymało i spało już gdzieś pod stołami i na sofach.
Z pijaństwa lub zmęczenia.
Ja obstawiam to pierwsze.
- Padam z nóg, pójdę gdzieś usiąść… - powiedziała Mags z wielkim wysiłkiem, bo muzyka zagłuszała to co mówiła.
- Źle się czujesz? – zapytał zaniepokojony Frank.
- Nie, po prostu od kilku godzin bez przerwy jestem na parkiecie. Widzę, że Sejd siedzi sama, pójdę do niej.
- Ok…
Mags przysiadła się do Sejd.
- Już wymięłaś? – zaśmiała się.
- Już dawno… - odwzajemniła uśmiech Sejd.
- A gdzie zgubiłaś Gee?
- Matt przyszedł na imprezę…
- Matt?
- To były perkusista.
- Co on tu robi?
- Wiesz… ma znajomych w ekipie. Ktoś go zabrał ze sobą.
- Aha… A Gerard co ma z tym wspólnego?
- Chciał po prostu z nim pogadać. Chyba gdzieś poszli, bo ich nie widzę.
W tym momencie dosiadł się do nich Frank.
- Smutno mi tak tańczyć bez ciebie… - zaczął.
- To ja już pójdę… - powiedziała Sejd z zamiarem wstania z sofy.
- Zostań. Poczekamy tu z tobą na Gee – zadeklarowała Mags.
- Dzięki, jesteś kochana.
- A gdzie on zaginął? – zainteresował się Frank.
- Poszedł pogadać z Mattem…
- Z TYM Mattem?!
- Zależy o którego ci chodzi… Z waszym byłym perkusistą.
- Z Pelissierem?! Tym oszołomem?! Musimy ich znaleźć! – Frank był wyraźnie zdenerwowany.
- Frank, spokojnie… - próbowała uspokoić go Mags.
- Wiesz dlaczego Pelissier został wykopany z zespołu? Bo pił i ćpał i w ogóle mu się nie śniło z tym skończyć. On i Gerard nakręcali się nawzajem… Po odwyku Gee w końcu przejrzał na oczy i wspólnie postanowiliśmy pozbyć się Matta. Teraz są dwie opcje… Albo się leją gdzieś w kącie albo…
- Ale Gee wcale nie był zdenerwowany, widziałam jak rozmawiali, a później gdzieś poszli – tłumaczyła Sejd.
- No to jest gorzej niż myślałem…
- Jak to? – zdziwiła się Mags.
- Ja go poszukam, a wy tu zostańcie i dajcie mi znać w razie jakby wrócił – oznajmił Frank i nie czekając na odpowiedź pobiegł w kierunku toalet.
- Zaczynam się bać… - powiedziała zaniepokojona Sejd.
- Czego?
- Paniki Franka. Chyba bez powodu by się tak nie zachowywał…
- Ale sama mówiłaś, że tylko rozmawiali.
- Bo to prawda…
- Więc nie zamartwiaj się na zapas – powiedziała Mags przytulając przyjaciółkę.

*Brian – manager MCR.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Sob 11:51, 01 Wrz 2007 Powrót do góry

ło ho xDD suuuuuuuuuuuuper


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Säde
Administrator
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 969 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Belleville, New Jersey

PostWysłany: Sob 21:43, 08 Wrz 2007 Powrót do góry

Po 5 minutach wrócił Gerard, jednak już bez towarzystwa Matta.
- Przepraszam, że tak długo – powiedział całując Sejd w policzek.
- Gdzie byłeś? – zapytała Sejd.
- Na zewnątrz, chwilę rozmawiałem z Mattem.
- To ja zadzwonię po Franka – zakomunikowała Mags.
- A gdzie on jest? – zainteresował się Gee.
- Właśnie cię szuka.
Gerard zrobił minę jakby właśnie chciał powiedzieć „What the fuck?!”, ale jednak nie powiedział nic.
- Stary, a ja cię szukam! – powiedział Frank siadając na kanapę.
- Niepotrzebnie – zauważył Gee.
- Po prostu wolałem żebyś nie zbliżył się za bardzo do Matta…
- Teraz mówisz tak jakbym co najmniej się w nim podkochiwał! – zaśmiał się Gerard.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi – skarcił go Frank.
- Myślisz, że byłbym taki głupi?
- Wolałem się upewnić.
Gerard spiorunował przyjaciela wzrokiem.
- Już musimy się zbierać… - powiedział Frank spoglądając na zegarek tym samym unikając ostrzejszej wymiany zdań.
- Już teraz? – zapytała zasmucona Sejd.
- No tak, za 1,5 godziny mamy samolot, a wiesz, że na lotnisku czasem się trochę czeka…
- No tak, wiem…
Pożegnanie trwało dobre 15 minut.
- Nie płacz! – powiedziała Mags wycierając łzy przyjaciółce.
- Nie umiem…
- Zobaczycie się niedługo… - starał się pocieszyć je Gerard.
- To ja już musze was rozdzielić, bo zrobicie powódź… - próbował rozluźnić atmosferę Frank – No… Starczy już…
- Miłego wypoczynku wam życzę… - powiedziała Sejd próbując się uśmiechnąć.
- Dzięki i nawzajem – odwzajemniła uśmiech Mags.
W tym momencie Sejd przypomniało się jak ona będzie musiała spędzać te 2 tygodnie.
Wolałaby żeby ten urlop nie istniał.
Po kilku minutach po Mags i Franku nie było już śladu.
- A my kiedy jedziemy? – zapytała Sejd.
- Jutro.
- No to dzisiaj ostatni dzień wolności…
- Dlaczego jesteś tak negatywnie nastawiona do mojej matki?
- To ona jest negatywnie nastawiona do mnie.
- Nie zauważyłem tego…
- Bo przy tobie tego nie okazywała.
- A tam ciągle będę przy tobie, więc też tego nie okaże.
- Racja! – uśmiechnęła się Sejd.

*****************************

Mags i Frank właśnie lecieli na swój zasłużony odpoczynek.
- Frank… Tak właściwie to czemu wybrałeś Jamajkę?
- Eee… Bo wcisnęli mi ulotkę z biura podróży… No to pomyślałem sobie, że na Jamajce może być fajnie.
- Jestem ciekawa jak będziesz wyglądał z opalenizną…
- Z czym?!
- No przecież to chyba normalnie, że tam się opalisz.
- Ale ja nie mogę się opalić, wyglądałbym śmiesznie na scenie…
- Nie pomyślałeś o tym wcześniej? – Mags była wyraźnie rozbawiona tą sytuacją.
- Jaki ze mnie głupek… - użalał się Frank.
- Ale za to kochany… - powiedziała Mags całując go na pocieszenie – Nie martw się, znajdziemy dla ciebie jakiś kremik i będzie ok.
Po chwili rozmowy oboje zasnęli opierając się o siebie.

***************************

Tymczasem impreza dobiegała końca.
- Jestem strasznie zmęczona… - narzekała Sejd.
- Ja też… - wtórował jej Gerard.
- Pusto tu bez nich…
- Przyzwyczaisz się.
- Nie mam wyboru.
Po 20 minutach byli już w hotelu.
Od razu się położyli.
- Nawet nie mam siły żeby pójść do łazienki – powiedziała Sejd mówiąc coraz wolniej aż w końcu zasnęła.
Gerard przyglądał się jej chwilę po czym zadzwonił po kolei do Mikeya, Boba i Raya.
Sam od zawsze bał się samolotów i martwił się o znajomych, którzy nimi lecieli.
Wszyscy byli już na miejscu.
Do Franka i Mags nie było sensu dzwonić, bo i tak mieli wyłączone telefony.
Po chwili poczuł się tak zmęczony, że od razu zasnął.
*********************

Czas mijał bardzo szybko.
Mags i Frank już od kilku godzin byli na miejscu i właśnie wybierali się na plażę.
- Ta Jamajka to jednak był zły pomysł… - powiedział Frank rozkładając leżaki na plaży.
- Dlaczego? – zaciekawiła się Mags.
- Bo będę codziennie się na ciebie napalać. Za dobrze wyglądasz w tym stroju – zaśmiał się Frank.
- Mój ty biedaku – powiedziała Mags całując go w policzek.
- Nie wiem czy to wytrzymam…
- Wytrzymasz, w każdym razie warto będzie wytrzymać – Mags puściła mu oczko.
- Trzymam cię za słowo – powiedział Frank obejmując ją.
- Akurat teraz trzymasz mnie za tyłek – zaśmiała się Mags.
Frank nie chciał się tłumaczyć, więc w ramach odpowiedzi pocałował ją namiętnie.
Po chwili wziął ją na ręce i zaczął biec w kierunku wody.
- Fraaaaaaank! – krzyczała Mags.
Na nic były jej krzyki, bo już po chwili oboje znaleźli się w wodzie.
- Jak mogłeś?! – zaśmiała się Mags chlapiąc Franka wodą.
- Lepsze to niż leżenie plackiem na plaży.
- Nie wiem jak ty, ale ja chcę się opalić – powiedziała Mags dumnie maszerując w kierunku brzegu.
Frank złapał ją za rękę i przyciągnął ją do siebie.
- O nie moja droga, nie ma tak łatwo – powiedział całując ją po szyi.
- Zapomniałem komórki z hotelu, a miałem zadzwonić do wszystkich… - przypomniał sobie Frank.
- To idź po nią.
- Chodź ze mną.
- Nie chce mi się…
- To ja cię zaniosę – powiedział Frank przekładając Mags przez ramię.
- Jesteś nienormalny! – zaśmiała się Mags.
Hotel był dosłownie kilka kroków od plaży, więc już po chwili byli na miejscu.
- Gdzie ja go położyłem…? – zastanawiał się Frank.
- Jest tam – powiedziała Mags wskazując na szafkę nocną.
- Rzeczywiście… - uśmiechnął się Frank – Teraz muszę ci jakoś podziękować na znalezienie moje zguby.
- Jak mogłam być taka naiwna i dać się zwabić do hotelu… - uśmiechnęła się Mags.
- Zakochani czasem nie myślą.
- Zamknąłeś drzwi na klucz?
- Taaaaaak… - powiedział uśmiechnięty Frank kładąc Mags na łóżko.
- Ray miał rację… - zaśmiała się Mags.
- On zawsze ma rację… - przytaknął jej Frank.

*****************************

Na drugi dzień Gerard wstał bardzo wcześnie.
On i Sejd przespali cały dzień i noc.
Gee nad ranem zorientował się, że skończyły się papierosy.
Jak każdy nałogowiec od razu poszedł do sklepu.
Jego uwagę przykuła okładka jednej z gazet.
Kupił ją i wrócił do hotelu.
Zadzwonił do Franka.
- Cześć Frank!
- Gee? Właśnie miałem do ciebie dzwonić…
- I jak tam wakacje?
- Lepszych wymarzyć sobie nie mogłem.
- Mags ma fajny strój kąpielowy… - powiedził Gerard przyglądając się zdjęciu z okładki gazety.
- Skąd wiesz? – zdziwił się Frank.
- Powiedzmy, że jestem jasnowidzem… Swoją drogą gdybyś tak obmacywał Mags przy Bobie to już by dawno zawału dostał - zaśmiał się Gee.
- Eee… - Franka w tym momencie nie było stać na żadną bardziej rozbudowaną wypowiedź.
- No i jesteście bardzo fotogeniczni!
- F o t o g e n i c z n i?
- No nie mów, że nie widziałeś żadnej gazety dzisiaj.
- Nie…
- Szkoda, miałbyś kolejne zdjęcia do albumu rodzinnego!
- Nie mów, że są tu paparazzi…
- Czy są? Stary, w każdej gazecie o was piszą.
- O cholera…
- Czym się martwisz? Stracisz tylko trochę pseudo fanek – zaśmiał się Gerard.
- Bardzo śmieszne! Lepiej opowiadaj jak tam u mamusi – próbował odgryźć się Frank.
- Dzisiaj jedziemy.
- Aaa… Musze już kończyć, na razie! – powiedział Frank kiedy poczuł rękę Mags na swojej.
- I co tam u nich? – zapytała Mags.
- Wszystko ok… Idziemy na plażę?
- A chcesz? – powiedziała Mags z łobuzerskim uśmiechem.
- A masz jakąś lepszą propozycję…?
Mags wytłumaczyła swoje zamiary pocałunkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mags
Moderator
Moderator



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 708 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie Frank

PostWysłany: Sob 21:47, 08 Wrz 2007 Powrót do góry

jestem w gazecie xDD ale super
Frank jak zawsze napalony xDDD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)